Kolejny listopadowy dzień obudził mnie spokojem i leniwym słońcem, które nieśmiało zaglądało przez okno. Nie miałam planów – mieszkanie było czyste, a w pracy brakowało pilnych zleceń. Wiedziałam, że powinnam zająć się czymś produktywnym, ale skoro nikt tego nie oczekiwał, nie zamierzałam zbytnio się wysilać. Co mogłabym robić przez cały dzień, by choć trochę rozruszać szare komórki?
Usiadłam przy biurku, z zamiarem znalezienia jakiegoś zajęcia, które mogłoby mnie zaabsorbować. Zaczęłam przetrząsać szuflady, pełna nadziei, że może odnajdę coś inspirującego – notes z pomysłami, niezrealizowane projekty, cokolwiek, co wypełniłoby tę dziwną pustkę. Im bardziej przeszukiwałam półki i skrytki, tym bardziej rosło moje zniechęcenie. Nic, co znalazłam, nie pasowało do mojego aktualnego nastroju; wszystko wydawało się nudne i nijakie. Dopiero gdy otworzyłam drugą szufladę, natknęłam się na coś, co w końcu przyciągnęło moją uwagę: według mojej sąsiadki, to „autentyczna, czarodziejska, ręcznie wykonana różdżka”. Wcisnęła mi ją jako upominek chwilę po tym, jak się tu wprowadziłam. Na początku myślałam, że może to jakiś żart albo ślad po dawnych zamiłowaniach sąsiadki do ezoteryki. A jednak – patrzyłam na tę różdżkę, czując nagłe podekscytowanie.
Wzięłam ją do ręki, obracając i przyglądając się dokładnie, jakbym szukała jakichś ukrytych znaków czy symboli. „Czarodziejska różdżka, która nie działa, to tylko kawałek drewna,” powiedziałam do siebie z przekąsem, ale nawet w to nie wierzyłam. Przecież magii powinno się dać choć minimalnie zaufać. Dla pewności postanowiłam wypróbować różdżkę w akcji – tym razem powinnam zażądać od niej czegoś konkretnego. Stanęłam w pokoju, rozejrzałam się i, pełna determinacji, wycelowałam różdżkę w swoje różowe, puchate kapcie, które zwykle w magiczny sposób same się gubiły. „Accio kapcie!” – wyrecytowałam, próbując brzmieć poważnie, choć jednocześnie czułam się trochę głupio. Kapcie oczywiście ani drgnęły. Próbowałam kolejny raz, potem jeszcze raz, a potem po prostu darowałam sobie, stwierdzając, że mogłam się spodziewać takiego rezultatu. Sądząc po mojej skuteczności, różdżka rzeczywiście była bardziej „na pokaz” niż „do czarów”.
„To może coś bardziej spektakularnego?” – zastanowiłam się, patrząc na zakurzoną różdżkę. Odetchnęłam, powtarzając sobie, że jeśli się nie uda, to przynajmniej będę mieć zabawną anegdotę do opowiadania. Rzuciłam szybkie spojrzenie na kuchenny czajnik, podniosłam różdżkę i krzyknęłam „Ogwistare!” w nadziei, że choćby drgnie. Cicho jak makiem zasiał. Sfrustrowana, pokręciłam głową i wróciłam do pokoju. Może to kwestia odpowiednich słów? „Pic na wodę,” mruknęłam do siebie, stukając różdżką w biurko. „A może… skoro pic na wodę, to coś z wodą?” Choć pomysł był absurdalny, nie widziałam powodu, by go nie sprawdzić.
Zupełnie bez większych nadziei poszłam do kuchni, gdzie na blacie od kilku dni stała szklanka wody, o której najwyraźniej zapomniałam. Spojrzałam na różdżkę, wyciągnęłam ją przed siebie i – zamknąwszy oczy, bo przecież każda dobra magia wymaga dramatyzmu – wypowiedziałam pierwsze zaklęcie, które przyszło mi do głowy: „Aqua spumafragilara!” próbując brzmieć jak ktoś, kto naprawdę wie, co robi. Powoli otworzyłam oczy i zerknęłam na szklankę, która pozostała zupełnie niewzruszona. Żadnej reakcji. To, że tak wytrwale stała i udawała, że zaklęcie nie miało na nią najmniejszego wpływu, wcale mnie nie pocieszyło.
Mimo to, zamiast się poddać, spróbowałam jeszcze raz, stając prosto i unosząc różdżkę niczym bohaterka z filmów fantasy. „Woda, wrzawą ożyj, wrzaskiem zachwyć!” – zakrzyknęłam. Nic. Uśmiechnęłam się sama do siebie, rozbawiona całą sytuacją, i lekko rozczarowana. Może różdżka sąsiadki faktycznie była tylko miłym rekwizytem, a nie magicznym narzędziem, jak miałam nadzieję. Ale wtedy... zauważyłam coś dziwnego. Kiedy już miałam schować różdżkę, szklanka nagle lekko zadrżała, a na powierzchni wody pojawiło się kilka bąbelków, które pękły, tworząc ciche „psst”. Może to tylko przypadek, ale poczułam dreszczyk ekscytacji. Może jednak magia działa, tylko wymaga więcej... cierpliwości?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz