— Moment. Dajcie mi… — Dante wsadził palce pod okulary, przetarł oczy, poprawił włosy, westchnął. Dwójka młodych czarodziejek wpatrywała się w niego wyczekująco. — Momencik. Chcę mieć pewność, że wszystko dobrze zrozumiałem.
Kaliope i Melpomene, tak się bowiem dziewczęta mu przedstawiły, skinęły głowami, gotowe wyjaśnić wszelki mętlik, jaki ich wspaniały pomysł mógł zaprowadzić w krawieckiej głowie.
— Przyszłyście do zakładu Kuttnera…
— …bo nasz brat uwielbia Vox Metallica, a ty z nimi pracujesz, no i pracujesz tutaj. — Starsza z czarodziejek uśmiechnęła się pogodnie, Dante zerknął na nią, westchnął znowu, trąc intensywnie dłonią czoło ze skrzywioną miną.
— I pomyślałyście, że mogę zrobić waszemu bratu…
— Właściwe to naszemu smokowi — wtrąciła Melpomene. Syren skrzywił się jeszcze bardziej.
— Waszemu smokowi. Szelki. Najlepiej w jednorożce. Z zielonymi grzywami. Jako prezent dla brata. Właściwe jaszczurki. Smoka.
— Dokładnie — odparły zgodnie dziewczyny.
Dante wiele razy był już przekonany, że widział szczyt wariactwa u swoich klientów, że w końcu nadejdzie dzień, który przestanie go zaskakiwać w kwestii tego, co ktoś może sobie zażyczyć do uszycia. A potem pojawiały się takie osoby, jak stojąca obecnie przed nim dwójka szacownych czarodziejek, i sprawnie go z tego błędu wyprowadzały. Westchnął, nie licząc już, który raz (czy tak właśnie czuł się z nim Bashar, gdy go pierwszy raz przenocował?), po czym oparł się o ladę. Róż przeskakiwał między jedną a drugą klientką.
— Czy wy wiecie, ile takie rzeczy kosztują w tym zakładzie? — zapytał mimo jasno nasuwającej się odpowiedzi.
— Nie możemy niestety zaoferować dużo… — podjęła Kaliope, kolejny świst powietrza uciekający z szerokiej piersi speszył ją nieznacznie.
Zwiesił głowę, zamyślił się w ciszy. Choć całe przedsięwzięcie ze znalezieniem właśnie krawca Zapałki i zlecenie mu wykonania szelek wydało mu się zwyczajnie głupie, to nie mógł odmówić dziewczętom, że swego po części dopięły, zyskując sobie na starcie jego sympatię. Kręcił nosem i marudził, bo nie miał pojęcia, gdzie upchnie między zamówienia robienie szelek dla smoka, jeszcze z symbolicznym wynagrodzeniem, lecz z kwitkiem również nie chciał ich odsyłać ani wyciągać od nich tych resztek oszczędności.
Zabójczy i pełen zawadiacko półuśmiech wkradł się na usta, Dante uniósł głowę, zaś zmiana jego nastroju obudziła w młodych oczach jakąś nową nadzieję.
— Dobra. Mam pomysł, jak z tego wybrniemy z korzyścią dla wszystkich.
Pośród zwału zamówień, w końcu dał radę te nieszczęsne szelki wykonać, choć kosztowało go to o wiele więcej wysiłku oraz czasu, niż zaplanował. Dopiero przy rozrysowywaniu projektu zaczął zdawać sobie sprawę z całej masy rzeczy, o której nawet nie pomyślał, zgadzając się na to zlecenie. Czy jakiś materiał drażni smoki? Co wytrzyma tarcie o łuski? Jakiej nici użyć? Czy kaletnicze wystarczą? Ile razy przeszyć te najbardziej narażone na szarpnięcia części, żeby nic nie pękło? Czym to najlepiej podszyć? Musiał sporo się dowiedzieć i poczytać, by zrobić coś, co będzie się właścicielowi podobać, a także będzie chętnie noszone przez pupila.
Dante pewnym krokiem szedł uliczkami parku, łowiąc wzrokiem trudną do przeoczenia grupę młodych czarodziejów, prezentową torbę w małe smoki trzymał przerzuconą przez ramię. Uśmiechnął się, mogąc w końcu odebrać swoją zapłatę po trudach pracy – spotkanie się z docelowym klientem osobiście.
— Nie chciało mi się wierzyć, gdy podałyście mi wymiary, ale jaszczur rzeczywiście jest malutki — zaczął, podchodząc bliżej. Gdyby dziewczyny mu nie powiedziały, że chłopak trzymający smycz gada był ich bratem, syren chyba miałby poważne wątpliwości co do ich pokrewieństwa. Chudy, trochę wystraszony, obrócił się z szeroko rozwartymi oczami w stronę krawca, ten już kucał, popatrując na najeżonego smoka. — Zapałka by cię pokochał, coś tak czuję.
— Zapałka? — zapytała Melpomene.
— W sensie Ignis — rzucił Dante nieopatrznie, skupiony na tych nastroszonych kolcach.
Nowy rodzaj przerażenia i szoku zagościł na twarzy chłopaka.
— I-Ignis? — wydukał.
Różowe szkiełka podniosły się na czarodzieja, na jego koszulkę z nazwą zespołu, spojrzały na siostry. Usta obdarzyły całą czwórkę charakterystycznym półuśmiechem.
— No tak. — Zaśmiał się, wyprostował. — Bo on nie wie jeszcze, co nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz