Gdyby tylko Octavia miała serce, takie prawdziwe, a nie jedynie jego marną imitację, która nie potrafiła nawet poprawnie bić, to najpewniej w tamtej chwili po prostu by pękło. Na milion malutkich kawałków, które rozsypałyby się na podłogę. Najlepiej tak, żeby wszyscy inni szczęśliwi posiadacze koszulek w nie wdepnęli i poranili sobie stopy. Anielica czasami szczerze tęskniła za czasami, kiedy nie czuła absolutnie żadnych emocji, zwłaszcza tych negatywnych. Chociaż nie, wcale nie tęskniła, bo cały ten chaos zaczął się wraz z poznaniem Zahry, a do czasów sprzed jej pojawienia się absolutnie nigdy przenigdy nie chciałaby wracać. Octavia znowu się rozproszyła, a na ziemię sprowadziła ją dopiero bardzo logiczna propozycja przyjaciółki. Granie na emocjach i manipulacja w końcu jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziły.
Wytężywszy wszystkie swoje szare komórki, Octavia z braku lepszego pomysłu po prostu zaczęła płakać. Czarnymi jak smoła łzami, które ospale skapywały na jej siateczkowy top i klubową podłogę. Po boku rozległo się pełne adoracji westchnienie, najpewniej należące do Zahry, ginące jednak wśród z lekka przerażonych szeptów zgromadzonych wokół osób.
– My…my bardzo kochamy gekony. – Gotka dramatycznie otarła łzy rękawem, w efekcie rozcierając je jedynie jeszcze bardziej po twarzy. – Nie możecie odmówić nam gekonów. Wiecie, że przez takich jak wy niektóre z nich są zagrożone?
Sprzedawca wytrzeszczył oczy, przeskakując spojrzeniem między Octavią, a jej przyjaciółką. Nawet dla kogoś takiego jak on sytuacja musiała być prawdziwie absurdalna, bo aż zabrakło mu słów i nawet mięśnie oraz liczne, groźnie wyglądające, ale z lekka wyblakłe już tatuaże w niczym mu nie pomogły.
– Jakie…gekony? – Mężczyzna podrapał się po głowie. – Blokujecie kolejkę. Albo bierzecie inną koszulkę, albo wychodzicie.
Octavia już chciała mu coś odpowiedzieć, zmyślić jakiś ckliwie brzmiący fakt o gekonach, ale coś odwróciło jej uwagę. A raczej ktoś, bo była to Zahra, która również zaczęła płakać. I tylko odbijające się na jej twarzy kolorowe, klubowe światła pozwoliły gotce dojrzeć ściekające po jej policzkach, krwawe łzy, których kolor niemal idealnie zlewał się z odcieniem jej skóry. Cholera jasna. Wow. Dziewczyna była pewna, że jej szczęka leżała właśnie gdzieś na podłodze, a jej nawet nie chciało się jej zbierać. Wow.
– Musimy mieć tę koszulkę. – Zahra zawodziła, jak profesjonalna aktorka.
– Okej, koniec tego, nie mam na to czasu. – Sprzedawca skinął głową na kogoś po drugiej stronie korytarza
A one nadal płakały, ocierając sobie wzajemnie łzy. Tak o, dla zwiększenia dramatyzmu. Scenka została jednak szybko zakończona, nim którakolwiek z nich zdążyła na dobre się rozkręcić. Czyjaś dłoń mocno zacisnęła się wokół ich ramion, wlokąc je za sobą w tak agresywny sposób, że Octavia kilkukrotnie potknęła się o własne obcasy. Czy naprawdę te sto gekonów było aż tak limitowane i sekretne, żeby wyrzucać je z klubu? Dostały się tam nielegalnie i nie powinno ich było tam nawet być, to jedno, ale traktowanie ich w taki sposób tylko i wyłącznie przez to, że chciały sobie kupić koszulkę, to było już za dużo.
– Znajdziemy cię i zabijemy. Wiesz, kim jest mój ojciec? BOGIEM. A twój to cię pewnie nawet nie kocha. – Octavia szarpała się i wyrywała, ale uścisk ochroniarza jedynie coraz mocniej się zaciskał.
Nieznajomy zaśmiał się jedynie pod nosem, wyprowadził je na zewnątrz i z hukiem zatrzasnął za nimi drzwi. Zahra i Octavia spojrzały na siebie, na twarze umorusane od czarno-czerwonej mazi i westchnęły ciężko.
– Chciałam tę koszulkę. – Zahra brzmiała na bardzo zawiedzioną.
I wtedy, zupełnie jak podczas jakiegoś boskiego objawienia, czy innej bzdury na kiju, tuż pod ich nosem przeszła ta nieszczęsna parka. Ta sama, która sprzątnęła im wszystkie gekony sprzed nosa. I jeszcze do tego byli na tyle bezczelni, żeby tak po prostu się nią chwalić, nieść w osobnej, plastikowej siatce, w której dało się dostrzec ten cudowny nadruk. No chyba nie. Nie mogły przecież tak tego zostawić. Przyjaciółki wymieniły znaczące spojrzenia. Nie musiały niczego mówić, żeby wiedzieć, że myślały dokładnie o tym samym.
– Ja odwrócę ich uwagę… – Octavia dodała dla pewności, próbując zetrzeć z twarzy resztki “łez”.
Chwiejnym krokiem podeszła do pogrążonej w rozmowie parki.
– Hej, chyba trochę się zgubiłam. Wiecie jak dojadę stąd na dworzec? Rozładował mi się telefon.
Nieznajomi zmarszczyli brwi i zmierzyli ją wzrokiem. Jakby nigdy nie widzieli anioła. Cholerni złodzieje. I do tego najwidoczniej jeszcze głupi. Po chwili chłopak wyciągnął jednak telefon, odpalił jakąś dziwną aplikację i zaczął wpisywać w niej odpowiednie informacje. Jego dziewczyna, trzymająca zresztą w dłoniach siatkę z koszulką, spojrzała mu przez ramię i skomentowała jakąś linię autobusową, która podobno tymczasowo zmieniła trasę. Wspaniale, oboje byli rozkojarzeni. Nie mogło być lepiej.
– Najszybciej będzie chyba 192, powinno być za dziesięć…
Nieznajoma nie zdążyła dokończyć zdania. Czerwona dłoń zacisnęła się wokół plastikowej siatki i mocno za nią szarpnęła, wyrywając ją z ręki tej przeklętej złodziejki. Zahra nawet nie obejrzała się za siebie i po prostu pobiegła przed siebie, a Octavia w duchu dziękowała za to, że przyjaciółka potrafiła tak szybko się poruszać. Nieznajomi wbili osłupiałe spojrzenie w Octavię, na co ta jedynie głupio się uśmiechnęła i sama rzuciła się biegiem wzdłuż chodnika.
– Sorka, te gekony są nasze!
Krzyk odbił się echem po zabudowanych, pustych uliczkach, a obie dziewczyny już chwilę później zniknęły za najbliższym zakrętem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz