29 listopada 2024

Od Dantego – Ćwiczenie

Dzień treningu samodzielnego, a nie z Petrusem, oznaczał, że Dante mógł zachować wszystkie witalne organy wewnątrz, nie stworzyć nowego morza przez lejący się z niego pot i w dodatku wyjść z klubu na prostych, niedrżących nogach. Luksus taki, że nic tylko czekać, aż mu się w dupie poprzewraca, przynajmniej tak widział to jego trener i syren z niepokojem spoglądał na drugi koniec sali, gdzie instruował kogoś Petrus, obawiając się padnięcia zaraz komendy do robienia stu powtórzeń kombinacji na worku i niech syren spróbuje się nie posłuchać. Więc Dante, naturalnie chyba chłonący taktyczne myślenie Bashara przez przebywanie z nim, mądrze czmychnął na korytarz z recepcją, by wykorzystać zasłużoną przerwę.
Skinął znajomym bokserom opuszczającym klub, pociągnął jeszcze łyk wody z butelki, już gotowy wrócić na ostatnią sesję nawalania w worek, gdy ktoś przykuł jego uwagę, ledwo łapiąc się w syrenie polę widzenia. Kiedy on wszedł? Rudzielec stanął tuż obok, uważnym wzrokiem czytając świstki papieru i ulotki wiszące na korkowej tablicy. Nie widział go tutaj wcześniej, a skoro Dante znał całe miasto, jak to przyszło ludziom mówić, to tym bardziej znał wszystkich w swoim klubie bokserskim.
— Hej, w czymś mogę pomóc? — zagaił.
Spiczaste ucho drgnęło, nieznajomy odwróciło powoli głowę, uniósł ją. Trochę wyżej. Jeszcze kawałek. W końcu coś w szyi strzyknęło, rudzielec zadarł wysoko brodę, Dante swoją prawie oparł na piersi.
— Szukam… chyba trenera?
— A do czego ci ten trener? — parsknął syren. Gość nie wyglądał, jakby wiedział, jak się tutaj w ogóle znalazł.
— Do nauki nowego zaklęcia walki — odparł nieco pewniej.
— Cóż — syren wyprężył szeroką pierś, posłał zawadiacki półuśmiech mężczyźnie — niejeden raz moje umiejętności boksu zostały określone jako magiczne, więc coś tam się na tych zaklęciach znam. Byłeś może umówiony?
— Umówiony?
— Okej, to może inaczej — parsknął. — Chcesz dzisiaj lekcję zapoznającą? — Przytaknięcie. — Super. Zgaduję, że stroju nie masz? — Zaprzeczenie. — Dobra, zaraz coś ci wykombinuję.


To wcale nie było tak, że on szukał uczniów jako trener, tylko oni sami się znajdowali i potem jakoś to też samo wychodziło.
W klubowej koszulce i zapasowych spodenkach Dantego, przewiązanych sznurkiem w biodrach, żeby lepiej się trzymały, Elias wyglądał komicznie, elf jednak bez narzekania przyjął strój i dał się zaprowadzić na salę. Dante pokazał mu sprzęty, opowiedział trochę, dlaczego takie ciężary są dla bokserów dobre, czemu ta maszyna jest potrzebna do ćwiczeń, Elias zaś słuchał z obojętnym wyrazem twarzy, ale w oczach było widać, że rozumiał. Przeszli obok ringu, wieszaka koszmarów, czyli miejsca na skakanki, na koniec dotarli do sekcji z workami, a Dante czuł w środku ten szczególny rodzaj radości, który odezwał się również, gdy Zapałkę wprowadzał w tajniki ukochanego sportu.
— Teraz uderz w worek — odparł syren po przeprowadzeniu rozgrzewki, wątpliwie angażującej dla Eliasa, coś tam jednak udało się elfowi poruszać, wysłuchał też o podstawach boksu.
Wzrok przeniósł się z worka na syrena i z powrotem, bardzo wolno, jakby nieustannie Elias potrzebował dodatkowego czasu na przeprocesowanie poleceń.
— A dałoby się bez ruszania się? — zapytał, całkowicie poważnie.
Dłoń zaświerzbiła, by sięgnąć po skakankowy bicz, ale Dante wziął poprawkę, że była to pierwsza lekcja. Wzruszył ramionami.
— Dałoby się, ale wtedy ja ciebie po prostu rzucę w worek.
— Hm — mruknął rudzielec. — No dobrze.
Elias spróbował, pięść zabolała lekko, Dante przeszedł do tłumaczenia dlaczego, opowiadający o odpowiednim ułożeniu palców, twardym ramieniu i silnych kościach, które akurat z czasem powstawały w dłoni boksera. Raz za razem elf podchodził do uderzenia, trafiając nieco pewniej, stabilniej, lepiej rozumiejąc kryjącą się za ciosem technikę. A w syreniej piersi do radości dołączała satysfakcja płynąca z nauczania, wspólnie tworzące mieszankę, z którą Dante wciąż się oswajał i poznawał. Bo choć uczniów nie szukał, tak każdego zainteresowanego chętnie przyjmował pod swoją opiekę, dopiero po latach dochodząc do tego, co Scala musiał czuć, przekazując swoją wiedzę i umiejętności dalej.
Dante poprawił ustawienie nóg Eliasa i uśmiechnął się przelotnie, mając wrażenie, że dawny trener byłby znów z niego dumny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz