Song An nie zadawał już zbyt wielu pytań. Przeczuwał to, jak zakończy się opowieść jego mistrza. Co raczej nie było aż tak trudnym zadaniem. Nie wiedział, do czego dokładnie doszło, ale wszystko wskazywało na to, że jego mentor nie odniósł wymarzonego sukcesu. W końcu Song Ning’a dzisiaj z nimi nie było.
Yunru Lei głośno westchnął i wznowił opowieść. Był to fragment, który najciężej przeszedł mu przez gardło. Wielu słów żałował, jednak czuł, że Song An w końcu musi poznać prawdę.
Kartkowałem lekturę naprawdę wiele razy. Zerkałem w swoje notatki, upewniałem się, czy wszystko rozumiem i czy niczego nie pominąłem. Nadszedł mój moment. Przygotowałem się najlepiej, jak tylko potrafiłem.
Zgodnie ze swoimi zapiskami i wskazówkami znalezionymi w przeróżnych traktujących moją sprawę utworach poczyniłem niezbędne kroki, aby przywrócić ukochanego do życia.
Przede wszystkim na samym początku naszykowałem specjalne naczynie, do którego w odpowiedniej kolejności dodawałem następne składniki. Miało to posłużyć jako baza dla nowego, nieśmiertelnego ciała Song Ning’a. Narodzić się ponownie z martwej materii.
Byłem o krok od stworzenia czegoś niezwykłego. Czułem, że odzyskanie ukochanego mężczyzny mam na wyciągnięcie ręki. Przygotowałem się na każdą ewentualność. Nic nie mogło mnie zaskoczyć. Nie mogłem się już doczekać chwili, aż miłość całego mojego życia znów wskoczy w moje ramiona. Wyobrażałem sobie wszystkie dni, które niedługo nadejdą i które spędzimy razem.
Najpierw oprowadziłbym go po mojej górze. Pamiętałem, że bardzo chciał ją zobaczyć. Cóż, miejsce to niedługo miało stać się domem Song Ning’a. Musiał je dobrze poznać i się tutaj zaklimatyzować.
Następnie zabrałbym go w podróż. Pokazałbym mu cały świat. Wszystkie miejsca, które tak pragnął odwiedzić. Chociaż sam porzuciłem swoje zamiłowanie do przebywania w drodze, straciłem do tego motywację, to z Song Ning’iem u boku wyruszyłbym bez najmniejszego zawahania już następnego dnia.
Według starej lektury najpierw powinienem wyobrazić sobie, jak powinien wyglądać byt, który chciałem przywołać. Oczywiście, że chciałem przywrócić Song Ning’a. Zmarszczyłem więc brwi, skupiając swoje myśli na utraconym kochanku.
Niestety. Minęło wiele, wiele czasu. Zbyt wiele. Chociaż miałem w głowie wyryty jego obraz; pamiętałem go tak dobrze, czułem, że jednak pewne szczegóły zdążyły mi się zatrzeć. Przeklinałem się w myślach, że nie wypróbowałem tego sposobu trochę wcześniej. Wtedy, gdy wizerunek Song Ning’a nie znikał sprzed moich oczu.
Teraz pozostały mi jedynie wyblakłe wspomnienia. Wiedziałem jednak, że to moja szansa. Nie mogłem jej zmarnować. Postanowiłem zaufać swojej pamięci.
Wziąłem w dłonie malowidło. Przyjrzałem mu się dokładnie. Chociaż nie oddawało wszystkiego, poczułem, że spojrzenie na Song Ning’a napełniło mnie pewnością. Kochałem go, więc wierzyłem, że zapamiętałem go dobrze.
Mężczyzna był trochę niższy ode mnie. I wyglądał odrobinę młodziej (w końcu, to śmiertelnik). Miał też naprawdę długie blond włosy. Pamiętałem, jak plątały mu się na wietrze. Bardzo dużo się uśmiechał.
Najdokładniej wspominałem jednak oczy Song Ning’a — lśniły one nieopisanym blaskiem. Miały kolor fiołków. To właśnie tęczówki te sprawiły, że zwróciłem w ogóle uwagę na mężczyznę. Potrafiły naprawdę zawrócić mi w głowie.
Czułem, że dokładnie przypomniałem sobie całą sylwetkę Song Ning’a. Przynajmniej na tyle, na ile pozwalał mi upływ czasu. Wierzyłem jednak, że rytuał uzupełni braki i za chwilę zobaczę ukochanego przed sobą.
Nadszedł ten moment. Stanąłem przed przygotowanym naczyniem, zamknąłem oczy, wysunąłem dłonie i skupiłem swoją uwagę na wyglądzie Song Ning’a, a następnie przekazałem całą moc w martwą materię i zgromadzone artefakty. Coś zaczęło się dziać. Naprawdę, naprawdę powoli.
Aż nagle całą górę wzdłuż i wszerz ogarnęło rażące światło. Cofnąłem się o krok. Blask osłabł, a ja ujrzałem przed sobą sylwetkę. Ogarnęła mnie euforia. Udało się! Po tak wielu latach!
— Song Ning! — zawołałem uradowany, podchodząc do postaci. Rozłożyłem ręce, gotów go objąć.
Ale wtedy zobaczyłem, że to nie on.
Choć stojący przede mną byt wyglądał podobnie do Song Ning’a, nie był nim. Miał bardzo podobne jasne włosy, twarz, sylwetkę, ale już na pierwszy rzut oka zdałem sobie sprawę, że wiele różni go od mojego ukochanego. Przede wszystkim istota wyglądała na znacznie młodszego mężczyznę. Brakowało jej też wzrostu Song Ning’a.
Jednym słowem, to nie był on. Podobny, ale nie on. Poczułem rozczarowanie. Druzgocące uczucie ogarnęło całe moje ciało. Zawiodłem. Znowu. Pragnąłem go odzyskać, ale kolejny raz mi się nie udało.
Byt rozglądał się wokół siebie. Był wyraźnie zaskoczony i zagubiony. Aż w końcu jego wzrok utkwił we mnie. Zlustrował mnie od góry do dołu, a następnie przemówił.
— Kim jesteś? — zapytał, a jego głos brzmiał łagodnie, choć słyszałem w nim pewne zmieszanie. — Kim ja jestem?
Westchnąłem głośno. Kompletny bezsens.
— Nieważne, zapomnij, że istniałeś — mruknąłem, nie kryjąc swojego zdenerwowania. To nie był Song Ning, więc nic nie miało znaczenia. Uniosłem dłoń, aby odesłać istotę. Stworzyłem ją, więc równie dobrze mogłem ją zniszczyć, odwołać. Była błędem. Wynikiem mojej niekompetencji. Czymś kompletnie zbędnym, co nie przybliża mnie do odzyskania ukochanej osoby.
Czułem się całkowicie zdruzgotany. Wiedziałem, że właśnie moja ostatnia nadzieja przepadła. Próbowałem tak wielu różnych rzeczy. Każda skończyła się marnie. Nawet dzisiejsza próba nie przyniosła sukcesu. Zdałem sobie sprawę, że nic nie może mi już pomóc. Brakowało mi umiejętności. Mogłem zdziałać dużo wcześniej. A teraz czas minął. Song Ning prawdopodobnie odszedł już na zawsze. Dopiero w tamtej chwili to sobie uświadomiłem.
Ostatni raz zerknąłem na stojący przede mną tajemniczy byt, który bez słowa, całkiem zagubiony dalej wbijał we mnie swój zaskoczony wzrok. I wtedy je zobaczyłem. Fiołkowe oczy. Oczy Song Ning’a. Ten byt, choć tylko powierzchownie podobny, prawie kompletnie różny, miał takie samo spojrzenie, co mój ukochany mężczyzna.
Nagle poczułem, że jeszcze nie wszystko jest może stracone. Co, jeśli Song Ning jest uwięziony w tej dziwnej powłoce? Może uda mi się przywrócić jego świadomość? Napełniła mnie nowa nadzieja.
Opuściłem rękę. Postanowiłem podjąć ostatnią próbę. Dać szansę stworzeniu.
A jeśli to się nie uda, byłem gotów pogodzić się z porażką. Musiałem jednak spróbować.
Ostatni raz. Dla Song Ning’a.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz