30 listopada 2025

Od Dantego – Rzeczywistość

Sobotę rozpoczęli słodkim lenistwem, przewalaniem się w wannie do oporu, aż połowa jej zawartości nie znalazła się na podłodze łazienki, a Dante po długich dyskusjach stwierdził, że drzemka po śnie się skończyła i mogą wstać. To znaczy, Bashar przekupił go wizją puchatych naleśników z granatem na śniadanie, dorzucił do tego uczesanie mu ładnie włosów i wyjście do kawiarni, gdzie mieli tę słodką, korzenną kawę, ale syren wolał mówić, że wypracowali razem genialny kompromis.
Lekarz pomaszerował w filcowych kapciach do kuchni, wyciągając składniki, Dante zaś, narzuciwszy niechlujnie swój różowy szlafrok, zrobił w drodze do kuchni przystanek przy akwarium, pełnym kolorowych, głodnych mordek otwierających się szeroko, niecierpliwie. Syren uśmiechnął się pod nosem, sięgnął po schowaną w komódce pod akwarium karmę, taką lepszą, którą Bashar bez słowa zamówił razem z suplementami. Uniósł wieko pojemnika, a radosna brygada rybek zawirowała nad dachem zamku.
Od kiedy dorobił się akwarium, starał się być najlepszym możliwym opiekunem, próbując dbać o swoje rybki lepiej, niż dbał o samego siebie, lecz swego czasu nie stanowiło to żadnego dobrego wyznacznika, gdy jadał byle co, byle jak albo zupełnie się przegładzał. Balował całą noc, pił do upadłego, następnego dnia dobijał się siłownią na kacu i leczył kolejnym drinkiem. Karmił rybki, jak tylko odzyskiwał przytomność w mieszkaniu, przynosił im różne nowe ozdoby, znajdował muszle na dnie morza i czyścił je, by wrzucić je do akwarium, jednak mimo tych starań jego cudowni podopieczni nigdy nie wyglądali na tak żywych, radosnych, energicznych, jak po zyskaniu drugiego ojca, który nie odmawiał im niczego. W opiece roztaczanej przez Bashara było uczucie, za którym Dante gonił tak długo, przekonany, że na nie nie zasługuje, pełen nadziei, że może jednak je znajdzie. Przywykł do bycia zabawą, przelotnym wspomnieniem słodyczy syreniego głosu, więc gdy wreszcie poczuł miłość tak głęboką, prawie zachłysnął się tym nagłym, czułym prądem bezbrzeżnego oceanu oddania.
Bashar dawał życie. Każdym swym gestem, enigmatycznym uśmiechem, każdym rozkochanym słowem i przepojonym uwielbieniem spojrzeniem sprawiał, że serce Dantego biło nieco żwawiej, nieco szybciej, obdarzając go siłą, która nie wydawała się niegdyś możliwa. Chciał się śmiać, bo w tych prędkich, kolorowych płetwach widział odbicie samego siebie, pobijającego regularnie własne rekordy, sięgającego wyżej, dalej, bo gdy oglądał się za siebie, widział rubinowe oczy, widział troskliwe dłonie i dumę pomieszaną z miłością.
Filcowe kapcie zaszurały po podłogę, smukłe ramiona otoczyły go od boku, ścisnęły lekko.
— Czas na naleśniki? — zapytała jego słodka niczym wyśnione marzenia, najpiękniejsza rzeczywistość, w której Dante budził się codziennie i zasypiał głęboko.
— Kocham cię — odpowiedział miękko, całując Bashara, bo tylko to mu się wydawało właściwą odpowiedzią teraz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz