24 listopada 2024

Od Caina - Klucz

W mroku wieczornego miasta, których ulice mokre od deszczu odbijały kolorowe neony od siebie oraz rażące światła zbyt mocnych reflektorów, Cain przemierzał wąskie alejki. A właściwie to nie on. Ktoś, kim się stawał, gdy mu kazano.
Jego misja była prosta: zdobyć klucz dostępu do ściśle tajnych akt korporacji Helion. Firma była znana z produkcji komponentów ulepszających broń dostępną na rynku i oczywiście wszystko było legalne, dopóki "ulepszenia" nie kończyły się tragedią. I samego Caina by to nie obchodziło, ale tych, którzy nim sterowali, wręcz przeciwnie.
Zanurzył się w mrok zaułka prowadzącego do wieży Helion. Buty, które posiadał, wydawały ledwie słyszalne stukanie o beton. Zadanie wydawało się proste. Wgrany system był czymś, co miał kontrolować jego... drugą naturę. Chodziło głównie o to, aby nie zrobić masakry na korytarzach. Sama wieża była wyposażona w dobre mechanizmy ochronne i oczywiście stróżów, ale Cain amatorem nie był, poza tym kiedy musiał być cicho, to potrafił tak się zachować.
Podszedł do jednego z wejść serwisowych. Mógłby się tam łatwo prześlizgnąć, gdyby pozwolił sobie się przemienić, ale ryzyko było zbyt duże, a system dalej działał zbyt dobrze i trzymał go w ryzach. Osobiście by go to wkurzało, gdyby był w ogóle świadomy swojej sytuacji. Wzory kodów i szyfrów znał niemalże na pamięć, więc otworzenie tych drzwi było tylko trochę cięższe.
Mimo zaawansowanej technologii, musiał być szybki. Na piętrze archiwów natknął się na pierwszą przeszkodę - strażnika. Człowiek z implantami, których błędy produkcji Cain potrafił rozpoznać z daleka. Wiedział, jak je wykorzystać. I nie, nie zabił go. Odłam dymu, ledwo widoczny i malusi, popłynął w stronę stojącego mężczyzny, przemykając mu pod nogami i zniknął za rogiem jak tylko zwrócił na siebie odpowiednią uwagę. Nieznajomy ruszył za nim, lekko zaalarmowany, a Cain mógł swobodnie przejść dalej.
Wreszcie dotarł do głównego serwera. System zabezpieczeń wymagał klucza dostępu w formie fizycznego czipu, noszonego przez dyrektora ochrony. Cain nie miał czasu na szukanie go po całym budynku. Podłączył się bezpośrednio do serwera, próbując obejść blokady.
Cóż, masakry nie zrobił, ale gdy alarmy zaczęły wyć, cała dyskrecja zniknęła. Miało być jednak szybko i sprawnie.
Błysk na ekranie. Dostęp przyznany. Cain ściągnął wszystko co musiał i wycofał się, nim nie zebrała się cała ochrona oraz nie odpaliła dronów.
Gdy wyszedł na ulicę, poczuł kapnięcie kropli deszczu na twarzy. Było to chwilowe i krótkie uczucie, które nie wybudziło go absolutnie z narzuconego odgórnie trybu, ale poczuł uderzenie znikomego chłodu na policzku.
Nakazuję powrót.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz