21 listopada 2024

Od Bernarda – Lot [AU]

Akademia była niewdzięczna. Bernard pracował w wielu miejscach, podporządkowany wielu kierownikom i ich zmiennym zasadom, przeskakiwał między różnymi bazami wojskowymi, przeżył dzieciństwo ze swoją matką, do jasnej cholery. Ale i tak Akademia była najbardziej niewdzięczną rzeczą, jaka doświadczył. Rzeczą, czasem, miejscem, wszystko jedno. W sumie to prawda - Akademia dla pilotów była wszystkim. Dla Bernika była trochę niczym.

Od Eliasa - Talizman (II)

Elf odchylił się nieco na krześle i wbił spojrzenie błękitnych oczu w siedzącego naprzeciwko niego czarodzieja. Potrzebował chwili, aby przetrawić sens usłyszanej wróżby, która jeśli miałby być szczery, to niezbyt do niego trafiała, w końcu nie planował w najbliższym ani żadnym innym czasie farbować włosów. Czyżby miało się to zmienić? Czy to była swego rodzaju zapowiedź połączona z ewidentnym ostrzeżeniem?

Od Bashara – Zadanie [AU]

Zamkowy plac ćwiczebny powoli pustoszał. Zbliżała się pora obiadu, stacjonujący w warowni rycerze i ich giermkowie zbierali użyty sprzęt, służący zaraz zajęli ich miejsce, uzbrojeni w grabie i łopaty, by wyrównać nieco zrytą butami i kopytami ziemię. Sir Godfryd ściągnął już swą zbroję, obarczył żelastwem giermka i wysłał chłopaka, dał mu zadanie, by zajął się ekwipunkiem ich obojga. Było ciepło, mężczyzna się zgrzał, spocił i zmęczył. Nie namyślając się wiele, podszedł do tej beczki z wodą, w której pływała drewniana chochla – ich źródło wody i ochłody w trakcie treningu – a następnie wylał całą chochlę wprost na własną głowę. Odetchnął, wzdrygnął się, gdy lodowata woda spłynęła mu po kręgosłupie. Odgarnął ociekające włosy, przetarł dłonią twarz, a gdy otworzył oczy i spojrzał, jego wzrok wychwycił sylwetkę stajennego, niosącego jakieś ogłowie.
— Bashar!

Od Cinnie - talizman

        Wracając do mieszkania po niezwykle długim i nużącym dniu w pracy, miałam wrażenie, że czekało na mnie coś, czego naprawdę bardzo potrzebowałam. Nie był to ciepły koc, gorąca jesienna herbata… potrzebowałam tego dziwnego kła, którego otrzymałam w ramach przyjęcia do klubu. Poniekąd zapomniałam, że w ogóle go mam, ale przypomniałam sobie o nim zaraz gdy otworzyłam szufladę z pierdołami. Gdy wzięłam go do ręki, był nieco cięższy niż ostatnio, z nieco nierównymi krawędziami, jakby nosił w sobie jakieś dzikie, pradawne wspomnienia.

Od Song Ana — Talizman

— Nim zaczniesz oceniać moje działania — wtrącił nagle Yunru Lei. — Z kronikarskiego obowiązku muszę dopowiedzieć jeszcze o jednej sprawie. 
— O jakiej? — zaskoczył się Song An. 
— Złożyłem obietnicę Song Ning’owi. Nie mogłem pozwolić, aby jego siostrze stała się krzywda.

Od Nikolaia — Talizman (I)

To był ponury i niezwykle chłodny jesienny poranek. Ciemne chmury przysłoniły niebo, zwiastując, że zaraz runie z nich fala zimnego deszczu. Przestraszeni tą myślą przechodnie przyspieszali swoje kroki, byleby tylko zdążyć uciec przed nadciągającą ulewą. Snuli się po chodnikach niczym jedna szara masa.

Od Yangcyna – Talizman

Słońce świeciło wysoko na niebie, lecz jego promienie powstrzymywane były przez ulistnione gałęzie drzew. Niewielki las pośrodku Wielkich Równin stanowił ochronę zarówno przed zbyt mocnym światłem, jak i wiatrami, które o tej porze roku nad bezkresnymi trawami potrafiły nie tylko zwiać z głowy czapkę, ale też zaprowadzić dość niskie temperatury. Ach, i nie można było zapomnieć o sporej ilości kryjówek dla wszelakiego rodzaju zwierząt.

20 listopada 2024

Od Zahry – Aparat

Jedyne, czego Zahra nie lubiła w wiecznie rozwijającej się technologii, to brak fizyczności. Zahra uwielbiała fizyczność w każdym aspekcie. Kochała macać figurki postaci z ulubionych gier, trzymać na półce pudełka z płytami najlepszych filmów, pstrykać wiatraczki jej świecącego się tęczą komputera. Jeżeli coś miało fizyczną postać, było zdecydowanie bardziej jej, przynajmniej tak uważała Zahra. Miała również lepszą pamięć do fizycznych rzeczy – jeżeli Gideon zostawił przylepioną do lodówki karteczkę, że ktoś musi pójść po mleko (Zahra wcale nie chciała wypić duszkiem całego litra mleka owsianego, tak jakoś wyszło), pamiętała o zakupach, w przeciwieństwie do sytuacji, kiedy ustawiała sobie powiadomienie na telefonie.

Od Virgila – Buty

Palce bębniły nerwowo po pudełku, ucisk w gardle nie dawał spokoju, nieważne ile razy Vi przełknął, ile razy powtórzył sobie, że nie ma czym się martwić, musi tylko wyjaśnić trochę rzeczy z Eneaszem. On wcale go nie odtrąci, nie skaże znów na samotność. Prawda? Słyszał, że chłopak się kręci po mieszkaniu, klnie na osobę próbującą się do niego dobić. Przez chwilę wilkołak miał wrażenie, że Eneasz machnie ręką na pukanie, lecz kroki wreszcie rozbrzmiały w przedpokoju, klucz przekręcił się w zamku.
— Vi? — mruknął, zmarszczył brwi. Ale to nie było ważne.

Od Song Ana — Pociąg

Song An nie odzywał się. Zabrakło mu słów. Chociaż doskonale domyślał się, dokąd prowadzi opowieść jego mistrza, kiedy usłyszał tylko słowa o śmierci Song Ning’a z jego ust, poczuł uderzający smutek. Słyszał o ukochanym mentora już od dłuższego czasu, więc sam zdążył się już z nim zżyć. Nie potrafił sobie wyobrazić bólu, jaki bóg burzy odczuwał w tamtej chwili.

Od Andrei – Aparat

Nikt nie dawał młodym policjantom nie wiadomo jakich spraw.
Pierwszy miesiąc służby był dla Andrei niezbyt ciężki, niezbyt zajmujący, akurat taki na rozgrzewkę, ale ile można się rozgrzewać? Młoda policjantka czuła, jak niecierpliwość rośnie w piersi, wierci się gdzieś z tyłu głowy, bo nie po to wylewała tyle potu na treningach, nie po to przeszła przez całą szkołę policyjną, by zajmować się drobiazgami. Szarik podzielał jej nastrój, pies mruczał i skomlał cicho, trącał jej kolano nosem, gdy znów szli na deptak.

Od Cheoryeona – Ptak

Usiadł na ławce na jednym z miejskich skrawków zieleni, w cieniu niewysokiego drzewa. Przełożył komórkę do jednej kieszeni kurtki, przy okazji rozplątując nieco kabel słuchawek dousznych, z drugiej natomiast wyciągnął paczkę orzechów.
To był jego drugi raz, kiedy przyszedł w to miejsce. Nie miał w ogóle po drodze, chyba że szedł do pewnego sklepu. Nie, dzisiaj akurat nie zrobił sobie wycieczki. Nie było to tak daleko, ale nie potrzebował stamtąd niczego. Przyszedł zatem konkretnie na ten skrawek zieleni, ten jeden, znajdujący się blisko ruchliwego skrzyżowania.
Po co?

Od Cinnie - aparat

Dzień jak zwykle zaczął się spokojnie, zwyczajnie, ale miałam dzisiaj potrzebę spróbowania czegoś nowego. Od dłuższego czasu przymierzałam się do prowadzenia dziennika, publikowaniu codziennego życia w mediach społecznościowych (chociaż wcale nie byłam żadną sławną influencerką). Nawet jeśli miałam dostać kilka polubień od najbliższych nie byłam zniechęcona tym pomysłem, więc wyciągnęłam z głębi szafy aparat, który zalegał od dłuższego czasu pod stertą ubrań, odkąd ostatnio próbowałam robić artystyczne zdjęcia. Uznałam, że to będzie ciekawy eksperyment, by udokumentować cały dzień (albo jego część).

19 listopada 2024

Od Nikandros – Prawo

TW: straight up bullying
Nikandros zacisnął palce na kijku. Cała gra od samego początku była nie fair, bo Damokles miał dłuższy i grubszy patyk, a Nice wybrał wątły i krótki. Ale Nikandros powoli zaczął rozumieć, że mało rzeczy i sytuacji biorących go pod uwagę było fair.

Od Octavii - Oczy

Octavia westchnęła, być może nieco za głośno, przewracając się na drugi bok. Tak, żeby mogła lepiej przyjrzeć się siedzącej obok, grającej w coś przyjaciółce.
– Patrz.

Od Song Ana — Czas

— Czy tata Song Ning’a nie interesował się stanem zdrowia swojego syna?
— Ciężko stwierdzić — przyznał Yunru Lei, marszcząc brwi. — Zawsze, gdy odwiedzałem Song Ning’a, jego ojciec znikał bez słowa. Nie wiem, kiedy wracał. Panienka Song wspominała jednak o tym, czasem dopytywał się jej o stan zdrowia swojego jedynego syna.

Od Dantego – Prawo

Na chuj on pojechał na tę wycieczkę rowerową.

Od Cheoryeona – Czas

Cały świat się zmienia poza mną,
Wciąż ten sam wzrok, choć inny widok.
Dni, lata między palcami mkną,
Nieprzerwany, z dzikich gór potok.

Od Bashara – Czas

Telefon zawibrował powiadomieniem. Bashar uśmiechnął się lekko, żegnając pacjenta, następnie sięgnął do kieszeni. Szybkie zerknięcie, uśmiech tylko się poszerzył, gdy lekarz przeczytał powiadomienie o najnowszej zmianie wprowadzonej w ich wspólnym kalendarzu. On nie był fanem rozwiązywania wszystkiego za pomocą elektroniki, Dante nie był fanem planowania, lecz wspólny kalendarz okazał się strzałem w dziesiątkę. Pozwalał nie tylko łatwo sprawdzić, kiedy każdy z nich kończy swoje zajęcia, gdzie się spotkać, ale i w subtelny sposób zapowiedzieć małą niespodziankę.

Od Cinnie - prawo

Dzień zaczął się od niewinnej myśli: a co jeśli przez cały jeden dzień będę robić wszystko tylko w prawo? Brzmiało jak głupia zabawa, ale stwierdziłam, że w życiu trzeba mieć miejsce i na takie sprawy.

18 listopada 2024

Od Bernarda – Kły

Dobrze wiedział, że Wilk go zmienił. Nie tylko szlajał się po jego podświadomości, ale wstąpił w jego skórę, wdarł się między tkanki, wcisnął do krwi swój jad. Bernard nie musiał spoglądać w lustro, żeby widzieć, jak bardzo się zmienił w ciągu kilku miesięcy.

Od Cadavera - Początek końca (I)

Powoli wybudzał się z głębokiego snu, który dla jego zastałego w bezruchu umysłu zdawał się trwać wieczność i jeszcze trochę.

Od Song Ana — Ubranie

— Morskie opowieści? — Song An ożywił się. — To jedna z moich ulubionych książek. Song Ning też ją lubił? 
— Czytał ją wiele razy — przytaknął bóg burzy. — Wydanie, które znajduje się w bibliotece, należało do niego. 
— Naprawdę? — W głosie boskiego sługi rozbrzmiało zaskoczenie. — Czytaliśmy dokładnie tę samą książkę? 
— Zgadza się. Dodatkowo, zdradzę ci, że większość naszego zbioru to księgi, które zgromadziłem dla Song Ning’a. Niestety nigdy nie udało mi się pokazać mu wszystkich.

Od Virgila – Zadanie (II)

Była to jedna z rzeczy, którą tak bardzo doceniał w relacji z Seymourem – ich przeróżne dziwactwa, małe czy duże, lubiane przez nich samych bądź nie, nieważne, bo każde z nich było przez tego drugiego akceptowane, chociaż czasami zrozumienie wydawało się nieosiągalne, tak z jego czarodziejem zawsze ono nadchodziło. Czynili zabawę z odkrywania swoich mniej lub bardziej specjalnych cech i uczenia się z nimi żyć.

Od Seymoura – Zadanie (I)

Im częściej Vi go odwiedzał, tym intensywniej Seymour myślał o tym, że wspólne mieszkanie byłoby po prostu zajebiste.
Siedzieli razem, na kanapie, Seymour przewalał się w jednym końcu, Vi w drugim. Nogi splątały się gdzieś w środku, czarodziej uśmiechał się lekko czując, jak stopa rzeźbiarza błądzi gdzieś w okolicach jego kolana. Blade palce przebiegały po gryfie gitary, kabel plątał się nieco, podłączony do instrumentu, rozdzielony ku dwóm parom słuchawek. Seymour brzdąkał, sobie a muzom, pogrążając się w czymś pomiędzy solo a wariacją, lepiąc ze znanych melodii jakąś pozbawioną puenty muzyczną opowiastkę. Vi słuchał, trochę się kiwał, trochę obracał rysik w palcach, co jakiś czas przykładał go do tabletu, kreślił parę kresek. W sumie to nie robili niczego konkretnego, ot, spędzali razem popołudnie, po prostu ciesząc się swoją obecnością i tym, że nikt nie każde im niczego robić.

Od Yangcyna – Ubranie

— Jak to, już wyszedł?!
Wszyscy przebywający w pomieszczeniu funkcjonariusze oderwali wzrok od swoich zajęć, by posłać ogoniastemu chłopakowi nieco krytyczne spojrzenie. Yangcyn poczuł na sobie wszystkie pary oczu, pospiesznie każdemu pokazał przepraszający gest. Odchrząknął niezręcznie, z powrotem popatrzył na Andreę.

Od Cinnie - kły

        Wieczór był idealnie chłodny, a ja, po całym dniu wypełniania nudnych, dorosłych obowiązków, postanowiłam wybrać się na krótki spacer po okolicy w celu zebrania myśli. Mój plan nie dotyczył niczego wielkiego, po prostu chciałam przejść się parkową alejką, odetchnąć świeżym powietrzem i wrócić do domu. Skręciłam w ścieżkę otoczoną drzewami, a z każdej strony otaczała mnie lekka mgła, co dodawało temu miejscu jakiegoś tajemniczego uroku. Czasami miałam wrażenie, że park po ciemku wygląda jak prosto z książki o duchach - lekko przerażający, ale równocześnie piękny.

17 listopada 2024

Od Zahry – Pluszak

Zahra zawsze uważała, że te rzeczy, które dorośli uważają za głupie i dziecinne są najlepsze. Dlatego była tak zafascynowana grami komputerowymi, często tak zbywanymi przez starszych, wszelkimi zabawkami (miała półkę lalek-potworków, planowała też znaleźć najbardziej podobne do siebie i Octavii partie i je przemalować, żeby mogła mieć swoją najlepszą przyjaciółkę w pokoju), filmami animowanymi, no i oczywiście pluszakami.

Od Song Ana — Uszy

— Myślisz, że Song Ning’owi by się tutaj spodobało?
Yunru Lei zmarszczył brwi, widocznie zastanawiając się nad odpowiedzią.
— W swoim życiu nie widział zbyt wielu ciekawych miejsc. Nie licząc wojskowych obozowisk i samego pola bitwy, które liczą się do tych mniej przyjemnych widoków — stwierdził w końcu. — Sądzę więc, że pokochałby Grom.

Od Isarra - Napój

Dzień był spokojny, niewiele ludzi przewinęło się przez jego sklep. Otoczenie wydawało się być niemal senny, ludzie przewijali się za przeszklonymi drzwiami, a Isarr niemal dostał ataku, czytając list, który właśnie dostał z Baharatu. Swoją drogą Genna mogłaby zacząć używać technologii.

Od Dantego – Pluszak

Złota grzywa poruszyła się na poduszce, wydała jakiś pomruk, nie mogąc się zdecydować, czy zagrzebać się mocniej w pierzynę, czy wstać jednak, do tego kuszącego ciepłem, solmaryjskiego słońca i nowych przygód, które czekały na każdym kroku. Lecz leżenie dłużej zbrzydło momentalnie, gdy dziecięca rączka nie znalazła niczyjej bliskości obok, zacisnęła się na chłodnym prześcieradle. Para mroźnobłękitnych oczek, po których zawsze nieznajomi rozpoznawali czyjeś zagubione słoneczko, wyjrzały spod kołdry, zamrugały ospale, przyglądając się wnętrzu mieszkania. Duża walizka i ta mniejsza, różowa, wciąż stały na swoim miejscu, wczorajsze ubrania zwisały z oparcia krzesła, kredek i kolorowanki z podłogi nikt nie sprzątnął. Za to drzwi od balkonu były otwarte. Dante się ożywił.

If you lose who you are, what do you have?

Cadaver
Wiek: Po obudzeniu się jako nieumarły, pierwsze co znalazł w jednej z licznych kieszeni swojego płaszcza, to wymiętolona kartka urodzinowa, jedna z tych, co to wyją wniebogłosy kiedy się je otworzy. Wciąż jeszcze działała, pomimo swojego obszarpanego wyglądu, więc Cadaver pozbył się jej w takim tempie, jakby to był wąż gotowy zatopić zęby w jego dłoni. Zanim jednak spoczęła w kupie gruzu i śmieci, dało się zobaczyć napis, jaki widniał w jej wnętrzu: "Nie przejmuj się, że kończysz trzydziestkę. Przyzwyczaisz się. Oczywiście do tego czasu będziesz już miał czterdziestkę na karku." Wobec tego uznaje, że bez powodu ta kartka nie znalazła się w jego posiadaniu i naprawdę umarł w wieku 30 lat.
Data urodzenia: Dużo czasu mu zajęło zorientowanie się, jaki był dzień, miesiąc i rok, gdy się obudził, ale ostatecznie wydedukował, że jeżeli (i o ile) zmarło mu się w dniu urodzin, to tym dniem musiał był 13.11.
Płeć: Mężczyzna. Chyba. Nie był pewien, więc sprawdził.
Rasa: Zombie. Procesy gnilne jednoznacznie na to wskazują.
Pochodzenie: Nie znalazł w swoich kieszeniach jakiegokolwiek dowodu na to, że opuścił kiedykolwiek Novendię.
Zawód: Kto wie, czym zajmował się kiedyś. Aktualnie, od kiedy się obudził w tym lekko martwym stanie, zaczął co nieco zarabiać pracując jako kurier. Albo raczej takie typowe przynieść, podaj, pozamiataj. Jak zapłacisz, to coś zrobi. Niekoniecznie to, co chcesz i niekoniecznie dobrze. Ale zrobi.
Opis: Dotknięte amnezją (i średnio przyjemnym towarzystwem upierdliwej papugi) sarkastyczne zombie, którego aktualnie jedynym celem w życiu jest znaleźć sposób na przytwierdzenie utrąconej kończyny tam, gdzie powinna należeć. No i odzyskanie wspomnień i dawnego życia, oczywiście.

"Kto się wcześnie położy i wcześnie z łóżka wyskoczy, ten od tego głupieje i nie widzi na oczy."

Ross Roiz

Mozaika

Od Cinnie - uszy

   Dzień zapowiadał się całkiem zwyczajnie, ale miałam niejasne przeczucie, że wydarzy się coś dziwnego. Zaczęło się od śniadania - podczas przygotowywania tostów usłyszałam dziwne dźwięki zza okna. Brzmiały jak szept, może śpiew. Byłam pewna, że to wiatr, ale kiedy mocniej się wsłuchałam dźwięk stał się wyraźniejszy, jakby ktoś (lub coś..?) wołał mnie po imieniu. Wyjrzałam przez okno, ale nikogo nie zobaczyłam. Potrząsnęłam głową, jakby to miało sprawić, że głosy uciekną z mojej głowy, i sięgnęłam po kawę. Stwierdziłam, że musiałam się przesłyszeć, lecz głosy powróciły.

Od Yangcyna – Uszy

Kawiarnia „Mokry Nosek” obchodziła przeróżne święta. Na wielkie, popularne okazje typu Halloween czy Yule lokal zawsze świecił kolorowymi dekoracjami w odpowiednich motywach, pieski biegały w fikuśnych ubrankach, a nawet pracownicy nosili ciuchy i fartuchy pasujące do reszty. Nie mogło się też obejść bez specjalnych promocji oraz niesamowitych ciast, które były tak pyszne, że nawet bariści podjadali na zapleczu, gdy szefowa nie patrzyła. Nie to, że by ich za to ukarała, bo dobrze wiedziała, jaki miała ogromny talent do pieczenia. To chyba ta psia miłość ją napędzała.
Czasami obchodzono też trochę mniej popularne święta, w tym najważniejszy dla całej kawiarni Dzień Psa. Wtedy lokal cieszył się sporą ilością klientów, bo wszyscy okoliczni wiedzieli, że trwały specjalne okazje – po pokazaniu obsłudze zdjęcia własnego pieska dostawało się zniżkę na ciasto oraz darmowe smaczki dla ukochanych czworonogów. Nic więc dziwnego, że tyle osób się tu zjawiało.
Ach, i wtedy pracownicy również się specjalnie ubierali.

Od George'a - Pluszak

TW: myśli samobójcze, ale tak tylko trochę
Nadeszła jesień. Na drzewach kołysały się kolorowe liście, które opuszczały gałęzie z każdym podmuchem wiatru. Wędrując po chodnikach Stellaire, przydeptywane były jedynie w godzinach szczytu. Wraz ze skróceniem dnia wiele osób decydowało się na przesiadywanie w domach. Nie tylko natura powoli zasypiała, ale też i ludzie. Mimo to umysł George'a był nieskażony odpoczynkiem. Przerzucając się z boku na bok, nie mógł wyrzucić ze świadomości daty, którą podpowiadał mu ekran telefonu. Siedemnasty listopada oznaczał jego urodziny.

Od Bashara – Pył

Najgorsza burza piaskowa nie czyniła tak straszliwych zniszczeń, jak te demony z północy, wgryzające się w tkankę pustyni na podobieństwo odstręczającego czerwia. Namnażali się i kłębili niczym robactwo, połyskując swoimi rdzawymi tarczami, i nie miało znaczenia, ilu z nich wykrwawiło się wśród wydm – z północy wciąż nadciągali nowi, gotowi zginąć za swą Imperatorkę i jej orła, aż barwa diun nie zmieni się z łagodnego złota w obrzydliwą czerwień. Kimże była kobieta, posyłająca kolejne legiony na śmierć, tak daleko od domu, od rodzin i bliskich, by zniknęły wśród bezlitosnych piasków? Czy obojętny był jej płacz wdów i sierot, czy była głucha na żałobne zawodzenie rodziców? Niczym okrutna bogini, przesuwała kolejne życia, na podobieństwo pionków na planszy, podległych każdemu jej kaprysowi. I wszystko to dla tych purpurowych złóż metalu, nieprzydatnych dla niczego innego, prócz siania płomienistego zniszczenia.
Śmierć i zniszczenie – to było jedyne, co przybywało do nas z północy. Wojna przeciw tym demonom była jedyną słuszną ścieżką, lecz, zlitujcie się przodkowie, ponieśliśmy tak sromotną klęskę.

16 listopada 2024

Od Bernarda – Gwiazda

TW: depersonalizacja/derealizacja?? nwm czy się zalicza ale daje w razie czego
– Wiesz, co mówią o piegach? – rzuciła któregoś poranka Mathilde. Gorące, solmaryjskie słońce wypalało dziury tam, gdzie rolety nie dosięgły okna, wpuszczając poranne promienie do sypialni. Tilde sunęła opuszkami po skórze jego przedramienia, łącząc przestrzeń między kolejnymi znamionami, jak dźwięki akordu na klawiaturze. Bernik wpatrywał się w sufit, zaciskając palce na kołdrze. Próbował nie wybuchnąć.

Od Virgila – Szczęście

Tamta noc zabarwiła się w jego wspomnieniach nieśmiałym dotykiem, uśmiechem Eneasza, obawą i nawiną nadzieją, że wątpliwości okażą się niesłuszne. To stało się zbyt szybko, zbyt nagle, decyzja poparta zapłakaną samotnością i sercem, który przyjmowało w siebie wiele, choć nie dawało rady tyle udźwignąć. To musiało się tak stać, bo Eneasz nie dałby mu więcej czasu i straciłby go bezpowrotnie. Był jednak moment, ten niecały, słodki miesiąc, gdy Vi wierzył, że szczęście się do niego uśmiechnęło. Choć nawet potem trzymał się tej myśli, jak pies w klatce cieszący się z tektury do spania, a nie gołej ziemi.

Od Song Ana - Gwiazda

— Song Ning często pytał o Grom? — dopytywał Song An, nie kryjąc swojej ciekawości.
— Odkąd mu o nim powiedziałem, prawie codziennie — odparł bóg burzy. — Bardzo chciał zobaczyć naszą górę. Ja jedynie żałuję, że nigdy nie zdążyłem mu jej pokazać.

Od Terrella – Duch

W całym budynku szkolnym rozbrzmiała melodyjka oznajmiająca koniec zajęć. Wraz z pierwszymi nutami rozniósł się harmider, a chwilę później trzewia szkoły wypluły z siebie tłumy uczniów. Dzieciaki wypadły na szeroki chodnik, niektóre niemal pobiegły do czekających na nie aut. Większość aż do parkingu szła w przyjacielskich grupkach, później wszyscy się żegnali, choć zdarzały się i takie paczki przyjaciół, które razem wciskały się do pojazdu. Niezależnie jednak od towarzystwa lub też jego braku, każdy ostatecznie wsiadał do jednego z samochodów.
Dobra, prawie każdy.

Od Bashara – Piasek

Przez wszystkie lata swego panowania, spędziłam w Komnatach Rady niezliczone godziny. Patrzyłam, jak sama Komnata się zmienia, tak samo, jak zmieniały się podległe mi ziemie. Niegdyś było to proste pomieszczenie, o posępnie kamiennych ścianach, zbyt duże dla umiejscowionego w środku stołu i otaczających go drewnianych krzeseł – na tyle duże, że mój głos, wysoki i dziewczęcy, niósł się echem, myląc moje własne słowa. Pamiętałam zimną posadzkę, twarde siedzenie i drzazgi, które właziły mi w palce.

Od Cinnie - duch

  Cinnie, muszę ci o czymś powiedzieć - powiedziała Lena, z błyskiem ekscytacji w oczach. Znałam dziewczynę od lat i wiedziałam, że jest osobą o dość bujnej wyobraźni, ale to co mi opowiedziała, brzmiało tak komicznie, że aż trudno było mi w to uwierzyć. - Myślę, że w moim domu mieszka duch.

15 listopada 2024

Od Song Ana - Przemiana

— Co dolegało Song Ning’owi? — zapytał boski sługa. Z opowieści mistrza wynikało, że stan jego partnera był poważniejszy, niż im się to wydawało na początku. 
— Pewnie już sam się domyślasz. 
Song An nie był głupi. Zazwyczaj. Posiadał pewną wiedzę książkową, którą zdobył pod czujnym okiem swojego mistrza. Były to setki lat spędzonych nad spisaną przez wiele pokoleń wiedzą na tematy wszelakie. Boski sługa znał więc przynajmniej te najpopularniejsze choroby. 
— Gruźlica? — zgadywał. Wszystko na nią wskazywało: kaszel, krew, złe samopoczucie. Była to choroba, która od wielu wieków prześladowała śmiertelników. 
— Niestety masz rację — przytaknął Yunru Lei. — Były to suchoty. Ja jednak rozpoznałem je zbyt późno.

Od Dantego – Portfel

Węgiel niemyty oczywiście się spóźniał. To znaczy, cała miaucząca ekipa wciąż nie pojawiła się w barze, ale przyczyną tego było pierdolenie Zapałki, który nie zamierzał nigdzie wypuszczać chłopaków, dopóki nie zagrają chuj wie jakiego kawałku, chuj wie który raz, żeby chuj poczuł się usatysfakcjonowany. Opierdol za olewanie godzin spotkania też by wyłącznie brykiet dostał, tak dla pewności, że nic mu się w nosie nie zatkało i para dalej ma skąd lecieć, a nie zbierać się przypadkiem w pustej komorze mózgowej i grozić wybuchem. Picie samemu w barze i kiwanie się na wysokim stołku barowym przestało już dawno interesować Dantego, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz, frajerów wciąż nie było, zaś muzyka grała taka, że co najwyżej kostkę chciało się sobie złamać, by nie musieć do niej dłużej się kiwać.
Syren westchnął, zamieszał tym, co zostało mu w kuflu, gdy wtem ktoś dosiadł się stołek obok, posłał mu przymilny uśmiech.
— Hej, postawić ci tarota za piwo?

Od Nikandros – Przemiana

TW: krew, implikowany kanibalizm, samobójstwo.
Imprezy w bursie były najlepsze, bo dzielono je rocznikami, a to oznaczało, że żadne z rodzeństwa Nikandros nie miało jak jej zniszczyć zabawy. W sumie teraz to i tak nie miało znaczenia, bo i tak wszyscy zdążyli szkołę ukończyć i została tylko ona. Ten fakt również dawał jej przewagę nad rówieśnikami. Słynna Lohengrin, dzięki której mogą nachlać i nawciągać się czego tylko chcą do woli, bo nawet ochroniarze bali się pisnąć pół słówka. Czego Lohengrinówna zapragnęła, to dostawała. Dlatego imprezy pod jej patronatem były, łagodnie mówiąc, zajebiste. Przynajmniej dla okolicznych dzieciaków, których rodzice nie zdawali sobie sprawy, na co ich dziatwa wydaje kieszonkowe. Nikandros nie szczędziła kontaktów, bo nawet jeżeli na imprezach nie bawiła się najlepiej, wśród ledwo trzymających się na nogach nastolatków, to przynajmniej mogła swoimi występkami deptać po odciskach rodziców. Wszystko smakowało lepiej zakropione nutą zemsty.
Nikt nie imprezował na taką skalę jak dzieciaki bogatych rodziców. Dodanie do tego szkoły z internatem robiło z każdego weekendu niebezpieczny koktajl. Jednak ta impreza była inna. Inna niż wszystkie. I zmieniła tor życia całego rodu Lohengrinów.

Od Yangcyna – Przemiana

TW: krew, śmierć, przemoc.
Słońce jeszcze świeciło wysoko na niebie, oświetlając rozciągające się w nieskończoność Wielkie Równiny. Po niebie leniwie snuły się białe obłoki, rzucając na ziemię wielokształtne plamy cieni. Złote trawy szeleściły od wiatru, kołysały się niemal rytmicznie, tworząc fale przemierzające stepy. Panował spokój, błogość. To był właśnie ten krajobraz, który kochali wszyscy mieszkający tutaj Altańczycy.
Źdźbła uginały się pod kopytami gniadego kuca, który niespiesznym krokiem wędrował po równinach. Na jego grzbiecie siedział odziany w skóry, z futrzaną czapką na głowie, średniego wieku mężczyzna. Przez plecy miał przewieszony łuk i kołczan ze strzałami, tuż za nim spoczywała upolowana zwierzyna.
Jeździec poprawił w rękach lejce, cały czas uważnie się rozglądał, jakby czegoś szukał.

Od Ignisa – Miłość

Mały Scaldor nie wychodził często. To do niego przychodzili – głównie nauczyciele, bo rodzice dbali o swe jedyne dziecko, starannie planowali dla niego grafik i treść zajęć. Czasem przychodzili do niego jacyś lekarze, badali go i mierzyli, odznaczali coś w tabelkach, a potem dopytywali się, jak radzi sobie z ogniem, czy płomienie go słuchają. Scaldor wyciągał wtedy dłoń do tego przenośnego palnika, który lekarze ze sobą przynosili, a potem nic się nie działo, zaznaczano ostatnie kratki, a Scaldor czuł, że czegoś nie zaliczył i że zawiódł i rodziców, i lekarzy.

Od Cinnie - portfel

Dzień zapowiadał się zwyczajnie, choć w centrum handlowym czuć było zbliżające się święta. Przyszłam tu, by znaleźć parę prezentów, ale nie miałam w planach długiego szukania. Przechodząc między półkami, zauważyłam coś leżącego na podłodze - stary portfel. Odruchowo podniosłam go, rozglądając się, czy ktoś w pobliżu go szuka, ale wokół było pusto. Portfel wyglądał na mocno zużyty, z widocznymi śladami wieloletniego użytkowania. Otworzyłam go, licząc na to, że znajdę jakiś kontakt do właściciela.

14 listopada 2024

Od Nikandros – Krew

TW: krew (duh), przemoc, rozmowy o torturach
Posada kustosza muzeum wcale nie była taka zła. Nikandros przeżyła najróżniejsze prace, nim trafiła na tę, która usatysfakcjonowała ją w pełni. Kuchciła w restauracjach, pisała recenzje sztuk i wystaw, pomagała rzeźnikowi, pracowała w czyimś ogrodzie, była luzakiem w stadninie. Nic, czego chciała dotknąć i spróbować, nawet z czysto ludzkiej ciekawości, nie było poza jej zasięgiem. Jednak to dopiero dzięki pracy w muzeum, zajmowaniu się ustawianiem co nowszych wystaw, decydowaniu, na czym osiądzie głodny sztuki wzrok zwiększającego, poczuła, że dotarła do swego celu.

Od Yangcyna – Fan

Yangcyn potrafił siedzieć na komisariacie godzinami.
Dobra, lekko przesadził, bo bardziej wolał polować, znaczy się, gonić przestępców, ale niestety nie miał do tego zbytnio okazji. Jak już go brano do spraw, to zwykle jedynie na miejsca zbrodni, żeby użył swoich cudownych rączek do pomocy przy odzyskiwaniu dowodów lub innych dupereli. Ale przynajmniej udało mu się zaprzyjaźnić z Andreą, a ponieważ Andrea przyjaźniła się też z Fienną, czasami to ona zabierała ogoniastego chłopaka do pomocy. Jego horyzonty stopniowo się poszerzały!

Od Tristana – Krew

TW: krew i rozpierdol
Guziki koszuli rozpinał niespiesznie, jakby w istocie szykował się do jakiegoś świętego rytuału, który należy traktować z należytym namaszczeniem, powolnością ruchów dając sobie czas na nacieszenie się szczególną chwilą. To, czemu miał się niedługo poddać, tak jak poddawał się temu przez ostatnie osiem lat, obok świętości nigdy nie stało, a wręcz znajdowało się naprzeciw wszelkiej religii, dzierżąc czarną magię tak jak boskie istoty dzierżyły miecze. Nie, żaden bóg nie mógł spodziewać się tego wieczoru przypływu sił od sakramentalnych czynów oddanego mu śmiertelnika. Co teraz Tristan robił, robił wyłącznie dla siebie, wspominając przeszłe życie, rozważając obecne i akceptując czekające go cierpienie, od którego nie było dla niego ucieczki. Marhalt zaskrzeczał w jego głowie wyjątkowo głośno, wyjątkowo natarczywie, niczym bestia czekająca przy kratach swej klatki, uważnie obserwująca płat mięsa, którym machało się jej przed oczami.

Od Song Ana — Krew

Song An potrafił przyrządzić wszelkiego rodzaju mieszanki lecznicze. Jego mentor zadbał o to już na samym początku edukacji.  
— Czy to dla Song Ning’a nauczyłeś się przygotowywania lekarstw z ziół, mistrzu? 
— Poniekąd tak — przytaknął Yunru Lei. — Już wcześniej się tym interesowałem, ale przypadłość Song Ning’a rozwinęła moje umiejętności. Byłem gotów zrobić wszystko, żeby mu pomóc.

Od George'a – Krew

TW: samobójstwo
Były różne sposoby, na które jego życie mogło potoczyć się gorzej. Scenariusze grały w jego głowie, kiedy tracił przytomność. Na krótko pojawiła się w nim zazdrość do wersji siebie, która miałaby prawdziwy powód, by pragnąć śmierci. Chciał, żeby było gorzej. Na tyle źle, by się nie bać. Strach na szczęście po czasie zastąpiła cisza.

Od Seymoura – Miłość

Gdy był jeszcze małym szczylem i jedyne, co robił, to marudził Jarvisowi, że się nudzi, wrota Kuźni były dla niego portalem prowadzącym do jakiejś zaklętej, baśniowej krainy. Ojciec znikał tam na długie godziny, przykazując na odchodnym, że jeśli będzie doskwierała mu samotność, podręczniki z krystalografii, metalurgii i magifizyki ciała stałego na pewno dotrzymają mu towarzystwa, a jeśli będzie potrzebował większego wyzwania, to w bibliotece jest kilka tomów interesujących zbiorów zadań z programowania funkcji golemów, może przerobić parę z nich, potem sprawdzić w odpowiedziach. Seymour uśmiechał się słabo i niechętnie na te propozycje, wiedząc dobrze, że praca w Kuźni jest ciężka i że ojciec nie ma łatwo, ale dziecięce serce tęskniło, potrzebowało uwagi i bliskości, okazywanej inaczej, niż okazywać je potrafił Cedric.

Od Cinnie - godzina

Tego poranka, jak zwykle przy śniadaniu, skrolowałam bez celu internet w poszukiwania zajęcia na ten dzień. Nagle wpadłam na coś, co od razu przykuło moją uwagę: artykuł zatytułowany „Znamy twoją godzinę przeznaczenia!”. Już po kilku pierwszych zdaniach dowiedziałam się, że wystarczy odpowiedzieć na kilka prostych pytań, by ustalić, w którym momencie dnia wydarzy się coś niezwykłego, a może nawet zmieni moje życie. Brzmiało to nieco mrocznie, ale i intrygująco.

13 listopada 2024

Od Nikolaia — Kawa

Przyśpieszył kroku, aby ominąć grupę irytujących osób. Szli przed nim wyjątkowo powoli, zatrzymywali się nagle, kręcili po chodniku. Nikolai nie miał na to czasu. Głowa Nikolaia bolała po wczorajszym wieczorze. Pragnął utonąć w panującej ciszy swojego sklepiku. Na swoje szczęście, nie musiał już daleko iść. Sklep z różnościami znajdował się tuż za rogiem.

Od Dantego – Powrót

Korytarz komisariatu jak zwykle śmierdział. Mokrym psem, słabą kawą, moralnym pierdoleniem. Jak tak o tym myślał, to właściwie nic się nie zmieniło od czasów jego pierwszego zatrzymania za nastolatka i zawleczenia do pokoju przesłuchań, z którego prawie zwiał po ugryzieniu policjanta w rękę. Odór zawsze był ten sam, smród gnijącego kodeksu zawieszonego na ostrzu wykutym z wątpliwej prawości i dobrych chęci czynienia świata lepszym. Ale jedno należało policji przyznać – sprzęt dobry sobie wreszcie ogarnęli, te wzmocnione runami i zaklęciami kajdanki naprawdę Dantego wkurwiały.

Od Song Ana — Badania

Song An odetchnął z ulgą. Cieszył się, że Song Ning bezpiecznie wrócił do domu. Boski sługa myślał tylko o tym, jak bardzo szczęśliwy musiał być jego mistrz w tamtej chwili. Spotkanie to połączyło dwa zagubione serca. 
— Song Ning już został z tobą, mistrzu? — zapytał boski sługa z nadzieją w głosie. 
— Nawet nie wiesz, jak bardzo bym tego pragnął.  

Od Bernarda – Radio

DZIKIE SZCZENIĘ nigdy nie było tworem godnym radia. Przynajmniej tak od zawsze mówili im pracownicy najróżniejszych płytowni, menedżerowie większych i bardziej zjadliwych zespołów, wszyscy fani i hejterzy zespołu. Ci, którzy doceniali artystyczność Szczeniaków mówili, że to dobra rzecz. Bo media wypłukują znaczenie z piosenek, rozpracowują je na zbyt cienko rozwałkowane ciasto. Wyżerają tych, dzięki którym się żywią, jak pasożyt. Ci mniej usatysfakcjonowani ich dźwiękiem po prostu narzekali, że krzyk to nie muzyka, a głupie dzieciaki z Solmarii nie umieją grać, i tyle.
SZCZENIĘ od zawsze było zbyt kontrowersyjne, niewyczesane, niegrzeczne. Dzikie.

Od Cinnie - film

    W dzisiejszy wieczór, po wyjątkowo długim dniu, jedyne, o czym marzyłam, to wskoczyć pod koc i zanurzyć się w ulubionym filmie. To było coś więcej niż zwykły relaks – potrzebowałam odprężenia, które przynosi tylko dobra, nieco bajkowa historia. Przerzucałam różne tytuły, aż w końcu zatrzymałam się na tym jednym. Wiedziałam, że mnie rozczuli, że będzie pełen przygód, ciepła i emocji. Niezależnie od tego, ile razy już go widziałam, każda scena wywoływała we mnie te same emocje.

Od Terrella – Powrót

Zatrzymał motor, zdjął z głowy kask. Zmierzwił ręką włosy, nieco je ogarniając, następnie spojrzał w górę.
Wrócił pod ten jebany łuk.

Od Janka – Bigos

Jak Matouškova zażyczyła sobie więcej kiełbas i wędliny, to jedyne, co Matoušek mógł zrobić, to postawić nową wędzarnię. Robotny chłop był, ale nawet najbardziej robotny chłop nie postawi w pojedynkę wędzarni, a przynajmniej tak Matoušek swojej lubej wmawiał, zwietrzywszy okazję do tego, by naspraszać sobie kolegów i mieć dobrą kompanię do degustacji zawartości tamtych kamionkowych dzbanów, co przez zimę Matouškova narobiła, a potem nosem kręciła, jak tylko Matoušek chciał po któryś sięgnąć.
Sama Matouškova, sprytem od męża nie odbiegając, stwierdziła, że skoro on kolegów sprasza, by wędzarnię stawiać, to ona koleżanki sprosi, bigosu razem nagotują – będzie co na wieczór po robocie zjeść, będzie dobre do tamtego śliwkowego wina, a poza tym, to wiadomo: z robotą zawsze raźniej, gdy kogoś ma się do pomocy, jest do kogo gębę otworzyć i z kim coś pośpiewać.

12 listopada 2024

Od Bernarda – Pamięć [AU]

TW: śmierć
Pustynia miała to do siebie, że uwielbiała brać, nie dając nic w zamian. Najchętniej by tak brała, brała, aż po każdym rebeliancie, bo każdym strefowym budynku i zwierzęciu nie zostałoby nic. Nawet pył. Z chęcią pożarłaby wszystkich, którzy postawili stopę na piachu, razem z kośćmi, ubraniami i bibelotami. Jednym kęsem. Dlatego rebelianci zbudowali Skrzynkę. By pamiętać.

Od Song Ana — Pamięć

— Ale Song Ning wrócił, prawda? — W głosie Song Ana można było usłyszeć niemały żal. Nie wyobrażał sobie nawet tego, że tak bliska jego mistrzowi osoba zaginęła gdzieś bez słowa pożegnania. Zostali rozdzieleni i to wbrew własnej woli. 
— Nigdy nie powiedziałem o tym, że nie wrócił — odpowiedział Yunru Lei, delikatnie marszcząc brwi. — Za dużo myślisz, Song Anie.

Od Dantego – Pamięć

— Zajebię się przez tych jasnowidzów.

Od Cinnie - kamień

  Ten dzień zapowiadał się spokojnie, tak zwyczajnie, ale kiedy zerkając w kalendarz dostrzegłam, że to Światowy Dzień Sierot, poczułam impuls, by zrobić coś niezwykłego. Przez chwilę zastanawiałam się nad planem, aż przyszła mi do głowy idea, która była prosta i magiczna: malowanie kamieni, jako symboliczny akt nadziei i wsparcia. „Zaadoptuj kamień na święta” - sama nazwa akcji wydawała się idealna, by choć na chwilę wnieść trochę radości tym, którzy mogą jej w te święta najbardziej potrzebować.

Od Yangcyna – Kamień

TW: śmierć, krew, gore???, ale chyba nie jest tak źle?.
Słońce jeszcze nie świeciło wysoko na niebie, gdy demon leżał sobie przy niskiej konstrukcji z kamieni. Było stosunkowo wcześnie, w powietrzu unosił się poranny chłód. W oddali nad złotymi trawami wciąż wisiała mgła.

Od Andrei – Pamięć

TW: pedofil.
Szli przez las, Radagast intensywnie rozglądał się za króliczkiem.
— Heeej! Króliczku! Gdzie jesteś! — zawołał, starając się jednocześnie znaleźć zagubionego zwierzaka, jak i zjeść swoje lody. Zwrócił się do mężczyzny. — A jak właściwie nazywa się pana króliczek?

11 listopada 2024

Od Virgila – Zespół

— No więc jaki on jest? — zapytał Valerius, poprawiając się na szpitalnym łóżku. Błyskawicznie rozszyfrował brata, gdy podczas wizyty wymsknęło się coś Vi o chłopaku, z którym konsultował pewien projekt na zajęcia – tylko tyle, a młody w lot pojął, że coś więcej jest na rzeczy. Virgil westchnął, porzucił myśl o próbach przekonania Valeriusa, że to jedynie kolega, nie przegadałby brata.

Od Zahry – Pająk [AU]

Dzierzbowa Łapa uwielbiała życie w klanie. Urodzona jako wyrzutek i samotnik spędziła pierwsze miesiące życia w całkowitej samotności. Takiej wyżerającej jej dziurę w brzuchu, niemiłej i niesmacznej. Więc trudno było jej opisać radość, kiedy to Sięgająca Gwiazda przyjęła ją pod skrzydła Klanu Teflonu. Dzięki temu nie tylko miała dach nad łebkiem, kiedy tylko las zalał deszcz, ale też super przyjaciół – innych uczniów. No i własnego mentora! Dzierzba wciąż nie mogła czasami uwierzyć, że jej się to udało. Życie w Klanie Teflonu było niebem na ziemi. Chociaż nie, może to niemiłe dla Klanu Gwiazd. Ale w każdym razie było superowe.

Od Song Ana - Boski

— Czy Song Ning wrócił? — dopytywał boski sługa, tuląc mocno do siebie Śmieciarza. Zwierzak ziewnął przeciągle. Nagła pobudka średnio mu się spodobała. 
— Bardzo chcesz poznać już zakończenie tej opowieści, prawda? 
— Po prostu bardzo się o niego martwię się! — bronił się Song An. 
— Więc słuchaj. 

Od Andrei – Zadanie

TW: pedofil.
Radagast był dzieciakiem, które zawsze biegało z kluczami na szyi.
Rodzice pracowali do późna, starając się zarobić na dom, jedzenie, na swoich dwóch synów i ich potrzeby. Radagast nie narzekał – biegał z tornistrem do szkoły, uczył się pilnie, zostawał na świetlicy, a potem wracał do domu, zastanawiając się, czy jego starszy brat, Rincewind, wróci niedługo do domu, pomoże mu z odgrzaniem obiadu. Nie spieszył się. Lekcje i tak odrabiał na świetlicy, więc ten spacer, to późne popołudnie, było tylko dla niego.

Od Cinnie - boski

Niedawno znalazłam przepis na „boskie brownie” babci Aethel - przepis, który budził wspomnienia i wydawał mi się idealny na chłodne wieczory ze współlokatorami. Dziadek zawsze mawiał, że babcia wkładała w to ciasto całą swoją duszę. „To nie tylko deser, to doświadczenie, Cinnie” - brzmiały jego słowa. Dziś, jako że nie miałam nic lepszego do roboty, chciałam odtworzyć ten smak. W końcu czym byłyby długie, zimne wieczory bez czegoś ciepłego, co można zjeść przy maratonie filmowym? Problem był jednak taki, że przepis babci zawierał składnik, który brzmiał jak z książki czarów: puder z wietrznej róży.

Od Cheoryeona – Boski

Drzwi dość sporego budynku pewnej firmy rozsunęły się, Cheoryeon wyszedł na zewnątrz. Wykonał głęboki wdech, usta wygięły się w pełnym ulgi uśmiechu.

10 listopada 2024

Od Bernarda – Instrument

– Szlag.
Ten dzień nie mógł zacząć się lepiej.
– Gówno, dupa, chuj. Kurwa mać.

Od Ilary - Obietnica

Pomieszczenie cuchnęło morską solą i wszechobecną wilgocią.

Od Ashera – Obietnica (III)

Prawdę mówiąc, Aurelion nie miał bladego pojęcia, gdzie się aktualnie znajduje. Chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, iż żółta taksówka – ta, z wyjątkowo mało cierpliwym i zmęczonym kierowcą, który po kilku niegrzecznych burknięciach ze strony siwowłosego, postanowił wreszcie wyprosić go ze swojego pojazdu – nie odjechała daleko od Stellaire, stolica oraz jej okolice wciąż były dla niego obce na tyle, by sam nie był w stanie nawigować się po zaludnionych ulicach, rozświetlonych deptakach i zapadających w sen peryferiach. Powrót do domu, tego samego, który dzielił ze źródłem piekącego w sercu bólu, wydawał się więc nie należeć do zadań najłatwiejszych. Całe szczęście, Handrahanowi nie zależało na rychłym podniesieniu się z okupowanej właśnie ławki, nie. Przeciwnie, miał jedynie nadzieję, że kolejne porcje taniego piwska szybko doprowadzą go do stanu błogiej nieświadomości, a zimno listopadowej nocy obedrze z resztek życia żarzących się lichym światłem w jego własnej, wymęczonej piersi.

Od Song Ana - Obietnica

— Oh, nie! — jęknął Song An na informację o pojawieniu się ojca Song Ning’a. — Dlaczego ten człowiek robił wszystko, aby uprzykrzyć wam życie? 
— Był zgorzkniałym, pozbawionym jakiejkolwiek radości, nędznym śmiertelnikiem — skomentował niechętnie Yunru Lei. Na samo wspomnienie jego twarzy, pomimo tego, że minęło już tak wiele lat, budził się w nim gniew. 
— Ale pozwolił wam się jeszcze zobaczyć, prawda? Prawda? 
— I tak, i nie.

Od Cinnie - instrument

       Tego roku Dzień Jeża wypadał w wyjątkowo chłodny i listopadowy dzień, lecz ja czułam przyjemne podekscytowanie. Uwielbiałam nietypowe święta, a ta data, obchodzona na cześć małych, kolczastych istot, wydawała mi się idealna, by zrobić coś dobrego. Dowiedziałam się, że schronisko dla zwierząt organizuje akcję specjalnie na Dzień Jeża. Szczególna opieka miała być poświęcona jednemu z ich nowych podopiecznych - jeżykowi o imieniu Pan Iglaczek. Mały jeż miał za sobą trudną historię i mocno się stresował w nowym otoczeniu. Pracownicy schroniska martwili się o niego, zwłaszcza, że miał poważne problemy ze snem. Czytając o jego losach, czułam, jak narasta we mnie chęć by jakoś mu pomóc. W końcu czasami najmniejsze gesty mają największą moc - i nagle pomyślałam o muzyce. Czy ona mogłaby zadziałać uspokajająco na małego jeża? Nie byłam pewna, ale chciałam spróbować. Miałam swoje stare ukulele, które od dawna kurzyło się w kącie i czekało na okazję do ponownego użycia, czułam, że ten dzień jest idealny by na nim zagrać.

Od Arthura - Obietnica

Znudzony brakiem klientów do obsłużenia i innych zadań niecierpiących zwłoki, siedzący za ladą mężczyzna, marszczył brwi w zamyśleniu i z cichym pomrukiem klikał coś na komputerze, próbując zabić kilka ostatnich godzin pracy.

Od Janka – Miłość

Od zawsze ulubioną porą Janka było lato, lecz w każdym momencie w roku mężczyzna potrafił znaleźć coś urokliwego, jesień zaś zajmowała w jego sercu specjalne miejsce.
To był ten czas, gdy pola pustoszały, a ziemia szykowała się do snu pod grubą, śnieżną pierzyną, wyczekiwała swego dobrze zasłużonego odpoczynku. Ludzie zaś, podobnie jak zwierzęta, szykowali się, by przetrwać ten trudny czas, gromadzili zapasy i po brzegi napychali swe spiżarnie. Ile dżemów i powideł, ile kiszonek i kompotu mama przygotowywała każdej jesieni, Janek nie potrafił zliczyć. Gdy tylko ojciec uwinął się z ogaceniem chałupy na zimę i upewnił, że suchego drwa im starczy, zaraz dołączał do tego rozgardiaszu w kuchni, mieszał chochlą w kotłach, biegał z glinianymi naczyniami do komórki, przestawiał ich zapasy na półkach, pilnował, żeby wszystko wytrzymało, żeby tylko starczyło.

Od Virgila – Instrument

Gdyby nie Dante, na pewno nie poszedłby do tego jasnowidza, w ogóle omijałby trupę szerokim łukiem. Nie chciał igrać z losem, nie potrzebował wiedzieć, co zapisane mu było w gwiazdach. Syren drwił z mocy czytania przyszłości, traktował ją jak wymysł i łatwy sposób na podły zarobek, ale Vi poważnie obawiał się korzystania z podobnego daru. Było to jak obcowanie z siłami wyższymi, do których zwykły wilkołak nigdy nie powinien mieć dostępu, nie dla niego tajemnice wszechświata, nie jemu wiedzieć, co może się wydarzyć. Dante rzucał temu wyzwanie, on czuł się przytłoczony.

Od Cheoryeona – Instrument

Cheoryeon uwielbiał być ulicznym muzykiem. Na początku trochę się wahał, ponieważ bał się, że ściągnie na siebie zbyt dużą uwagę ludzi, że ktoś go pokojarzy z BenJohnem albo postawi sobie za życiowy cel poznania jego tożsamości, co tylko przysporzyłoby mu kłopotów. Na szczęście bycie ulicznym muzykiem nie wiązało się z nagłym byciem rozchwytywanym. To nie był pełny debiut. Bardziej pół. Jedni po prostu przechodzili obok niego, czasem nawet nie zawieszając na nim wzroku, inni przystawali na trochę, by posłuchać. Z czasem zdobył fanów, ponieważ zaczął zauważać te same twarze. Parę razy ktoś go spytał o numer czy po prostu chciał poznać. Cherry Moon jednak zawsze zbywał pytania, a po skończonym repertuarze szybko się zwijał. Zostało to ostatecznie zaakceptowane.
W końcu był tylko ulicznym muzykiem.
Ale nadal muzykiem.

09 listopada 2024

Od Octavii - Serce

TW: Slight, abstract “gore”, niszczenie swojego ciała??? .
Octavia nigdy jakoś szczególnie nie zastanawiała się nad anatomią, szczególnie własną.

Od Yangcyna – Serce

Słońce świeciło wysoko na niebie, pojedyncze chmury leniwie przemierzały bezkresny błękit. Promienie przyjemnie grzały, muskały skórę, rozświetlały wszystko wokół. Włącznie z terenem, na którym pewna grupa nomadów postanowiła się zatrzymać, dopóki starczyło trawy dla zwierząt.

Od Bashara – Skrzydła [AU]

Większość dnia zeszła mu na zabawianiu zbłąkanego bóstwa hasającego sobie beztrosko po Podziemiu, lecz, o dziwo, Bashar wcale nie narzekał. Więcej nawet – nie uważał tego czasu za stracony, bo, co tu dużo mówić, całkiem dobrze się bawił.

Od Song Ana - Serce

— Śmiertelnicy czasem mają naprawdę dziwaczne zapędy — Song An komentował wspomnienie o wojnie. — Życie w pokoju przynosi znacznie więcej korzyść, prawda? 
— Nie nam to jest oceniać — przyznał Yunru Lei. — Zawsze dbałem o to, aby nasza domena trzymała się z daleka od konfliktów i problemów. Ale nie wszyscy mają tyle szczęścia. 
— Mówisz o Song Ning’u?
Yunru Lei przez chwilę milczał. Zamknął oczy, jakby próbował w spokoju przypomnieć sobie odpowiedź. Nie mógł jednak liczyć na chwilę odpoczynku, ponieważ ciekawski uczeń wiercił się tuż obok niego w oczekiwaniu na dalszą opowieść. 
Bóg burzy cicho westchnął i kontynuował.

Od Dantego – Serce

Słyszałeś? Widziałeś? Byłeś? Chichot, szybki krok do następnej ławki, wystraszone oczy. Słyszałaś? Widziałaś? Byłaś? W klasie wrzało od tych szeptów przechodzących miejscami w podekscytowane piski. Ci, co siedzieli spokojnie, zaraz zaczynali się wiercić, podniesione głosy z trudem cichły od pacnięć kolegów, ostrzegających przed wymawianiem głośno dziwnego miana, fala rozgardiaszu niosła się od prawej strony sali do lewej, do okien i ławki Dantego oraz Virgila, zaś centrum tej burzy na morzu nastoletnich głów stanowił nie kto inny, a Branca lubiąca mówić, że w plotkarstwie mogła konkurować z Dantem. Co było, rzecz jasna, typowym dla niej kłamstwem – Branca może i gadała równie dużo, lecz w porównaniu do syrena paplała niesamowite ilości zwykłych bredni.

Od Zahry – Serce

Zahra lubiła swoją streamową publikę. Naprawdę. Niektórzy gejmerzy i inni tworzyciele internetowego kontentu potajemnie nienawidzili swoich fanów, szczerząc się do nich na kamerce. Bo są dziwni, bo są parasocjalni i mają niezdrowe przywiązanie do osoby, której nie znają. Zahra to uwielbiała. Kochała, że może być dla osób z totalnie innego odłamka najlepszą przyjaciółką, że jej fani rysują ją w dziwnych strojach, że piszą o niej jakieś zjebane opowiadania. To było bardzo śmieszne, szczególnie że większość z tych rzeczy była oblana sześcioma warstwami ironii. Zahra naprawdę lubiła swoich fanów.

Od Cinnie - serce

TW: śmierć

    Do zimy było jeszcze trochę czasu, ale przygotowania do niej trwały pełną parą. W ramach zbliżających się świąt moje biuro postanowiło zorganizować akcję dobroczynną pod nazwą „Serce w Podarunku”. Wszyscy byli zachęcani do poświęcenia choć odrobiny czasu, by pomóc tym, którzy samotnie spędzają święta - głównie osobom starszym będących w domach opieki. Byłam podekscytowana; czułam, że takie wydarzenia przypominają nam, co naprawdę jest ważne.

08 listopada 2024

Od Bernarda – Fale

Dom de la Vegów był jednym z tych usytuowanych najbliżej plaży. Wystarczyło przejść kilka kroków, przedrzeć się przez wyschniętą roślinność i przeskoczyć kilka kamieni, by stanąć na wydmach. Piasek, szorstki i liczny, zawsze lądował jakimś cudem za drzwiami chaty, nieważne jak bardzo Bernik ostukiwał buty o każdy okoliczny skalniak i ściany domu. I tak wredny i wścibski piasek dostawał się do kuchni i salonu, a Bernik dostawał za to po głowie.

Od Song Ana — Fale

— A więc stąd ten malunek! — zauważył Song An. Wziął do ręki obraz. Dopiero teraz miał chwilę, żeby się mu dokładniej przyjrzeć. Wyglądał na naprawdę, naprawdę stary, co szczerze mówiąc, nie wydawało się tak dziwne, skoro został namalowany jeszcze przed pojawieniem się samego boskiego sługi.
— Zawsze, gdy czułem, że moja tęsknota narasta, lubiłem na niego patrzeć — wyjaśnił Yunru Lei, zerkając na obraz. — Zwykle dobrze go przechowywałem, aby nie uległ zniszczeniu. Ale widocznie nie byłem wystarczająco uważny, bo i tak jakimś cudem trafił w twoje ciekawskie ręce.
 Song An zaśmiał się cicho. 
— Co miało miejsce później?

Od Dantego – Fale

— Bashar. — Dante złapał obie dłonie lekarza, ścisnął je z podekscytowania. — To jest kawiarnia z książkami i ze smokiem, który karmelizuje ci deser. I jest tam tak ładnie! — odparł, uznając, że ten zwięzły opis zawiera w sobie wszystko, co trzeba było wiedzieć o wspomnianym miejscu. Pan doktor uśmiechnął się czule, całkowicie rozbrojony syrenią energią, musnął wargami usta swego ukochanego.
— Dobrze, idziemy tam.

Od Janka – Ogień

Nocą ogień wyglądał po stokroć bardziej przerażająco.
Wóz ledwie wyhamował pośród innych, tych które miały bliżej, przyjechały szybciej, zajął miejsce między jednostką z Lower Hellpost, a opasłą karetką, jedną z tych należących do szpitala wojskowego. Wyskoczyli z wozu, chwilę zajęło im zorientowanie się w sytuacji.

Od Yangcyna – Fale

Wielkie Równiny, jak nazwa wskazuje, stanowiły głównie równiny. Całorocznie złociste trawy wydawały się ciągnąć w nieskończoność, nierzadko tylko dzięki krzywiznom terenu i położeniu odległych gór dało się określić swoją lokalizację. Bez odpowiedniego doświadczenia czy chociażby przewodnika łatwo było się zgubić.

Od Cinnie - obiad

Wszystko zaczęło się od tego jednego, nieszczęsnego zakładu - niezbyt mądrego i dość lekkomyślnego, który podjęłam na totalnym luzie z moimi współlokatorami, nie przypuszczając, że jednak gwiazdy nie będą po mojej stronie i po prostu przegram. Wczorajszy wieczór był pogodny, a nam, po niedużej ilości alkoholu, zebrało się na typowe wygłupy. Zakład brzmiał niewinnie: jeśli przegram, muszę przemienić się w kurę i odwiedzić trzy budki, gdzie serwują kurczaka z rożna, krzycząc w niebogłosy, zanim z każdej z nich ucieknę w popłochu. Wydawało mi się to śmieszne, no bo w końcu nikt nie zwróciłby uwagę na kurczaka na ulicy? No cóż - najwidoczniej nie pomyślałam o wszystkim…

Od Ilary - Fale

Ilara Rackham umarła dwa razy.

07 listopada 2024

Od Cheoryeona – Nauka

Niewielkie podłogowe drzwiczki otworzyły się, rzuciły światło do ciemnego pomieszczenia. Dwójka dzieci wdrapała się całkiem po drabinie, postawiła stopy na nieco skrzypiących deskach.
Suyeon sięgnęła ręką po przełącznik, włączyła światło. Miejsce rozjaśniło się, bliźniaki wreszcie mogły się rozejrzeć.

Od Cinnie - kwiat

    Niektórzy uważają, że kwiaty to dekoracja na chwilę – żyją kilka dni, może tygodni, po czym ich piękno przemija. Jednak dla mnie, największej rośliniary pod słońcem, kwiaty są czymś znacznie więcej. Każdy ich płatek, każdy odcień kryje w sobie jakąś magię i wyjątkowość, którą chcę zatrzymać na dłużej. Mimo że mieszkałam w mieście, pragnęłam otaczać się naturą w najczystszej formie. Mój pokój pełen był różnych roślin i kwiatów, tworzących prawdziwy, domowy ogród w środku miejskiego zgiełku.

Od Octavii - Nauka (II)

Octavii całkiem podobało się to całe granie w gry komputerowe. Lubiła oglądać kolorowe, migające na ekranie obrazki, kiedy tak siedziała sobie z boku i bacznie obserwowała, jak Zahra pokonuje kolejnych przeciwników. A kiedy z różnych powodów nie mogły się zobaczyć, z przyjemnością włączała sobie streamy przyjaciółki i słysząc jej dobiegający z laptopa głos, czuła namiastkę tego dziwnego szczęścia, zupełnie jakby siedziały obok siebie. Ale musiała przyznać, że granie w nie było jeszcze fajniejsze, niż tylko przyglądanie się im zza ramienia Zahry. Nawet jeśli niewiele z nich zrozumiała, a ten cały kontroler przytłaczał ją ilością różnych przycisków i tych dwóch dziwnych, odstających prętów. Joysticków czy jakoś tak. W każdym razie Octavia naprawdę cieszyła się, że przyjaciółka z własnej woli wprowadziła ją w jej mały, gejmingowy świat i teraz mogły spędzać ze sobą jeszcze więcej czasu. Chociaż już i tak przesiadywała u niej tak często, że może powinna zacząć dokładać się jej do czynszu.

Od Song Ana — Kwiat

— To strasznie smutne, że Song Ning nie mógł z tobą wyruszyć! — mówił z żalem Song An. 
— Cóż, każdemu z nas pisane jest inne przeznaczenie — odparł Yunru Lei, unosząc lekko kąciki ust do góry. Nie wyglądał jednak na szczęśliwego. Gdzieś tam, w lśnieniu jego oka, boski sługa dostrzegł błysk nieopisanego żalu. 
— Co było więc dalej?

Od George'a - Kwiat

Chciał być jak najdalej od reszty. Siedział więc sam na skraju asfaltowego boiska jego podstawówki, znudzony dniem wolnym od zajęć, jednak nie od szkoły. Włożył dłoń między źdźbła trawy, wciąż mokrej od nocnego deszczu. Pomiędzy zielonymi pędami rosły wystające ponad nie dzikie kwiaty. Zaniedbany trawnik został wysiany przez wiatr mleczami. George zerwał jeden z nich. 

Od Dantego – Nauka (II)

— Soren zero, Wadpat jeden — parsknął Dante, w najlepsze drwiąc z przyjaciela, otwierając wymienioną stronę, już dobrze syrenowi znaną jako narzędzie do torturowania Zapałki. — Widać profesjonalista musi pokazać wam, jak radzić sobie z tą ciężką lekturą.

Od Janka – Kwiat

— Jasio, nie!

Od Zahry – Nauka (I)

Czasami, kiedy Zahra grała na komputerze w obecności Octavii, miała wrażenie, że gotka wypalała jej swoim intensywnym wzrokiem dziurę w jej plecach. Z reguły jej to nie przeszkadzało, bo lubiła być obserwowana przez przyjaciółkę. Czuła się trochę jak jedno z roślinożernych zwierząt w tych programach przyrodniczo-dokumentalnych, tropione przez drapieżnika. Może powinna czuć się niekomfortowo, ale było wręcz odwrotnie. Zahra rzadko kiedy pasowała do norm rządzących wszechświatem, więc w sumie fajnie było być tak na wspak, że rzeczy niepokojące pierwszego lepszego przechodnia były dla niej fajne.

Od Sorena - Nauka (I)

Soren w całym swoim życiu nigdy nie miał ani jednego złego pomysłu.

06 listopada 2024

Od Song Ana — Żywioł

— Udało wam się spotkać następnego dnia? 
Song An bardzo wciągnął się w opowieść mistrza. Nie potrafił powstrzymać swojej ciekawości, pragnąc poznać jak najszybciej całą historię. 
— Oczywiście, że tak. Kolejnego także. I przez wiele, wiele następnych dni.

Od Ilary - Alkohol (II)

Ilara miała naprawdę gówniany wieczór.

Od Liliana — Alkohol
Jeździec znikąd [AU] [III]

TW: bijatyka, krew i zaskakująca ilość przekleństw.
Powietrze śmierdzi absurdem i nonsensem. Wyjątkowo intensywnie, wyjątkowo wstrętnie, aż wykręca nozdrza i w kościach czuć, że lada moment wydarzy się coś niedobrego. Tutaj – gdzie przecież wszystko to jeden, wielki nonsens i absurd.
Coś dzikiego dzieje się na zachodzie – to widać, to słychać, to czuć. A przecież miało być już dobrze.

Od Cinnie - ćwiczenie

    Dzień szósty różnił się od pozostałych dni tym, że zaczął się naprawdę mroźno. Zerkając przez okno zauważyłam, że szron niczym za pociągnięciem pędzla wybitnego malarza zostawił na szybach samochodów piękne wzory, każdy inny. Miałam zaplanowane dzisiaj świętowanie nietypowego święta, które w styczniu zaznaczyłam w swoim kalendarzu: Dzień Saksofonu. Być może dla większości stworzeń taki dzień mijałby niezauważony, ale dla mnie, miłośniczki małych i wyjątkowych momentów, był to idealny pretekst, by spróbować czegoś nowego.

Od Yonkiego – Ogień

Yonki stanął w wielkim pomieszczeniu. Całe było wykonane ze skały wulkanicznej: ściany, podłoga, sufit z podpierającymi go kolumnami. Na ścianach po bokach, w otoczeniu bogato zdobionych lamp ogniowych wisiały oprawione w złote ramy obrazy z powtarzającym się motywem płomieni. Sala zapełniona była rzędami ławek z klęcznikami, nikt jednak obecnie żadnej nie zajmował. Poza Bogiem Chaosu nie było tu nikogo, panowała zatem cisza. Chociaż nawet, gdy jakiś śmiertelnik tu przebywał, to starał się zachowywać milczenie.

Od Virgila – Pył

Eneasz Ilion, kiedyś genashi ognia, po wypadku samochodowym z siostrą i wpadnięciu w pole dzikiej magii jego moc przybrała słabszą formę, praktycznie nietlącą się i możliwą do wykorzystania jak czarny pędzel, jego własna, artystyczna sadza. Dużo palił, nie ruszał się nigdzie bez swojej zippo, po dwóch kieliszkach wina opowiadał o rzeźbach jak rasowy profesor historii sztuki siedzący pięć lat na emeryturze, uwielbiał dopinać swego i posyłać ludziom zaraźliwy uśmiech, na który nie szło nie odpowiedzieć tym samym. Virgilowi niewiele więcej trzeba było, żeby wyglądać sylwetki chłopaka w korytarzu, śmiać się często przy nim i rumienić przez drobny, niezobowiązujący dotyk jego dłoni na wilczym ramieniu.

Od Andrei – Alkohol

TW: rozmowa o ofiarach śmiertelnych, narkotyki, pigułka gwałtu.
Nowy dzień przyniósł nowe poszlaki.
Wbrew temu, co mogło wydawać się dzieciom, komenda policji wcale nie składała się z cel pełnych aresztowanych złoczyńców, między którymi przechadzali się ubrani na niebiesko mundurowi, z pałkami policyjnymi dyndającymi przy paskach – większość budynku przypominała biuro jakiejś firmy, ale takiej średniego kalibru, chaotycznej, z podstarzałymi drukarkami na korytarzu i antycznym ekspresem do kawy, dominującym pokój socjalny, zdolnym wycisnąć płynnego szatana z trocin i gruzu. Nie każdy policjant miał tam swój prywatny pokój, ale większość miała swoje komputery i biurka, zawalone papierami, segregatorami i rzeczami osobistymi, oprószone cukrem z pączków, z blatem poznaczonym kawowymi kółkami i śladami niewiadomego pochodzenia.
W jednym z takich pokojów swoje biurko miała Andrea. Trochę większe od pozostałych, bo przecież pod blatem musiało zmieścić się posłanie Szarika, trochę bardziej zagracone, bo monitory obstawiono ramkami ze zdjęciami, trochę inaczej ubrudzone, bo Szarik uwielbiał kłaść pysk na blacie, szukać na nim szczęścia. W chwili obecnej Andrea siedziała przy biurku, nieco z boku, by zrobić miejsce Tristanowi, Szarik zaś wyłożył się na posłaniu, leniwie wąchał podstawione mu nogi. Detektywi wpatrywali się w ekran, spojrzenia synchronicznie śledziły wyniki badania toksykologicznego, jeszcze ciepłe, prosto z laboratorium.

Od Janka – Natura

Wiedźmin w końcu przybył.

Od Bernarda – Alkohol (I)

Ostatnie, czego Bernard spodziewał się na zakończenie tygodnia (bo była niedziela. Dokładniej niedziela, późny wieczór, praktycznie noc) w Łunie, to gości. Takich, którzy nie wyglądali, jakby mieli stację niedługo opuścić. Naprawdę, nie tak zamierzał spędzić wieczór.

05 listopada 2024

Od Bernarda – Księżyc

To był naprawdę głupi pomysł. Tak samo, jak ten tatuaż dla Mathilde, zrobiony na kacu i pełen chaosu, za jedyne pieniądze (przepocone i porwane), które miał w kieszeni. Ten miał więcej czerwonych flag od samego początku. Wręcz same czerwone flagi. Ale Bernard nigdy nie potrafił oprzeć się prośbom. Szczególnie jeżeli wychodziły one prosto od jego demona numer jeden, wroga krytycznego myślenia i sensu – Artura. Arturowi, tak samo, jak Tyśce, Bernik nie potrafił powiedzieć nie.