25 listopada 2024

Od Caina - Lektura

– Papa?
Mała dziewczynka, z lokami okraszającymi jej okrągłą, pulchną buzię, wysunęła się zza przymkniętych drzwi, trzymając w swoich małych rączkach niewielką książeczkę. Niebieskie oczy lśniły z tej odległości, nawet jeśli schowana była nieco w cieniu, aby za bardzo nie wchodzić do warsztatu, w którym razem ze swoim ojcem bawili się często w mechaników, nawet jeśli to on naprawiał rzeczy, a ona siedziała na blacie i ustawiała wszelkie narzędzia.
Cain pochylał się nad swoim rewolwerem, ze szmatką nasączoną olejem do czyszczenia broni, którą starannie przecierał mechanizmy. W powietrzu unosił się może nie nieprzyjemny, ale z pewnością lekko drażniący zapach smarów. Słyszał dźwięk cichego dreptania w stronę piwnicy oraz skrzypienie drzwi, kiedy dziecko weszło do środka i odgarnęło rączką rozpuszczone loki.
Spojrzał w jej kierunku, uśmiechając się i zapraszając ruchem głowy, aby weszła głębiej. Odsunął krzesło, na którym siedział od blatu i kiedy mała podeszła, podniósł ją i posadził na swoim kolanie.
– Co się dzieje, diabełku? – wytarł ręce w czystą ścierkę obok siebie i zebrał jej złote loki z tyłu, kiedy po raz kolejny przysłoniły jej twarz.
Mały, fioletowy ogonek owinął się wokół nogi Caina, kiedy rozsiadła się wygodnie na jego kolanie i z zaciekawieniem patrzyła na leżącą przed nimi broń, której kościano-biała oprawa mieniła się w świetle żarówki.
– Mogę dotknąć?
Wiecznie ciekawska. Cain skinął głową i chwycił broń w ręce, przytrzymując ją dla córki, która wyciągnęła swoje małe rączki i objęła rękojeść rewolweru, zamykając jedno oko.
– Puf! – jej śmiech rozniósł się po całym pomieszczeniu.
– Najstraszniejszy rewolwerowiec w całym Saint Rhodes, a nawet i dalej – mężczyzna ucałował ją w czubek głowy.
Puściła broń i chwyciła rączkami z powrotem małą książeczkę.
– Tatusiu? Poczytasz mi na dobranoc?
Cain spojrzał na książkę, którą obejmowała jego córka. Jej zdecydowanie ulubiona od ostatniego czasu, właściwie to krótka historia czytana niemal codziennie przez niego lub jego męża, kiedy kładli dziewczynkę spać.
– A ząbki umyte?
Pokiwała głową z entuzjazmem i wyszczerzyła małe, dwa kiełki, które wyrastały spod wargi.
– Dobrze, to chodź. Tata przeczyta baję na dobre sny.
Wieczór był cichy, a miękkie światło lampki nocnej malowało delikatne cienie na ścianach pokoju w kształtach galopujących koni. Jego córka sama wybrała taką, więc nie było tutaj za bardzo o czym dyskutować. Usadowiła się wygodnie na jego kolanach, kiedy tylko Cain usiadł na małym łóżeczku, obierając najwygodniejszą pozycję i podając jej pluszowego mustanga. Wtuliła się w jego ramię, zawijając mały ogonek wokół swojej nóżki i patrzyła z wyczekiwaniem na otwieraną, nieco już trochę zużytą książkę.
– Gotowa na historię? – zapytał, uśmiechając się.
– Tak, tato – odpowiedziała, przyciągając pluszowego konika bliżej siebie.
Cain wziął głęboki oddech i zaczął czytać cichym, melodyjnym głosem.
– Dawno, dawno temu, w krainie pełnej piasku i wiatru, gdzie rosły tylko wielkie na pięć metrów kaktusy i rozłorzyste palmy, żył samotny jeździec. Był znany jako Auron - człowiek, który nigdy się nie zatrzymywał, niczego się nie bał, a historie o jego dokonaniach docierały do najdalszych zakątków pustyni. Jeździł na swoim wiernym rumaku, Karminie, przemierzając bezkresne wydmy, gdzie horyzont zdawał się rozpływać w złocie i różu.
Dziewczynka zamachała w powietrzu swoim pluszakiem, uśmiechając się w górę do swojego ojca, kląskając w rytm uderzania kopyt.
– Auron nie szukał skarbów ani sławy – kontynuował Cain. – Jego celem był Kwiat Pustyni. Legenda głosiła, że ten, kto go znajdzie, odnajdzie także odpowiedzi na najgłębsze pytania swojego serca. Ale był jeden problem - nikt nie wiedział, gdzie rośnie ten kwiat. Niektórzy mówili, że kryje się w cieniu najwyższej wydmy, inni, że kwitnie tylko przy pełni księżyca.
– Jak kwiat paproci!
– Tak – Cain uśmiechnął się i pokiwał głową. – Auron wierzył, że uda mu się odnaleźć Kwiat Pustyni. Nie dlatego, że był pewien sukcesu, ale dlatego, że wierzył w magię poszukiwania. Każdy dzień na pustyni był dla niego nową lekcją. Słuchał śpiewu wiatru, uczył się ruchu gwiazd, a czasem udało mu się odnaleźć oazę z wodą, aby napoić Karmina. I choć był samotny, nigdy nie czuł się sam - bo pustynia opowiadała mu swoje historie.
– Też bym chciała zobaczyć pustynię. Zobaczymy kiedyś pustynię? Taką prawdziwą?
– Może kiedyś nam się uda.
– Można zrobić taki duuuuuży zamek z piasku!
– Jest tam dosyć dużo suchego piasku, ale można spróbować – Cain wrócił do lektury. – Pewnego dnia, gdy słońce zachodziło, a niebo płonęło pomarańczowym światłem, Auron zobaczył coś niezwykłego. Na szczycie odległej wydmy błysnęło coś złotego. Wierzchowiec, zmęczony, ruszył przed siebie, a serce jeźdźca biło jak nigdy dotąd...
Dziewczynka wstrzymała oddech, a Cain przewrócił stronę, która była ostatnią, jaka znajdowała się w książce, ponieważ reszta kartek została dawno wyrwana i zapodziała się nie wiadomo gdzie. Sama książeczka była dosyć stara, lekko podniszczona, wygrzebana ze śmieci, które Cain przeglądał kiedyś w kartonie.
– Jak myślisz, czy Auronowi udało się znaleźć Kwiat Pustyni?
– Myślę, że tak. Prowadziła go determinacja i nigdy się nie poddawał.
– Ty też byś znalazł Kwiat Pustyni. Ty i tata.
Cain uśmiechnął się ciepło, pochylając się i całując córkę w czoło. Złote loki zadrżały kiedy okręcała się i objęła małymi rączkami jego szyję.
– Pora spać, mały diabełku. Może ci się przyśni zakończenie tej historii i będziesz wiedziała, co było dalej.
Dziewczynka pokiwała głową i przeraczkowała do swojej poduszki, kładąc się na miejscu i spoglądając na Caina swoimi dużymi, niebieskimi oczami.
– Dobranoc, skarbie.
– Dobranoc, tatusiu.
Cain zgasił lampkę i wyszedł z pokoju swojej córki, zostawiając uchylone drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz