18 listopada 2023

Od Dantego – Więzy

Na sali było spokojnie, trochę pusto, mało osób wybierało południe w środę jako godzinę zjawienia się na swój trening boksu. Ktoś w odległym kącie męczył worek, ciężko dyszał i chyba właśnie miał sobie zrobić przerwę, jakaś kobieta zawzięcie walczyła ze skakanką, dzieciarni w ogóle nie było. Dante normalnie o tej porze miał zajęcia ze wzornictwa, ale skłamał Scali, że mu odwołali i przyszedł odrobić opuszczone w zeszłym tygodniu treningi. Nie obchodziło go, czy mężczyzna mu uwierzył.
Uderzał raz po raz w miękkie poduszki rękawic treningowych założonych przez Scalę, wykonując kombinacje dyktowane twardym, szkoleniowym tonem. Co jakiś czas trener wymuszał na nim szybką reakcję, zrobienie uniku, odpowiedzenie kontrą, przerwy zaś były krótkie, ciało nieustannie znajdowało się w gotowości do wyprowadzania ciosów. Syren wyraźnie walczył o utrzymanie równego oddechu, gdy trener zmienił nieco pozycję, stanął szerzej na nogach, rozluźnił barki. Dante posłał mu pytające spojrzenie, trafił prawym sierpem w poduszkę.
— I jak ci idzie z tym chłopakiem? — zagadnął niezobowiązująco Scala, i przez to młodszy mężczyzna zrobił się czujny. Nie sądził, że pytanie zostało zadane bez konkretnego powodu, że było związane ze zwykłą troską. Zmarszczył brwi, nie przerwał wykonywania serii prostych ciosów.
— Erim? — Trener przytaknął. — Dobrze. Widzę się z nim wieczorem.
— Jego ojciec prowadzi ten klub, w którym pracujesz?
Mięśnie napięły się mocniej, jak u gotującego się do nagłej obrony i ataku zwierzęcia, które wyczuło zagrożenie.
— Tak?
— „Dziewiąty Krąg”?
Dante wyprostował się, zirytowanie westchnienie wydostało się z jego piersi, błękit zabarwił się gniewem. Nie podobało mu się, w jaką stronę te pytania prowadziły.
— O co ci chodzi? — fuknął, postępując krok do przodu, jakby tym mógł zastraszyć Scalę. Syren nie myślał, zrobił to już instynktownie, praca ochroniarza łatwo wyrobiła w nim ten odruch, lecz ze wszystkich osób, na swoim trenerze nie powinien był tego próbować. Mężczyzna zmierzył go wzrokiem, w tym geście Dantego widząc potwierdzenie swojego niepokoju.
— Martwię się o ciebie, Dante.
— Po chuja?
Scala westchnął. Jedno nieustępliwe spojrzenie skrzyżowało się z drugim.
— Chodzisz rozkojarzony i niedospany. — Syren wywrócił lekceważąco oczami, ściągnął niedbale rękawice, stanął bokiem do trenera. Ten kontynuował, nic sobie z jego zachowania nie robiąc. — Na treningach odpływasz gdzieś myślami, a studia czasami po prostu lekceważysz, przecież sam widziałem, jak machasz ręką na terminy oddania prac. Wiem, że pokłóciłeś się z Virgilem, ale musisz się ogarnąć, chłopie. A ta praca na pewno ci w tym nie pomoże.
Dante wzruszył ramionami, zapatrzył się na czerwoną linkę ringu.
— Praca jak praca.
— Dante. — Imię zabrzmiało poleceniem spojrzenia na mężczyznę, błękit jednak teraz był uparcie skupiony na przyglądaniu się błyskom światła na miękkim materiale liny. — Nie rób ze mnie idioty. Jeszcze jak ja chodziłem na studia, „Krąg” działał i był definicją problemów. Nie sądzę, że dużo się zmieniło.
— Dawno tam nie byłeś — mruknął, wiedząc oczywiście lepiej, przymykając w tamtym momencie oko na szemrane rzeczy dziejące się w klubie, choć na własnej skórze odczuł je już pierwszego tygodnia pracy.
Kolejne westchnienie, lekko sfrustrowane, lecz Scala nadal starał się być cierpliwy. Denerwowało go to. Denerwował go, że po prostu nie może powiedzieć, że ma go dość, że niczego nie osiągnie, że nigdy się nie odnajdzie w życiu. Bo przecież do tego zmierzał, prawda? Przecież tak go widział, w ten sam sposób, co widziała go matka, co widział go Virgil, co widzieli go profesorowie?
— Jesteś taki uparty przez tego chłopaka, prawda?
Założone na piersi ramiona naprężyły się, palce wbiły w skórę.
— Nie znasz go. — W głosie czaiło się ostrzeżenie.
Scala podszedł, zrzucił własne rękawice na matę ringu.
— Czy on się w ogóle o ciebie troszczy? Przejmuje tobą tak, jak ty nim? — Słowa były zbyt trafne, zbyt dokładnie poruszające męczące go wątpliwości, trener czytał z niego jak z otwartej księgi, nie pierwszy raz z resztą. Kiedyś przyjmował to jako ulgę. Teraz nie mógł tego zdzierżyć, czując, jak Scala próbuje mu wyrwać z rąk jedyną dobrą rzecz, która spotkała go od dłuższego czasu.
Okręcił się, wyzywająco wbijając palec w pierś mężczyzny.
— Nic nie rozumiesz!
Trener nie odsunął się, nie zamierzał tak jak on krzyczeć.
— Dante…
— Eri jest cudowną osobą i pomógł mi, kiedy tego potrzebowałem!
— Poprzez wciągnięcie cię w brudne interesy klubu ojca?
Uciszył go momentalnie. Dante cofnął się, speszony, postawiony przed logiką i rzeczywistością, którą postawił ignorować, byle dostać trochę tego ciepła, byle żyć w skromnej iluzji bliskości i oddania, zapewnianej przez wieczory spędzone w pokoju Eriego. Godził się na więcej, niż powinien, lecz każda inna decyzja wiązała się ze zburzeniem tego domku z kart, zostaniem znów samym, pośród ciszy i pustki.
Silna dłoń byłego boksera powędrowała w górę, w stronę jego ramienia.
— Dante. — Palce prawie go dotknęły. — Kocham cię jak…
— Nie — przerwał mu gwałtownie, odtrącił rękę oferującą komfort. — Nie kłam. — Oddech stał się urywany, pięści drżały nerwowo, oczy znalazły się na granicy łez, nieprzekroczonej jedynie przez płonącą w błękicie nienawiść dla słów, których nie potrafił zrozumieć, bowiem jak ktokolwiek, partner czy rodzic, mógł naprawdę pokochać kogoś takiego jak on? Jak mógł im odpowiedzieć, skoro im nie wierzył, skoro sobie nie wierzył, że jest zdolny do czegoś innego, poza krzywdzeniem wszystkich wokół? Więc postąpił tak, jak się po nim spodziewano. Zaatakował. — Kochasz mnie jak kogo?! Jak syna?! Tego samego, który nie chce się do ciebie odzywać?!
Nie tylko Scala potrafił celnie uderzać. Wzmianka o synu trenera, o którym Dante słyszał głównie przypadkiem od Giovanny, była ciosem poniżej pasa.
— Nie mieszaj do tego Gilberta! — Widział, że gniew teraz i w piwnych oczach zapłonął wyraźnie, to ciężko wypracowywane opanowanie charakteru puszcza, zburzone poruszeniem najwrażliwszej słabości mężczyzny.
— Tak bardzo go kochasz, ale co mu zrobiłeś, że cię teraz nienawidzi? — zapytał zaczepnie.
— Dante, przestań w tej chwili. — Polecenie, ostre i stanowcze.
Chciał przestać. Nie wiedział tylko jak, wpadł w wir zdań, które podstępnie kotłowały się na dnie umysłu, cierpliwie czekając na chwilę, żeby podstępem wydostać się w przypływie emocji.
— Nie, powiedz mi! Byłem przecież tylko zastępstwem dla niego, prawda? — Mówił, byle mówić, rzucać jadem, kazać trenerowi pokazać mu, co naprawdę myśli o swoim podopiecznym. — Nigdy nic dla ciebie nie znaczyłem, nie tak jak on!
— Znaczysz dla mnie wszystko, gnojku! — wrzasnął Scala. — Dlatego się martwię!
Dante udał, że tego nie usłyszał.
— Pewnie. — Prychnął, nienawidząc siebie jeszcze zanim słowa opuściły jego usta. — Może go uderzyłeś?
Przygryzł boleśnie wargę, patrząc na niedowierzanie malujące się na twarzy Scali. Na smutek, na żal, na złość, którą widział u innych, gdy spoglądali na niego, nigdy u swojego trenera, opiekuna stojącego u jego boku w prawdziwych chwilach zwątpienia. W piwnych oczach nie było miejsca na dumę, na troskę, na szczęście, trener poczuł się tak samo zdradzony, jak każda inna osoba, która przed Dantem stanęła.
— Jak śmiesz? — Gniewny szept raniący w samo serce chłopca pragnącego wydostać się ze środka i przeprosić.
— Co zrobisz, żebym ja tak samo cię znienawidził? — Spojrzał wymownie na zaciśnięte w pięści dłonie Scali. — Mnie też uderzysz?
Tak właśnie wali ci się świat na głowę, zdążył pomyśleć, nim ręką uniosła się w górę, wskazując wyjście z klubu.
— Wynoś się! — krzyknął Scala. Szala goryczy dla niego się przelała, syren z zaciśniętą szczęką oglądał, jak tą jedną głupotą łamie kogoś, komu bodaj najmocniej zależało na jego dobru. Nie poruszył się, czekając na powtórzenie wyroku, jakby gdzieś jeszcze mając nadzieję, że wcale się nie odezwał, a Scala wcale go nie znienawidził w ułamku sekundy. — Powiedziałem, wynoś się!
Prześlizgnięcie się przez liny, złapanie gorączkowym gestem torby, rzucenie się na klamkę drzwi. Trener patrzył na niego, czuł jego wzrok na plecach, fizycznie wręcz wyganiający go z budynku. Nie odwrócił się ani razu, walcząc z drżącym ciałem, poczuciem, że oszukał samego siebie. Łudził się, że może Scala był tym człowiekiem, który miał przy nim trwać i go wspierać, że te więzy krwi, które nie wiedzieć kiedy wytworzyły się między nimi, mogły wytrzymać jego destruktywny charakter, pokonać grube bariery młodego chłopaka, sprawić, że chociaż w jednym domu nie czułby się samotny.
I przez jakiś czas tak było. Ale już nigdy więcej nie miało. Zaklął głośno, wycierając policzek rąbkiem koszulki.
Scala pognał za nim, próbował go znaleźć, lecz Dante zbyt szybko biegł w stronę morza, próbują uciec przed wyrzutami sumienia. A potem swoje ulubione miejsce nauczył się omijać szerokim łukiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz