Jak na kraj błogosławiony tysiącem rzek, Senkawa była zaskakująco konserwatywna, a przemiany, których symbolem była tu płynąca woda, wydawały się powierzchowne i nietrwałe, dotyczyły tylko najbardziej zewnętrznej części, owej maski, którą trzeba było nosić w społeczeństwie. Dekady minęły od czasów, gdy kraj porzucił kasty i wiążący się z nim twardy porządek tego, gdzie kto przynależał. Komu wolno było nosić miecz, kto miał spędzić życie pochylając się nad uprawianą ziemią, kto dziedziczył tradycję tworzenia parasolek, komu przeznaczona była służba w chramie, kto od dziecka musiał uczyć się trudnych kroków tańca. Ścisła hierarchia, bezlitosna drabina, po której tak trudno było się wspinać, a tak łatwo spaść. Na tej drabinie wyraźnie było widać, kto stoi niżej, a kto wyżej, kto miał ustępować z drogi, a komu należał się szacunek oraz przywileje. I co prawda tytuły szlacheckie zniesiono, kasty przestały mieć znaczenie i syn rybaka mógł zostać maklerem giełdowym, lecz gdzieś tam, pod powierzchnią, ten makler wciąż śmierdział innym rybą.
Akihime nikt nie lubił, lecz nikt nie ważył się jej tego okazać. Od pierwszego dnia w szkole wszyscy wiedzieli, że to ta jedna, specjalna uczennica, której dalecy przodkowie wznieśli legendarną szkołę tańca, że to ich pobłogosławił jeden ze smoków i że przez długie wieki zwykłemu wieśniakowi nie wolno było nawet podnieść wzroku na członków rodu Matsudaira. Może nie byłoby tak źle, gdyby Akihime była miła i uprzejma, jak przystało na typowe, senkawańskie dziecko, od maleńkości uczone życia w społeczeństwie, niestanowienia problemu i niewyrywania się przed szereg. Lecz Akihime nie była ani miła, ani uprzejma. Wręcz przeciwnie. Stanowiła typowy obraz rozpieszczonej, młodej damy, przywykłej do tego, że jeśli wystarczająco długo będzie kręcić nosem, albo mocno tupnie nóżką, w końcu dostanie wszystko, czego tylko sobie życzy. Czego nauczyła się w domu, otoczona opiekunkami i służbą, to z powodzeniem zaprowadziła w szkole, nasyłając matkę na dyrektorkę i nauczycieli, kiedy tylko rówieśnicy próbowali dać wyraz swojego sprzeciwu wobec raniących słów i roszczeniowej postawy Akihime.
Dlaczego Akihime wybrała sobie właśnie Hotaru? Trudno powiedzieć. Pewnego dnia po prostu pokazała na nią palcem, mówiąc, że jest najbrzydsza w całej szkole i że teraz będzie nosić za Akihime jej teczkę. Hotaru zaś, nawykła do tego, by przyjmować i wypełniać polecenia, po prostu wzięła tę teczkę i poszła tak, jak jej Akihime kazała. Żadna z nich nie wiedziała, gdzie je to wszystko zaprowadzi.
Czas nastoletniego buntu był dla Akihime naturalnym stanem. Dziewczyna żyła łamaniem zasad i wyprowadzaniem dorosłych z równowagi, tylko po to, żeby potem tupnąć nóżką, pokręcić nosem i wymigać się od wszelkich konsekwencji swoich działań. Precyzyjnie wybierała, na ile może sobie pozwolić i wobec kogo użyć swego pochodzenia i równie jak ona wygadanej matki, by wybryki uchodziły płazem. Naturalnie, jeśli kłótliwy charakter matki i nazwisko ojca miały stanowić jej miecz i tarczę, przeciw swym rodzicom nigdy nie powinna próbować swoich gierek. Tak było jednak tylko do czasu.
— Nikt się nie dowie, nie panikuj — powiedziała wtedy do Hotaru, gdy wszystkie uczennice już dawno pożegnały nauczycielkę tańca, przebrały się i ruszyły do domów, pragnąc zdążyć jeszcze przed zapadającym zmrokiem. W szkole zostały tylko one dwie.
— Sama mówiłaś, że tego wachlarza nie może dotykać nikt oprócz twojego taty!
Akihime wywróciła oczami.
— Bajki i legendy. To tylko wachlarz, nic specjalnego.
— A jeśli ktoś nas nakryje?
Dziewczyna machnęła lekceważąco ręką.
— I tak ten wachlarz będzie mój. Nic się nie stanie, jak go sobie wcześniej obejrzę. — Akihime wydęła usta. — A ty powinnaś być mi wdzięczna. Zwykli ludzie mogą go zobaczyć tylko wtedy, kiedy tata z nim tańczy, a o potrzymaniu go mogą sobie co najwyżej pomarzyć.
Hotaru nie wierzyła, że się na to zgodziła, ale skoro Akihime zarządziła, że włamią się do tych sekretnych pokojów głęboko w trzewiach szkoły, tam, gdzie bezpiecznie spoczywały starodawne kimona, wiekowe rekwizyty z dawnych występów, rozpadające się zapiski, pierwsze rysunki i projekty scenografii, wszystkie te odłamki historii szkoły Matsudaira, dziewczyna nie znalazła w sobie dość sił, by się temu przeciwstawić. Hotaru czasem wydawało się, że kto inny podjął wtedy za nią decyzję, czasem zaś miała wrażenie, że pragnienie ujrzenia zaklętego wachlarza drzemało na dnie jej serca od dawna i dziewczyna po prostu szukała pretekstu, by sprzeciwić się zasadom, złamać tabu. U boku Akihime to było tak dziecinnie proste.
Słabo pamiętała drogę do zakazanych pomieszczeń. Pamiętała tylko, że serce mało nie wyskoczyło jej z piersi, gdy jedna z desek mocniej zaskrzypiała pod stopą Akihime, mało nie krzyknęła, gdy gdzieś trzasnęło okno. Tamto miejsce pachniało jej kamforą i cedrem, i wcale nie przypominało archiwum ani magazynu, jak to Akihime wcześniej opisywała. Było raczej niczym chram, ze wszystkimi bezcennymi pamiątkami ułożonymi na swych miejscach, bez grama kurzu, zadbanymi i oświetlonymi tak, że wzrok sam tonął w misternych wzorach kimon, myśli same uciekały ku przeszłości, serce szukało połączenia z artystami sprzed wieków.
Akihime parła naprzód, szukając wachlarza w labiryncie pokojów, Hotaru przemykała za nią, czując, jak coś wewnątrz niej drży wraz z przepełniającą miejsce magią. Magią, na którą Akihime zdawała się być niewrażliwa, burcząc coś pod nosem, obojętnym wzrokiem prześlizgując się wśród bezcennych artefaktów.
— Tu jest! — oznajmiła, a Hotaru aż podskoczyła, gdy ten ostry głos rozdarł nagle nabożną ciszę.
Był tam, na prostym, drewnianym postumencie, śpiący spokojnie w objęciach wyściełanego najdroższym jedwabiem pudełka. Bezcenne, intarsjowane drewno, ręcznie haftowana złotem poduszka, wszystko otoczone starannie zaplecioną shimenawą, świętą liną zarezerwowaną dla oddzielenia tego, co boskie, do tego, co ludzkie. I w środku tego wszystkiego leżał on – prosty, papierowy wachlarz, na pierwszy rzut oka nieodróżnialny od tysięcy podobnych, tanich i łatwych do zrobienia, popularnych te kilka stuleci temu. Hotaru wystarczyło jedno spojrzenie, by serce zapłonęło ogniem uczucia, nieznanym do tej pory dziewczynie, nie w tej formie, nie tak silnie. Miłość do tańca znalazła nagle ujście i kotwicę, skrystalizowała się w tym jednym przedmiocie.
I tak, jak do tej pory Hotaru podążała tuż za Akihime, nie ważąc się postąpić choć krok poza wyznaczoną ścieżkę, tak teraz sama podeszła do postumentu, dłonie wyciągnęły się nad shimenawą, bez strachu sięgnęły po wachlarz.
— Hikaru — powiedziała i nic więcej już się nie liczyło.
Akihime ją potem strofowała, że złapała ten wachlarz, jakby to do niej miał w przyszłości należeć, że tak się bała, że ich nakryją, a gdy przyszło co do czego, nie chciała tego wachlarza wypuszczać z rąk i najchętniej by go sobie ukradła.
— Ty zawsze taka byłaś — prychnęła Akihime, wydymając usta charakterystycznym sobie gestem. — Taka cicha woda. Ja to od początku wiedziałam. Innych możesz zwieść, ale ja cię za dobrze znam. Kiedyś przyjdzie dzień, że wykręcisz coś takiego, że…
Nie dokończyła, tylko parsknęła tym swoim pozbawionym wesołości śmiechem. Hotaru zaś szybko wyrzuciła z pamięci te słowa, biorąc je za typowe droczenie się Akihime, gdy jej myśli zajmował wyłącznie wachlarz i to ciepłe uczucie, które pozostawił na jej dłoniach. Nie przypuszczała, że słowa przyjaciółki już wkrótce miały do niej wrócić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz