21 listopada 2024

Od Eliasa - Talizman (II)

Elf odchylił się nieco na krześle i wbił spojrzenie błękitnych oczu w siedzącego naprzeciwko niego czarodzieja. Potrzebował chwili, aby przetrawić sens usłyszanej wróżby, która jeśli miałby być szczery, to niezbyt do niego trafiała, w końcu nie planował w najbliższym ani żadnym innym czasie farbować włosów. Czyżby miało się to zmienić? Czy to była swego rodzaju zapowiedź połączona z ewidentnym ostrzeżeniem?
Zaintrygowany skrzyżował ramiona i zamruczał w zadumie pod nosem, nie odwracając wzroku od wciąż uśmiechniętej twarzy sprzedawcy.
Nie spodziewał się, że przypadkowe wejście do sklepiku z magicznym asortymentem z nadzieją na znalezienie jakiegoś nietypowego grymuaru skończy się prywatnym czytaniem z kart. I choć nie znalazł tego, co pierwotnie skusiło go do zajrzenia do środka lokalu, to nie mógł narzekać, nie wtedy gdy za niewielką opłatą zdobył wyjątkowy talizman, który teraz spoczywał bezpiecznie zagrzebany w kieszeni jego kurtki.
– Co jeszcze mówią karty? – zagadnął nagle, zerkając sugestywnie na rozłożonego na stoliku tarota.
Sklepikarz jak na zawołanie zebrał całą talię do kupy i z wyuczoną precyzją podzielił ją na połowy, a następnie pewnie chwycił obie części i splótł je ze sobą przez szybkie upuszczenie od dołu kart. Tak potasowaną talię ustawił na środku blatu i jednym ruchem sprawił, że rozłożyły się przed nim niczym wachlarz.
– Zobaczmy więc… – Zmrużył w skupieniu oczy, a jego smukła ręka na krótką chwilę zawisłą nad kartami. – sześć mieczy! – Sprezentował nagle swój wybór Eliasowi, który uniósł lekko brwi w niemym pytaniu. Nic a nic nie mówiła mu nazwa tej karty. – Oznacza to… – czarodziej nachylił się delikatnie w stronę cichego klienta, rażąc go swoim urokliwym uśmiechem – że powinien pan zainwestować w bitcoina!
Pomiędzy mężczyznami zapadła cisza, przerywana sporadycznym krakaniem białego kruka.
– Co to bitcoin? Jakieś czekoladowe wafelki?
– Umm… to jest… – Przez twarz sprzedawcy przemknęło zaskoczenie, gdy starał się jakoś zapanować nad zaistniałą sytuacją. Po krótkim spojrzeniu na niewzruszonego elfa, który mrugał powoli, wręcz leniwie z beznamiętnym wzrokiem utkwionym gdzieś przed siebie, wiedział, że nawet nie było sensu, by tłumaczyć mu zawiłości kryptowalut. – …musiał mi się wkraść w interpretację malutki błąd! – Odchrząknął taktycznie. – Niech no jeszcze raz spojrzę… ach! I wszystko jasne! Przesłanie jest banalne. Gotowy? – Elf nawet nie drgnął. – Uważaj na Burgera Rębacza!
Elias od razu przypomniał sobie reklamy wyświetlane na miejskich banerach, zapowiadające powrót kultowego produktu, który naturalnie miał w planach skosztować, przez co lekko zmartwiły go usłyszane nowiny.
– W jakim sensie mam uważać? I dlaczego?
– Widzi pan… – Czarodziej uśmiechnął się, prawie że pobłażliwie (nie żeby Elias i tak był w stanie to wyłapać) i pokręcił głową. – karty nie zdradzają mi wszystkich szczegółów. Musi pan sam zadecydować czy zaufać moim słowom, czy też może puścić je w niepamięć.
Może normalny człowiek zauważyłby absurd tych wróżb, jednak nie ten elf. Póki nie miał jasnego i konkretnego powodu, by nie wierzyć sprzedawcy, to równie dobrze mógł dalej naiwnie wierzyć, że ma do czynienia ze szczerym profesjonalistą. Z tego też powodu łykał, jak dziecko wszystko, co powiedział drugi mężczyzna, a kiedy przyszedł czas zapłaty, bez zająknięcia się wyciągnął z rozpadającego się portfela banknoty, które czarodziej przyjął z wesołym błyskiem w oku.
– A zapomniałbym wspomnieć! – Elias zatrzymał się przy drzwiach i spojrzał pytająco na wyszczerzonego młodzieńca, na którego ramieniu rozsiadł się wygodnie kruk.
– Co takiego?
Już miał dostać odpowiedź, gdy to nagle ptasi pupil przechylił lekko głowę i jak gdyby nigdy nic wrzasnął na cały lokal:
– Nie przyjmujemy zwrotów!



– Dzień dobry. Co dla ciebie?
Elias zignorował marny i wymuszony uśmiech sprzedawcy i od razu zerknął na zawieszone pod sufitem tablice z pozycjami z menu. Zanucił cicho pod nosem, przeskakując wzrokiem pomiędzy kawałkami kurczaka a podwójnym burgerem. Nadeszła wielka chwila prawdy.
– Poproszę dziewięć nuggetsów, do tego kręcone frytki, dużą colę i dwa razy sos śmietankowy – oznajmił po chwili, obserwując jak młody mężczyzna nabija na kasie zamówienie.
– Czy coś jeszcze?
– Nie.
Finalna cena podświetliła się na małym monitorku. Elf zmarszczył brwi.
– Razem będzie…
– Przepraszam bardzo – wtrącił się Elias – czy nie zostały naliczone żadne zniżki? – Automatycznie uniósł rękę i musnął palcami zawieszony na szyi medalion.
– Eee… nie? – Pracownik skrzywił się lekko.
– Na pewno?
– Na pewno… chyba że masz aplikację?
– Aplikację?
Mężczyzna westchnął ciężko i przetarł dłonią twarz.
– Można pobrać na telefon naszą aplikację, zbierać punkty i wymieniać je na różne promocyjne kupony – wyjaśnił względnie spokojnie, choć nerwowo spoglądał na kolejkę, która zaczęła się formować za plecami elfa.
– Nie mam.
– No to nie ma zniżki.
– Na pewno?
– Na pewno!
Elias nie był specjalnie pocieszony tym faktem i wtedy gdy sprzedawca zabierał się na przeprosiny za podniesienie głosu, nagle powróciły do niego słowa czarodzieja ze sklepiku.
– A macie może bitcoiny?



Papierowa torba z jedzeniem wylądowała na zagraconym stole w kuchni. Coś spadło, coś zahałasowało, ale mag ani trochę się tym nie przejął. Pokonał dzielnie bałagan pod nogami i stanął w salonie przed szafką, która dosłownie uginała się od tego całego ciężaru, którym została obładowana.
Ciche westchnięcie opuściło usta mężczyzny, gdy ten zdjął z szyi talizman, a raczej pseudo talizman, bo dopiero teraz zrozumiał, że został najzwyczajniej w świecie oszukany. Mógł to przewidzieć, przecież już na samym początku wyczuł, że medalion nie emanował ani krztyną magii, więc w jaki sposób miałby mu zagwarantować te obiecane zniżki w McRonald? Dał się głupio nabrać.
Mimo lekkiego rozczarowania jakoś nie żałował wydanych pieniędzy.
Dotknął kciukiem kryształu (czy może zwykłego zabarwionego na zielono szkła) i potarł go delikatnie. Podobał mu się jego odcień. Przypominał mu ciepłe i pogodne oczy starego przyjaciela i to chyba był główny powód, dla którego w ogóle zwrócił uwagę na ten wisiorek w sklepie. A teraz, gdy tak sobie na niego patrzył, opanowało go dziwnie przytłaczające uczucie nostalgii. Uśmiechnął się lekko, trochę smutno i nim odłożył medalion na jedną z półek, ostatni raz dotknął błyszczącego szkiełka, przypominając sobie czułe spojrzenia i niewypowiedziane słowa, które zawsze kryły się na dnie zielonych oczu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz