30 listopada 2023

Od Dantego – Światło

Wpatrywał się w listy, listy wpatrywały się w niego. I tak spędził kolejną godzinę.
Unikał otwarcia ich. Samo zabranie kartek ze sobą z domu Giovanny wydało się jakimś przytłaczającym zadaniem. Schowany bezpiecznie w kieszeni płaszcza papier ciążył mu, nie był lekki ani gładki, Dante czuł się, jakby niósł tam kamienie, drażniące skórę, ich ostre krawędzie tnące aż do krwi, przywołujące wspomnienia i lata spędzone na tęsknocie za kimś, kto według syrena się od niego odwrócił. Chciał przeczytać, co było w nich napisane, lecz równało się to prawdopodobnie z pęknięciem jego małej bańki kłamstw, którymi próbował uciszyć swoje sumienie. To, że Scala do niego napisał, było już wystarczająco wymownym sygnałem.

Od Hugona – Światło

Kiedy Hugo po raz pierwszy zobaczył Alicję, pomyślał sobie, że już wie, od kogo będzie pożyczał notatki. Dziewczyna nigdy się nie spóźniała na wykłady, zawsze miała za to przy sobie książkę, z mniej przewidywalnych rzeczy umiała jak nikt kantować w karty. Burza czarnych włosów swawolnie okalała ładną, bladą twarz, bystre oczy, schowane za okrągłymi oprawkami i trochę rozkojarzone, skanowały tekst na tablicy. A któregoś razu tak zagięła Hugona celną i ostrą repliką na jego wypowiedź o funkcjach metafory, że spadłyby mu kapcie, gdyby je miał.
Stopniowo zaczęli częściej rozmawiać. Może Hugo nawet zaczął jej wypatrywać na wydziałowych korytarzach. Krótko później filologia okazała się jednak nie najlepszym pomysłem, zmienił kierunek na biologię, ale miał kontakt ze starymi znajomymi, wydziały nie były znowu tak daleko od siebie. Z Alą też udało mu się zamienić od czasu do czasu kilka słów, a w końcu – myślał o tym już jakiś czas – zapytał dziewczynę, czy chciałaby z nim gdzieś wyskoczyć. Zgodziła się, więc zaczął opracowywać najlepszą randkę świata.
Wymyślił świecącego grzyba.

Od Dantego – Uroda

Rozszarpie, zniszczy, każe im siedzieć z Zapałką w jednym pokoju przez cały dzień.
Dante, zapisując się do tego konkursu modowego, wiedział, że wygra. Przecież nie po to pracował przy strojach dla topowego, heavymetalowego zespołu, nie po to męczył się na naukach fachu zagorzale perfekcyjnego Kuttnera i nie po to zaprosił do współpracy Sorena Acedię, żeby dać się pokonać byle bezguściom, które nie potrafiły podać różnicy między kolorem aureolinowym a melichrousowym (model i krawiec trajkotali potem o tym przez kolejną godzinę, gdy ten absurd wyszedł przy jednej z rozmów z innymi uczestnikami). Nie miał również wątpliwości, że prowadzenie w tabelkach jurorów wiązało się z przeważającą liczbą spojrzeń tych mniej przychylnych niż bardziej, ale, do kurwy nędzy, były jakieś granice docinek, na jakie był gotów się zgodzić. A na perfidne sabotowanie jego pracy na pewno nie zamierzał.

Od Maeve – Bohater [AU]

Wspomnienia barwnego balu, nieśmiałych spojrzeń w trakcie tańca, cichych drwin Dantego, które wcale nie były tak przykre, jak mogłyby się wydawać, zatarły się w obliczu wspomnień nie tylko przerażająco świeżych, ale też tak bolesnych, że trwale miały odcisnąć się w pamięci wszystkich mieszkańców królewskiego dworu. Okrutna napaść, niepewność co do kolejnych nawet nie dni, a godzin, podczas których niektórzy pozostawali bezradni w lochach, inni zaś walczyli o życie nie tylko swoje, ale też przyszłego władcy, przyjaciół i po prostu bezbronnych i niewinnych były poważną skazą, raną odzywającą się w najmniej oczekiwanych momentach. Nie pozwalała spać, gdy budził ją jej własny krzyk, powracała za każdym razem, gdy widziała zniszczenia poczynione zarówno przez obrońców, jak i wiernych wyznawców wroga księcia Bashara. Strach, zaciskający się żelazną obręczą na jej sercu, powracał do niej w najmniej spodziewanych momentach, kiedy spacerowała ogrodowymi ścieżkami, a nad jej głową świeciły gwiazdy, całkowicie nieporuszone tym, co jeszcze chwilę temu przeżywali mieszkańcy Torilu, tak bardzo odległe i bezstronne.

Od Bernarda – Pieniądze

W klubie jest duszno. Powietrze, zatęchłe przepoconymi ciałami, starymi meblami zalanymi tanim piwem, już dawno straciło miano świeżego. Chyba nikt nie otworzył ani jednego okna od tygodni. Bernard dyszy ciężko, ma gule w gardle, starte kłykcie i kolana, ale nigdy nie czuł się tak szczęśliwy. DZIKIE SZCZENIĘ zagrało pierwszy poważny koncert. Na którym sprzedają własne pyty. Nie demosy nagrane w wytłumionym garażu, nie, porządny elpek.

Od Cheoryeona – Rodzice

W pomieszczeniu panowała ciężka cisza, zakłócana jedynie miarowym tykaniem zegara ściennego. Promienie słoneczne wpadały przez odsłonięte okno, lecz mimo to wydawało się tu być ciemno. Wiszące na ścianie zdjęcie kadry nauczycielskiej z jakiegoś wydarzenia wyglądało na dziwnie mroczne: odnosiło się wrażenie, że obecni na nim czarodzieje ponuro spoglądali na to, co się właśnie działo.
W skórzanym fotelu zaraz przed biurkiem siedział dyrektor. Przyglądał się splecionym ze sobą palcom dłoni, jakby jego własne ręce były obecnie najciekawszą rzeczą w całym gabinecie. Podniósł wzrok na zegar, wziął głęboki wdech. Spojrzał w stronę znajdujących się po jego prawicy i lewicy, prostopadle do fotela dwie kanapy.

Od Bashara - Królewski [AU]

Zdrajca został pokonany, królestwo zaś powoli wracało do normalności. Pochowano poległych, rozpoczęła się naprawa zniszczeń, a koszmar minionych tygodni stopniowo ustępował. Książę Bashar miał pełne ręce roboty, biorąc udział w kolejnych naradach, spotykając się z możnymi, z poddanymi, starając się rozwiązać problemy, zaradzić troskom, pocieszyć w żałobie. Poplecznicy Wężownika poszli w rozsypkę, gdy tylko ten łuskowaty łeb gruchnął o kamień traktu, Bashar zaś został postawiony przed trudnym zadaniem osądzenia i ukarania wszystkich tych, którzy przyłożyli rękę do zamachu na koronę. Części z nich magia namieszała w głowie, łamiąc wolę i ducha, i sprawiając, że wierne serca nie wiedziały już, komu mają służyć. Wielu jednak było takich, których skusiły kłamliwe słowa i perspektywa zysku, którzy dali się omamić kłamstwom uważając, że nowy władca lepiej i sprawiedliwiej rozdzieli bogactwo i tytuły, co oczywiście sprowadzało się do tego, że osadzi na lukratywnych stanowiskach tych, którzy mu sprzyjają, nie zaś tych, którzy mają ku temu predyspozycje. Rozprawienie się z tym zatrutym gniazdem węży stanowiło najcięższe i najtrudniejsze zadanie, spędzające sen z powiek księcia, lecz gdy ostatni wyrok podpisano, a winni otrzymali to, na co zasłużyli, w końcu można było przejść do tego, nad czym Bashar myślał od dłuższego czasu i czego wyczekiwał.

Od Dantego – Walka [AU]

— Otwieraj tę pieprzoną bramę — wycedził przez zęby Dante, raniąc powierzchownie szyję wężowego strażnika przystawionym do niej mieczem — albo osobiście dopilnuję, że udławisz się zaraz własną krwią.

Od Cheoryeona – Pieniądze

Klient opuścił Pokój Jasnowidza; gdy zniknął z pola widzenia, Cheoryeon uderzył pięścią w blat stolika. Skrzywił się, czując nagły ból, potrzepał ręką, pochuchał.
Że też akurat dzisiaj trafił mu się taki beznadziejny klient! Przyszedł sobie jakiś dziwnooki syreno-wampirzy hybryd truć mu tyłek jakimiś bzdetami! Pogoda, pogoda! O pogodę pytać! Jasnowidza! To się sprawdzało prognozę w Internecie albo telewizji, a nie chodziło po jasnowidzach! I jeszcze na koniec śmiał zrzędzić, że musiał tyle za to płacić! Należało mu się! Do rachunku zostało doliczone też odszkodowanie za nerwy, jakie Cheoryeon potracił w tym wszystkim! Złośliwie kazał mu więcej zapłacić!

Od Hoshime - Pieniądze

Dla Hoshime zbliżał się jakże cudowny i upragniony dzień wypłaty, ale niestety wydawało się, że może przyjść za późno. Niby w Kyosei pieniądze nie były takim problemem, ale jednak za coś dom trzeba było utrzymywać, a ile można kłamać i oszukiwać, żeby dostać więcej czasu? No cóż, czas się mężczyźnie kończył i wypłata mogła nie zdążyć. Nie był biedny, ale ostatnio musiał remontować całą kuchnię po tym, jak Nezumi nielegalnie bawił się magią i przez przypadek spalił prawie wszystkie blaty, więc pieniądze poleciały w świat. Potem zepsuł się samochód i na obecną chwilę jeszcze stał pod domem, nieużywany, czekając na mechanika. Kupno używanego roweru było tańsze, ale wciąż pochłonęło pieniądze. Gwoździa do trumny dobiła wizyta u lekarza, bo Imugi potrzebował antybiotyków, więc i wizyta, i leki go jeszcze bardziej okradły. Teraz i może starczyło na jedzenie, ale na pewno nie starczyło na opłacenie domu. Wypłata za cholerę nie zdąży dojść.

Od Song Ana - Dom

 Cisza owiewała cały szczyt góry. Song An rozglądał się niepewnie, jakby próbował przyzwyczaić się do otaczających go widoków. Wszystko, tak bardzo dawniej znajome, teraz wydawało mu się kompletnie obce, zasnute mgłą wspomnień.

Od Merlina - Szkoła

Mama już trzeci raz przyszła do jego pokoju, by dobudzić jedynego syna i zmusić go, by poszedł w końcu na śniadanie, Merlin jednak uparcie odmawiał wyjścia z łóżka, nakrywając się kołdrą na głowę i udając, że go nie ma. Dzieciak zwinął się w kłębek w pościeli, oplótł kolana ramionami i wcisnął nos w poduszkę, zaciskając mocno powieki. Nie chciał iść do szkoły.

Od Ignisa - Światło

Wyjście na scenę zawsze kojarzyło mu się z wejściem do pieca. Ciepłego, ale jeszcze nie gorącego, wypełnionego suchym drewnem, nie zaś ogniem. I to jego zadaniem było, by rozniecić ten żar i porwać z sobą ludzi tam, gdzie zabierze ich melodia.
Światła reflektorów oślepiały, krzyki fanów ogłuszały. Ignis pamiętał, jak pierwszy raz wyszedł na scenę i jak bardzo wtedy go to przytłoczyło – a przecież od tamtego momentu upłynęły całe lata, zaś jego widownia nie stanowiła wtedy nawet skromnego ułamka tego, ilu przyszło, by posłuchać go właśnie tego wieczora. Mężczyzna westchnął, uśmiechnął się, uniósł dłoń. Odpowiedział mu rozdzierający powietrze ryk entuzjazmu i oczekiwania. Gdyby wtedy, te lata temu, ktoś powiedział mu, jak daleko zajdzie, nigdy by mu nie uwierzył.

Od Seymoura - Deszcz

Omywające Thornhaven morze nigdy nie było łaskawe dla ludzi, ale jesienią jego gniew był straszny. Stalowe bałwany ryczały niczym dzikie, morskie potwory, taranowały postrzępione klify, walczyły między sobą, przelewając się zwałami spienionej wody. Przetaczały się nad sobą, zmywały resztki wąskiej, kamienistej plaży, targały zacumowanymi statkami, gdy żaden rybak nie odważył się wypłynąć. Zdawało się, że morze rzuca wyzwanie samemu niebu, równie bojowemu i zagniewanemu, kryjącemu łagodny błękit za szańcami chmur. Ołowiane, ciężkie, przewalały się wraz z porywistym wiatrem, chłoszcząc wszystko strugami bezlitosnego, lodowatego deszczu.

29 listopada 2023

Od Bernarda – Eksperyment [AU]

– Nie wejdę tam.
Pilot Delta Pup jest barczysty, z równą, kwadratową szczęką. Wygląda jak typowy fan militariów, który dopisał się do wojska, jak tylko strzeliła mu osiemnastka. Teraz może mieć (na tym swoim ogromnym) karku nie dużo więcej, może ze dwadzieścia. Bernardowi nadal przypomina jednego ze szkolnych łobuzów, które chowały mu na przerwach plecak.

Od Raouna – Inna Saephia: Druga szansa

Raoun zamierzał bacznie obserwować poczynania Farvany. Już nawet ułożył solidny plan. W zasadzie to nie było zbytnio czego układać. Krótka piłka: wykorzysta niewiedzę osób z tego świata na temat jego mocy. Nikt tutaj nie miał pojęcia, że jedną z podstawowych jego umiejętności było opętywanie. Hm, jakby tak się zastanowić, to nikt ogólnie nie wiedział o jego umiejętnościach. Wierni jedynie widzieli jego niezwykłą sprawność fizyczną, a także „teleportację” (po prostu nie mogli dostrzec formy niematerialnej). Sytuacja wręcz idealna. W Ma'ehr Saephii też dawał radę oszukiwać ludzi, ale do tego potrzebował trochę wymyślniejszych sposobów. Tutaj natomiast mógł bez jakiegokolwiek problemu działać.

Od Sorena - Niespodzianka

Światła, kamera, akcja. Soren wyłonił się zza ścianki oddzielającej go od licznie zebranych widzów, niemal nie kontrolując własnego ciała. Nogi same posuwały się do przodu, a biodra delikatnie podrygiwały na boki, wywołując tym samym gromki aplauz, prowokując wpływowych nieznajomych do wyjęcia telefonów i nagrania choćby ułamku całego wystąpienia. Soren był artystą, a wszystko to, do czego potrafił doprowadzić innych zaledwie jednym ruchem ciała, przypominało mu, dlaczego żyje. Chłopak dotarł do końca wybiegu, omiatając zebranych spojrzeniem swych złotych, połyskujących w blasku reflektorów oczu. Niektórzy reporterzy podstawiali kamery tuż pod jego twarz, przepychając się łokciami z kolegami z branży, zabiegając o idealne zdjęcie.

Od Song Ana - Eksperyment

 Prośba Song Ana była o tyle nagła, że Yunru Lei początkowo nie miał pojęcia, co zrobić z tym faktem. Nim jego uczeń jeszcze nie zdążył wyruszyć, mistrz musiał wpaść na pomysł, jak go bezpiecznie przerzucić do śmiertelnego świata. Głównie dlatego, że nie mógł pozwolić na żaden głupi eksperyment. Miał tylko jedną szansę i wiedział, że nie może zawieść Song Ana. Dlatego też do późna siedział nad zwojami. Wierzył, że w starych pismach znajdzie wiedzę, która pozwoli mu na umożliwienie podróży podopiecznemu.

Od Dantego – Brokat

Nigdy nie potrafił za długo usiedzieć w mieszkaniu, a już w szczególności gdy był w nim sam, lecz przez ostatnie wydarzenia niechęć do zostawania w swoich cichych, czterech ścianach nasiliła się, ledwo dając mu spać spokojnie w wannie, przebrać się, miło mu się tylko rybki karmiło. Zabrane od Giovanny listy spoczywały na stoliku przed kanapą i wciąż nie potrafił zebrać się w sobie, żeby je otworzyć. Więc szukał choć chwili wytchnienia gdziekolwiek, pływając w morzu, spacerując po kwiaciarniach, ślęcząc godzinami w kawiarniach, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w wystygłą herbatę. W pracy zakładał słuchawki, pochylał się nad biurkiem i wstawał, dopiero gdy Kuttner się pytał, czy wszystko w porządku i czy nie jest głodny. Virgil domyślał się, lecz nie naciskał, Zapałce syren napisał, że wyjścia do baru są odwołane, z Basharem chciał się spotkać, lecz z drugiej strony spodziewał się, że lekarz zainteresuje się otarciami na dłoniach, a Dante wiedział, że jemu nie odmówi odpowiedzi. Nie był jednak na to gotowy, więc poprosił o cierpliwość i danie mu czasu.

Od Dantego do Hugona

Ostatni raz. Więcej tyle nie pije. Nigdy, kurwa, więcej.
Dante westchnął ciężko, zanurzył się głębiej w wodzie, oczy miał lekko przymknięte, nieprzytomnie patrzące po gładkiej tafli. Kogo on oszukiwał? Niezależnie od tego, jak morderczy kac miał go dopaść, z jaką potęgą zmieść z planszy, aż rzucało nim od mieszkania Raama, Virgila oraz Zapałki w alkoholowym zamroczeniu, syren wypiłby dokładnie to samo i tyle samo, narzekając w dokładnie ten sam sposób. Uśmiechnął się niemrawo. Może i teraz umierał, ale krzywa mina tego dogorywającego ogniska po strzeleniu strike na kręglach przez syrena, z całą kolejką kolorowych szotów w organizmie, niezgorzej rekompensowała mu wszystkie cierpienia.
Chociaż ten cholerny telefon mógłby naprawdę przestać dzwonić.

Od Hugona – Eksperyment

Nadszedł ten wyczekiwany, zapowiadany przez proroków dzień, kiedy Hugo postanowił zupełnie sam upiec ciasto, bez pomocy internetu, Laury bądź swojego osobistego ulubieńca, czyli piekarni, raptem dziesięć minut piechotą od domu. Tylko książka kucharska, która zdążyła już się zakurzyć. Zbliżały się imieniny pani Lidii, a Hugonowi przypadło za zadanie zrobienie wypieku. Smacznego wypieku, jak dodał Fred, chociaż mykolog miał w głębi ducha przeświadczenie, że kiedy na scenę wchodzi on i piekarnik, to te dwa słowa stają się oksymoronami. Ale Koło Miłośników Grzybobrania bardzo poważnie traktowało imieniny w ogóle, samą panię Lidię też, więc kiedy zbliżał się Wyjątkowy Dzień ich przewodniczącej, wszyscy stanęli jak jeden grzybiarz przed truflą i postanowili, że zrobią imprezę życia.
No a Hugona postawili przed faktem dokonanym.
Zazwyczaj by to miał pewnie głęboko w poważaniu, ale mało kto trzymał tak długo urazę, jak grzybiarz, a bądź co bądź regularnie wybierał się z kimś stamtąd do lasu, i każdy miał chociaż scyzoryk oraz wiedzę, gdzie nikogo się nie spodziewać. I lubił panią Lidię. Była taką idealną babcią, która w dodatku nie pytała, kiedy to wreszcie pannę przyprowadzi, smaczki dla Borowika podrzucała też regularnie, więc czego chcieć więcej. Zrobi ten cholerny placek. Nie pamiętał, kiedy ostatnio nie wyszedł mu zakalec. Eksperyment niecodzienny, potencjalnie groźny, wiele rzeczy mogło pójść nie tak, ale to nie mikrobiologia. Ma w piwnicy jebane, jednoosobowe, w pełni wyposażone laboratorium. Ogarnie.

Od Cheoryeona – Eksperyment

Gdy bliźniaki rozpoczęły naukę w liceum, Cheoryeon był niezwykle podekscytowany. Udało im się dostać do szkoły dla czarodziejów, więc mogli powrócić do tego, co robili w podstawówce. Chociaż... W podstawówce to tak ładnie nie było, bo jasnowidz prawie został wywalony za problemy z manifestacją magii. Mmmm, niemiłe wspomnienia, prawie zrujnował siebie i rodzinę. Dobrze, że Suyeon znalazła wtedy tę księgę zaklęć z magii iluzji i maskowania. Gdyby nie to, być może teraz nie mieliby żadnych szans na czarodziejskie liceum.

W moim łogródecku

ALINA

aiiean

Od Maeve – Brokat

Wszystkie próby już dawno dobiegły końca, aktorzy z ulgą opuścili budynek teatru, pogrążając go w niemal całkowitej ciszy. W części administracyjnej było jeszcze kilku maruderów, którzy rozliczali rachunki czy układali repertuar na najbliższy miesiąc, jednak piętro teatru było pogrążone w niemal całkowitej ciemności. Niemal, bo jednak w jednej z sal, dużej i nieco zagraconej, wciąż świeciło się światło.

Od Song Ana - Podróż

 Mieszanka wszelkich emocji rozrywała Song Ana od środka. Wszedł do pokoju i zamknął drzwi. Gdyby oddychał, prawdopodobnie teraz zabrakłoby mu tlenu. Oparł się o ścianę, mając wrażenie, że traci grunt pod nogami. Właściwie zsunął się w dół i usiadł na ziemi.
Zgodził się.  Yunru Lei wyraził zgodę. 
Chociaż nie obyło się to od razu i tak łatwo, jak życzyłby sobie tego Song An. Nauczycielowi na początku było mu ciężko zrozumieć decyzję ucznia. Nigdy nie przypuszczał, że podopieczny tak bardzo pragnął zwiedzić śmiertelny świat.

Od Seymoura - Eksperyment

— Jak się Norbert dowie, to nie wiem, co wam zrobi — powiedział Arieth, obawa dźwięczała w głosie.
— Jak się Norbert dowie, to wtedy będziemy myśleć — odparł Ignis, dopinając skórzaną kurtkę i poprawiając rękawiczki na dłoniach.

28 listopada 2023

Od Maeve – Ręce

Grube rękawiczki z trudem radziły sobie z przenikającym do kości zimnem, które wzięło tego wieczora Stellaire w posiadanie bez litości. Stojąca przed drzwiami mieszkania wróżka mocno ściskała w dłoniach torbę termiczną, mając nadzieję, że ta, mimo przeciwności losu, dobrze spełniła swoje zadanie i chroniła zawartość przed utratą temperatury. W końcu gorąca szarlotka z lodami nie miała najmniejszego sensu, jeśli nie była faktycznie gorąca. I niby można było ją na nowo podgrzać, jednak wiadomo, że najsmaczniejsza była taka wyciągnięta prosto z pieca, parząca podniebienie, które można było ukoić porcją pysznych lodów. Oczywiście, niektórym poparzone podniebienie wystarczało w zupełności, zatem w torbie przewieszonej przez ramię znajdowała się tylko jedna porcja lodów, przeznaczona dla niej. Teraz jednak nie była pewna, czy nie zadowoli się jedynie ciastem, w końcu i tak już przemarzła na kość. 

Od Raouna – Inna Saephia: Bogini Złotego Płomienia

 Słońce zdążyło już się skryć za horyzontem, gdy na ulice pewnego miasta wybiegli ludzie. W tłumie się zebrali pod światłem rozświetlających okolicę złotymi płomieniami latarni, zapatrzeni w jednym kierunku, wypatrując jednej osoby.
Zza budynku wyłoniła się postać stosunkowo wysokiej, szczupłej kobiety. Jej lśniące na cytrynowo, falowane niczym płomienie włosy delikatnie powiewały na wietrze, podobnie jak długa, biała ze złotymi zdobieniami suknia. Wysokie obcasy lekko stukały o brukową kostkę, wywołując przy tym nie tylko drobne iskry, ale też jakże wielką ekscytację wśród śmiertelników. Wszyscy na nią spoglądali, wszyscy do niej machali, wszyscy jej wiwatowali. Wszyscy ją uwielbiali.

Od Sorena - Podniecenie

Soren niegdyś obiecał sobie, że nigdy nie zabije niesprowokowany, wykorzystując swe zdolności jedynie w ostateczności lub, jeśli nadarzy się okazja, na cudzą pieniężną prośbę. Dotrzymywanie własnych obietnic okazało się jednak znacznie cięższe, niż mógłby się tego spodziewać, a zazdrość i irytacja podsycane przez huczne sukcesy swoich rywali z branży jedynie wzmagały mordercze instynkty. Najczęściej potrafił zapanować nad sobą i własną głową, jednak czara goryczy została oficjalnie przelana, gdy pewnego popołudnia, bezmyślnie scrollując fotograma, natrafił na zdjęcia wstawione przez oficjalny profil Viv Northwood. Soren poczuł, jak serce mu zamiera, a on sam dramatycznie podniósł się z kanapy i okrążył pokój dwukrotnie, próbując przyjąć do wiadomości to, co zobaczył. Z ekranu telefonu spoglądała ku niemu jego była dziewczyna - Ella Dahid, prowokując jakże kwiecistym i wylewnym opisem, w którym informuje wszystkich, że to właśnie ona została wybrana jako ambasadorka marki oraz modelka otwierająca następny pokaz. To miała być jego rola. To on, a nie Ella, miał doznać tego zaszczytu. Chłopak wiedział, że nie może tak tego zostawić i zamierzał zrobić wszystko, co w jego mocy, żeby jeszcze wygryźć ją z pokazu i wstąpić na jej miejsce. Jednak czy miałby w sobie tyle odwagi, by zamordować światowej sławy modelkę? Ulubienicę internautów i kobietę uznaną za jedną z najpiękniejszych na świecie? A przy okazji, co znacznie ułatwiało mu zadanie, jego nieudany romans, który nigdy nie zaszedł dalej, niż kilka podszytych podtekstami rozmów, niewinnych pocałunków i skandali randkowych w mediach? Zdecydowanie. Potrzebował jednak planu, pomysłu, dzięki któremu niepostrzeżenie zdoła wykluczyć ją z gry. Soren opadł ponownie na kanapę, niemal instynktownie otwierając chat ze swoim menadżerem: „Czy jesteś w stanie znowu spiknąć mnie z Ellą Dahid?”.


Od Bernarda – Ręce

Po tym, jak Bernard dostał gitarę, grał na niej praktycznie bez przerwy. Kiedy rodzice spali, wciskał ścierkę pod struny i stukał palcami po gryfie, aż pojawiły się bolesne pęcherze. Potem syczał pod nosem, zagryzał wargi, rozrywając nadal wilgotne od morza sieci, kiedy sól wdzierała się w drobne szramy i zadarcia. Ryby były śliskie, a ich łuski często zdobiła czerwień z tych wszystkich ran na rękach Bernarda do tego stopnia, że ojciec kazał mu przemywać kosze z rybackimi łupami kilka razy, jeden po drugim.

Od Cheoryeona – Ręce

— W sumie to skąd masz tę bliznę?
Cheoryeon przerwał polerowanie kryształowej kuli, spojrzał na siedzącego po drugiej stronie stolika Souela, który jeszcze chwilę temu robił notatki w swoim zeszycie. Dwójka spotkała się, bo zbliżało się kolokwium z historii magii żywiołów, a prowadząca Souela według pogłosek potrafiła uwalić połowę kierunku. Genashi dobrze się uczył (mimo że nigdy nie był wielbicielem historycznych rzeczy), ale stres robił swoje i obawiał się, że nie zda, a poprawy ponoć nie były u tej kobiety lepsze. Postanowił więc wpaść do Cheoryeona, żeby ten przewidział, jakie pojawią się pytania. Nie, nie, nie, to nie było żadne oszustwo. Tu chodziło o ratowanie życia.

Od Seymoura - Ręce

Seymour siedział na przystanku autobusowym, opierając łokcie na kolanach, ze wzrokiem wbitym w splecione dłonie. Tatuaże na rękach zgasły, a szafirowe spojrzenie, nie do końca przytomne, błądziło po skomplikowanych szlakach i magicznych runach. W głowie panowała pustka. Myśli ucichły, pozostała tylko głucha cisza, gdy wszystko, co żyło w jego duszy, rozpadło się i umarło, zgaszone raniącymi słowami.

Od Ignisa - Podniecenie

Ciemność rozbłysła przelotnie, ukazując skupioną twarz i wąski profil nosa; złociste refleksy zatańczyły w głębi niezwykłych oczu, obrysowały lekko zapuszczone, ciemne włosy. Dym uniósł się aromatycznym kłębem, otulając umięśnioną sylwetkę odzianą w tę charakterystyczną, skórzaną kurtkę. Niczym dłoń kochanki, musnął kark i policzek. Ciepło. Mężczyzna z lubością zaciągnął się dymem.

Od Ignisa - Walka [AU]

Jak łatwo przyszło mu zapomnieć o wszystkim, co działo się poza zamkowymi murami.
Ignis pogrążył się w uczuciach i emocjach, te zaś nie miały w sobie wiele logiki, zawładnęły jego sercem, skorym do nadto płomiennych porywów, gdy to głowa powinna obserwować świat, skupiać się na tym, co kątem ucha słyszał, że mówili doradcy i posłowie. Lecz problemem Ignisa było to, że jego serce było wiecznie spowite płomieniami, zawsze zbyt mocno reagowało na wszelkie zdarzenia, a dopóki zdarzenia te były relatywnie neutralne, związane z ekonomią czy polityką, póty serce to dawało się okiełznać i obłaskawić, póty dawało się wytłumaczyć kierujące nim emocje. Lecz ostatnimi czasy Ignis wypatrywał jednych tylko spojrzeń, a jego wzrok przestał skupiać się na czymkolwiek innym. Nawet ten debilny Karp, Dante, nie wkurwiał go tak monstrualnie, jak zazwyczaj, a spływające ze strun lutni dźwięki, o ile to w ogóle było możliwe, splatały się w coraz głębiej przepojone magią melodie. Czas zdawał się zatrzymać, gdy życie pobiegło spokojnym nurtem, a jedyne turbulencje, jakie w nim powstawały, to ten zachwyt budzący się ciepłem w sercu za każdym razem, gdy spotykał Maeve.

Od Song Ana - Jutro

 Minęło już kilka dni, a wszystkie z nich opierały się na podobnym schemacie. Song An doprowadzał się do porządku po nocnym odpoczynku (który aktualnie przypominał bardziej bitwy ze swoimi wewnętrznymi demonami niż realną chwilą relaksu), zajmował się swoimi obowiązkami, uczył się, a następnie walczył sam ze sobą, żeby poprosić swojego mistrza o pozwolenie na wyprawę.

Od Dantego – Królewski [AU]

Słońce igrało na końcu klingi, rozjaśniało złotą grzywę poskromioną w warkocz, nagrzewało spocone treningiem ciało. Dante trzymał wzrok utkwiony w punkcie przed sobą, nienawistny, tak gniewny na samą myśl, kto właśnie panoszył się w zamku należącym do jego księcia. Szczęka zacisnęła się mocniej, opadający rękaw koszuli z uniesionej ręki odsłonił napięte mięśnie. I nie dość, że się panoszył, to jeszcze miał czelność tknąć księcia Bashara, wziąć go w swoje obleśne łapska jako zakładnika. Miecz śmignął w powietrzu, zasłonił głowę, wyprowadził pchnięcie, cofnął się, zaatakował ponownie nieistniejącego przeciwnika. Ruchy były płynne, pewne, z chłodną precyzją i zabójczą szybkością cięły powietrze, choć to kotłujący się w nim sztorm emocji służył jako siła prowadząca ostrze ku kolejnym celom.

27 listopada 2023

Od Octavii - Oczy

– A dlaczego ma Pani tyle oczu?
Już od jakiegoś czasu dzieci kręciły się wokół niej, szeptając nawzajem do uszu, tak jakby siedząca tuż obok Octavia zupełnie ich nie słyszała. Ostatnie dziesięć minut spędziły na przepychaniu się i wyliczankach, żeby zdecydować, które z nich zada jakże wyszukane i nowatorskie pytanie, którego dziewczyna nigdy wcześniej nie słyszała. Dziewczyna zdołała wykrzesać z siebie jedynie ciężkie westchnięcie, którego brzmienie wyraźnie przestraszyło nieletnich.

Od Raouna – Inna Saephia: Objawienie

Setki lat temu, kiedy ludność jeszcze nie była tak rozwinięta, jak w czasach dzisiejszych, na ziemiach Novendii stopę postawił Bóg Spirytyzmu Raoun. Przekroczył Bramę Światów, stanął wyprostowany, wziął głębszy wdech. Niemal całkiem przezroczysty koniec jego płaszcza zafalował lekko na wietrze, podobnie jak spuszczony fragment grzywki.
Przed nim roztaczał się urodziwy krajobraz szlaku górskiego. Drzewa gęsto porastały wzniesienia, chmury leniwie ciągnęły się po niebie, rozświetlanym przez poranne promienie słoneczne. Widok ze skalnej półki, na której się pojawił, był wręcz niesamowity. Jak na razie nowy świat robił na nim dobre wrażenie. Nie miał zbyt wielu oczekiwań, ale miło się zaskoczył. Celtrioz go niby przestrzegał, że musi uważać, bo niektóre wymiary mogą mieć swoje własne, odmienne dla Ma'ehr Saephii zasady, ale choć Raoun spędził tu tylko chwilę, czuł, że tutaj nie spotka go nic złego.
O tak, to był czas na wielką przygodę...!

Od Dantego – Oczy

Dante odetchnął jesiennym powietrzem, biały obłoczek umknął mu z ust, zniknął równie szybko, co się pojawił. Marzł przed drzwiami domu, który niegdyś był mu bliższy od domu własnej matki. Miał się ubrać cieplej, ale w roztargnieniu wziął cieńszy płaszcz, ledwie pamiętał, żeby zabrać komórkę, zamknąć mieszkanie, nie zgubić nigdzie portfela. Zerknął po raz kolejny na dzwonek, schował zaczerwienioną z zimna twarz głębiej w różowy szalik, nasunął go mocniej na nos. Był jak łagodna dłoń przyjaciółki, ściskająca delikatnie jego ramię, cicho zachęcająca, by nie uciekł znów, by nie żałował, dawał wsparcie, którego Dante tak uparcie sobie odmawiał, którego tak desperacko potrzebował.

Od Maeve – Oczy

Ustawione na sztaludze płótno zdawało się pochłaniać światło wiszącej pod sufitem lampy. Szarości, głęboki czerń i granat układały się w kształt, który można było rozpoznać tylko wtedy, kiedy spoglądało się na obraz kątem oka. Przy najmniejszym mrugnięciu rozmywał się, tracił ostrość, poruszał się niczym żywy, próbując umknąć w cień, uciec przed zdradzieckim blaskiem żarówki. Naigrywał się z niej, własnej twórczyni, w tych wszystkich plamach nakreślonych nerwową, drżącą ręką, skutecznie ukrywając rysy twarzy, bo bez wątpienia musiała to być twarz. Tylko twarz, nawet ta ukryta w ciemności, mogła mieć parę krwistoczerwonych oczu przeszywających ją na wylot.

Od Cheoryeona – Oczy

Upadł na ziemię, w ostatniej chwili złagodził nieco rękami bliskie spotkanie z gruntem. Czując pulsujący ból na lewym policzku, skrzywił się mocno. Dawno tak solidnie nie oberwał. Ostatni raz był kiedy? Chyba w poprzednim wcieleniu. Tak, wtedy jak... Cóż... Zdarzyło się to, czemu on głupi nie zdołał zapobiec.
Stęknął cicho, podniósł głowę.
Nad nim stała grupka chłopców w tym samym lub zbliżonym do niego wieku. Na przodzie znajdował się blondasek o nieprzyjemnym spojrzeniu i głupkowatym wyrazie twarzy – Olivier. Uśmiechnął się szyderczo, złapał małego jasnowidza za koszulkę.

Od Seymoura - Plaża

Wyciągnięcie Ignisa nad morze to był chyba jakiś cud. Seymour nie spodziewał się, że to się kiedykolwiek wydarzy, ale skoro Vox postanowili spędzić mały urlop na samym południu Solmarii, to widać Ignis uznał, że prędzej czy później chłopaki wyciągną go w stronę tego wrażego, niebieskiego, chujwieczego, jak to genashi łagodnie określił, i po prostu przestał się opierać.

Od Song Ana - Obietnica

Wraz ze wzrostem zainteresowania Song Ana, co do życia w śmiertelnym świecie, rosła jego ciekawość wobec ludzi. Dlatego też niemal każdego dnia męczył swojego mistrza o to, aby ten opowiadał mu jak najwięcej o człowieku. Oczywiście, wcale nie zdradził mu powodu swoich pytań. Yunru Lei też nie dopatrywał się w tym niczego podejrzanego. Znał ucznia przez całe jego życie i raczej nic go nie zaskakiwało. Song An po prostu uwielbiał dowiadywać się nowych rzeczy.
Ludzie stanowili aktualny punkt zainteresowań boskiego sługi. Od rana więc chodził za nauczycielem i zadawał wszelkiego rodzaju pytania. Nawet te, które wszystkim innym mogłyby się wydawać banalne, albo po prostu głupie.

26 listopada 2023

Od Dantego – Deszcz

Co mu strzeliło do łba? Nie miał pojęcia, jak zwykle, przecież poszedł te lata temu za durnego dzieciaka do jednego jasnowidza, nie skończyło się to ani trochę dobrze, do teraz źle wspominał, jeszcze przepowiednia tego dziadka nie miała żadnego sensu. Ale tak bardzo chciał zabrać Bashara na ten pokaz świateł, ludzie organizujący to wydarzenie pojawiali się w Stellaire raz do roku, a był absolutnie zjawiskowy, patrząc po zdjęciach z internetu. Z drugiej jednak strony, przez ostatni tydzień wiało i lało nieustannie, dzień i noc, przejaśniało się na może kilka minut, po czym deszcz zaczynał męczyć mieszkańców stolicy od nowa. Niby prognozy zapowiadały, że wieczór będzie ładny, spokojny, że nie było co się martwić, ale nie zamierzał wyciągać Bashara z domu tylko po to, żeby zwiała ich wichura w tym parku.
Więc poszedł do jasnowidza. Bo czego się nie robiło dla udanego spotkania z doktorem.

Od Ilary - walka

– Ej, ty! Łapy przy sobie!
Ilara zdążyła jedynie podnieść wzrok, nim poczuła, jak zimne, niezwykle przy tym cuchnące piwo ścieka jej po plecach, a wilgotne ubrania przyklejają się jej do ciała. Jeszcze tego jej brakowało. Na twarzy stojącej przed nią kobiety, sprawczyni całego zamieszania, pojawił się jakże obrzydliwie zwycięski uśmieszek. W tamtej chwili Ilara nie marzyła o niczym innym, niż o tym, żeby sprawić, że zniknie i nie pojawi się już nigdy więcej.

Od Charlie – Drzewo [AU]

 Podobno przyjaźń między Ślizgonami a Gryfonami była niemożliwa. Jak się jednak okazywało, waśnie między Godrykiem Gryffindorem a Salazarem Slytherinem nie miały najmniejszego znaczenia, zwłaszcza wtedy, kiedy chodziło o podtrzymywanie wieloletniej tradycji jednoczenia się w celu utrudniania życia staremu Filchowi, zapełniania mu kartoteki i kolekcjonowania kolejnych szlabanów, które trzeba było przetrwać z godnością. 

Od Cheoryeona do Octavii

Kamyk był szczurem, który miał dobrze w życiu. Dwójka opiekunów, którzy solidnie się nim zajmowali: regularnie go karmili (choć teraz trochę mniej, bo musiał pozbyć się nieco tłuszczyku, chlip), zmieniali codziennie wodę na świeżą, dokładnie sprzątali klatkę, z której często go wypuszczali i pod ich okiem zwierzak mógł sobie dreptać do woli. Co więcej, był nawet zabierany na zewnątrz, żeby poznawać świat! Tak było właśnie dzisiaj.
Gdy Cheoryeon miał wolne i swędziało go, żeby gdzieś wyjść, ale nie jako Cherry Moon, a po prostu zwykły cywil, niemal zawsze zabierał ze sobą Kamyka. Trzymał go z reguły na ramieniu (czasami zabierał torbę nerkę), pozwalał rozglądać się i podziwiać świat. Sprawdzał, czy uda mu się przemycić go do różnych sklepów, oglądał reakcje ludzi w mieście na typka z kanałowo szarym gryzoniem, w kawiarni, cukierni czy knajpie, z której go nie wywalili, robił wspólną „randkę”.
Normalnie niesamowite przygody Cheoryeona i Kamyka.

Od Seymoura - Uniwersytet

Ojciec nie miał wątpliwości, że Seymour poradzi sobie doskonale na studiach, a napchany po brzegi plan nie będzie dla niego problemem. Sam Seymour miał co do tego poważne wątpliwości, bo im dłużej patrzył na swój plan zajęć, tym bardziej nie uśmiechało mu się siedzenie na uczelni do osiemnastej każdego dnia, przy czym zaczynał przecież o ósmej rano. Prawo pracy regulowało, ile czasu pracownik mógł poświęcić na pracę każdego dnia, lecz widać nikomu nie przyszło do głowy, by regulować to, ile student musiał siedzieć na uczelni. Młody czarodziej westchnął ciężko. Jego jedyną nadzieją było zwolnić się z części przedmiotów, zaliczywszy egzaminy przed terminem.

Od Cheoryeona – Uniwersytet

— Hmmmm...
Siedział przed laptopem ze zmrużonymi oczami, wpatrując się w ekran. Przeklikiwał strony, przeskakiwał wzrokiem między słowami, niecodziennie aż skupiony i zamyślony.
— Hmmmmmmmmmm...
Coś poklikał, spojrzał na ścianę tekstu, którą zgrabnie pominął.
— HMMMMMMMMMMMM...
— Zdecydowałeś się już? — usłyszał.
Suyeon stanęła nad nim, popatrzyła na ekran laptopa. Przyjrzała się wyświetlonej stronie, chwilę czytała, dopóki brat nie przesunął kółeczkiem w myszce niżej. Przeniosła wzrok na chłopaka, westchnęła cicho pod nosem.

Od Song Ana - Drzewo

 Trochę oddalone od głównej świątyni, górowało nad wszystkim ogromne i stare drzewo. Chociaż było już wiekowe, Song An dokładnie pamiętał dzień, kiedy zostało ono zasadzone przez jego mistrza.
Yunru Lei przyniósł sadzonkę niedługo po tym, jak powołał do życia swojego ucznia. Młody wtedy jeszcze Song An, liczący dopiero kilka miesięcy, choć wcale nie różniący się wyglądem od tego współczesnego, pomógł posadzić drzewo na pustym wzniesieniu.

Od Bernarda – Drzewo [AU]

Pustynia suszyła ich gardła od dłuższego czasu. Żaden deszcz, nawet ten kwaśny, nie zaszczycił Stref przez wiele dni. Załoga DZIKICH PSÓW, składająca się z sześciu niedożywionych piaskowych szczeniaków, traciła powoli nadzieję. Ich główny środek transportu, spalony słońcem pickup otagowany tysiącem rebelianckich symboli, z rozbitymi szybami i dachem załatanym kocami, też jechał na oparach. Jeszcze chwila i musieliby zostawić furę na pastwę padlinożerców, czy innych zmutowanych zwierząt krążących po zwałach piasku. Ale przedzieranie się przez Strefy pieszo to jeszcze gorszy pomysł niż wycieczka pod Skrzynkę z pustymi dłońmi i sczerniałym sercem. Pustynia nie wybacza, a DZIKIE PSY popełniły wielki błąd — nie racjonowały odpowiednio swojego zaopatrzenia.
Skowyt przeciągnął językiem po zębach, mając wrażenie, że ciągnie nim po papierze ściernym.

25 listopada 2023

Od Dantego – Sztuka

Virgil zadawał się z różnymi ludźmi, utrzymywał parę kontaktów ze studiów, łatwo było natrafić w jego liście znajomych na artystów, wiele osób pokrywało się z tymi, które i Dante osobiście kojarzył, jednak Ilara Rickam (czy ki chuj jej było na nazwisko, syren nie usłyszał dobrze przez muzykę w barze), zaproszona na koleżeńskie spotkanie, była zdecydowanie jedną z ciekawszych postaci, z którymi przyszło Dantemu w ostatnim czasie mieć styczność.
Przynajmniej z takiego właśnie założenia wyszedł, bo rozmowa z nią prędko zbiegła na interesujące go ploteczki, pierdółki, narzekanie na aplikacje randkowe, będące niejeden raz głębokim rozczarowaniem dla obojga, choć cele na pewno mieli dużo inne, gdy zakładali swoje profile. Powiedział, że dawno już z usług tego dziadostwa przestał korzystać, odinstalował wszystko i zapomniał, że w ogóle istniały, ta odpowiedziała, że zrobiła podobnie, jednak z dużo mniej zadowalających powodów niż syren.

Od Cheoryeona – Skarb

Wtorkowe popołudnie było słoneczne i ciepłe, znaczy się bardzo ciepłe, praktycznie gorące. Lato dawało solidnie popalić, wysypując na świat wszystkie swoje znaki, począwszy od niemal morderczych promieni słońca, a kończąc na monotonnie zakłócających wiejską ciszę, chowających się w trawach pasikonikach.
Główna siostra zakonna siedziała w swoim pokoju, oglądała powtórkę odcinka tasiemcowej opery mydlanej, wachlując się gazetą. Nie miała na nic ochoty, a już zwłaszcza na użeranie się z bandą gówniarzy w sierocińcu. Na szczęście dzisiaj panował przyjemny spokój, pozbawiony krzyków, wrzasków i celowego (lub nie) kopania piłką w okna. Ostatnią parę dni temu skonfiskowała.
Tak, tak to mogła żyć. Zero stresu, zero problemów.
Wtem wyciszyła telewizor, przestała na moment się wachlować.

Od Maeve – Sztuka

Kropla czerwieni spłynęła po palcu wróżki, łaskocząc skórę i zostawiając za sobą coraz dłuższy ślad, aż sięgnął nadgarstka i wsiąkł w śnieżnobiały mankiet bluzki. Maeve zdawała się kompletnie tego nie zauważać, skupiona na delikatnym prowadzeniu pędzla, pokrywającym płótno coraz liczniejszymi barwnymi plamami, nadając im kształt i konkretną rolę w kompozycji. W powietrzu unosił się ostry zapach farb i terpentyny, czasem zabierany powiewem wiatru gdzieś dalej, jednak zawsze powracający, gdy ponownie zanurzała włosie w plamie farby na palecie.

Od Hoshime - Skarb

– Skarbie, pójdziesz po mleko?

– Ależ oczywiście, kochanie!

Była pierwsza w nocy, Sora został u Hoshime na noc ze względu na nieciekawą pogodę i obaj mężczyźni zamiast spać zaczęli odstawiać szopki. Obecnie odgrywali jakże zakochaną parę, której niedawno urodziło się dziecko (wspomnianym dzieckiem była roślinka wspólnie przez nich kupiona tego samego dnia).

– Tylko pamiętaj, wróć dopiero za piętnaście lat! Chcę zrobić naszemu dziecku jak największą traumę – choć tematyka wcale nie była zabawna, Sora ledwo powstrzymywał śmiech. Cudownie się czuł jako nienormalna matka.

– Dobrze, będę odliczał dni i godziny. Do zobaczenia!

Od Seymoura - Sztuka

Czas płynie dla dziecka w nieco inny sposób. Często nie uświadamia sobie, jak wiele go minęło i ile się mogło w tym momencie zmienić.
Seymour długo nie mógł się przyzwyczaić do tego, że ten pulchny chłopiec, który pewnego dnia przekroczył progi posiadłości, to jego młodszy brat, Nicholas. Zapamiętał go jako śpiący w kołysce bochenek, który często płakał, jak na jego gust, ale śmiał się dużo i machał rączkami, gdy lewitowało mu się zabawki albo łaskotało w brzuszek. Nico był mały, nieskomplikowany, jadł jakieś papki i trzeba było go przewijać, a poza tym to garnął się na ręce, chociaż Seymour nie dawał rady podnieść go inaczej, niż pomagając sobie telekinezą. Wszystko było jakieś takie proste.

Od Song Ana - Skarb

 Song An, pomimo dręczących go ostatnio niepewności, starał się nie okazywać zwątpienia przy swoim mistrzu. Nie chciał go niepotrzebnie martwić. Wprawdzie, gdzieś tam z tyłu głowy, nieustępliwie myślał o swoim małym marzeniu. Wizja ta nie dawała mu spokoju - kusiła mnogością zalet, pragnieniem poznania nieznanego, podsycała wrodzoną ciekawość.
Wbrew temu, co sądził Song An, Yunru Lei powoli zaczynał zauważać dziwne zachowania swojego podopiecznego. Niejednokrotnie starał się upewniać, czy wszystko jest w porządku, ale boski sługa zawsze zapewniał, że czuje się dobrze. Bóg burzy nie drążył tego tematu dłużej.

24 listopada 2023

Od Cheoryeona – Emocje

Spotkania z fanami należały do wydarzeń, które BenJohn absolutnie uwielbiał. Koncerty były niesamowite, ponieważ mógł zobaczyć, jak tysiące osób kołysze się i śpiewa do jego piosenek, lecz takie mniejsze eventy też miały w sobie magię. Siedział na niewielkiej scenie, z reguły bez wspierającego zespołu; trochę grał, ale w głównej mierze rozmawiał z fanami. A nie było nic lepszego niż dowiadywanie się o różnych rzeczach od osób, które widziały w nim idola, autorytet. Czuł się wtedy, jakby nie byli tylko celebrytą oraz fanami, a bardziej, hm, dobrymi kolegami, zgraną ze sobą paczką.

Od Bernarda – Świeca

Łuna jest dość starą stacją, która przeżyła swoje, więc w sumie nie dziwota, że ma problemy z dostarczaniem prądu. Ale trzeci dzień z rzędu? Błagam.
Największym problemem nie jest sam brak prądu (bo jakimś cudem dystrybutory mają swój własny akumulator. Bernard nadal nie sczaił, jak to wszystko działa, bo kupił Łunę parę dni temu), tylko podejście okolicznych elektryków do tej sprawy.

Od Ilary - Emocje

Był to jeden z tych letnich wieczorów, w których słońce zdaje się nie kończyć swej wędrówki na niebie, chcąc jak najdłużej spoglądać na rozświetlone swymi promieniami krajobrazy, uśmiechnięte twarze ludzi cieszących się ciepłą pogodą. W powietrzu odczuć się dało duchotę i wilgoć, co nieszczególnie dziwiło Ilarę. Czego innego mogłaby spodziewać się po Solmarii. Dziewczyna nie myślała, że kiedykolwiek znów zawita na rodzimych ziemiach, raz jeszcze usłyszy znajomy szum fal, ponownie spojrzy w upstrzone pomarańczem i różem niebo, w które niegdyś z wytęsknieniem wpatrywała się godzinami, modląc się o lepsze życie. Interesy i potrzeba odpoczynku od pirackiego żywota okazała się jednak znacznie silniejsza od osobistych urazów, Ilara nie chciała przekładać własnych problemów ponad fizyczne wyczerpanie własnych kompanów. Ostatnie tygodnie spędzili na morzu, powoli tęskniąc za brzmieniem miejskiego gwaru, za zapachem spalin i tanich trunków.

Od Charlie – Świeca

– Co masz na myśli, mówiąc wyjebało prąd? – Głos Charlie był zdumiewająco spokojny. Na tyle spokojny, że w słuchawce na krótki moment zapadła głucha cisza. To był ten rodzaj spokoju, który zazwyczaj pojawiał się przed gwałtowną burzą siejącą zniszczenie bez żadnej litości, bo choć arachnesa zwykle do wielu spraw podchodziła na zimno, tak w kwestii klubu była bardzo przeczulona. Istnienie tego miejsca było w jakimś sensie spełnieniem jej marzeń, chociaż w jej marzeniach nic się nie psuło, dostawy były zawsze na czas, personel nie zawodził, a goście nie robili awantur psujących atmosferę. Było to zdecydowanie jedno z tych marzeń, przy których trzeba było ciągle dłubać i wspinać się na wyżyny kreatywności, jednak czy inaczej nie byłoby nudno? Ariel lubił to powtarzać i zwykle przyznawała mu rację, zwłaszcza gdy kryzys był już opanowany, a oni mogli się pośmiać z całej sytuacji. Trudno jednak było jej myśleć w ten sposób właśnie teraz.

Od Dantego – Emocje

Lewy sierp, prawy sierp.
Prawy prosty, lewy sierp, prawy górny.
Lewy prosty, prawy prosty, lewy sierp, prawy prosty.
Jeszcze raz.
Nie były to trudne kombinacje, łatwe i machinalne, niektóre instynktowne po tylu latach treningu, same wbijały się w worek. Musiał myśleć tylko o tym, by stać w pozycji, oddychać, patrzeć się przed siebie. Nic więcej. Żadnych emocji. Jedynie wyuczone ruchy.

Od Song Ana - Świeca

 Dzisiaj Song An kolejny raz został sam. O poranku, typowo, zajął się nauką. Wcześniej jednak założył czyste szaty, na szybko ogarnął włosy i zaparzył dla siebie herbaty. Tak przygotowany udał się do biblioteki, gdzie spędził czas do południa.
Czytał podręczniki przyrodnicze, które swoją drogą, bardzo lubił. Wszystko to, co opierało się na świecie poza Gromem, budziło w nim ogromną ciekawość. Dlatego też długo nie odrywał się od lektury.

Od Seymoura - Emocje

Rzadko się zdarzało, żeby tata był dłużej w domu i jednocześnie nie siedział w Kuźni albo nie spędzał całego popołudnia w bibliotece, każąc Siri przynosić sobie coraz to nowe książki. Seymour lubił sobie czasem coś poczytać, najbardziej takie historyjki, że coś się w nich działo, ale atlas minerałów też mu się podobał. Gdyby nie trzeba było zapamiętywać grup przestrzennych, w jakich krystalizowały poszczególne minerały, nie trzeba było uczyć się ich właściwości, powinowactwa magicznego i innych takich rzeczy, Seymour zdecydowanie bardziej lubiłby te wszystkie błyszczące, barwne skały, i nawet ich skomplikowane albo zabawne nazwy by mu nie przeszkadzały.

Od Hoshime - Emocje

Ostatnio jakoś wszystko grało mu na nerwach. Gdy był w domu, przeszkadzało mu radio i jego brak. Gdy spacerował ulicami, irytowały go samochody, rowery oraz istoty przechodzące obok. W bibliotece miał ochotę wyprosić każdego, kto przechodził przez drzwi, ale nieobecność jakiejkolwiek innej żywej duszy wzbudzała u niego agresję. Było coś takiego w powietrzu, że Hoshime miał ochotę rzucać we wszystkich cegłami, a gdyby nikogo nie było, obrzucałby nimi eter. Również i Sora podzielał tą irytację, mimo że był tylko człowiekiem. Chyba.

– Zażartowałbym, że to tylko wina księżyca – powiedział, rzucając kamyszkiem w pustą butelkę. Oczywiście trafił. – Ale na mnie księżyc tak nie wpływa. Po prostu nie mogę spać. Myślisz, że to zapowiedź czy reakcja?

23 listopada 2023

Od Cheoryeona – Tajemnica

Tak w sumie, tak ogólnie, tak biorąc pod uwagę wszystkie czynniki, wszystkie wady i zalety, wszystkie zady i walety, Cheoryeon lubił swoją pracę. Płaca nie była najwyższa, ale też nie najniższa. Czasami robił projekty, które wcale mu nie podchodziły, ale otrzymywał rekompensatę w postaci możliwości szybszego wychodzenia do domu oraz okazjonalnej pracy zdalnej. Inni jego współpracownicy nie mieli tak pięknie. Olivia stale podkreślała te całe koneksje, narzekała, że taaaaa, on to ma z górki na rowerze, a inni pod górkę w klapkach, coś tam, coś tam, bla, bla, bla, Cheoryeon miał to gdzieś.
Właśnie, tylko jak on zdobył koneksje?

Od Dantego – Tajemnica

Głośno, tłoczno, upajająco szaleństwem nocy. The Web było jego nowym odkryciem i pokochał je od momentu przekroczenia bramki na wejściu.
Standardowa ekipa – miaucząca brygada wraz z Virgilem – nie miała nic do gadania, gdy syren zarzucił terminem na czacie grupowym, podał godzinę, lokal, po prostu zadecydował, a jego słowo w sprawie spotkań było prawem niepodlegającym dyskusji. Coś innego masz wpisane w kalendarzu? Przekładaj, Zapałka, i mnie nie wkurwiaj.

Od Bernarda – Tajemnica

Mają trasę po Senkawie, krótką i na małych scenach. Prywatną. Ostatnia epka nie przyjęła się fantastycznie w świetle popularności, za co Artur bije się po piersi co noc, a Bernik świętuje. Bo kogo obchodzi kasa, gdy dzieciaki między piosenkami krzyczą o równych prawach, a po wyjściu z klubu plują na policję. Wilk też się dobrze bawi, będąc w środku konfrontacji.
Są w połowie soundchecku, kiedy Bernard dostaje wiadomość od Mathilde. Podrywa się tak szybko i nagle, że prawie wyrywa kabel z gitary. Głowa Ruh wysuwa się zza perkusji.
– Ej, Bernik, wycziluj. Prawie przepaliłeś wzmacniacz. Znowu.

Od Charlie – Tajemnica

Oderwała wzrok od srebrnego ekranu telewizora, z ulgą odwracając własną uwagę od krzyczącej na bogu ducha winnego faceta brunetkę w jakimś nędznym reality show, gdy drzwi za jej plecami otworzyły się, a później trzasnęły. Trącona łokciem paczka z czipsami spadła na podłogę, a mały, kudłaty kundel, leżący dotąd z nią na kanapie, zeskoczył na podłogę i podreptał pospiesznie do mężczyzny w mokrym, czarnym płaszczu, machając ogonem i domagając się uwagi. 

Od Song Ana - Tajemnica

 Song An i jego mistrz nie mieli przed sobą żadnych tajemnic. Przynajmniej obydwoje tak myśleli. Yunru Lei był bogiem, miał na swoich barkach wiele zmartwień, którymi nie chciał dzielić się ze swoim uczniem. Przeżył naprawdę wiele i nie każde z jego wspomnień można nazwać szczęśliwym. Nieprzyjemnych chwil chciał oszczędzić podopiecznemu, więc pomijał niewygodne tematy podczas ich wspólnych rozmów.

Od Hoshime - Tajemnica

W całym życiu Hoshime trafiła się tylko jedna osoba, która widziała jego formę Imugi. Inaczej, w całym jego życiu była jedna osoba, poza jego matką, która wiedziała, że Imugi pływające w morzu przyległym do Kyosei to Hoshime. Jego obecność była niezłą atrakcją turystyczną, a ponieważ Kyosei było całym światem naszego młodzieńca (dosłownie i w przenośni), nie przeszkadzało mu okazjonalnie wystawić tyłek nad taflę wody, by zainteresować zwiedzających. Była natomiast osoba, której to wadziło i możecie domyślić się, kto to był.

Od Merlina – Bohater

Morze wysuszonych kończyn, łuszczących się czerepów i płonących czerwienią oczu falowało gniewnie wokół trójki śmiałków. Nieludzkie jęki i charczenie rozbrzmiewały w ciemności cmentarza, dominując trzeszczenie próchniejących kości i odstręczające rzężenie zapadniętych płuc. Nieumarli bezrozumnie ciskali się między nagrobkami, żaden jednak nie odważył się podejść bliżej, nie chcąc znaleźć się w zasięgu promienistego blasku.

22 listopada 2023

Od Sorena - Miłość

– Angusie, myślisz, że prawdziwa miłość istnieje?
Pytanie zawisło między mężczyznami, a napięcie, jakie wywołało, dało się odczuć niemal natychmiastowo. Czarodziej uniósł wzrok znad sterty wypełnianych dokumentów, najpewniej kolejnych kontraktów, którymi wkrótce go zarzuci, całą swą uwagę skupiając na opierającym się o parapet chłopaku. Soren wyglądał jak siedem nieszczęść, co w jego przypadku było niezwykłą wręcz rzadkością - mógł umierać z powodu wysokiej temperatury, z powodu bliżej niezrozumiałej melancholii, ale nigdy nie pozwoliłby sobie na zaniedbanie własnej aparycji. A jednak, stał przy oknie, ściskając w dłoniach kubek już od dawna zimnej herbaty, nie potrafiąc oderwać swych zaczerwienionych przez płacz i brak snu oczu od czegoś za oknem. Angus odchrząknął, robił to zawsze, gdy próbował zebrać myśli, nim podniósł się z własnego fotela, niepewnie podchodząc do Sorena.

Od Charlie – Włosy

Centrum handlowe wręcz pękało w szwach, co było jej zdecydowanie na rękę. Nikt nie zwracał uwagi na jedną, chudą nastolatkę w chaotycznym morzu istot polujących na kolejne okazje i promocje, przepychających się wśród innych, niemal torując sobie drogę łokciami, gdy wypatrzyli na kolejnej witrynie coś, co całkowicie skupiało ich uwagę – na tyle, że nie dbali o to, czy nikogo przypadkiem nie rozdepczą. Albo czy nie stracą portfela. Charlie płynnie przemykała w tłumie, szukając dogodnej okazji, a wsunięcie dłoni do rozchylonej torby czy kieszeni płaszcza było wręcz dziecinnie łatwe. Dwa wypchane banknotami, skórzane przedmioty już spoczywały na dnie szarej, sportowej, zdecydowanie za dużej na nią kurtki, gdy wchodziła do równie zatłoczonej, odurzającej zapachami drogerii. 

Od Hoshime - Żadna praca nie hańbi, ale niemal każda męczy

Mieszkanie w małej wiosce odciętej od świata dość ograniczało opcje na przyszłość młodych istot. Ktoś lepiej się uczący lub z bogatymi rodzicami, choć najczęściej wymagało to obu czynników, miał szansę wyjechać gdzieś do lepszej uczelni i załatwić sobie życie w dużym mieście. Inni musieli sobie radzić tutaj albo uciec do sąsiednich, większych miasteczek. W Kyosei jedyną przyszłością dla wielu była kariera w turystyce, czyli udostępnianie mieszkań lub sprzedaż lokalnych produktów, oba praktycznie nieprzychodowe poza sezonem. Istnieli ambitni, którzy próbowali założyć własne przedsiębiorstwo, ale nawet oni ledwo łączyli koniec z końcem w tej dziurze bez zasięgu, komunikacji miejskiej i jakichkolwiek resztek nadziei.

Lisosmok od siedmiu boleści

Ryuukitsune

Nie odpowiadam za uszczerbki na zdrowiu psychicznym nabyte pod wpływem przebywania w obecności mojej osoby

Eiyo! Nazywam się Ryuukitsune (albo Ryuuki, albo Ryu), piszę niekoniecznie zawsze i niekoniecznie wszędzie. Czasem mi odbije, czasem trochę pomęczę innych, czasem pomogę, choć niekoniecznie jestem najlepszą do tego osobą. Pod spodem znajdziecie dodatkowe info o mnie.

(rysunek po lewej mojego autorstwa)

Cele mierz najniższą miarą, jak osiągniesz przy okazji coś więcej to przynajmniej będziesz szczęśliwy

Itohara Hoshime

Wiek: 24 lata
Płeć: Mężczyzna (he/they)
Rasa: Imugi
Zawód: Bibliotekarz
Miejsce pochodzenia: Kyosei, Senkawa
Miejsce zamieszkania: Stellaire, Novendia
Streszczenie postaci:
Zamknięty w sobie, nie rozmawia za dużo, niezbyt otwarty na nowe znajomości. Zazwyczaj jest miły do bólu, korzystając w wyćwiczonych formułek, ale nie oznacza to, że jest uczynny, trochę też niestety z niego popychadło. W skrócie: looks like he could kill you, is actually a cinnamon roll.

self-sabotage at best

Bernard de la Vega
Wiek: 34 lata
Data urodzenia: 27 lutego
Płeć: mężczyzna
Rasa: wilkołak. Bernard nazwałby swoją dolegliwość bardziej życie z pasożytem, który podaje się za wilka. Jeden pies. W tym przypadku dosłownie.
Pochodzenie: rybacka wieś na południu Solmariii, San Tubarão.
Zawód: gitarzysta w zespole DZIKIE SZCZENIĘ właściciel i jedyny pracownik stacji benzyznowej Łuna.
Opis: Na śniadanie pije gorzką kawę, którą się krztusi. Nienawidzi gorzkiej, ale nie posłodzi, bo mówi sobie, że na to nie zasługuje.
Na obiad przegląda stare albumy ze zdjęciami, słucha winyli z czasu, kiedy miał życie. Kiedy był szczęśliwy, miał przyjaciół, żonę, cel.
Na kolację wpatruje się w zawieszoną na ścianie gitarę, jak w świętą ikonę. Od czterech lat jej nie dotkął. I przez nastepne cztery też pewnie nie dotknie.
Wilk jest w jego ciele niechcianym pasożytem, choć z dnia na dzień coraz bardziej widzi pasożyta w samym sobie. Użalanie się nad sobą nadal nie straciło tego słodkiego smaku.

keep barking at me

morrigan

@lev14th4n

Od Cheoryeona – Włosy

Dwunastoletnia Suyeon siedziała sama w malutkim pomieszczeniu, pod ścianą. Z pełnym skupieniem wyrywała kartki modlitewnika, lecz zamiast rzucać na ziemię, przekładała je dalej. Plan miała taki, by zaskoczyć tym księdza, który przyjedzie udzielać spowiedzi – gdy otworzy książeczkę, wszystkie strony rozsypią się po całej podłodze. Przy dobrych wiatrach więcej nie przyjdzie, bo się obrazi na zakonnice, a te będą musiały pocić się przy znajdywaniu nowego kapłana.

Od Dantego – Miłość

Przyjście do klubu było dużo łatwiejsze, niż mu się zdawało. Parę razy przejeżdżał obok budynku, niezobowiązująco wyglądając znajomej sylwetki, lecz nigdy nie zdobył się na ponowne wejście tam. Nie ciężar spoczął na barkach, a ulga, gdy przestąpił próg, z łatwością popchnął drzwi, które jako dziecko musiał mocno szarpać, by je z drugiej strony otworzyć. Czas się może dla tego miejsca nie zatrzymał, on jednak czuł się zupełnie, jakby znów miał dwadzieścia, szesnaście, czternaście lat, znów szukał zaczepek ze starszymi, znów pokazywał Virgilowi nowe uderzenia, których nauczył się na ostatnim treningu. Strach przed tym, co go czekało, z jaką przeszłością miał się zmierzyć, odpłynął, zastąpiony gamą skrajnych wspomnień, tych związanych ze Scalą – samych pozytywnych.
Czemu kiedykolwiek się z nim pokłócił? Czemu myślał, że sobie nie wybaczą?

Od Ilary - Miłość

Ilara niekiedy nie mogła pozbyć się wrażenia, że wszystko w jej życiu kręci się wokół tej jednej, podstawowej potrzeby, jaką była miłość. W chwili, w której utraciła Ruimelle, nazywaną często sensem jej życia, poczuła, jakby bezpowrotnie straciła również część samej siebie. I choć początkowo zarzekała się, że żałoba po śmierci ukochanej jest na tyle głęboka, że Ilara już nigdy nie wmiesza się w żadną relację, wraz z upływem czasu zaczęła coraz częściej łapać się na zazdrosnych spojrzeniach posyłanych zakochanym parom oraz dziwnym ukłuciu w sercu, gdy ktoś okazywał jej choć odrobinę sympatii. Dziewczyna w końcu zdecydowała poddać się impulsom i wewnętrznym pragnieniom, instalując szereg najpopularniejszych aplikacji randkowych, które tylko wpadły jej w ręce. W końcu co złego mogło się stać? Jeśli poczuje, że jednak nie jest jeszcze gotowa na kolejny związek, zwyczajnie odinstaluje każdą z nich i zapomni, że cokolwiek się wydarzyło. Jednak już na samym starcie Ilara natrafiła na spory problem - założenie profilu, a dokładniej wymyślenie zachęcającego opisu, który jednocześnie nie zdradzałby zbyt wiele, przyciągając w ten sposób potencjalne kandydatki. Wstyd przyznać, jak wiele razy Ilara usuwała wszystko, co napisała, by zacząć od nowa i przejść przez kolejne załamanie nerwowe, próbując skleić sensownie brzmiące zdania. Czy opis powinien brzmieć bardziej informacyjnie, czy może już tam powinna zacząć flirtować z innymi użytkowniczkami? Czy nie wydawałaby się w ten sposób zbyt bezpośrednia i pewna siebie?

Od Song Ana - Włosy

- Song Anie, pośpiesz się! - zawołał Yunru Lei. Czekał już na swojego ucznia dłuższą chwilę. Zaraz mieli odbyć wspólny trening, ale z jakiegoś powodu Song An dalej nie opuścił świątyni. Zniecierpliwiony bóg burzy postanowił sprawdzić, co zatrzymało jego podopiecznego.
Song Ana zastał siedzącego przed ogromnym lustrem ze szczotką we włosach. Chłopak z niemałym trudem starał się rozczesać splątane kosmyki. Widać było, jak bardzo się przy tym męczy.
- Mam… mały problem, mistrzu… - powiedział w końcu Song An, kiedy przyrząd do układania fryzury utknął mu chaotycznej plątaninie loków.

Od Merlina - Zima

Początkowo Merlin usiłował wytropić handlarza, który sprzedał Melpomenie jajo, ale znalezienie jakiegoś szemranego typka z bazaru dobre parę lat po tym, jak się po tym bazarze kręcił, było zadaniem, które przerosło zarówno Merlina, jak i ciocię Andreę. Mężczyzna podszedł do poszukiwań poważnie, użył swoich kontaktów u profesjonalistów, ale niestety, nic to nie dało. Prosił nawet Uranię, by użyła swej astrologicznej wiedzy i spróbowała jakoś podążyć za tą wąską nitką przeznaczenia łączącą Falkora z jego poprzednim właścicielem. Wszystko na próżno. Z samym Falkorem i znajdowaniem go wśród wróżb też było pod górkę – okazało się, że brak precyzyjnej daty urodzenia to cholernie ciężka do ominięcia przeszkoda, szczególnie, że smoki miały na dobrą sprawę dwie takie daty. Jedną stanowiła data zniesienia jaja przez smoczycę, drugą zaś moment wyklucia się smoczątka. Tą ostatnią Merlin mógł jedynie oszacować, o tej pierwszej nie wiedział nic.

21 listopada 2023

Od Cheoryeona – Wzrost

Jak już gdzieś tam indziej zostało wspomniane, w liceum spośród wszystkich chłopaków w klasie Cheoryeon był najniższy. I nie chodziło o to, że był niski, serio, sto siedemdziesiąt dwa centymetry to było coś (potem jeszcze urósł trzy, ha), lepiej niż sto sześćdziesiąt, tylko po prostu pozostali chyba codziennie zwisali do góry nogami z drabinek na sali gimnastycznej, aż ich siła grawitacji rozciągnęła. Że też jego do tego nie zaprosili! Też by sobie tak powisiał, byleby się wydłużył o te parę centymetrów.
Na bilansie szkolnym dostał po łbie za próbę oszukania poprzez stanie na palcach. Pielęgniarka tradycyjnie nie była w nastroju do zabaw, więc jak oberwał jej ręką w tył głowy, to przed oczami miał flashbacki z piłki na wu-efie. Kobieta pogroziła mu palcem, mówiąc, że niech się lepiej cieszy, że nie jest kurduplem, coś tam, coś tam, ale on czuł presję od swoich kolegów z klasy.
Do czasu, gdy wygrał już dziesiąty z kolei konkurs.

Od Charlie – Wzrost

Zadaszony pomost nad stawem leżącym na terenie sierocińca był jednym z ulubionych miejsc Charlie. W ciemnych kątach pod dachem, szparach starych, pokrytych brązową farbą desek kryło się mnóstwo pająków, a ich pajęczyna, często ozdobiona ciężkimi kroplami wody przypominała diamenty z jubilerskich wystaw, które czasem miała okazję podziwiać, gdy wymykała się z tego więzienia, by włóczyć się po ulicach Stellaire i choć na chwilę uciec od tej ponurej atmosfery starego budynku i surowych wychowawców. Wieczorami, zwłaszcza jesienią, panowała w tym miejscu błoga cisza.

Od Dantego – Zadanie

Kuttner nie miał w zwyczaju przeklinać, lecz ten uśmiech był zwyczajnie wkurwiający.
— Będę twoim stażystą — odparł jego właściciel, jakby wypowiedzenie jednej i tej samej kwestii po raz setny mogło rzeczywiście odmienić zdanie krawca.
— Nie — powtórzył uparcie.
— Tak — powiedział zawzięcie blondyn.

Od Song Ana - Wzrost

 Jeśli Song An mógłby na coś szczególnie narzekać, to byłby to jego wzrost. Zawsze po cichu zazdrościł tego, jak wysoki jest jego mentor. Yunru Lei prezentował się naprawdę dostojnie, a jego uczeń wyglądał przy nim niczym dziecko. Chociaż faktycznie dzieliła ich duża różnica wieku, to wcale nie znaczyło to, że Song An musi być aż tak niski!
Najbardziej doskwierało mu to w dniach, kiedy na przykład sprzątał w bibliotece. Nie sięgał on do najwyższych półek i musiał w takich chwilach ratować się taboretami. To było naprawdę upierdliwe! Yunru Lei przystosował ich mieszkanie do swojego wzrostu - w końcu on tutaj był pierwszy i żył samotnie przez wiele lat. Nie przypuszczał najpewniej nigdy tego, że trafi mu się tak niski uczeń. A później nie myślał nawet o tym, aby cokolwiek zmienić.

Od Bashara - Śmiech

Zabłądzili. To wydawało się nierealne, przecież Mehrab tak doskonale znał drogę, na pewno by się nie zgubił. Lecz wszystko wskazywało na to, że grupa beduinów, synów pustyni, dla których nawigacja wśród bezlitosnej czerwieni piasków nie miała żadnych tajemnic, zostali zdradzeni przez własną ojczyznę. Gwiazdy nie śmiały się do nich, w chłodzie nocy, lecz raczej mrużyły gniewnie oczy, odwracały swe spojrzenia. Dzień nie dawał im poczuć, że gdziekolwiek dotarli, gdy kolejne godziny zlewały się ze sobą, wypełnione morderczym żarem i wciąż takimi samymi wydmami.
Napięcie rosło, podsycane cieniem onyksowych skrzydeł. Czerń się zbliżała.

20 listopada 2023

Od Cheoryeona – Sport

Cheoryeon ze szkolnymi zajęciami wychowania fizycznego prowadził relację na zasadzie miłość-nienawiść. Tyle że bez miłości. Sama nienawiść. Dobra, nie był aż tak wielkim hejterem, ale nie lubił wu-efu. Sam sport? Oki, da radę. Wu-ef? Na-a. Stop.
Najbardziej go wkurzał system oceniania. Tak głośno o tym, że sport to sprawa dla każdego indywidualna, a w szkole wszyscy byli wrzucani do jednego wora i mieli te same progi zaliczeń. Większego idiotyzmu Cheoryeon nie pamiętał. I tak, on też się wykłócał, bo należał do tych, którzy mimo starań nie zawsze potrafili dogonić tych prosów, którzy zamienili mózgi na kondycję lub wzrost. Nie skoczy tak daleko, jak jego mierzący dwa metry kolega z klasy, nie zegnie się też w pół jak drobniutka znajoma. Po prostu ból.
Omygy, prawie rym. Widać, że był artystyczną duszą.

Od Octavii do Cheoryeona

Octavia miała wyjątkowo zły dzień. Seria niepowodzeń i nieszczęścia zaczęła się już w chwili, w której przy wstawaniu z łóżka poślizgnęła się na dywanie i uderzyła brodą w nocną szafkę. Upadek pozostawił po sobie wyjątkowo widoczne pęknięcie, ciągnące się aż do połowy prawego policzka. Świetnie, tyle było z jej dzisiejszych planów na skorzystanie z ładnej pogody i zwiedzenie miasta w poszukiwaniu wiewiórek, myszy i innych drobnych stworzonek, które w ostatnich miesiącach szczególnie przypadły dziewczynie do gustu. Odkąd tylko przybyła do tego świata, nie była w stanie pozbyć się zachwytu nad tymi małymi szkodnikami, bo właśnie tak nazywali ich wszyscy, których dotąd spotkała na swojej drodze. Kiedyś przeczytała w internecie, że przenoszą one wiele chorób, nawet tych śmiertelnych, jednak Octavia nigdy nie doznała (i nie dozna) zaszczytu przekonania się o tym na własnej skórze. Jej ciało nie było prawdziwe, nie podlegało takim samym zasadom, jak te należące do przedstawicieli innych ras. Usłyszała niegdyś, że jest to zarówno dar, jak i przekleństwo, przez które nigdy w pełni nie zasymiluje się z resztą społeczeństwa. Jednak gdyby miała być całkowicie szczera, nieszczególnie ją to obchodziło. Cieszyła się jedynie, że żadne zwierze nie zarazi ją wścieklizną, czy inną czarną śmiercią, dzięki czemu mogła głaskać je i podnosić do woli.

Od Sorena - Królewski [AU]

Głosy siedzących wokół niego mężczyzn powoli zlewały się w jeden, niemożliwy do zrozumienia bełkot, którego Soren miał już serdecznie dosyć. Być może poświęciłby cotygodniowym obradom dużo więcej uwagi, gdyby nie były one zwyczajnie nużące. Ostatnią rzeczą, na którą Soren chciał marnować popołudnia, były rozmowy z doradcami jeszcze starszymi, niż jego ojciec, którzy godzinami snuli plany na temat dotychczasowego życia i przyszłości młodego księcia. Jak powinien wyglądać, kiedy powinien wygłosić mowę przed swoimi poddanymi, a przede wszystkim kogo powinien poślubić. Kwestia małżeństwa już od kilku lat wisiała nad Sorenem niczym zły omen, będąc prawdopodobnie jedyną rzeczą, o której rozmawiał ze swoimi rodzicami. Za każdym razem, gdy popełniał błąd pojawienia się im przed oczami, zarzucano go portretami i listami od potencjalnych kandydatek na żonę, dzięki którym ród Acedia jeszcze bardziej umocniłby swą pozycję na arenie międzynarodowej. Problem polegał na tym, że żadna z nich nie wydawała się Sorenowi szczególnie interesująca. Wolałby zamieszkać w chlewie, niż spędzić resztę życia z flegmatyczną, najpewniej nieśmiałą księżniczką z kijem w dupie. Doskonale zdawał sobie jednak sprawę, że jako pierworodny syn rodziny królewskiej miał swoje obowiązki, które chcąc nie chcąc, musiał wypełnić.

Od Maeve – Język

Dziwne znaki wydrukowane na barwnym plakacie wyglądały obco i tajemniczo, tak samo jak wysokie wieżowce i zatłoczone ulice, których unikała, jak tylko mogła. Żaden zapach, widok czy dźwięk nie były znajome, nie pobudzały skrytych w ciemności odmętów pamięci. Jej najwcześniejszym wspomnieniem był kamienny portal, który nie chciał jej przepuścić z powrotem. Nie mogła wiedzieć, że powrót był złym pomysłem, a jednak przebywanie w tym świecie wydawało się największym koszmarem. 

Od Merlina - Łuski

Gdzie, żeby w tak wysokich górach był jakikolwiek zasięg.
Merlin miał ze sobą telefon, prawda, ale nie miał żadnych nadziei na to, że uda mu się go wykorzystać do czegoś innego, niż tylko do słuchania muzyki offline, a i z tym zaczęło być coraz gorzej, gdy dotarli dalej i głębiej, w te niedostępne, medwiedańskie góry. Biegnące w głębi twardego granitu żyły magicznych metali wprowadzały zakłócenia w odbiorze, a teraz stały się one na tyle silne, że elektronika wariowała po całości. Koniec słuchania Voxa wieczorami, teraz Merlin mógł sobie sam pośpiewać, jeśli chciał. Jedyne z elektroniki, co jeszcze działało, to jego nadajnik GPS – poważnie wyglądające urządzenie o prostym, czarnobiałym ekranie, w które Merlin każdego wieczoru musiał wprowadzać kod zabezpieczający, by nadajnik nie wysłał automatycznie jego lokalizacji wraz z sygnałem SOS do najbliższej stacji GOPRu. Gdyby coś się miało stać, to go chyba znajdą, nie?

Od Song Ana - Zima

 Grom był domeną boga burzy. To on stworzył to miejsce i nim zarządzał. “Szczyt” to nie fizyczny wierzchołek, a raczej przestrzeń podlegające wyłącznie woli swojego właściciela. Tak naprawdę, żaden śmiertelnik nie miałby szansy się tutaj dostać, nawet jeśli wpisałby się na każdą górę świata. To Yunru Lei dbał tutaj o to, aby rosły drzewa, płynęła woda czy gorące źródła grzały. Wszystko to należało do niego, a że był to mężczyzna wyjątkowo ambitny, myślał również o tym, żeby zmieniały się pory roku.

Od Dantego – Sport

Na sparingach zwykle bokserzy ograniczali się do kilku rund po dwie minuty, ich liczba nie przekraczała zawodowego minimum dziewięciu starć. W końcu nie chodziło o to, by się zasapać, zmęczyć i wykończyć, tylko zebrać doświadczenie, przygotować na prawdziwe zawody, bo żadne bicie w worek czy ćwiczenie wytrzymałości nie wyrabiało tak umiejętności w sportach walki, jak bezpośrednie stanięcie po przeciwnych stronach ringu z oponentem. Lecz Dante z zasady musiał być tym specjalnym członkiem klubu, który właśnie skończył swoją jedenastą rundę, ciężko opadł na drewnianą ławkę stojącą pod ścianą, a potrzeba popisania się każdym aspektem swych bokserskich zdolności nie miała nic wspólnego z panem doktorem Karimem, zastępstwem dla innego lekarza zazwyczaj zapraszanego na międzyklubowe sparingi, zasiadającym po przeciwnej stronie sali. Przynajmniej taką wersję wydarzeń znał trener syrena.

19 listopada 2023

of course you have white hair and trauma!!!!!

Soren Acedia
Wiek: 28 lat
Data urodzenia: 12 grudnia
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Osobliwość
Pochodzenie: Solmaria (Luminaria)
Zawód: Publicznemu oku prezentuje się jako model, którego twarz zobaczyć można na okładkach gazet, fotogramie oraz na wybiegach mniej lub bardziej znanych projektantów. Nieoficjalnie, jeśli wie się, gdzie szukać i jak pytać, za odpowiednią sumą pozbędzie się prawie każdego, kogo sobie zażyczysz.
Opis: malewhore, malewife, himbo, bisexual disaster - on (z reguły) chce dobrze, ale jest na to trochę za głupi

Od Virgila – Woda [AU]

Schody prowadzące z ładowni na górny pokład zaskrzypiały cicho pod jego ciężarem, gdy obowiązek został wypełniony, skrzynie przeliczone, sprawdzone z prowadzoną przez nich dokumentacją co do zapasów. Virgil przymknął na chwilę oczy, czując znów letnie słońce zatoki na twarzy, przyjemnie grzejące w policzki, zachęcające do schłodzenia się w przejrzystej wodzie. Reszta kompanii dawno już do niej wpadła, ich śmiechy i krzyki łatwo docierało do wrażliwych uszu wilkołaka nawet w ładowni. Wiatr rozwiał ciemne włosy, zabawił się sznurkami koszuli, przyniósł ze sobą zapach rozłupanych kokosów i soli, załaskotał w nozdrza drobinkami magii. Vi zmarszczył brwi, obejrzał się na burtę, po stronie której pływali jego towarzysze.
Nie było dziwne, że Bashar wolał rozsiąść się z książką przy sterze i z lekkim uśmiechem oglądać zabawę, zamiast dołączyć, lecz Seymourowi siedzenia na statku, będąc wciąż całkowicie suchym, nie zamierzał przepuścić.

Od Raouna – Inna Saephia: Wstęp

Śmiertelnicy od zawsze byli ciekawskimi istotami. Musieli zadawać dużo pytań i szukać na nie odpowiedzi, zdobywać wszystkie zakamarki świata, do których zaglądać nie chciałoby żadne zwierzę, ustanawiać miliony rekordów, a potem je podbijać. Wiecznie nienasyceni, wiecznie chcieli więcej. Więcej pieniędzy, więcej wiedzy, więcej doświadczeń i odkryć. To była więc tylko kwestia czasu, kiedy grupa odkrywców i badaczy w ramach projektu na temat szukania śladów przeminionych społeczeństw odnajdzie coś, co na setki lat utknęło między kartami historii.

Od Maeve – Woda

Dante i Maeve przyglądali się w napięciu marsowej minie genashiego, czekając na ostateczny wyrok w sprawie. Ściągnięte brwi, zaciśnięte mocno usta nie wróżyły niczego dobrego, chociaż wyczerpali już wszelki arsenał pt. Zapałka tchórz, boi się odrobiny piasku i wody ze strony syrena, poprzez przeciągłe prooooszę, przecież będzie miło okraszone spojrzeniem wielkich, błękitnych ocząt wróżki, sytuacja wciąż nie była przesądzona. Ignis stał z ramionami splecionymi na piersi i popatrywał to na jedno, to na drugie, jakby oboje synchronicznie wręcz upadli na głowę. 

Od Cheoryeona – Sklep zoologiczny

Drzwi niespiesznie rozsunęły się, z marketu wyszedł Cheoryeon. Domknął swój plecak, do którego schował zakupy i zarzucił na plecy, po czym ruszył w stronę najbliższego przejścia dla pieszych.
Suyeon miała dzisiaj spotkanie kółka matematycznego, więc brat musiał czekać mniej więcej godzinę. Tak, musiał. Nie zamierzał wracać sam do sierocińca, tym bardziej że bliźniaki z reguły zjawiały się pod osłoną iluzji, żeby uniknąć niepotrzebnych konfrontacji. Zakonnice naprawdę się nudziły, ponieważ przy każdej możliwej okazji próbowały zrujnować im dzień. By się zajęły czymś pożyteczniejszym jak na przykład byciem zakonnicami. Wypadałoby w końcu nabrać trochę doświadczenia, nie?