Zaułki najbiedniejszej z dzielnic śmierdziały starymi szczynami i przetrawionym piwem. Latarnie nie świeciły, noc mieniła się wszystkimi odcieniami brudnej szarości, powietrze wibrowało dobywającym się z nocnych klubów rytmicznym hurgotem. Serce Lower Hellpost zawsze brzmiało tak, jakby zaraz miało trzasnąć na zawał, ale uparcie trzymało się życia, na przekór rozsądkowi i logice. Jak ten jeden pacjent, który nigdy nie słuchał zaleceń, robił, co chciał, ale w końcu nic mu nie było – bo przecież złego diabli nie biorą.
Ciemność przesuwała się wśród pokrzywionych uliczek, niespiesznie i pozornie bez celu, co jakiś czas przystając, jakby nasłuchując, może czegoś wypatrując. Tak naprawdę demon szukał. Nowego serca, które mógłby skruszyć, nowej duszy, którą mógłby złamać, nowego umysłu, który mógłby zwieść, nowego ciała, aby je opętać. Chciał zająć czymś myśli, a działanie było najlepszym kompresem na obolałe, krwawiące po ostatnim pożegnaniu serce. Zaś tutaj, w miejscu, gdzie nawet policjanci nie chcieli się zapuszczać, gdzie nawet w biały dzień nie było bezpiecznie, kandydatów do tego, by oddać ster swojego życia demonowi, powinno być na pęczki. Niepokojący chłód sunął od bramy do bramy, szukając i wypatrując tego jednego śmiertelnika, którego los miał się wkrótce kompletnie odmienić.
Przystanął przy zapyziałym lufciku prowadzącym do równie zapyziałej piwnicy, zerknął do środka, posłuchał, jak grupka mężczyzn rozprawia o ostatnim włamaniu, jak dzielą między sobą łupy. Wszyscy silni, bezwzględni, z oczami świecącymi się na widok pieniędzy – każdy mógłby być dla niego nowym ciałem, wystarczyło tylko odpowiednio naobiecywać. Lecz demon nie wybrał żadnego z nich, odsunął się od okna, poszedł dalej.
Przystanął przy jednej z bram, spojrzał w ciemność obskurnych ścian. Złowił wzrokiem niewielką paczuszkę przechodzącą z rąk do rąk, zwitek pomiętych banknotów, zaniepokojone zerknięcia. Tych ludzi też z łatwością nagiąłby do swojej woli, mieli już na szyjach jedną smycz, mógłby za nią bez trudu szarpnąć. Lecz i im czegoś brakowało, demon odwrócił w końcu wzrok, udał się gdzieś dalej.
Przystanął przy resztkach ławki. Siedziała na niej grupka młodzieży, tej głośnej i wulgarnej, przekleństwo każdego nauczyciela, bo skoro materiał lekcji nie interesuje, a perspektywa kary nie przeraża, to co zostaje, oprócz wygłupów lub wagarów? I już miał odejść, bo chłopcy wydawali się mu za młodzi, wciąż jeszcze pod władzą rodziców, odpowiadający przed nimi, a tego demon nie lubił – by ktoś mówił mu, co ma robić albo podejmował za niego decyzje, gdy to on zawsze wiedział lepiej. Lecz ciemność i chłód nie odeszły. Zobaczyły w jednym spojrzeniu coś intrygującego.
W ciągu swego długiego życia, spędzonego pośród śmiertelników, demon wyrobił w sobie zdolność do całkiem trafnej oceny charakteru na podstawie ledwie jednego spojrzenia. Ten dzieciak miał w sobie ciemność, której próżno było szukać wśród najbardziej zatwardziałych przestępców – bo nawet mordercy na zlecenie mieli swoje zasady i cele, których nie brali, nawet skorumpowani politycy i bezwzględni dyktatorzy mieli coś, co było im drogie, o co dbali. Lecz on… Jego serce nie było po prostu sczerniałe i okrutne, ono zwyczajnie nie istniało, była tam jedynie nicość, pozbawiona uczuć, pozbawiona człowieczeństwa.
Demon został przy resztkach ławki, przysłuchując się rozmowie, a gdy młodzież się rozeszła, podążył za tym jednym chłopakiem.
Śmiesznie małe mieszkanie, zagracone w sposób typowy dla najbiedniejszych, bo gdy na nic nie ma, niczego się nie wyrzuca, nie wiadomo przecież, czy się kiedyś nie przyda. Jego matka nie miała nic do powiedzenia. Cicha, drobna, wiecznie zapracowana, bo a to w kuchni coś trzeba było zrobić, a to iść posprzątać u kogoś w mieszkaniu, a na wieczór zostawały robótki ręczne, może uda się coś sprzedać, popatrywała na syna z niepokojem, usuwała się mu z drogi. Wiedziała. Wiedziała czym był, lecz co miała zrobić z tą wiedzą? Zostawało jej pracować, próbować wiązać koniec z końcem, postarać się o jakiś zasiłek i liczyć na to, że niczym go nie sprowokuje. Że będzie na tyle użyteczna, by o czymś takim nie pomyślał, i że gdy patrzy w stronę noży, a jego spojrzenie staje się tak dziwne, w tych niepodobnych ludzkim myślach pojawia się kto inny, a nie ona.
Demon przypatrywał się kobiecie, przypatrywał się mieszkanku i rozważał.
Szkoła rejonowa, klasa z profilem sportowym, ale wcale nie po to, by uczniowie zajmowali się sportem, jeździli na zawody. Raczej po to, by nauczyciele nie przyciskali z żadnego innego przedmiotu, żeby wszystko można było olać, a zajęcia wuefu spędzić gdzieś za szkołą, gdzie nauczyciel nie widział, i zasłużyć na to naganne z zachowania. Rady pedagogiczne składały się w głównej mierze z opracowywania nowych strategii przepychania uczniów do następnej klasy, choć i tak nikt nie miał już nadziei na to, że szkoła kiedykolwiek ruszy się z ostatniego miejsca w rankingu. W pracowni fizycznej próżno było szukać czegoś bardziej interesującego, niż równia pochyła, w pracowni chemicznej zaplecze stało puste – odczynniki znikały z półek, żadne zamki nie pomogły, a pracownia biologiczna mogła poszczycić się tylko stojakiem, który został po modelu układu kostnego.
Demon przypatrywał się dyrektorce, przypatrywał się szkole i rozważał.
Kolejna posiadówa na ławeczce, ciągnące się do późna, płytkie rozmowy, okraszone podprowadzonym ze sklepu piwem. Dym papierosów, sprośne żarty, przepychanki o nic. Demon obserwował dynamikę grupy, obserwował poszczególnych jej członków i to, jakie miejsce w niej zajmują. To jest lider, on decyduje i wiedzie prym, ten obok, z lepkimi dłońmi, najczęściej stara się o darmowy alkohol, ten na rowerze ciagle popatruje w dół ulicy, sprawdza, czy nie szykuje się jakiś problem. I ten jeden młodzieniec o nieludzkim spojrzeniu, niepokojącym uśmiechu i palcach, które pocierały o siebie dziwnie nerwowym gestem. On był tym, który lekko odstawał, lecz z jakiejś przyczyny dalej był częścią tej grupy. Oni też wiedzieli, choć nie tak świadomie, jak matka. Instynktownie bali się cokolwiek zrobić, czując, że z tym jednym jest naprawdę coś nie tak.
Demon przypatrywał się każdemu po kolei i rozważał.
Aż w końcu się zdecydował.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz