13 listopada 2023

Od Maeve – Zamek

Echo szybkich kroków rozbrzmiewało donośnie w pustych, zamkowych korytarzach. Serce tłukło w piersi niemal boleśnie, a oddech rwał się, gdy próbowała zaczerpnąć powietrza. Przylgnęła plecami do zimnej ściany, tuż za posągiem nobliwego szlachcica, dumnie wpatrzonego w ścianę naprzeciwko. Wnęka, w której stał, jego kamienny płaszcz powiewający na nieistniejącym wietrze, były niemal idealnym miejscem na kryjówkę dla drobnej dziewczyny. O ile tylko uda jej się stłumić świst własnego oddechu i ten nieznośny łomot serca. Miała wrażenie, że niesie się echem jak uderzenia dzwonu. 
– Nie uciekniesz mi! – Z trudem wstrzymała powietrze w palących płucach, słysząc donośny, pewny siebie okrzyk. Głębiej skryła się w cieniu marmurowego posągu. Tak bardzo kusiło, aby wyjrzeć, sprawdzić, czy udało jej się zgubić pościg, jednak nie śmiała nawet drgnąć, aby nie zdradzić swojego położenia. 
– Znajdę cię, Auroro! – Głos wybrzmiał głośniej, znacznie bliżej niż ostatnio. Maeve przygryzła wargę, nie mogąc się dłużej powstrzymać. Ostrożnie wyjrzała zza posągu, starannie maskując swoje uczucia i emocje. Z tej perspektywy widziała niewiele, jednak wciąż nie miała odwagi wychynąć bardziej, by zobaczyć cokolwiek więcej. Sylwetka prześladowcy mignęła jej niedaleko. Cofnęła się gwałtownie, o mało nie uderzając plecami o ścianę. Zamarła, wsłuchując się w rytm kroków. Zbliżały się czy też oddalały? Czy jej schronienie zostało odkryte?
Dźwięk kroków zatrzymał się nagle, zmuszając wróżkę, by znów wstrzymała oddech. Tak niewiele brakowało, aby dopadła do drzwi prowadzących do zachodniego skrzydła zamku, by uciekła labiryntem korytarzy, zyskując cenne minuty, dzięki którym nie zostałaby złapana. Kosmyk włosów łaskotał ją w rozgrzany policzek, jednak nie miała odwagi go poprawić. 
Na korytarzu wciąż panowała cisza. Powoli zaczynała drętwieć od trwania w tej jednej, niewygodnej pozycji, a płytki oddech nie zapewniał jej wystarczająco dużo tlenu. Musiała coś zrobić.
Skupiła się więc, wciąż nie ważąc się choćby odetchnąć. Iluzja cichego skrzypienia drzwi dobiegło z prawej strony, tam, dokąd zmierzała jeszcze chwilę temu. Pozwoliła sobie na lekkie drgnięcie kącików ust w zadowolonym uśmiechu, zwłaszcza gdy usłyszała kolejne słowa, które padły przerażająco blisko:
– Aha… mam cię – mruknął. Kroki rozbrzmiały ponownie, zmierzając w kierunku, który wybrała Maeve, powoli cichnąc wraz z oddalającym pościgiem. Dopiero wtedy pozwoliła sobie, by odetchnąć. Serce wciąż biło mocno, gdy wysunęła się zza posągu, spoglądając w głąb korytarza i próbując wypatrzeć oddającego się prześladowcę.
– Mówiłem, że cię złapię. – Usłyszała tuż za swoimi plecami. Wrzasnęła, a jej krzyk poniósł się echem po pustym korytarzu. 
Chwilę później krzyk przerodził się w śmiech. 
– Naprawdę myślałaś, że nabierzesz mnie na tę sztuczkę z drzwiami? To mogło działać, gdy mieliśmy pięć lat. Robisz się zbyt przewidywalna, Auroro. – Callon podał jej ramię, by wspólnie mogli opuścić od lat zamkniętą część zamku, która służyła im za prywatny plac zabaw. Wróżka odetchnęła ciężko i pokręciła głową. W końcu odgarnęła kosmyk włosów, który wciąż łaskotał ją w policzek. 
– Znamy te korytarze już jak własną kieszeń. Może pora poszukać innego miejsca. Albo zmienić grę – zaproponowała, zerkając na wróża. Callon pokręcił głową i przeczesał dłonią jasną grzywkę, która opadła mu na czoło podczas pościgu. – Może i tak, księżniczko, jednak nie zmienia to faktu, że wygrałem. I dobrze wiesz, co to oznacza. – Posłał dziewczynie szelmowski uśmiech, a ona westchnęła ciężko. 
– Nawet ten jeden raz nie możesz mi podarować, co? – burknęła. Na samą myśl o zakradnięciu się do kuchni, by wykraść ciastka upieczone przez Gertrudę, przechodził ją zimny dreszcz. Deser był przepyszny, jednak gniew samej kucharki, jeśli ta przyłapie księżniczkę, potrafił być nieokiełznany. Księżniczka czy nie, była złodziejem, a złodziejowi należało się porządne lanie za podobny występek. 
– Umowa to umowa, Auroro – oznajmił bezdusznie Callon, wciąż nie mogąc powstrzymać uśmiechu. – Jako przyszła królowa powinnaś przestrzegać zasad i postępować honorowo. 
– Coś czuję, że ten honor odbije mi się czkawką, jeśli Gertruda mnie dopadnie – mruknęła ponuro. 
– Nie mów mi, że nagle tchórzysz. Poradzisz sobie. Skoro udało ci się pięć poprzednich razy, to czemu ma ci się nie udać teraz? – zachęcił ją wróż, prowadząc krętymi schodami na dół, gdzie w piwnicach mieściła się olbrzymia, zamkowa kuchnia. Wewnątrz było gorąco jak w smoczej jaskini, a aromaty przygotowywanych potraw potrafiły zawrócić w głowie. Zespół kucharzy chodził jak w zegarku, dbając o to, by wszystko wydawane było na czas, a każdy posiłek serwowany na królewski stół był idealny. Tego wszystkiego strzegła prawdziwa smoczyca – Gertruda, która strzegła swojego skarbu w postaci ciast, ciastek, kremów, pieczeni, kasz i pieczonych warzyw bardziej niż w oka w głowie. 
– No. Dasz radę – Callon zachęcił księżniczkę, popychając ją w stronę uchylonych drzwi. Przez szparę na szary kamień podłogi padała czerwona łuna z paleniska, nad którym piekły się mięsa. Maeve była ciekawa, kiedy kucharka zagrozi jej, że w końcu ją do niego wrzuci. 
Serce ponownie zabiło mocno w piersi wróżki, gdy położyła dłoń na klamce i pchnęła ostrożnie drzwi. Weszła do środka, jak gdyby nigdy nic. Kilka podkuchennych, widząc księżniczkę, uśmiechnęło się lekko i dygnęło wdzięcznie przed dziewczyną. Maeve z ciekawością zaczęła rozglądać się po olbrzymich stołach uginających się wręcz od składników i gotowych dań. Rumiane, migdałowe ciastka, lśniące od lukru, leżały w równych rządkach na blasze ustawionych niedaleko okien, gdzie miały stygnąć. Obejrzała się. Przez uchylone drzwi dostrzegła niebieskie oko Callona i ten sam irytujący, szelmowski uśmieszek. Obserwował ją, czy aby na pewno wywiąże się z zadania. 
– Czy mogę w czymś pomóc, księżniczko? – Maeve drgnęła, słysząc nad sobą Gertrudę. Księżniczka spojrzała na postawną wróżkę w śnieżnobiałym fartuchu, teraz podpierającą duże dłonie na biodrach i przyglądającą jej się podejrzliwie. 
– Ja… przechodziłam obok i chciałam… pomyślałam, że może mogę dostać szklankę wody? Na zewnątrz jest strasznie gorąco i strasznie chce mi się pić – skłamała, choć nie wyszło jej to zbyt gładko. Niepewny uśmiech na jej twarzy wręcz pogorszył sprawę, co uświadomiły jej zmrużone oczy Gertrudy. Zza drzwi wyczuwała szczere, głębokie rozbawienie Callona.
– Wody, tak? – zapytała podejrzliwie, tym razem splatając silne ramiona na piersi. – Oczywiście, proszę ze mną – powiedziała kucharka. Chcąc nie chcąc, Maeve poszła z nią na drugi koniec kuchni. Jedynie rzuciła krótkie spojrzenie przez ramię na oddalającą się blachę z ciastkami. Nie było szans, aby udało jej się zabrać choć kilka. Musiała pogodzić się z porażką. 
Wypiła szklankę wody pod czujnym okiem kucharki. Oddała naczynie, dziękując z niezręcznym uśmiechem, po czym opuściła kuchnię, godząc się z gorzkim uczuciem porażki. 
To nie trwało jednak długo. Gdy wyszła z kuchni i spojrzała na wróża, jego szczęka poruszała się rytmicznie. Na ustach wciąż tkwił uśmiech, teraz okraszony kilkoma okruszkami. Maeve spojrzała na jego dłonie. Miał całe garście wypełnione migdałowymi ciastkami.
– No ładnie – powiedziała, krzyżując ramiona na piersi. Spojrzała na niego z wyraźną naganą. – Czy przyszłemu królowi przystoi kraść? – zapytała.
– Ukradłem je dla mojej królowej – powiedział, wyciągając ciastka w jej stronę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz