Jedyne, czego Zahra nie lubiła w wiecznie rozwijającej się technologii, to brak fizyczności. Zahra uwielbiała fizyczność w każdym aspekcie. Kochała macać figurki postaci z ulubionych gier, trzymać na półce pudełka z płytami najlepszych filmów, pstrykać wiatraczki jej świecącego się tęczą komputera. Jeżeli coś miało fizyczną postać, było zdecydowanie bardziej jej, przynajmniej tak uważała Zahra. Miała również lepszą pamięć do fizycznych rzeczy – jeżeli Gideon zostawił przylepioną do lodówki karteczkę, że ktoś musi pójść po mleko (Zahra wcale nie chciała wypić duszkiem całego litra mleka owsianego, tak jakoś wyszło), pamiętała o zakupach, w przeciwieństwie do sytuacji, kiedy ustawiała sobie powiadomienie na telefonie.
Właśnie, telefon. Lubiła smartfony, naprawdę, w końcu miała wszystko w zasięgu dwóch kliknięć, cały świat pod palcami, ale nadal jej czegoś brakowało. Tej fizyczności. Jak słuchała muzyki w streamingu, to nie mogła pooglądać sobie obrazków i tekstów z książeczki płytowej, jak oglądała zdjęcia, to zawsze refleks zabierał jej jakiś fragment i nie mogła przyjrzeć się obrazkowi w całości. Takie wydrukowane, wywołane zdjęcia były o wiele lepsze. Nie dość, że można je trzymać w ręce i obejrzeć z każdej strony, to można je, na przykład, nakleić na ścianę. Wtedy zdjęcie nie znikało w zapchanej bezsensownymi screenshotami galerii, tylko można było na nie patrzeć częściej i dłużej. Dlatego Zahra kupiła aparat.
Kupiła aparat, i to nie byle jaki. Polaroid. Taki, co drukuje zdjęcia od razu i można oglądać, jak powoli się wywołują, wypełniając białą folię kolorami. W sumie to dzięki Gideonowi znalazła właśnie taki aparat. Paczka doszła akurat, jak wylegiwali się razem na kanapie. Rzadko kiedy mogli spędzać razem czas, ale podobno rura na kampusie Gideona pękła i odwołali im zajęcia, czy coś.
– I one od razu ci pokazuje zdjęcie? Fizycznie? – Zahra rozerwała tekturę palcami, wyciągnęła spomiędzy papierowych farfocli aparat.
– Wiesz, że możesz też pójść do sklepu wywołać zdjęcia z telefonu, co nie? – Gideon pomógł jej z baterią i guzikami, ale nadal wyglądał na podejrzanie zaciekawionego. Jakby nie wierzył, że Zahra po prostu chciała sobie kupić aparat i tyle.
– No tak, ale te mają – Zahra spojrzała przez obiektyw. Buzdygan wskoczył do poturbowanej paczki i rozsiadł się w tekturze. Perfekcyjny kandydat na pierwszą próbę. Flesz pstryknął, aparat zasyczał i wytoczył z siebie po kilku sekundach biały, śliski prostokąt – taką atmosferę. I super rozmiar, żeby trzymać taki obrazek przy sobie. Takie, yyy… trwalsze wspomnienie.
Gideon podniósł brwi.
– Wspomnienie czego?
– No na przykład Buźki albo ciebie, albo Octavii…
Elf parsknął śmiechem.
– Chcesz trzymać przy sobie zdjęcie swojej… przyjaciółki?
Zahra poczuła, jak pieką ją policzki. Polaroid Buzdygana już się w pełni wywołał. Niestety na zdjęciu nie przypominał kota, a czarną masę, która rozlała się po pudełku.
– No a ty byś chciał?
– Kogoś ważnego, rodzinę, partnera – Gideon wzruszył ramionami, nachylił się nad świeżo wywołanym polaroidem – Może tak.
– Octavia jest dla mnie ważna! – oburzyła się Zahra, podnosząc się z kanapy. Co jak co, ale Gideon dobrze wiedział, jak bardzo lubi gotkę. W końcu cały czas opowiadała mu o ich eskapadach – Jest moją najlepszą przyjaciółką!
– Przyjaciółką – Gideon powtórzył z podejrzanym uśmiechem na twarzy, jakby nie wierzył Zahrze. Powtórzył słowo jeszcze raz, dzieląc je sylabami – No tak. Każde najlepsze przyjaciółki chcą trzymać swoje portrety w portfelach, jak jakiś wymęczony żołnierz na polu bitwy, którego przytrzymuje przy życiu jedynie stara, podarta sepia ukochanej.
– No tak! – Zahra krzyknęła, zanim jej mózg zrozumiał wypowiedź współlokatora. Ogon trzepnął podłogę raz, dwa – Nieważne! Ona to zrozumie!
Faktycznie, Octavia zrozumiała. A raczej, była zaciekawiona pojęciem szybko wywołujących się zdjęć.
– Nie trzeba czekać ani nic. I rozmiar jest super, bo możesz, na przykład, schować sobie takie zdjęcie w kieszeni. Albo w telefonie. Patrz – Zahra przyciągnęła aparat do twarzy i pstryknęła guzik.
Siedziały w ciszy, pochylając się nad zdjęciem, obserwując, jak kolory powoli ukazują obrazek. Punktem skupienia była Octavia, z ramionami rozłożonymi na oparciu ławy kościelnej, w której siedziały. Witraż za nią rozmył się przez jakość kamery, ale i tak rzucał piękne, kolorowe refleksy na jej sylwetkę, spowitą w czerni. Wyglądała trochę jak obraz. Zajebiście.
Zanim Zahra mogła totalnie zgubić się w oglądaniu zdjęcia, wcisnęła je w ręce Octavii.
– Proszę.
Gotka podniosła brwi, po czym je zmarszczyła.
– Po co mi zdjęcie siebie?
Kurwa, racja. Dlatego Zahra i Octavia tak dobrze współpracują. Bo Octavia ma mózg, a Zahra nie. Dopełniają się.
– Racja. Masz – odłożyła zdjęcie na ławę, zamiast tego podała Octavii aparat. Spróbowała skopiować pozę ze zdjęcia, ale proteza zaczepiła się pod półką do klęczenia i Zahra prawie zrobiła fikołka. Kluczowe słowo: prawie – ty mi zrób zdjęcie.
Jak już zdążyło się wywołać, Zahra położyła dwa zdjęcia obok siebie. Może nie udało jej się skopiować pozy Octavii perfekcyjnie (nie była nawet blisko nonszalanckości gotki), ale jej włosy też miały śmiesznie kolorowe refleksy z witraży. Całkiem nieźle.
Zahra podsunęła przyjaciółce swoje zdjęcie, a sama wzięła to zrobione wcześniej w ręce.
– Widzisz, teraz mamy siebie nawzajem, nawet jak nie jesteśmy razem w tym samym miejscu.
Zahra ściągnęła obudowę z telefonu i pod plastik wsadziła polaroida. No, i teraz nigdy nie zapomni o swojej najlepszej przyjaciółce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz