18 listopada 2024

Od Song Ana — Ubranie

— Morskie opowieści? — Song An ożywił się. — To jedna z moich ulubionych książek. Song Ning też ją lubił? 
— Czytał ją wiele razy — przytaknął bóg burzy. — Wydanie, które znajduje się w bibliotece, należało do niego. 
— Naprawdę? — W głosie boskiego sługi rozbrzmiało zaskoczenie. — Czytaliśmy dokładnie tę samą książkę? 
— Zgadza się. Dodatkowo, zdradzę ci, że większość naszego zbioru to księgi, które zgromadziłem dla Song Ning’a. Niestety nigdy nie udało mi się pokazać mu wszystkich.

Song Ning nie czuł się dobrze. Często tracił przytomność. Odwiedzałem go każdego dnia. Siadałem obok niego, czytałem mu książki, opowiadałem najróżniejsze historie. Nie wiedziałem, czy mnie słucha, ale wierzyłem, że moja obecność dodaje mu otuchy. Zrobiłbym dla niego wszystko. 
Jego siostra powoli opadała z sił — całymi dniami opiekowała się chorym bratem. Starałem się więc robić wszystko, aby ją odciążyć. Dbałem o to, aby Song Ning czuł jak największy komfort. Był już zbyt słaby, aby się chociaż się podnieść, więc to ja podnosiłem go do pozycji siedzącej (gdy o to prosił) czy pomagałem wygodniej się ułożyć. Podawałem mu też zupę rybną (panienka Song często ją gotowała) lub kleik ryżowy. Dbałem o to, aby nigdy nie był głodny lub brudny. Towarzyszyłem mu od wczesnego świtu do późnej nocy.
Mijał czas, a ja pierwszy raz od miesięcy zacząłem zdawać sobie sprawę, że Song Ning niedługo może znowu odejść. Odejść, ale tym razem już nie wrócić.
Boska egzystencja wpłynęła na to, że pojęcie końca właściwie było mi obce. Wszystko miało charakter wieczny. Przemijanie mnie omijało. Patrzyłem jednak na słabnącego Song Ning’a i z przerażeniem zaczynałem rozumieć o co chodzi z kruchością ludzkiego istnienia.
Bałem się, że mój ukochany może odejść w każdej chwili bez świadomości tego, kim jestem. Nie wiedziałem, co zrobić. Nie chciałem go zostawić bez zdradzenia prawdy. Czy jednak to był odpowiedni moment? Raczej nie. Ale żaden kolejny mógł nigdy nie nadejść. 
Song Ning miał niespokojny sen. Od kilku godzin męczyła go wysoka gorączka. Siedziałem tuż obok niego, gdy niespodziewanie do pomieszczenia weszła siostra mężczyzny. Zerknęła na mnie z oczami pełnymi łez. 
— Jesteś dla niego bardzo dobry — szepnęła. — Ale nie boisz się, że się zarazisz? Nie wyobrażam sobie, że również tobie mogłoby się coś stać… 
— Nie martw się, nie grozi mi to — odpowiedziałem równie cicho. Jednocześnie odsunąłem kosmyki włosów z czoła Song Ning’a, aby zmienić mu okład. 
Dziewczyna nie odpowiedziała, ale zostawiła dwa naczynie wypełnione gorącą herbatą, a następnie opuściła pokój. Westchnąłem i zerknąłem na Song Ning’a.
— Słyszysz mnie? — zapytałem. Nie oczekiwałem na odpowiedź, ponieważ mężczyzna niedawno zasnął.
Wziąłem głęboki oddech. Ubranie w słowa tego, co chciałem powiedzieć, było naprawdę trudne. Próbowałem ułożyć wypowiedź w głowie, ale nie potrafiłem. 
— Przepraszam, że mówię to dopiero teraz, ale… 
Powiedziałem mu wszystko. O swoim pochodzeniu, przeznaczeniu, mocy, całej boskości. Nie byłem pewien, czy moje słowa do niego docierają, ale nie mogłem tego dłużej skrywać. Zasłużył, aby się dowiedzieć. Po moim długim monologu poczułem się odrobinę lepiej. Kamień spadł mi z serca.
Niespodziewanie Song Ning przebudził się i uchylił powieki. W zaciemnionym pokoju od jego oczu odbił się pomarańczowy promień świecy.
— Yunru Lei… — powiedział tak słabo, że niemal niesłyszalnie. — Nieważne, kim jesteś, kocham cię takim, jakim jesteś. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie. 
— Też cię kocham. 
Song Ning zasnął bez słowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz