TW: straight up bullying
Nikandros zacisnął palce na kijku. Cała gra od samego początku była nie fair, bo Damokles miał dłuższy i grubszy patyk, a Nice wybrał wątły i krótki. Ale Nikandros powoli zaczął rozumieć, że mało rzeczy i sytuacji biorących go pod uwagę było fair.
– Nie możemy pobawić się w coś innego? – pociągnął nosem Nika, ale widząc pozycję brata, również wyciągnął kijek przed siebie i ugiął kolana.
– Nie możemy zrobić wyścigu kamyków ani porzucać się śnieżkami, bo bez magii jesteś za wolny – Damokles wzruszył ramionami. Cofnął stopę tak, że obie były w jednej linii. Śnieg skrzypiał pod jego kozakami. Damokles podniósł głowę wysoko i kiwnął kijkiem, kierując go wpierw w niebo, by tylko uderzył w śmieszny puch – Poza tym ile narzekałeś, że chcesz się nauczyć szermierki?
Nikandros przełknął ślinę. Brat miał rację - większość zabaw rodzeństwa skupiała się wokół magicznych sztuczek, przez co Nika najczęściej zostawał po prostu widownią, obserwującą po cichu co ważniejsze zawody, które najczęściej kończyły się kłótnią – Nikandros rzadko kiedy dostawał odgórne pozwolenie na zabawę z nim. Poza tym faktycznie narzekał, że jego jedynego rodzice jeszcze nie zapisali na fechtunek. Damokles wyświadczał mu przysługę, że w ogóle zaproponował wspólną zabawę. Nikandros zacisnął zęby i skopiował przywitanie, choć jego kijek nie wzniecił śniegu w powietrze, jedynie pacnął zaspę.
Może Nikandros nie mógł jeszcze chodzić na zajęcia z szermierki, ale z zapaleń obserwował rodzeństwo, kiedy tylko mógł. Czasem zabierał się z szoferem na odebranie ich z pobliskiej hali sportowej, błagał o wyjazd na każde, nawet najmniej ważne zawody. Przed lustrem kopiował wypady i wymachy. Był gotowy.
Damokles ruszył szerokim krokiem, szarżując jak byk na czerwień. Sparował kijek Niki, zablokował niezdarne, dziecięce ataki, aż wreszcie wątły patyk wypadł z pulchnych rąk, a Nikandros podał w śnieg z niemym krzykiem.
– Wygrywam – Damokles wyszczerzył się dziurawym uśmiechem, opierając dziób swojego kijka na szyi Niki. Rozwiązał supeł szalika, rzucił go w zaspę i wrócił do celowania w młodsze rodzeństwo, jak żołnierz do wroga. Machnął drągiem niebezpiecznie blisko oka, przez co Nikandros zmrużył powieki, zwinął się w kulkę, ignorując śnieg wpadający za kołnierz.
– Rozumiem, rozumiem! Przegrałem.
Damokles nadal nie przestawał górować nad Nikandros, chociaż odsunął kijek od dziecięcej twarzy.
– Musisz nauczyć się przegrywać – mruknął pod nosem, beznamiętnie oglądając swoje paznokcie – Niektórzy stworzeni są do wygrywania, a inni do przegrywania.
Nikandros pociągnął nosem, przetarł twarz ręką. Jego rękawiczki były mokre od lepkiego śniegu. Chciał wstać i wrócić do domu, ale wiedział, że Damokles go nie puści.
– I ja jestem… do przegrywania?
Starszy brat kiwnął głową.
– Taka jest rola rzeczy. Tak działa świat. Prawa wszechświata. W końcu z kimś muszą tacy jak ja wygrywać?
– Ale jeżeli ty jesteś stworzony do wygrywania – Nikandros podciągnął się na łokciach, ale nadal nie podniósł się z zaspy. Gdyby to zrobił, Damokles pewnie przycisnąłby go znów do śniegu – a jesteśmy rodzeństwem, to czy ja też nie mogę kiedyś wygrać?
Damokles parsknął śmiechem, na tyle go to pytanie rozśmieszyło, że prawie stracił równowagę. Nikandros wykorzystał sytuację i wstał na równe nogi.
– Spójrz na siebie. Krzywe nogi, zez, jakiś albinizm… w dodatku nie masz żadnych zdolności magicznych. W twoim wieku Berenika dawno lewitowała śnieżkami, którymi w nas rzucała. A ty?
Damokles zlustrował Nikę od stóp do głów, jakby widział wszystkie jego warstwy. Strach przed byciem tym najgorszym Lohengrinem, panika z braku magii, lęk przed zgryźliwymi komentarzami brata. Nikandros trząsł się jak osika, ale nawet i bez tego można było się domyślić, że dzieciak w całości składa się ze zlepionych z siebie różnojakich obaw.
Damokles ewidentnie chciał powiedzieć coś jeszcze, może skomentować łzy, które piekły policzki Niki, ale z dworu odezwał się krzyk akcentowany metalowym dzwoneczkiem. Obiad. Starszy brat przymrużył oczy, skrzywił twarz w niezadowolonym grymasie.
– Rola rzeczy. Zapamiętaj to sobie.
Rzucił kijek w zaspę, która zassała go w warstwy puchu tak, że całkowicie zniknął z widoku. I tyle było z braterskiej zabawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz