Niewielkie podłogowe drzwiczki otworzyły się, rzuciły światło do ciemnego pomieszczenia. Dwójka dzieci wdrapała się całkiem po drabinie, postawiła stopy na nieco skrzypiących deskach.
Suyeon sięgnęła ręką po przełącznik, włączyła światło. Miejsce rozjaśniło się, bliźniaki wreszcie mogły się rozejrzeć.
Na strych weszli w zasadzie bez powodu. Skorzystali z faktu, że byli sami w domu – ojciec jeszcze nie wrócił z pracy, zaś matka poszła do fryzjera. Mogli zatem robić, co chcieli, a chcieli zobaczyć, co się znajdowało na strychu. Dotychczas byli tam tylko raz, może dwa, i to tak powierzchownie popatrzeć. Rodzice zwykle ich nie puszczali... to znaczy, na dobrą sprawę nie było potrzeby chodzić. Ojciec wchodził do strychu dwa razy do roku: żeby znieść świąteczne ozdoby, a potem je schować.
Oczywiście, że to był pomysł Cheoryeona. Z początku Suyeon nie chciała się zgodzić, mówiąc, że po co, na co, a brat odpowiedział, że miał jakieś przeczucie. Przeczucie? Pewnie chciał się powygłupiać.
A może...?
Ostatecznie się tam wdrapali.
— Dobra, ale nie siedźmy tu za długo — przypomniała mu siostra. — Mama wróci za jakąś godzinę.
— Tylko się rozejrzymy — zapewniał ją Cheory. — Może coś ciekawego znajdziemy?
— Oby nie guza...
Zaczęli się rozglądać. Cheoryeon sięgnął do pierwszego pudła, znalazł świąteczne ozdoby. Suyeon z kolei zobaczyła w wybranym przez siebie jakieś ubrania. Stare meble, zepsuty sprzęt, inne graty, które tylko zabierały miejsca – ojciec nie był wielbicielem wyrzucania. Mówił, że któregoś dnia zagłębi się w majsterkowanie oraz związaną z nią magię i naprawi to wszystko. Jak na razie jednak nie było widać starań.
— Cheoryeona, nie grzeb za głęboko — upomniała go Suyeon. — Jak zrobisz bałagan, to rodzice się skapną.
— Nie przesadzaj, nie pamiętają, gdzie co dokładnie leżało — rzucił lekko w odpowiedzi.
Odłożył na bok jakieś rzeczy, sięgnął ręką do pudła. Pochwycił ręką jakąś księgę; wyprostował się, złapał ją w obie dłonie. Zmierzył wzrokiem z góry na dół. Na pierwszy rzut oka wyglądała dość zwyczajnie. Miała twardą, obszytą jakimś materiałem okładkę, zdobiły ją niby drobniejsze wzory, ale poza tym nie miała w sobie niczego wyjątkowego. Ot, księga, dość stara, patrząc po pożółkłych brzegach. Przysunął do papieru nos, powąchał. Też pachniała starymi książkami.
Niby zwyczajna.
Ale przeczucie kierowało go właśnie do niej.
A może moc jasnowidzenia? W końcu był jasnowidzem, więc to całe przeczucie to równie dobrze mogło być jego mocą, która coś mu podpowiadała. Czasami tak miał: dostawał jakieś sygnały nie do końca wyjaśnionego pochodzenia, które próbowały coś mu przekazać. I to nie były sygnały przyszłości, te zupełnie inaczej działały, pokazywały przynajmniej rąbek jakiejś wizji. Tutaj to było coś, co mu dawało jakąś, em, informację. Jakby wiedział coś, czego normalnie nie miał jak wiedzieć... Dobra, nie umiał tego dobrze wyjaśnić. To takie, hm, widzenie nie przyszłości, nie przeszłości, a teraźniejszości? Ej, czy jeśli byłby w stanie serio widzieć nie tylko przyszłość i przeszłość, ale też teraźniejszość, to osiągnąłby coś na wzór, hm, wszechwiedzy? O, brzmiało nieźle.
Dobra, mniejsza, teraz co innego było ważne.
— Suyeona, patrz, co mam! — zawołał.
— Noona* — poprawiła go dziewczynka, jeszcze zanim spojrzała w jego stronę.
— Proszę cię, mówiłem, że się reinkarnuję, nie muszę mówić do ciebie per noona!
— Ustaliliśmy. Umarłeś. Urodziłeś się.
— Tak, tak, minutę i trzy sekundy po tobie, ty starsza. — Przewrócił oczami, westchnął. — Ale patrz, co mam!
— Co masz, dongsaeng**?
Cheoryeon obrzucił ją krytycznym spojrzeniem, lecz nic nie powiedział. Poczekał, aż dziewczynka podejdzie bliżej i również zawiesi wzrok na znalezisku. Suyeon przyjrzała się księdze, przejęła do swoich rączek. Otworzyła, zaczęła kartkować i przeglądać jej zawartość. Rodzeństwo trwało tak w ciszy, po strychu roznosił się tylko niegłośny szelest kartek.
Oboje jak jeden mąż otworzyli szerzej oczy.
— Cheoryeona — zaczęła Suyeon — to księga zaklęć.
— Też zauważyłem — odparł skupiony na tekście jasnowidz. — Czekaj, daj coś zobaczyć.
Czarodziejka podała mu książkę, brat zaczął czytać jej treść. Przekartkował trochę, wyłapując poszczególne słowa. Wtem zmarszczył nieco brwi.
— Suyeona.
Poczuł na sobie wymowne spojrzenie.
— Noona — poprawił się — to magia iluzji.
— Iluzji?
Dwójka znów w tym samym czasie zagłębiała się w treści księgi. Mierzyli wzrokiem słowa, z każdą chwilą zaskoczenie na ich twarzach się powiększało.
— Czyli można się z niej nauczyć zaklęć iluzjonistycznych? — dopytała czarodziejka.
— Tak. — Przytaknął. — I patrząc po tym, jak dużo tu notatek, można nauczyć się wywoływać niemal każdy efekt.
Najprawdziwsza księga zaklęć, do tego skupiająca się na magii iluzji, a nawet maskowania! Na ich strychu! Kto by pomyślał, że znajdą coś takiego? Ciekawe, czy należała ona do któregoś z ich rodziców, czy dalszej rodziny. Może to była pamiątka po dziadkach? A może w ogóle ta księga nie należała do nikogo z nich, tylko do poprzedniego właściciela domu? W sumie inne rzeczy, które znaleziono w pudle, nie przywodziły na myśl żadnego krewnego.
Ta księga to dość rzadkie znalezisko! Magii iluzji nie uczono w szkołach, ponieważ pozwalała na, cóż, oszukiwanie. Nawet w czasach technologii, kiedy iluzje nie łapały się na kamerach, poprzez odpowiednie wykorzystanie ich można było zamieszać w czyichś zmysłach.
Nagle nad głową Cheoryeona zaświeciła się wyimaginowana żarówka. Spojrzał porozumiewawczo na siostrę.
— Czy ty myślisz o tym samym, co ja? — zapytał ją.
— Tak — odpowiedziała.
Różnooki pokiwał głową, wrócił do patrzenia na księgę, ale po trzech sekundach przeniósł wzrok z powrotem na czarodziejkę.
— O czym myślisz?
— No, o tym samym, co ty.
I tak, myśleli o tym samym.
O wielkim planie oszukania wszystkich.
Suyeon była super mądra, uczyła się nowych zaklęć w trybie ekspresowym. Takie opanowanie magii iluzji zatem nie powinno dla niej stanowić wielkiego wyzwania. A jak ją ogarnie, bliźniaki będą mogły udawać, że Cheoryeon czaruje! Po prostu on wykona odpowiednie gesty, a siostra w ukryciu wywoła odpowiednią iluzję. Żaden z nauczycieli się nie domyśli, bo komu by przeszła przez głowę myśl, że dwójka bachorów uknuła taką intrygę? No właśnie! Nikt się nie skapnie! Nikt a nikt!
— Mówimy rodzicom? — pomyślał na głos Cheoryeon.
Dwójka wymieniła się spojrzeniami.
— Nieeeee — odpowiedzieli w tym samym czasie, kręcąc głowami.
Fakt, istniała szansa, że księga należała do któregoś z rodziców, lecz bliźniaki nie mogły pochwalić im się swoim znaleziskiem. Mając plan, jaki mieli, woleli tego nie ryzykować. Wątpili, że rodzice pochwalą ich pomysłowość – najprawdopodobniej powiedzą, że doceniają starania, ale to niezgodne z prawem, zasadami. Lecz coś trzeba było zrobić. Rodzeństwo nie chciało chodzić do osobnych szkół. Nikt nie mógł ich odseparować od siebie.
W końcu byli rodzeństwem.
Jeszcze raz zaczęli przeglądać zapiski. Cheoryeon przystanął na opisie jakiegoś efektu.
— Su... Noona, myślisz, że dasz radę nauczyć się przynajmniej części, zanim dyrektorka postawi na mnie krzyżyk?
W odpowiedzi Suyeon prychnęła.
— Lepiej się naucz dobrze udawać, bo jak mamy zawalić, to wina na pewno będzie twoja. — Skrzyżowała ręce na piersi, wydęła wymownie usta.
— EJ! — jęknął głośno. — Ty nie wiesz, ile udawania potrzebuję, reinkarnując się! Tyle razy już nakłamałem w oczy Żniwiarzom, że nic nie pamiętam, że mógłbym startować po nagrodę za aktora roku!
— Tere-fere.
— Pal trampki!
Pacnął dziewczynkę w ramię, lecz gdy ta na niego spojrzała, czym prędzej zwiał. Bliźniaki zaczęły gonić się po strychu, zostawiając na stosie rzeczy księgę zaklęć. Zdobienia okładki lśniły w świetle lampy, spomiędzy kartek wystawał rąbek jakiejś karteczki, którą tam lata temu włożono.
Księga cierpliwie czekała na kolejną osobę, która opanuje opisaną w środku magię.
*noona – kr.: określenie na starszą siostrę/przyjaciółkę, używane przez mężczyzn
**dongsaeng – określenie na młodsze rodzeństwo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz