23 listopada 2024

Od Cheoryeona – Wizja

Westchnął ciężko, plecy spoczęły na oparciu krzesełka bez nóg.
— Dzisiaj jest cichy wieczór — rzucił do schowanej za iluzjami Suyeon.
Tego dnia tradycyjnie przygotowali Pokój Jasnowidza. Wyczyścili kamienie i kule, poukładali wszystko w odpowiedni sposób na stoliku, nawet położyli talię kart tarota, mimo że Cheoryeon nigdy ich nie używał (no, chyba że randomowo je tasował od czasu do czasu). Jasnowidz założył swoje, wcześniej wyprasowane, szaty, zajął miejsce.
Niestety ten dzień nie okazał się zbyt owocny.
Ich własny biznes nie przynosił nigdy dużych sum. Od początku musieli dorabiać sobie w sklepach, dostawach czy innych dorywczych robotach. Nawet za czasów wróżki, która się nimi opiekowała, lokal nie pękał w szwach od ilości klientów. Sama staruszka mówiła, że tak w zasadzie wykonywała to wszystko bardziej jako hobby aniżeli prawdziwą pracę. Wszystko w rzeczywistości opłacała z emerytury otrzymywanej dzięki innemu zawodowi, o którym niestety nie zdążyła powiedzieć bliźniakom. Zatem ani Pokój Wróżki, ani później Pokój Jasnowidza nie mógł się cieszyć wielkim sukcesem.
Zawsze jednak ktoś się pojawiał. Nieczęsto, ale prawie regularnie przychodziły mieszkające w okolicy kobiety, pragnące dowiedzieć się, czy w najbliższej przyszłości będą miały szczęście. Okazjonalnie zaglądały tutaj kompletnie obce osoby, które ponoć usłyszały o tym miejscu od znajomego lub zupełnym przypadkiem się na nie natknęły i postanowiły skorzystać. W ciągu jednego wieczora Cheoryeon obsługiwał średnio dziesięć osób.
Cóż, kiedyś.
Ostatnio mieli coś mniej klientów. Nie był pewien, czy nikt już nie chciał sprawdzać swojej przyszłości, czy ich biznes stracił wiarygodność. Ale zarobki, od początku niewielkie, teraz spadły o połowę.
Suyeon proponowała zareklamowanie Pokoju Jasnowidza w Internecie, lecz brat odmówił. Nie mógł zaprzeczyć, że lubił swoją pracę jako Jasnowidz Moon, aczkolwiek nie chciał się promować w necie, nawet jeśli parę razy to zrobił, w tym w walentynkowym wydaniu Auranthium. Dokładnego powodu nie podał.
W ten sposób sporo czasu spędzali, po prostu zajmując się swoimi sprawami, a jednocześnie czekając, aż ktokolwiek się zjawi. Suyeon uczyła się i rozwiązywała zadania ze studiów, Cheoryeon kończył prace graficzne, jakie dostał w robocie. Czas mijał, zawieszony przy drzwiach dzwoneczek milczał.
Złotoskrzydły przejechał rysikiem po ekranie tabletu, na rysunku pojawiła się smuga światła imitująca to z reflektora. Inne projekty skończył, więc teraz po prostu rysował hobbystycznie. Oddalił nieco obrazek, zmierzył wzrokiem całość. Na scenie w samym środku przepełnionego światełkami latarek, przypominającego rozgwieżdżone niebo stadionu stał piosenkarz, tyłem do obserwatora, pochylony, z mikrofonem w ręku. Po sylwetce i fryzurze można było mieć pewne podejrzenia co do jego tożsamości, lecz kim dokładniej był, tego sam Cheoryeon nie potrafił określić.
Jakiś czas przyglądał się postaci, w końcu poruszył piórkiem. Wybrał pewien pędzelek, pomniejszył jego średnicę, zmienił kolor na złoty. Stworzył nową warstwę, przyłożył koniec rysika do pleców postaci, wolnym ruchem pociągnął od nich długą, trochę powyginaną linię.
W pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk dzwoneczka.
Cheoryeon niemal podskoczył na siedzeniu. W pośpiechu wyłączył tablet, razem z piórkiem schował pod stolikiem. Usiadł prosto, poprawił swoje szaty, cicho odchrząknął.
Myślał, że dzisiaj już nikt się nie zjawi.
A jednak ktoś przyszedł.
Chwilę po dzwoneczku sznury koralików rozchyliły się, do pokoju wszedł stosunkowo młody chłopak. Był wysoki, sięgające uszu, falowane blond włosy miał schludnie ułożone. Jasne (kolor trudny do określenia ze względu na panujący półmrok) oczy błądziły po wszystkich elementach wystroju, uważnie wszystko obserwując. Gdy młodzieniec spojrzał na jasnowidza, uprzejmie się przywitał. Widząc czekającą na niego poduszkę, nieśmiało podszedł bliżej, ukląkł na niej, dłońmi pilnując, by długi, szary płaszcz nie nabawił się nieodpowiednich wgnieceń.
Cheoryeon zmierzył go wzrokiem z góry na dół, uniósł prawą brew na energię chłopaka. Postanowił jednak na ten moment ją zignorować, a skupić się na samej pracy. Sięgnął minutę, dwie do przyszłości.
— Przyszedłeś do mnie w poszukiwaniu rozwiązania na męczący problem — powiedział profesjonalnym tonem — mam rację?
Chłopak zamrugał parę razy, wolno przytaknął.
— Tak — odpowiedział. — Wiele osób musi tu przychodzić z tego samego powodu.
Słysząc to, jasnowidz cicho parsknął.
— Nieprawda. Większość przychodzi w sprawach miłosnych lub pieniężnych, albo po prostu są ciekawi własnej przyszłości. Ty zaś jesteś tu, bo coś cię męczy. — Spojrzał na niego porozumiewawczo. — Już chyba od lat.
Na ostatnie słowa klient niespodziewanie spuścił głowę. Popatrzył na swoje oparte o uda dłonie, chwilę bawił się palcami w ramach odruchu. Wykonał trochę głębszy wdech, kilka sekund później powrócił wzrokiem na jasnowidza.
— Aż tak to po mnie widać? — zaśmiał się cicho, nerwowo.
— Nie, po prostu jestem jasnowidzem — odparł spokojnie różnooki. — Wiedza zobowiązuje.
— A, rozumiem. — Pokiwał głową.
Cheoryeon ponownie mu się przyjrzał.
Normalnie nie wysilał się zbytnio dla klientów. Gdy tylko zobaczył, że ktoś przyszedł do niego z błahego powodu, nawet nie fatygował się z używaniem swoich zdolności. Udawał, że robi wielkie czytanie przyszłości, potem mówił, cokolwiek w tym czasie wymyślił, a na koniec namawiał do kupna specjalnego talizmanu, mającego na celu uchronić przed nadciągającym niebezpieczeństwem czy pechem. W ten sposób nic konkretnego nie robił, a zarabiał pieniądze.
Czasami jednak trafiały się osoby, które szczerze potrzebowały jego rady. Identyfikacja ich była zwykle dość prosta, bowiem samym zachowaniem odstawały od reszty. Dało się usłyszeć w głosie tę szczerość, dostrzec po ruchach i mimice, jak bardzo potrzebowały pomocy jasnowidza.
Dobrym przykładem był właśnie ten chłopak.
Sama jego osoba emanowała nieśmiałością, tym, jak długo musiał się zastanawiać przed przekroczeniem progu Pokoju Jasnowidza. Widać, było, że skoro podjął decyzję, to mu zależało. Dodatkowo ta cała jego energia dawała jasnowidzowi pewne znaki. Znaki dość sprzeczne, bo z jednej strony wyczuwał w nich cierpienie...
A z drugiej zbawienie.
— Powiem ci to, czego potrzebujesz — oznajmił, opierając ręce o stolik. — Do tego jednak potrzebuję, byś podał mi rękę.
Klient zaczął wyciągać prawą dłoń.
— Tylko zdejmij rękawiczkę — usłyszał wtem.
I niespodziewanie zastygł w bezruchu.
Cheoryeon uważnie obserwował, jak blondyn zawiesza wzrok na swojej ręce, odzianej w czarną, skórzaną rękawiczkę, a po kilku sekundach z powrotem ją chowa pod stolikiem. Ruch ten go zaskoczył, aczkolwiek starał się tego po sobie nie pokazać.
Młodzieniec przyglądał się swoim dłoniom, w końcu nieśmiało zapytał:
— Czy nie ma innej metody?
— Słucham? — Uniósł brew.
— Nie może pan, na przykład, spojrzeć w moje oczy albo odprawić jakiś rytuał? Albo zobaczyć w kuli czy wywróżyć z kart?
Tego Złotoskrzydły się nie spodziewał. Powoli poprawił swoją pozycję, cicho odchrząknął.
— Żadna z tych metod nie daje dokładnych wyników — powiedział poważnym tonem. — Ja jestem prawdziwym jasnowidzem, podaję szczegółowe odpowiedzi. Ale potrzebny mi kontakt fizyczny, by ujrzeć czyjąś przyszłość.
W odpowiedzi chłopak przytaknął, lecz nic nie odpowiedział, nawet nie podniósł wzroku znad swoich rąk. Jego niepewność wręcz zaskoczyła Cheoryeona. Jasnowidz nigdy go nie widział na oczy, więc blondyn pewnie znalazł się tu zupełnym przypadkiem lub usłyszał o tym miejscu od kogoś. Musiał być zatem naprawdę zdecydowany na wizytę. A przynajmniej wcześniej, bowiem teraz wyraźnie się wahał. Co się stało? To on chciał ostatecznie dostać wizję czy nie?
— Nie zdejmiesz rękawiczek? — spytał.
Klient pokręcił głową.
— Przepraszam — odparł cicho.
— A możesz mi dać, nie wiem, nadgarstek albo przedramię?
Niestety jasnowidz otrzymał kolejny przeczący gest.
Oparł się plecami o krzesełko, westchnął. O co z nim chodziło? Czemu nie pozwalał, by go dotknięto? Miał jakąś alergię? Nie lubił dotyku? Był chory?
Zmrużył oczy, przyjrzał się uważnie blondynowi. Wtem w środku dwukolorowych tęczówek rozbłysło białe światło.
Podniósł powieki, zamrugał parę razy. Źrenice powróciły do śmiertelniczego wyglądu.
Już rozumiał.
Wykonał głęboki wdech. Podwinął nieco rękaw szat, wystawił przed siebie prawą dłoń, jeszcze do niedawna przyozdobioną podłużną blizną, teraz zaś bez najmniejszego śladu, jak gdyby nigdy nie zaistniała. Cóż, było to prawdą w przypadku tego ciała.
Młodzieniec spojrzał na wyciągniętą ku niemu rękę, chwilę się w nią wpatrywał, po czym (po raz pierwszy od kilku minut) przeniósł wzrok na twarz jasnowidza, na twarz wskoczyło zaskoczenie.
— Jestem nie byle jakim jasnowidzem — zaczął Cheoryeon. — Jestem jedną z najpotężniejszych istot, jakie kiedykolwiek spotkasz w tym świecie. Nie kłamię. Jestem nie tylko potężny, ale też mam ogromne pokłady energii.
Na ostatnie słowo blondyn otworzył szerzej oczy. Ponownie skupił swoją uwagę na ręce jasnowidza. Wpatrywał się w nią, wpatrywał, twarz zdradzała głębokie zamyślenie. Gdzieś przez mimikę przemknęła iskierka nadziei.
— Zaufaj mi — ciągnął dalej Złotoskrzydły. — Nie po to tu przyszedłeś, by otrzymać jakąkolwiek pomoc?
Chłopak wciąż nie odpowiadał, ale przygryzł dolną wargę.
Wreszcie wykonał ruch. Złapał za koniec prawej rękawiczki, niepewnie zsunął materiał, odsłaniając jasną, gładką skórę. Popatrzył na swoją dłoń, szczupłą, bez jakichkolwiek skaz czy ubytków, wyglądającą na wręcz zadbaną, często smarowaną przeróżnymi kremami mającymi na celu chronić naskórek przed negatywnymi skutkami długiego zakrywania go. Wykonał głęboki wdech.
Zaczął wolno zbliżać rękę do Cheoryeona. Obie dłonie z każdą sekundą były coraz bliżej siebie, bliżej, bliżej...
Jeszcze trochę.
Jeszcze odrobinę.
— Przepraszam.
Palce gwałtownie zgięły się, ramię w okamgnieniu zostało cofnięte pod sam tors. Jasnowidz popatrzył na klienta, nie ukrywając zdziwienia.
— Nie, nie, jest w porządku, zaufaj...
— Przepraszam — przerwał mu klient.
Blada dłoń z powrotem skryła się w rękawiczce. Różnooki jeszcze próbował z nim pogadać, lecz blondyn nie reagował w żaden konkretny sposób na jego słowa, a jedynie nieustannie przepraszał. Sięgnął do kieszeni swojego płaszcza, wyciągnął portfel.
— To za kłopot — wytłumaczył, kładąc na blacie banknot. — Jeszcze raz przepraszam.
Nie czekając na odpowiedź ze strony jasnowidza, wstał i szybkim krokiem opuścił pokój. Przez moment było słychać, jak zakłada w przedsionku buty, a potem dzwoneczek powiadomił o jego wyjściu.
Cheoryeon przez dobre kilka sekund spoglądał na stopniowo zastygające w bezruchu sznury koralików. Powoli wyprostował się, zamknął dotychczas otwarte usta.
W Pokoju Jasnowidza nastała cisza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz