09 listopada 2023

Od Maeve – Łańcuch

Miękkie włosie pędzla umoczone w grafitowej farbie zatrzymało się zaledwie kilka centymetrów nad płótnem. Wróżka zmrużyła nieco oczy, przyglądając się uważnie rozciągającemu się przed nią widokowi. Niecierpliwym ruchem odgarnęła kosmyk włosów z czoła, porwany z upięcia przez chłodny wiatr, zostawiając na skórze plamę farby, czego nawet nie dostrzegła, wpatrzona w potężny górski łańcuch strzegący wschodnich granic królestwa. 
Ośnieżone szczyty niknęły w gęstych, białych chmurach. Ich ostre granie rozcinały puchate kłęby, gnane wiatrem po niebie. Przedzierające się przez nie złote promienie słońca rozświetlały kamieniste zbocza, skrywając w granatowych cieniach załamania i wyrwy. Wpadały do wijących się wstążek strumieni, które z czasem przemieniały się w lśniącą srebrem rzekę Tirion, płynącą przez las, pola, wpadającą do miasta, by tu dać się przeciąć licznymi mostami. Teraz, wczesnym rankiem, góry prezentowały się szczególnie pięknie, już od dawna pragnęła uchwycić ich piękno w tej jednej, szczególnej, przemijającej chwili.
Jak dotąd jednak bez powodzenia. Jak oddać ich ogrom i majestat za pomocą farb? Potęgę łączącą ziemię, dającą jednocześnie poczucie bezpieczeństwa, ale i groźną w swojej nieprzewidywalności. Od setek lat wokół gór Aelrindel krążyły legendy. O głębokich labiryntach jaskiń, które, w zależności od opowieści, skrywały niezwykłe skarby i magiczne artefakty lub uśpionych olbrzymów, których lepiej było nie budzić. Jedną z ulubionych opowieści Maeve była ta o złotej jabłoni rosnącej na jednym z najwyższych szczytów, strzeżonej przez strasznego potwora. Jej owoce potrafiły uleczyć każdą chorobę i przegnać śmierć, nawet jeśli ta wyciągała już swoje kościste ręce po zmożonego chorobą. To właśnie gdzieś wśród ośnieżonych szczytów i głębokich dolin swoje królestwo miał Duch Gór będący jednym z narzędzi rodziców do straszenia niegrzecznych wróżątek. Przez długie lata te wszystkie opowieści zmieniały się, wiele z nich już dawno zatraciło pierwotne znaczenie, a góry wciąż stały w swojej niezmienionej formie. Bez względu na to, które z tych legend były prawdziwe, o ile którekolwiek były, łańcuch Aelrindel miał w sobie coś magicznego. Coś, co przyciągało zuchwalców, którzy w swojej zarozumiałości byli przekonani, że są w stanie wydrzeć im wszystkie sekrety – wielu z nich nigdy nie wróciło do domu. Coś, co inspirowało poetów, muzyków i malarzy. Łącznie z Maeve, która od miesiąca o wschodzie słońca wychodziła na balkon wschodniej wieży zamku, by spróbować tę magię złapać, nasączyć nią płótno. Wiedziała, że podejmuje się naprawdę trudnego zadania. Trzy zniszczone ramy później zaczęła wątpić, czy to zadanie w ogóle jest wykonalne. Za każdym razem było niewystarczająco. Cały majestat, te wszystkie opowieści ginęły nagle, gdy tylko ołówek lub pędzel nakreślał kształt. Zupełnie tak, jakby gór nie dało się zamknąć w tej jednej formie. Jakby one same tego nie chciały. 
Cofnęła rękę i przyjrzała się obrazowi. Porównała z tym, co widziała tuż za nim. Uśmiechnęła się lekko, samym kącikiem ust, jakby nie chciała zapeszać. Mieszanina barw, ostrych linii i miękkich rozmyć światłocieni. Słońce zmieniło już swoje położenie, a Aelrindel, dla wielu niezmienne, przybrały zupełnie nowy kształt, odsłaniając nowe oblicze. Malarka wytarła pędzel w szmatkę i odłożyła go na stolik obok. Jej czas tego poranka się skończył. Wschodni wiatr przywiódł ze sobą zapach skał i igliwia, zapach tajemnicy i uśpionego żywiołu. Ten cudowny spokój, którego nie dało się porównać z niczym innym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz