08 listopada 2024

Od Ilary - Fale

Ilara Rackham umarła dwa razy. Po raz pierwszy w wieku siedemnastu lat, kiedy to solmaryjska głusza zdawała się wszystkim zbyt niebezpieczna i wroga, by samotna, młoda dziewczyna uszła z niej żywo. Jej druga śmierć nastąpiła osiem lat później, kiedy nieokiełznane fale wciągnęły jej okręt pod lodowatą, morską toń, a wraz ze sztormem zniknęły wszelkie fizyczne dowody na to, że kiedykolwiek istniała.
Teraz, stojąc nad poświęconym jej, omszałym nagrobkiem czuła jedynie wymowną pustkę. Spodziewała się smutku, osobliwej tęsknoty za tym, kim niegdyś była, nim na dobre wykreślono jej przeszłość z kart historii. Nie miała niczego, a jednak zdawała się tym całkowicie niewzruszona. Zdobiona płyta nagrobna świeciła pustkami, straszyła pęknięciami i grubą, nieścieraną od dawna warstwą brudu. Wytarte epitafium już dawno zniknęło ze śliskiego marmuru, pozostawiając po sobie jedynie niemożliwy do rozczytania dowód na to, że komuś kiedyś, bardzo dawno temu, zależało na tyle, żeby wyprawić jej pogrzeb. A być może to wcale nie dla niej go wyprawiono, a jedynie dla zachowania twarzy, dla podtrzymania iluzji tego, że rodzice kiedykolwiek troszczyli się o losy własnej córki. I być może kiedyś, przez kilka pierwszych dni po ceremonii, stały tu kwiaty, wieńce i zapalone dla niej świece. Być może przez pewien krótki czas jej wyryte na nagrobku imię kłuło kogoś w serce i cisnęło łzy do oczu. Minęło osiem lat, może i więcej, kobieta już dawno straciła poczucie czasu. Czy ktokolwiek wciąż wspominał jej imię w codziennych konwersacjach, czy słysząc je, widział majaczące w głowie widmo jej nastoletniej twarzy? Czy może na dobre przekształciła się jedynie w pozbawione formy wspomnienie, puste oblicze wydarte siłą ze wszystkich rodzinnych zdjęć i pamiątek? Widok własnego, utrwalonego na zawsze w kamieniu nazwiska przepełniał ją jedynie bolesną świadomością, że choć jej ciało wciąż żyło, pamięć o niej sczezła lata temu.
Nie zasługiwała na pochówek. Pusta mogiła straszyła, gorszyła ją i przypominała o wszystkich tych, którzy z jej winy nigdy nie spoczną na cmentarzu. Ich ciała na zawsze utknięte w nieprzeniknionych, morskich głębinach. Pozostawione same sobie i na zawsze zapomniane. I kiedy piratka w końcu doczeka się swego tragicznego końca, kiedy kostucha zapuka do jej drzwi, wraz z nią umrze wszelka pamięć o tym, jak wspaniałymi, godnymi zapamiętania ludźmi byli. Znacznie lepszymi niż ona sama, która niezasłużenie, niczym żałosny żart matki fortuny, wciąż stąpała po tej zbrukanej ich krwią ziemi.
Ilara Rackham z pewną niecierpliwością odliczała dni do swojej trzeciej i ostatniej już śmierci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz