Wieczór był idealnie chłodny, a ja, po całym dniu wypełniania nudnych, dorosłych obowiązków, postanowiłam wybrać się na krótki spacer po okolicy w celu zebrania myśli. Mój plan nie dotyczył niczego wielkiego, po prostu chciałam przejść się parkową alejką, odetchnąć świeżym powietrzem i wrócić do domu. Skręciłam w ścieżkę otoczoną drzewami, a z każdej strony otaczała mnie lekka mgła, co dodawało temu miejscu jakiegoś tajemniczego uroku. Czasami miałam wrażenie, że park po ciemku wygląda jak prosto z książki o duchach - lekko przerażający, ale równocześnie piękny.
Nagle usłyszałam cichy szelest za sobą, który natychmiast przyciągnął moją uwagę. Odruchowo się odwróciłam i zauważyłam niewyraźny cień zbliżający się w moją stronę. Nim zdążyłam się dobrze przyjrzeć postaci, usłyszałam głos.
- Co my tu mamy? Zagubioną duszyczkę? - zawołał nieznajomy głosem pełnym tajemniczej drapieżności. Był wysoki, ubrany w ciemny płaszcz, a jego oczy błyszczały w półmroku, nadając mu upiorny wygląd. Przy jego boku zaczęły pojawiać się kolejne postacie, każda ubrana w ciemne kolory, patrząc na mnie z nienaturalnie szerokim uśmiechem. W blasku parkowych latarni zauważyłam błysk ostrych kłów, które wyglądały, jakby ich właściciele wybrali się na Halloween. Nie dałam po sobie poznać, że trochę mnie zaskoczyli.
- Cóż, zagubioną raczej nie, ale może chętną przygód? - powiedziałam żartobliwie, nie myśląc o tym, że mogli być niebezpieczni.
Grupa spojrzała po sobie, a potem wybuchnęli śmiechem. Jeden z nich, młodszy chłopak o szczupłej twarzy i kłach przypominających zęby lwa, spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- Odważna z ciebie dziewczyna - powiedział. - Może jesteś zainteresowana dołączeniem do naszego klubu? Tylko dla wybranych - dodał z tajemniczym uśmiechem.
- Brzmi ciekawie. A co to za klub? - zapytałam.
- Klub kłów - odparł z dumą jeden z nich pokazując swoje szczęki w pełnej okazałości. - Spotykamy się tu, by… no, dzielić się naszą fascynacją. Wilkołaki, wampiry, kły - to nasz świat.
Odetchnęłam z ulgą. Wyglądało, że nie jestem w żadnym realnym niebezpieczeństwie - jedynie trafiłam na grupę wampirzych nerdów z nieco nietypowymi zainteresowaniami. W mojej głowie pojawił się pomysł, a z serca wylało się przekorne pragnienie, by zrobić coś szalonego. W końcu, kto inny niż ja - zmiennokształtna Cinnie - mogła trochę z nich pożartować?
- Więc, aby dołączyć muszę mieć kły? - zapytałam, zerkając na nich spod uniesionych brwi.
- Dokładnie - powiedział lider grupy. - Ale nie takie plastikowe - dodał, prezentując parę swoich autentycznych kłów.
Uśmiechnęłam się, a potem zamknęłam oczy i skupiłam się na przemianie. Czułam, jak mój nos się wydłuża, a kły rosną, aż stałam się pięknym, srebrzystym wilkiem z ostrymi jak brzytwa zębami lśniącymi w blasku księżyca. Stanęłam przed nimi, drżąc z ekscytacji i zadowolona patrzyłam, jak grupka zamiera w bezruchu.
Najpiew nie docierało do nich, co właśnie zobaczyli. Ich oczy powiększyły się do rozmiarów spodków, a usta opadły, niektórym nawet z wrażenia wypadły sztuczne kły (to było jasne, że część z nich nie była żadnymi wampirami czy też wilkołakami). Nie mogłam powstrzymać się od radosnego machania ogonem.
- Więc… - zaryczałam, starając się,by mój głos brzmiał jak najbardziej upiornie. - Czy teraz mogę dołączyć do waszego klubu kłów? - otworzyłam pysk, chwaląc się pięknymi, szpiczastymi, perłowymi kiełkami.
Z początku zmieszana grupa niespecjalnie wiedziała co powiedzieć, lecz gdy wróciłam do ludzkiej postaci wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Gdy zamierzałam udać się do mieszkania otrzymałam od nich honorową odznakę - plastikowy kieł przyczepiony do cienkiego sznurka - i zostałam oficjalnie przyjęta do ich klubu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz