Wieczór zapadał szybko, a ja miałam wrażenie, że miasto zmienia się z każdą chwilą. Latarnie rozświetlały brukowane ulice ciepłym blaskiem, a lekki wiatr przynosił zapach wilgotnych liści. W mojej pato-kawalerce czułam się jednak zbyt osaczona. Wzięłam płaszcz i klucze i wyszłam na spacer, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Miałam nadzieję na zwykły wieczór; nie wiedziałam jednak, że trafię na ulice, która… nie powinna istnieć.
Spacerując znaną trasą wzdłuż parku zauważyłam coś dziwnego. Między dwoma dobrze znanymi budynkami pojawiła się wąska uliczka, której nigdy wcześniej tam nie widziałam. Zatrzymałam się i zmarszczyłam brwi. Przez chwilę pomyślałam, że może mi coś umknęło, jednak ta tajemnicza droga przyciągnęła mnie jak magnes.
Ulica była wąska, z wysokimi, kamiennymi ścianami po obu stronach. Latarnie oświetlały ją przyćmionym, niemal staroświeckim światłem. Po chwili zawahania weszłam. Powietrze zdawało się chłodniejsze, a każdy krok odbijał się echem. Na początku wydawało się, że to po prostu mała, zaniedbana uliczka zapomniana przez miasto. Mimo to coś mnie w niej niepokoiło. Spojrzałam za siebie, ale wejście, przez które dopiero przyszłam, wydawało się teraz odległe, jakby oddalało się z każdym krokiem. Wzięłam głęboki oddech. Tylko ja mogłam znaleźć coś tak dziwnego podczas zwykłego spaceru.
Chciałam zawrócić, ale wtedy dostrzegłam coś na końcu ulicy. Słaby blask, jakby migoczące światełko. Uznając, że to pewnie wyjście ruszyłam w stronę światła. Im bliżej podchodziłam, tym bardziej zdawało się, że blask jest nie z tego świata. Był delikatny, ciepły, a jednak wydawał się dziwnie żywy.
Dotarłam do końca ulicy i.. blask pochodził z małego, zardzewiałego znaku zawieszonego na ścianie budynku.
- Ulica Marzeń - przeczytałam na głos. - To jakiś żart? - przeczytałam, czując jak dreszcz przebiega mi po plecach.
Obok znaku dostrzegłam drzwi, lekko uchylone. Zajrzałam do środka - wyglądały jak wejście do zapomnianego sklepu z antykami. Na półkach stały stare zegary, wyblakłe książki, a na środku, na niewielkim stoliku, leżała mapa. Mapa ulicy. Podniosłam ją ostrożnie, ale gdy przyjrzałam się bliżej, zauważyłam coś dziwnego. Ulica Marzeń pojawiała się na niej tylko w jednym miejscu, w kółku, które pulsowało delikatnym światłem. Zaintrygowana rozejrzałam się po sklepie, szukając jakiejkolwiek żywej duszy. Nikogo nie było.
Mapa wydawała się wyrywać z moich rąk, jakby prowadziła mnie gdzieś dalej. Zaczęłam czuć czyjeś spojrzenie na sobie. Odłożyłam pergamin na stół, ale wtedy drzwi sklepu zatrzasnęły się za mną. Po chwili usłyszałam głos. Cichy, szeptany, jakby z oddali. „Cinnie…” Zamrugałam, serce zabiło mi szybciej. Spytałam kto tam, próbując brzmieć odważnie. Głos nie odpowiedział, ale mapa znów zaczęła pulsować, jednak nie wyglądała tak samo. Mała strzałka pojawiła się w jednym z rogów. Nie miałam wyboru. Chwyciłam ją i wyszłam na ulicę. Znajdowałam się w zupełnie innym miejscu niż wcześniej. Ciepły blask latarni ustąpił miejsca chłodnej, srebrzystej poświacie księżyca.
Ruszyłam w stronę wskazaną przez strzałkę. Każda ulica, przez którą przechodziłam była inna. Jedną miała drzewa wyrastające wprost z bruku, inna była wypełniona dźwiękiem muzyki, chociaż nikogo tam nie było. Miałam wrażenie, jakbym przeszła kilka światów.
W końcu dotarłam do końca mapy. Znak wskazywał na mały plac, na środku którego stała fontanna. Woda lśniła w świetle księżyca, a obok niej siedział staruszek.
- Spóźniłaś się - stwierdził, nie podnosząc wzroku znad małego notatnika.
- Spóźniłam się na co?
- Ulica Marzeń pojawia się tylko wtedy, gdy ktoś naprawdę potrzebuje odpowiedzi - odparł, wciąż na mnie nie patrząc.
- Ja? Potrzebuję odpowiedzi? Nawet nie wiedziałam, że tu trafię.
- To nie ty wybrałaś ulicę, a ona ciebie, Cinnie.
Zamarłam. Skąd on znał moje imię? I co miał na myśli wspominając o potrzebie odpowiedzi? Zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę wiem, czego chcę.
- Nie wiem - przyznałam w końcu.
Staruszek westchnął i wskazał na fontannę. Podeszłam bliżej i spojrzałam w wodę. Zamiast swojego odbicia zobaczyłam wszystkie chwile, które przegapiłam martwiąc się o bzdury. Wszystkie drobne radości, na które zabrakło mi czasu. Poczułam, jak fala ciepła wypełnia mnie od środka.
Gdy odwróciłam się, staruszka już nie było. Tylko mapa, teraz całkiem pusta, leżała na brzegu fontanny. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam znów zwykłe miasto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz