23 listopada 2024

Od Caina - Operacja

TW: eksperymenty, body horror, nawiązanie do kanibalizmu
Pod sufitem były zamontowane wielkie, przypominające wentylatory urządzenia. Miały zasadniczo taką samą funkcję co one, a mianowicie tworzenie powiewu wiatru, tylko te były wykorzystywane nie stricte do klimatyzacji. Były na to zbyt duże, zbyt mocne i zbyt irytujące.
Ludzie uczą się dosyć szybko, a to niezbyt mu pasowało. Był poddenerwowany ich obecnością, właściwie to irytował go dzisiaj nawet buczący dźwięk zza ściany, ale zachował spokój głodnego drapieżnika, który straci obiad, jeśli będzie niecierpliwy. Był niezmiernie zadowolony z efektów, ponieważ obyło się bez kolejnej dawki środków uspokajających. Czasem dr. Ann była łaskawa, mimo że już dawno weszli na ścieżkę wojenną, a ona zabezpieczyła się w każdy możliwy sposób przed byciem kolacją dla Caina. Między nimi pojawiła się rywalizacja. Nierówna w szansach pod względem różnych rzeczy, ale oboje byli świadomi, że gdyby to drugie miało okazję, chętnie by z niej skorzystało.
Cain czuł w powietrzu co go czeka. Mimo tego, czym był i za jak bardzo niebezpiecznego go traktowali, nieprzyjemne ukłucie strachu i ludzkiej obawy kiełkowało w nim ponownie, bo znał konsekwencje działań badaczy. Ciągłe eksperymenty, badania, środki, które jego organizm musiał przetrawić i się do nich dostosować, polecenia do wykonywania niczym grzeczny piesek na smyczy. Jego ręka, zresztą całkiem nowa, do której musiał się przyzwyczaić i dalej miał poczucie, że stare, organiczne ciało tam jest, pulsowała jakimś niezrozumiałym bólem w jego głowie, odkąd wrócił z sali operacyjnej. Po tym wszystkim zauważył u siebie odruch, niby nic nieznaczącego, ale miał odruch poruszania palcami lewej dłoni. Sam nie wiedział jeszcze co to oznaczało, po prostu czuł się lepiej. Miał świadomość kontroli nad swoim ciałem, mimo że tak znikomej.
Kiedy drzwi się otworzyły, a dwie ubrane w kremowe stroje osoby weszły do środka, Cain znieruchomiał odruchowo zgodnie z podpowiadającym mu instynktem. Tym, który właśnie w tej chwili podpowiadał atakuj! przyczaj się!, ale on nie ruszył się z prowizorycznego łóżka, pozwalając podejść bliżej dwójce ludzi wyposażonych w broń i inny sprzęt, którym można było się obronić. A przynajmniej próbować. Jego usta rozszerzyły się w zadowolonym uśmiechu, kiedy wzrokiem obejmował ich sylwetki. Przy braku jedzenia, wszystko było dobrym posiłkiem.
Jednak Cain nie miał siły. Ciągłe utrzymywanie swojego ciała w gotowości, ćwiczenia, substancje, które trawiły jego mózg, to wszystko sprawiało, że nawet ta iskra rosnącej irytacji nie była w stanie podnieść go na tyle, aby był w stanie zrobić komuś krzywdę. Zaciśniętą sprzed chwili dłoń w pięść rozluźnił, opuszczając rękę, kiedy tylko dwoje ludzi stuknęło w jego ramię metalową pałką na znak, że ma grzecznie pójść tam, gdzie mu każą.
I poszedł.
Operacja była przeprowadzana w sterylnych, zimnych wnętrzach eksperymentalnego laboratorium. Cain, przywiązany pasami do stołu operacyjnego, czuł każdy ruch chirurgicznych narzędzi mimo podanych środków znieczulających, które działały bardziej jako osłona przed całkowitym szokiem niż prawdziwa ulga w bólu. Równocześnie do układu krążenia wprowadzano substancje mające przygotować organizm na przyjęcie sztucznych komponentów. Te jednak wywoływały druzgocące efekty uboczne: uczucie gorąca, które rozchodziło się falami po ciele, a potem bolesne skurcze mięśni, jakby coś próbowało rozerwać go od środka, uczucie pękania głowy, zawroty. Krzyki, choć przytłumione, wypełniały salę, kontrastując z mechanicznymi dźwiękami monitorów. Metaliczny zapach krwi mieszał się z ostrą wonią sterylizatora, gdy badacze pochylali się nad rozciętą klatką piersiową pacjenta. Skóra, przecięta precyzyjnym nacięciem, odsłoniła żebra, które rozchylono za pomocą stalowego retraktora, skrzypiącego przy każdym ruchu. Serce, bijące nierównym rytmem, zdawało się walczyć z zimnymi narzędziami chirurgów, bo w gruncie rzeczy, pomimo przerażającej strony, którą Cain posiadał, czuł jak człowiek i wyglądał jak człowiek, którego można było skrzywdzić i sprawić mu ból. Jeszcze. Za niedługo i tego nie będzie czuł.
Badacze, w grubych lateksowych rękawiczkach, delikatnie wycinali fragmenty tkanki płucnej, by zrobić miejsce na prototypowe implanty. Kiedy wprowadzili pierwszą sztuczną strukturę - metalicznie połyskującą siatkę złożoną z nanowłókien - ciało Caina zaczęło drżeć w spazmach bólu, mimo zastosowanego znieczulenia. Jego dłoń, tak mocno zaciskająca się na metalu, który wyginał się od wysuniętych pazurów uformowanych z dymu, puściła i spięła się, jakby chciał siłą sam sobie zamknąć klatkę piersiową lub otrzeć wilgotną od łez twarz. Serce nagle zamarło, a na monitorze zabrzmiał przeciągły, złowieszczy dźwięk.
– Defibrylator! – rozkazał jeden z badaczy, podczas gdy inny pośpiesznie przystosowywał urządzenie do awaryjnego zasilenia bioelektronicznych komponentów.
Po serii impulsów elektrycznych i niekończącym się czasie ciszy, serce ponownie podjęło rytmiczną pracę, tym razem wspieraną przez połyskujące w przyćmionym świetle laboratoryjnych lamp wszczepione urządzenia.
Cain jeszcze żył, choć na granicy tego, co ludzkie. Badacze wymienili między sobą krótkie spojrzenia, mieszankę triumfu i niepewności, a on schował wysuwające się długie pazury uformowane z dymu, kiedy stworzenie w nim zaczęło wyć z bólu, krzycząc żeby wszystkich ich ZABIĆ.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz