27 listopada 2024

Od Song Ana — Miękisz asymilacyjny

Song An słuchał relacji mistrza z bardzo dużym zaskoczeniem. Prawie upuścił z rąk szopa, gdy usłyszał wszystko to, czym dzielił się jego mentor. 
— Ja… — powiedział niepewnie. — Nic z tego nie pamiętam.
Była to całkowita prawda. Chociaż Song An posiadał doskonałą pamięć, żadnego z opisywanych wydarzeń nawet nie kojarzył. Wydawały mu się one całkiem obce, jakby nie należały do niego. 
— Cóż — zaczął Yunru Lei, śmiejąc się niezręcznie. — Uznałem to za zbyt dziwny początek współpracy. W związku z tym po prostu usunąłem kilka pierwszych wspomnień, aby rozpocząć wszystko od nowa.
— Możesz, mistrzu, tak zrobić?! — Song An nie krył swojego szoku. Nigdy nawet nie pomyślałby o tym, że mentor posiada taką moc! 
— Zrobiłem to tylko raz — zarzekał się bóg burzy. — I mogę ci obiecać, że nigdy więcej tego nie zrobię. 
Song An nie miał powodów, aby nie wierzyć swojemu mistrzowi. Odetchnął z ulgą. 
— Dziękuję, że mi o tym wszystkim powiedziałeś, mistrzu — powiedział Song An po chwili namysłu. Słowa z trudem przechodziły mu przez gardło. — Przykro mi też, że Song Ning nie wrócił. 
— Pewnego dnia i tak musiałeś się dowiedzieć — odparł Yunru Lei z lekkim wzruszeniem ramion. — Od śmierci Song Ning’a minęło już naprawdę wiele czasu. Czasu nie cofniemy. Możemy tylko wspominać dobre chwile i cieszyć się, że udało się nam je przeżyć. 
Song An pokiwał zgodnie głową. Wziął głęboki oddech i dodał ciszej: 
— Dziękuję też, że zdecydowałeś się mnie zatrzymać, mistrzu. 
— Szybko się przywiązałem — przyznał Yunru Lei. — I, prawdę mówiąc, wcale nie jesteś taki złym uczniem. Niczego nie żałuję.  
— Pamiętam, że na początku nie było łatwo — przypomniał sobie Song An, marszcząc brwi. Jego wspomnienia z pierwszych dni na Gromie były… dość różne.
— Pytałeś dosłownie o wszystko — westchnął Yunru Lei. — Nigdy nie zapomnę, jak kręciłeś się po świątyni, chodząc krok w krok za mną, pytając „Co to? Do czego służy łyżka? Skąd się biorą małe kotki? Co to miękisz asymilacyjny?”.  
— Do dzisiaj nie wiem, co to jest, mistrzu — zaśmiał się Song An, na co jego mentor jedynie przewrócił oczami.
Rozmawiali jeszcze przez dłuższą chwilę na różne swobodne tematy. Wspominali trochę dawnych, wspólnych dziejów. Jedna rzecz jednak bardzo nurtowała Song Ana. Zastanawiał się przez chwilę, aż ostatecznie udało mu się zebrać na odwagę i zwrócić do mentora: 
— Mistrzu, dlaczego nie chciałeś pozwolić mi poznać świat śmiertelników?
Pytanie bardzo zaskoczyło Yunru Lei’a. Wyprostował się, zmarszczył brwi i cicho westchnął. Nie odpowiedział od razu. 
— Bałem się — przyznał po chwili ciszy. — Tego, że odejdziesz. Tak, jak Song Ning, a ja znowu zostanę sam.
Boski sługa podniósł się niespodziewanie, łapiąc szopa na ręce. 
— Nigdy bym tego nie zrobił, mistrzu! — powiedział od razu. — Nie przeszło mi to nawet przez myśl! 
— Wiem, że świat śmiertelników wzbudza wiele pokus. Nie mógłbym cię winić, jeśli chciałbyś zostać.
Song An odwrócił wzrok. Prawda jest taka, że jego mistrz miał rację. Bardzo podobało mu się wśród ludzi. Tęsknił za swoimi przyjaciółmi. Mimo tego złożył obietnicę. Nie zostawiłby swojego mistrza. 
— Ale to tutaj jest mój dom, mistrzu — powiedział z pełnym przekonaniem boski sługa. Yunru Lei uniósł kąciki ust do góry, lekko rozbawiony. Song An dawno nie widział jego uśmiechu. 
— Bałem się też jeszcze jednej rzeczy — dodał bóg burzy, powracając do swojej typowej, poważnej miny. — Wiele razy powtarzałem ci, że ludzie to kruche istoty. Obawiałem się, że z trudem zaakceptowałbyś ich krótkie, pełne nieszczęść egzystencje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz