To był ponury i niezwykle chłodny jesienny poranek. Ciemne chmury przysłoniły niebo, zwiastując, że zaraz runie z nich fala zimnego deszczu. Przestraszeni tą myślą przechodnie przyspieszali swoje kroki, byleby tylko zdążyć uciec przed nadciągającą ulewą. Snuli się po chodnikach niczym jedna szara masa.
Młody czarodziej przeciskał się pomiędzy przechodniami, jednocześnie omijając błotniste kałuże. Naciągnął na czoło kapelusz, pod którego rondem przed kapiącą nieustannie wodą chował się i tak już przemoczony kruk.
— Globalne ocieplenie to jeden wielki spisek — skrzeczał, wymachując skrzydłami. — A ta pogoda jest na to dowodem.
Nikolai przewrócił oczami i przyspieszył kroku, aby jak najszybciej znaleźć się pod suchym dachem. Chciał też uciec przed dalszym narzekaniem Kokosa. Od nieustannego gadania ptaka bolały go już uszy.
Na szczęście sklepik, cel ich podróży, znajdował się tuż za rogiem. Nikolai wyciągnął ze swojego płaszcza klucze, przekręcił je w zamku, a następnie po małych schodkach wszedł do środka. Już na wejściu zrzucił z siebie przemoknięte odzienie wierzchnie, zmienił buty i zawiesił na wieszaku kapelusz. Znalazł czysty ręcznik, którym zaczął wycierać Kokosa. Kruk przyjął ten gest z niemałym zadowoleniem, zmrużył oczy i pomrukiwał cicho.
Nikolai szybko musiał jednak skończyć pieszczoty, ponieważ planował dzisiaj bardzo pracowitą zmianę. Po długim czasie miał zamiar zrobić w końcu remanent. Odkąd przejął sklepik pieczołowicie spełniał każdy obowiązek dobrego kierownika, ale nigdy nie potrafił się zebrać, aby spisać cały dobytek. Prawie każdego dnia przybywało mu towarów. Czarodziej całkowicie więc zatracił rachubę. Musiał w końcu to zmienić.
Zdjął z krzesła swój fartuch. Był on poplamiony na tyle, że z trudem można było określić jego oryginalny kolor. Nikolai zakładał go zawsze, gdy kręcił się po sklepiku. Czasem malował farbami kamienie czy różne skrzyneczki na drobiazgi, używał brokatu i kleju, a wszystko to skutkowało niemałym bałaganem. W obawie o swoje drogie ubrania czarodziej nie miał wyjścia i musiał zastosować ochronę.
Jednym pstryknięciem palców Nikolai wprawił w ruch notes i ołówek. Zajął się pracą.
— Siedem onyksów, cztery obsydiany, jeden kwarc — dyktował, przeglądając półkę z kamykami. — Trzeba dokupić lazuryt.
Wraz z tymi słowami w latającym nad głową czarodzieja notatniku pojawił się kolejny zapis. Chwilę później ich ilość zwiększyła się drastycznie, gdy Nikolai szperał w szufladach, przestawiał rzeczy w szafkach, liczył wszystko, co znalazł.
— Aż pięć eliksirów na porost włosów?! — zdziwił się, gdy w jego ręce wpadła kolejna fiolka z etykietą „Na bujną fryzurę”. — Czy one w ogóle działają?
— Pewnie nie — odpowiedział mu Kokos w przerwie od układania piór.
Nikolai przewrócił oczami i odłożył eliksiry na odpowiednią półkę. Później zaczął liczyć kolejne towary. A było ich naprawdę, naprawdę wiele. Czasem sam zaskakiwał się tym, co znajdował. Przedmioty, na które natrafił można określić mianem najróżniejszych: części garderoby, biżuteria, mikstury, kamyki, świeczki. Wszystko to zostało zliczone i wpisane na odpowiednią listę wraz z aktualnymi cenami.
Podszedł do gabloty znajdującej się zaraz przy oknie sklepu. Witryna ta stanowiła poniekąd reklamę jego sklepu. Musiała zachęcać. Dlatego też Nikolai postanowił całkowicie ją przearanżować. Zaczął ściągać towary, aż natrafił w końcu na dziwny talizman. Był to zielony wisiorek zakończony dużym, zielonym kamieniem. Czarodziej nie pamiętał, skąd właściwie go znalazł się u niego w sklepie i jakie zastosowanie on miał. Nie znalazł przy amulecie żadnej karteczki wyjaśniającej. Przywiązany był do niego jedynie drobny świstek z ceną. 1500.
— Nikt tyle nie da za ten kawał szkła — mówiąc to, Nikolai sięgnął po nożyczki i odciął z papierka ostatnie „0”. — Teraz o wiele lepiej.
Wraz z talizmanem wrócił do swojego biurka, przy którym zajmował się wszystkimi robótkami ręcznymi. Z szuflady wyciągnął czerwoną wstążkę. Zawiązał ją w kokardkę tuż nad zielonym kamyczkiem (czy tam szkiełkiem — sam Nikolai nie miał wobec tego najmniejszej pewności). Przetarł oczko fartuchem, aby lśniło i teraz przedmiot wyglądał całkiem jak nowy!
Zawiesił wisiorek na stojącym pod ścianą manekinem, przez chwilę podziwiał swoje dzieło (i geniusz), ale ogrom pracy szybko odciągnął go od narastającego samozachwytu. Zabrał się za dalszy remanent.
Przeszedł więc do liczenia herbatek zdrowotnych i innych ziółek. Skrupulatnie odmierzał odpowiednie ilości, ważył je, a następnie zapisywał. Dzielił je też na mniejsze porcje, które później łatwiej będzie mu sprzedać.
Tego dnia Nikolai zabrał się też za przejrzenie zapasu przypraw wszelkiego rodzaju. Dodawał je do smaku przy eliksirach.Czasem również opychał za dwukrotność rynkowej ceny, wmawiając nieświadomym klientom, że sprowadził je z bardzo daleka.
Czarodziej jednak najbardziej lubił przeglądać zgromadzoną kolekcję osobliwości. Łuski smoków, oczy cyklopów, pióra feniksa — wszystko to owiane równie wielką tajemnicą, co kiczem i tandetą. Na szczęście światło w sklepiku było na tyle słabe, że ciężko było to wszystko dostrzec na pierwszy rzut oka.
Minęło południe, a Nikolai dał radę spisać dopiero połowę swojego sklepowego dobytku. Całkiem niespodziewanie jednak usłyszał zawieszony przy drzwiach dzwonek, który zwiastował przybycie nowego klienta. Czarodziej podniósł głowę i odwrócił się w kierunku przybyłego gościa.
— Witam z „Magicznych różnościach”! — zawołał do rudego mężczyzny, który właśnie rozglądał się po asortymencie. — W czym mogę pomóc?
Klient spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami, jakby pytanie to bardzo go zaskoczyło.
— Oh, tylko się rozglądam — rzucił po chwili standardową odpowiedź każdej osoby, która przychodzi do sklepu bez żadnego konkretnego celu.
— W razie pytań, znajdziesz mnie gdzieś przy ladzie! — poinformował Nikolai, kierując się w stronę wskazanego przez siebie miejsca. — Ah, nie słuchaj też kruka. Czasem gada od rzeczy.
— Kruka? — zdziwił się czerwonowłosy nieznajomy, ale nim Nikolai zdążył wyjaśnić, wspomniany ptak się odezwał:
— Rudzi nie mają d… — Nie dokończył, ponieważ Nikolai, gotów na wszystko, co Kokos papla, wyciągnął rękę i przytrzymał mu dziób. Właściciel sklepu zaśmiał się nerwowo, rzucając upominające spojrzenie w stronę swojego pupila.
— Nie wie, co mówi — zapewnił pośpiesznie. — Niech pan się na spokojnie rozejrzy!
Nikolai uśmiechnął się szeroko i wrócił za ladę. Postanowił dać klientowi wolną rękę. Doskonale wiedział, że nikt nie lubi sprzedawców, którzy chodzą krok w krok za interesantem i nie pozwalają się nawet przez chwilę zastanowić.
W czasie więc, gdy nowy klient kręcił się po lokalu, młody czarodziej zaczął przeglądać słoik podpisany jako „Klątwa na dziś”. Chciał przeliczyć, ile karteczek powinien jeszcze dorobić. Kątem oka obserwował jednak poczynania mężczyzny. Szczególnie, gdy ten zbliżał się do gablotki oznaczonej karteczką „Niebezpieczne przedmioty, proszę nie dotykać!”.
Po krótkiej chwili Nikolai usłyszał zaciekawiony głos klienta:
— Do czego to służy? — mówiąc to, elf (czarodziej dopiero dostrzegł spiczaste uszy) wskazywał ręką na zielony talizman, który został odnowiony rankiem.
— Ah, ma pan świetne oko! — powiedział Nikolai swoim wyćwiczonym głosem wyrobionego doświadczeniem kupca. — Ta rzecz jest naprawdę wyjątkowa! Służy ona do… Um… Ona…
Czarodziej nie ma pojęcia. Zapomniał uzupełnić metkę. Nie sądził, że medalik zyska zainteresowanie tak szybko.
— Jest to sprowadzony z tajemniczego odłamka legendarny talizman — wymyślał na bieżąco. — Powiada się, że jego właściciel dostaje niezwykły dar. Nosząc tę błyskotkę na siły, można spełnić swoje najskrytsze marzenie!
Totalny blef. Najprostsza rzecz, jaką mógł wymyślić w przeciągu kilku sekund, aby klient nie zaczął się niczego domyślać.
— Jakie marzenie? — dopytywał elf, wpatrując się w talizman.
— A o czym marzy pan najbardziej na świecie?
Rudowłosy mężczyzna zmarszczył brwi, zastanawiając się przez kilka sekund.
— Chciałbym kupony do McRonald.
Nikolai otworzył usta z zaskoczenia. Cóż, ludzie pragną różnych rzeczy. Ta była szczególnie osobliwa, ale nie jemu oceniać, prawda?
— A więc to twój szczęśliwy dzień! — ciągnął czarodziej. — Jestem pewien, że jeśli założysz ten medalion i pójdziesz do McRonald’a, zyskasz co najmniej 30% zniżki!
Niczym najbardziej wspaniałomyślny kupiec na świecie, Nikolai ściągał pełnym gracji ruchem talizman z wieszaka i wręczył go zainteresowanemu, aby obejrzał go dokładnie.
— Jeśli zdecyduje się pan kupić go już teraz, dołożę prywatną sesję tarota za pół ceny — zachęcał czarodziej. — To naprawdę niepowtarzalna okazja!
Klient zastanawiał się przez chwilę, ale ostatecznie pokiwał głową i ścisnął w dłoni talizman.
— Skoro tak, to chętnie go wezmę.
Nikolai, niezwykle zadowolony z zarobionych pieniędzy, zaprosił elfa do okrągłego stolika, przy którym wróżył z tarota. Zaraz po zajęciu miejsc naprzeciw siebie, sklepikarz wyciągnął zestaw kart i po wcześniejszym przetasowaniu, wyłożył je na blat. Zerknął na wróżby klienta.
— Z kart jasno wynika, że nie powinien pan farbować włosów na żaden ciemny kolor, bo wyjdą zielone i za nic w świecie ten kolor nie zejdzie — odparł Nikolai, przerzucając wzrok z kart na elfa.
— To dość dziwna wróżba — stwierdził klient.
— Ale uwierz mi, że cholernie prawdziwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz