— Odprowadził cię do miasta?
— Pod same jego bramy — potwierdził Yunru Lei. — Mówił, że mógłby mnie nawet zaprosić do siebie, ale bał się reakcji swojego ojca.
— Był on aż tak straszny? — dopytywał Song An. Śmieciarz głośno ziewnął i zwinął się w jeszcze szczelniejszą kuleczkę na kolanach swojego właściciela. Boski sługa ułożył rękę na łebku zwierzaka, drapiąc go za uchem.
— Od zawsze traktował swojego syna surowo — przytaknął bóg burzy. Na jego twarzy pojawił się grymas na samą myśl o mężczyźnie, którego szczerze nienawidził. — Nawet jak Song Ning dorósł i zaczął planować życie na własną rękę, jego ojciec na każdym kroku podcinał mu skrzydła, uniemożliwiając mu spełnienie wszystkich marzeń.
— Poczekaj jeszcze chwilę! — rzucił do mnie Song Ning, gdy tylko znaleźliśmy się w pobliżu jego domu. A przynajmniej domyślałem się, że niewielka chałupina stojąca na uboczu należy do jego rodziny. Przede wszystkim naprowadził mnie na to ogromny szyld z rybą zawieszony tuż nad wejściem. Ród rybaków, wspaniale.
Pokiwałem głową i oparłem się o pobliską sosnę. Obserwowałem, jak Song Ning cicho rusza w głąb ciemnego domostwa. Nie musiałem czekać długo na jego powrót. Już chwilę później znalazł się tuż obok mnie. Dzierżył w dłoniach ogromny słój z zasłoniętym kawałkiem materiału korkiem. Trzymał go za kawałek liny, którą naczynie zostało obwiązane.
— To dla ciebie! — mówiąc to, wcisnął mi do ręki ciężki słoik. — Za pomoc!
— Co to takiego? — zapytałem oraz uniosłem pojemnik tuż przed swoją twarz. Song Ning zaśmiał się cicho. Założył ręce na biodra i spojrzał na mnie rozbawiony.
— Nigdy wina nie piłeś, że nie wiesz, jak wygląda?
— Nie, ja po prostu…! — broniłem się, choć rybak nie wydawał się być ani trochę przekonany. Jedynie chichotał w odpowiedzi.
— No dobra, jeśli nie piłeś, to koniecznie spróbuj tego — zachęcił, wskazując ręką na zakorkowany słój. Jego oczy lśniły, gdy polecał wino. — Sam robiłem.
— Cóż, bardzo chętnie więc go posmakuję — obiecałem. Przytuliłem ceramiczny słój do piersi.
— Obawiam się, że nie masz już wyjścia — odparł Song Ning, uśmiechając się szeroko. — Następnym razem, jak się spotkamy, musisz mi powiedzieć, jak ci smakowało! A teraz, do zobaczenia!
Po tym krótkim pożegnaniu mężczyzna wrócił do domu. Nim zniknął w mroku budynku, odwrócił się przy samych drzwiach i pomachał w moim kierunku.
Zostałem całkowicie sam. Jeszcze przez chwilę wpatrywałem się w dom Song Ninga, dopóki nie otoczyła mnie kompletna cisza. Była dziwna. Samotność towarzyszyła mi od samego początku. Dzisiaj jednak coś się zmieniło. Choć minęła dopiero chwila, zaczęło mi brakować trajkoczącego mi za uchem głosu Song Ninga. Nie potrafiłem tylko zrozumieć dlaczego. Zmarszczyłem brwi i zacisnąłem mocno dłoń na sznurku, którym słój był szczelnie obwiązany. Ostatni też raz zerknąłem w stronę domu rybaka, a następnie w mgnieniu oka, przy pomocy cichego pstryknięcia palcami powróciłem do swojej domeny.
Dziwna pustka pochłonęła mnie, gdy tylko znalazłem się na samotnym szczycie góry. Tej nocy nawet wiatr ucichł. Zostałem sam. Ja oraz słój wina. Wróciłem do świątyni. Tam odłożyłem na stół naczynie z trunkiem i usiadłem naprzeciwko niego.
Przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w zaplombowany słoik. Alkohole wszelkiego rodzaju nie były mi obce. Odwiedzając różnorakie miejsca, lubiłem próbować lokalnych przysmaków. Jednak ten, który miałem dzisiaj przed sobą, był dość osobliwy. Nigdy wcześniej nie dostałem od nikogo takiego prezentu. Nie od tak niezwykłej osoby.
Postanowiłem zaryzykować. Zdjąłem pierwszą warstwę ochronną trunku — kawałek materiału ściśnięty sznurkiem. Następnie wyciągnąłem korek. W tej chwili ogarnął mnie zapach ryżowego wina. Nalałem porcję trunku na specjalną przygotowaną do tego podstawkę.
Przez kilka sekund wpatrywałem się w alkohol. Zamknąłem oczy, chwyciłem za kieliszek i przechyliłem go. Poczułem ostry smak na języku. Zakaszlałem kilkukrotnie. Było to najgorsze wino, jakie kiedykolwiek piłem. Ale później nigdy nie miałem serca powiedzieć o tym Song Ningowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz