18 listopada 2024

Od Yangcyna – Ubranie

— Jak to, już wyszedł?!
Wszyscy przebywający w pomieszczeniu funkcjonariusze oderwali wzrok od swoich zajęć, by posłać ogoniastemu chłopakowi nieco krytyczne spojrzenie. Yangcyn poczuł na sobie wszystkie pary oczu, pospiesznie każdemu pokazał przepraszający gest. Odchrząknął niezręcznie, z powrotem popatrzył na Andreę.
Kobieta siedziała przy swoim biurku, przeglądała właśnie jakieś papiery, zapewne te, które wcześniej wręczył jej Tristan. Sam agent specjalny zajmował własne miejsce, obracając w palcach opakowanie papierosów, jak gdyby kontemplował, czy wyjść zapalić, czy jednak nie.
Yangcyna tylko przez chwilę nie było. Okej, dobra, przesadził, nie było go przez kilkanaście minut, bo wpierw poszedł do toalety, a potem wyłapał go komendant, który jak zwykle miał zbyt dużo wolnego czasu i musiał go zabić poprzez pogawędkę z kimś. Demon aż przez moment żałował, że w ogóle się z nim zaprzyjaźnił. Nie powinien był się tak podlizywać, wystarczyło, że mężczyzna wiedział o prawdziwym stanowisku Fienny, a on mógł pozostać z etykietą jedynie jej podopiecznego z ciekawą mocą. Uch, powinien przestać być taki towarzyski... Ale nie jego wina, że był ekstrawertykiem.
Gdy wreszcie wrócił pod pokój przesłuchań, okazało się, że całe spotkanie dobiegło końca. Przynajmniej na razie, bo Dante po prostu trafił do aresztu. I teraz najzabawniejsza rzecz: Yangcyn miał bana na wchodzenie tam! Wiele razy próbował, ale siedzący przy wejściu i pilnujący kluczy policjant nie pozwalał mu nawet zbliżyć się do celi, którą zajmował blondyn. Jak zacięta płyta powtarzał, że cywile nie mają tu wstępu, bla, bla, przepustka konsultanta niczego nie zmieniała, bla, bla. No, żeby go...!
Nie, spokojnie, wdech i wydech, Cynk nie myślał o niczym demonicznym. Po prostu wiedział, że koleś wymyślił sobie z nim jakiś beef. Bo, jakby, znał się trochę z tym jednym funkcjonariuszem i się pokłócili o pewną rzecz, ale to była drobnostka, och! Nie poszło o nic poważnego. Mężczyzna zatem z czystej złośliwości nie chciał go przepuścić. Żenada.
Nie pozostało mu nic innego jak czekać, aż policjant skończy swoją zmianę i zastąpi go ktoś inny, ktoś, kto już pozwoli demonowi porozmawiać z Dantem. Tak, postawił to sobie za dzisiejszy cel. Sorry, ale ten facet tak dobrze się ubierał, do tego nosił własnoręcznie uszyte ciuchy! Yangcyn nie mógł pozwolić na przegapienie takiej okazji! Musiał, po prostu musiał zdobyć adres zakładu, w którym pracował, najlepiej jeszcze się zapowiedzieć! Przyjdzie, obejrzy wszystko, a potem sam coś zamówi! Coś na poziomie światowej sławy modela!
Cena? Nie grała roli! Po prostu przez jakiś czas będzie pościł. Zresztą, Fienna i tak dokładała się do zakupów, więc nie umrze z głodu. Dobra, przez rok niczego nowego nie kupi, ale będzie miał super ubranie! Wyjątkowe! Jedyne w swoim rodzaju! Specjalnie uszyte dla niego!
I co, i jak wrócił ze spaceru, na który zabrał Tosta, to Dantego już nie było! Zniknął! Przepadł! Rozpłynął się jak kamfora, nie pozostawiając po sobie śladu!
— Jak on wyszedł?! — znów podniósł ton, ale nie tak głośno, co wcześniej. — Nie miał wyrobić czterdzieści osiem?
— Myślałam, że chcesz, żeby szybciej wyszedł. — Andrea spojrzała na niego, uniosła jedną brew.
— Bo chciałem! To znaczy! — Odchrząknął znów, wyprostował się. — Wiesz, o co mi chodzi, chciałem z nim porozmawiać! Tylko Gryzak nie wpuszczał mnie do aresztu, a potem musiałem iść, wyprowadzić Tosta na spacer, a potem już Dantego nie było!
— Czemu nazywasz sierżanta Hausa Gryzakiem?
— Bo wygląda jak taki do gryzienia. — Kłapnął zębami, odsłonił górne kły.
Wtem usłyszał ciche prychnięcie, zarówno on, jak i Andrea, spojrzeli na Tristana, który wciąż bawił się paczką papierosów, jakby to była najciekawsza rzecz na całym komisariacie.
— Wracając — Cynk powrócił wzrokiem na aspirant — kiedy Dante wyszedł?
— Jakiś kwadrans temu. — Andrea wzruszyła ramionami.
Słysząc to, demon głośno westchnął, koniec ogona nieco opadł. Czyli nie złapie go po drodze...
Tak blisko, a tak daleko! Jeszcze czuł unoszące się w powietrzu jego perfumy! Gdyby był chociaż kilka minut wcześniej...
Co za pech.
Musiał jakoś inaczej sobie z tym poradzić. Okazja tak naprawdę nie przeszła mu koło nosa. Wciąż miał szansę. Mógł spełnić swoje marzenie. Ha, na pewno je spełni! Jeśli chodziło o polowania, wyznaczał się niesamowitą wręcz determinacją! To znaczy, to nie tak, że zapoluje na Dantego, znaczy się, zapoluje, ale nie z zamiarem zjedzenia. Złapie trop, który zaprowadzi go aż pod same drzwi zakładu krawieckiego. Czuł to. Wierzył.
A najszybszą ku temu drogą było...
— Andreaaaaaa.
Kobieta podniosła wzrok z papierów, do których próbowała wrócić, posłała chłopakowi pytające spojrzenie. Widząc jego niewinny uśmiech i stykające się ze sobą opuszki palców wskazujących, momentalnie się skrzywiła.
— Nie — zaprzeczyła. — Nie można ujawniać cywilom czyichś wrażliwych danych.
— Ale to tylko adres pracy. — Yangcyn nie zamierzał się tak szybko poddać. — Poza tym nie jestem do końca cywilem...
— Nie jesteś funkcjonariuszem, zatem nie możesz otrzymać wglądu do cudzych papierów.
— Ten jeden raz? — Wystawił palec, podkreślając tym liczbę.
— Nie.
— Jeden, jedyny?
Niestety Andrea również nie miała w planie porażki.
— Jedno przekroczenie prawa sprawia, że kolejne łatwiej przychodzą.
I była na tyle nieugięta, że Yangcyn nigdy by z nią nie wygrał. Szanował ją bardzo, wręcz podziwiał za oddanie swojej pracy. Ale akurat w tej sytuacji wyjątkowo przeszkadzało mu, że kobieta musiała być aż tak idealną policjantką, przestrzegającą prawa w stu procentach, nigdy nawet o promil mniej. Chłopak mógł się domyślić wyniku tego pojedynku, a mimo to klęska go solidnie dotknęła.
Pożałował, że wtedy, w pokoju przesłuchań, nie skorzystał z okazji i nie wyłapał przynajmniej nazwy zakładu krawieckiego z akt.
Pociągnął nosem, gdy nagle zdał sobie z czegoś sprawę. Skupił uwagę na Tristanie, który już odłożył paczkę, a teraz wpatrywał się znudzonym wzrokiem w monitor komputera. Czując na sobie spojrzenie, mężczyzna odruchowo popatrzył na demona, potem na ekran, potem znów na niego.
— Na mnie nie patrz — rzucił obojętnym tonem.
— Nie, po prostu czuję od pana kawę i nabrałem ochoty. — Ruchem głowy wskazał plamę na koszuli. — Chyba sobie jakąś kupię. Najlepiej taką gorzką, odzwierciedlającą mój los.
Obrócił się na pięcie, machnął przy tym ogonem, a następnie ruszył w stronę wyjścia. Andrea odprowadziła go kawałek spojrzeniem, podczas gdy Tristan zbliżył poplamioną część koszuli do nosa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz