Dzień był spokojny, niewiele ludzi przewinęło się przez jego sklep. Otoczenie wydawało się być niemal senny, ludzie przewijali się za przeszklonymi drzwiami, a Isarr niemal dostał ataku, czytając list, który właśnie dostał z Baharatu. Swoją drogą Genna mogłaby zacząć używać technologii.
Co niby znaczy, że Minu przyjeżdża do niego?
Kiedy on wyraził na to zgodę?
Kto to w ogóle wymyślił?
Może i zgodził się kiedyś nim zająć, ale to było, żeby zbyć ciotkę?!
Czy on jej zdaniem wygląda na opiekunkę?!
Przynajmniej to nie sama Genna miała się u niego zatrzymać, a tylko Minu. Dzieciak był zdecydowanie bardziej do wytrzymania niż sama kuzynka Isarra.
Minu przemykał się przez ulice z niepewną miną, mama odstawiła go na drugą stronę portalu i teraz musiał sobie radzić sam, ściskał w dłoni kawałek papieru z wypisanym adresem, a w drugiej portfel, który nerwowo trzymał w kieszeni. Niektórzy spoglądali na niego ciekawsko, co tylko bardziej stresowało nagę o pomarańczowych łuskach. Wyciągnął swój lekko pobity telefon i otworzył Jak przybyć, wstukał nazwę sklepu swojego wujka, po czym sprawdził cenę opcjonalnego dojazdu i się skrzywił. Genna nie dała mu żadnych pieniędzy na drogę, zresztą rzadko kiedy, cokolwiek mu dawała. Trochę to żałosne, jest potomkiem potężnych istot, a nie ma nawet drobnych na transport.
Z lekko przybitym wyrazem twarzy sunął po zimnej brukowej kostce, którą był wykładany chodnik. Uparcie utrzymywał wzrok wbity telefon, nie chcąc przypadkiem bardziej przyciągać uwagi niż już to robił przez swój ogon. Dzieci pokazywały na niego palcem, a dorośli próbowali choć trochę bardziej ukrywać swoje zainteresowanie. Minu naciągnął kaptur na głowę i zdusił chęć skrycia się gdziekolwiek, byle tylko dalej od tłumu. Skręcił, czym prędzej w jedną z bocznych uliczek, licząc, że telefon poprowadzi go inną trasą.
Była to zła decyzja.
No co ty nie powiesz.
Telefon mu padł, a on sam zgubił się w plątaninie ulic. Robiło się już ciemno, a Minu nie miał zielonego pojęcia, gdzie się znajduje, w dodatku znalazł się w części miasta, w której nikt nie wyglądał przyjaźnie na tyle, żeby się kogoś spytać o drogę… Szczerze mówiąc, piętnastoletni naga miał ochotę rozpłakać się na miejscu. Szybko przemieszczał się ze spuszczoną głową, pomarańczowy ogon wił się pośpiesznie, byle tylko jak najdalej stąd.
Niestety nijak nie poprawił swojej sytuacji, a robiło się jedynie ciemniej, a nastolatek tylko coraz bardziej panikował.
Serce biło mu nerwowo w piersi, kiedy się obejrzał i znów spostrzegł tę samą osobę podążającą jego śladem. Minu od razu przyspieszył, skręcając w losowe ulice, licząc na to, że uda mu się zgubić ją lub trafić na główną ulicę… dosłownie… cokolwiek. Łzy cisnęły mu się do oczu, powinien zacząć krzyczeć? Ale biorąc pod uwagę, w jakiej dzielnicy się znajdował pewnie przyniosłoby mu to więcej złego niż dobrego… Poza tym, czego ta osoba od niego chciała, nie miał nic wartościowego. Myśli kłębiły mu się panicznie, kiedy zmusił się do szybszego przemieszczania się, ogon już go zaczynał boleć.
Czemu w ogóle mama go tu wysłała samego?
Nie mogła pójść z nim?
Wiedział, że nie mają najlepszej relacji, ale chyba martwiła się o niego, chociaż trochę?
… prawda?
Kiedy znowu obrócił głowę, aby spojrzeć za siebie wpadł na coś, coś, co niestety nie było ścianą ani słupem.
– Och? – Minu spojrzał w górę i niemal zemdlał, facet, którego zobaczył WCALE NIE WYGLĄDAŁ PRZYJAŹNIE. Ani jak ktoś, kogo chciałby spotkać w jakiejkolwiek sytuacji. Pisnął zestresowany, kiedy druga postać ich dogoniła i drgnął, aby uciec, ale powstrzymał go ucisk na ramieniu.
– On jest mój, znalazłem go pierwszy – prychnął ten, który go śledził, a nowo spotkany zmarszczył brwi.
– Ja go złapałem, spierdalaj pecie krzywy. – Dało się słyszeć dość nieprzyjemną odpowiedź. Minu szarpał się nerwowo za co tylko dostał w policzek.
– Siedź spokojnie gówniarzu, dorośli rozmawiają – warknął na niego któryś. Naga o pomarańczowych łuskach zatrząsł się powstrzymując płacz, był przerażony, piekł go policzek, a on sam był sparaliżowany ze strachu.
Z lewej strony zadzwonił dzwoneczek.
Jeszcze raz. Tym razem bliżej.
Jeszcze bliżej.
Cisza…
Zaklęcie ze świstem rąbnęło jednego z oprawców Minu prosto w pierś, miotnęło nim o ziemię i rozbrzmiał zduszony jęk bólu. Kiedy drugi z nich spojrzał w bok zobaczył błyszczące ze złości złote oczy, które należały do nagi o raczej niezachęcających do walki rozmiarach. W pokrytej łuską dłoni już błyszczało kolejne zaklęcie.
Oprawca wybrał mądrzejszą opcję i zwiał, czym prędzej.
Isarr w akompaniamencie cichego odgłosu dzwonka na jego kolczyku przypełzł bliżej i ze zmartwioną miną, przytulił mocno młodego nagę.
– Cały jesteś? – spytał cicho, a jego głos, jak raz był delikatny, bez zwykle obecnej nuty irytacji. Kiedy dostał w odpowiedzi pociągnięcie nosem westchnął cicho i bez zawahania podniósł Minu, pozwalając nastolatkowi przykleić się do jego torsu.
– Zrobię ci herbaty jak wrócimy, hm?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz