01 listopada 2025

Od Merlina – Oko

Do niedawna, strych w domu Spellmanów był jednym z miejsc (prócz pokoju Merlina), w których można było znaleźć niezwykłe, zapomniane rzeczy – rupiecie niewiadomego pochodzenia, kłębki kurzu w przypadkowych miejscach i ogólny chaos trudnych do nazwania przedmiotów, wywołujących ciepłe wspomnienia jedynie w sercu właściciela. Lecz odkąd Urania poszła na studia, strych stopniowo tracił swą baśniowo-rupieciarską atmosferę, z miesiąca na miesiąc coraz bardziej transformując w obserwatorium astrologa-pustelnika. Wyleciały stare, zakurzone dywany, poznikały skrzypiące szafki i krzesła bez pary, zniknął stary wieszak na płaszcze i pudła pełne albumów, zdjęć i starych zabawek, pojawiły się za to starannie zbite półki, na których rozsiadły się mądre książki, pojawiło się biurko kreślarskie, pieczołowicie wykonane przez znającą wszystkie zaklęcia użytkowe mamę, pochyłe ściany pokryły się mapami nieba, środek zaś zajął szykowny teleskop, sprezentowany ongiś przez ciocię Morganę, twierdzącą, że kobiety powinny otaczać się wyłącznie drogimi i pięknymi przedmiotami.
W domu, w którym mieszkała dwunastka czarodziejów, gadający kot i rosnący szybko smok, niełatwo było dostrzec, że kogoś brakuje. Merlin jednak instynktownie czuł, że kogoś mu brakuje, a typowy, domowy gwar, jest po prostu niepełny.
Znowu tam siedziała.
Zamknięta w swoim podniebnym królestwie błękitu, gwiazd, grubych książek i skomplikowanej matematyki, biedziła się nad dziennikami gwiazdowymi, uczyła na pamięć starodawnych przepowiedni, przebijała się przez pudła fiszek z symboliką snów, w pocie czoła pisała kolejną wersję interpretacji ułożonego tarota, bo w poprzedniej czegoś brakowało. Merlin wymiękał po ledwie paru minutach walki z pracą domową, Urania zaś potrafiła siedzieć nad zadaniami dłużej, niż gwiazdy ukazywały się na niebie, co w oczach młodego czarodzieja czyniło ją silniejszą, niż wszystkie bohaterki anime. Merlin wiedział jednak, że każda bohaterka potrzebuje przerwy, odpoczynku i wsparcia, bo w pojedynkę nie da się zrobić wszystkiego.
Sidekick był z niego słaby. Merlin pamiętał, jak to ona, najstarsza i najmądrzejsza, siadała z nim przy kuchennym stole i z anielską cierpliwością tłumaczyła po raz dziesiąty te same, banalne zaklęcia, których jego umysł po prostu nie chciał przyswoić. Chciałby odwdzięczyć się jej w ten sam sposób, lecz doskonale wiedział, że nic się nie da poradzić na jego niedobór szarych, a owe równania różniczkowe opisujące trajektorię magicznych komet, czy co tam po tym nocnym niebie popylało, najpewniej rozsadziłyby mu czaszkę swym skomplikowaniem. Dlatego postanowił nie być pełnoprawnym sidekickiem, ale maskotką – tym uroczym stworkiem z niezniszczalnym plot armorem, sponsorującym wszystkie spokojne i komediowe odcinki.
— Hej — zaczął, wychylając się spod prowadzącej na strych klapy. — Przyniosłem smar do obwodów.
Zastał ją dokładnie tam, gdzie się spodziewał – pochyloną nad teleskopem, skupioną i milczącą, z jedną dłonią na ozdobnej przekładni, drugą uzbrojoną w pogryziony długopis, gotową do spisywania jakichś obserwacji w leżącym zaraz obok notesie. Na dźwięk jego słów, Urania drgnęła i odwróciła się, mrugając, jakby wracała z bardzo daleka.
— Smar?
— Do obwodów mózgowych — wyjaśnił Merlin. — I trochę brykietów paliwa, bo to zawsze warto mieć w zapasie.
Urania parsknęła śmiechem, podeszła, zgarnęła jakieś szpargały i papiery, odsłaniając część blatu. Merlin ustawił talerz ciastek i dwa parujące kubki kakao.
— Cieszę się, że zdecydowałeś się wesprzeć novendyjską naukę. Może nazwę jakąś gwiazdę na twoją cześć?
Merlin udał rozczarowanie.
— Tylko jedną gwiazdę? Myślałem, że dostanę całą mgławicę!
— Może jakbyś przyniósł mi jeszcze sernik mamy i jedną z butelek soku malinowego z piwnicy, to bym rozważyła.
— Wiesz co, biorąc pod uwagę to, jak daleko jest ze strychu do piwnicy, chyba jednak zadowolę się tą gwiazdą.
Urania znów się roześmiała, Merlin jej zawtórował, i ciężka atmosfera ogarniania zawikłanych rzeczy rozwiała się do reszty. Kobieta przyciągnęła im krzesło i jakiś stołek, sama zajęła to pierwsze, racząc się gorącym kakao, Merlin zaś przysiadł na starym stołku, wpakowawszy do ust od razu pół ciastka.
— Co tam w gwiazdach? — spytał, sypiąc okruszkami na swoją koszulkę z jednorożcem.
— Wpływ soczewkowania grawitacyjnego na błąd paralaksy przy odczycie magnitudy danego ciała niebieskiego.
— Eee… — zaczął elokwentnie Merlin. — Brzmi jak jakaś sallandirska klątwa.
— Jest o wiele gorsze, zaręczam — Urania westchnęła, zamilkła na moment, nim ożywiła się, poruszyła na krześle, jakby o czymś sobie nagle przypomniała. — Poza tym wystawiłam ci horoskop!
— Co? Mnie? — Merlin przechylił głowę równie zabawnie, co Falkor. — Ale dlaczego?
— W ramach ćwiczeń — odparła, wstała z krzesła i poleciała po jakieś kartki. Merlin spróbował ją podsiąść, prawie się udało, lecz młody czarodziej szybko został przelewitowany z powrotem na swój stołek. — Znalazłam ciekawą rzecz.
— Nie wątpię w twoje umiejętności, ale najbardziej bym się cieszył z super nudnego horoskopu, który powie mi, że najbardziej ekscytujące wydarzenie tego tygodnia, to będzie znalezienie zagubionych pięciu centów w kieszeni.
— Tak dobrze to nie ma — Urania odgarnęła kolejne szpargały z blatu, położyła na nim zabazgroloną kartkę. — Widzisz to?
— Niestety.
— To Oko Cyklonu. Mówi o tym, że wkrótce będziesz w centrum niezwykłych, choć potencjalnie destruktywnych wydarzeń.
— Czyli co, mój typowy wtorek?
Urania klepnęła go w ramię.
— Nie panikuj. Patrz tutaj — wskazała jakiś kolejny trudny do interpretacji szkic. — To Rozstaje. Mówią o tym, że owe destruktywne wydarzenia mają szansę doprowadzić cię do czegoś niesamowitego.
— Duża ta szansa?
Jego siostra na moment uciekła wzrokiem gdzieś w kąt, nim odpowiedziała.
— Trudno powiedzieć, ale nie martw się! Będzie albo dobrze, albo neutralnie.
— Jak destrukcja ma być dobra albo neutralna?
— No… to już będzie po destrukcji.
Merlin westchnął ciężko.
— Po prostu super…
Zapadła cisza, Urania zaś patrzyła przez chwilę na zmarnowaną minę swojego brata.
— Hej, a co właściwie robisz w przyszłym tygodniu?
— Idę do szkoły i próbuję przeżyć? — powiedział, jakby to była oczywista sprawa, lecz po chwili przypomniał sobie coś jeszcze. — Nie, czekaj, w któryś dzień mamy jakąś wycieczkę na uniwerek i eee… Magię powietrza tam będziemy ogarniać? Jakieś takie fajniejsze zajęcia? Cokolwiek?
— Hm, to nie brzmi jakoś niebezpiecznie i z potencjałem na destrukcję.
— W moim przypadku zrobienie tostów rano brzmi jak niebezpiecznie i z potencjałem na destrukcję.
— W takim razie musisz zostać przy robieniu ciastek — odparła Urania, sięgając po jedno z talerzyka. — Hej, uszy do góry. Zawsze mogłam się pomylić.
— Nie żeby coś, ale nie miałbym nic przeciwko. — Merlin sięgnął po kolejne ciastko, obrócił je w palcach. — Wiesz co, w sumie racja. Nie ma co się martwić. Destrukcją będę się martwił, jak już się zacznie, a teraz skupię się na ciastkach. — Wpakował sobie całe do ust, zjadł w okamgnieniu. — Rozwałka i tak mnie znajdzie, ale co zjem ciastek, to moje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz