14 listopada 2023

Od Cheoryeona – Państwo

Na jednym z trzech osiedli pewnego małego miasta stał sobie niewielki dom jednorodzinny. Dwupiętrowy, o beżowych ścianach i ciemnobrązowych detalach, z gankiem przed wejściem i kamiennym chodniczkiem otoczonym barwną roślinnością. Widać, że rodzina dbała o to, by ich skromne miejsce zamieszkania ładnie się prezentowało: krzewy przycięte, kwiaty podlane, ściany pomalowane, okna umyte. Na jednej stronie oddzielonego chodnikiem ogródka stała stara, roztrojona, ledwo grająca gitara. Tuż obok furtki, na kamiennym słupku od ogrodzenia znajdowała się skrzynka na listy, domofon, a także metalowa tabliczka z wygrawerowanym napisem: Państwo Johnson.
Pod furtką, na chodniku siedziała starsza kobieta. Panował wieczorny, otulony mrokiem chłód, lecz staruszka nosiła jedynie długą spódnicę, domowy sweterek i kapcie, więc skuliła się i pocierała dłońmi o ramiona w nadziei, że to pomoże. Nie myślała o tym, żeby pójść po kurtkę; umysł miała w pełni zajęty czymś kompletnie innym.
Wpatrywała się w jeden punkt, a mianowicie znajdujący się kawałek dalej zakręt, jak gdyby oczekiwała na kogoś, kto zamierzał zza niego wyjść. W pewnym momencie wyłoniła się jakaś osoba ze swoim czworonożnym pupilem, lecz kobieta kompletnie ją zignorowała. Dalej wzrok miała utkwiony w to jedno miejsce.
— Ach, kochanie! — rozległ się zmartwiony głos.
Z ganku zbiegł starszy mężczyzna, prawie gubiąc kapcia. Wypadł przez furtkę, schylił się przy kobiecie i pospiesznie otulił ją płaszczem, który zabrał z domu.
— Kochanie, wracajmy do domu, zimno jest — powiedział troskliwie. — Jeszcze się przeziębisz.
Spróbował pociągnąć żonę do góry, ale ta się stawiała.
— Czekam na Benjamina. — Odtrąciła jego rękę. — Powinien wracać już, jest ciemno.
Mąż westchnął ciężko.
— Benny napisał wiadomość, że dzisiaj nocuje w swoim studiu.
Wyciągnął z kieszeni spodni malutką, starą komórkę, chwilę klikał, aż w końcu pokazał kobiecie wyświetlacz. Tamta wzięła urządzenie do rąk, z dobrą chwilę się w nie wpatrywała, bez okularów nie będąc w stanie zbyt wiele zobaczyć. W końcu jednak zdołała odczytać wiadomość.
— Widzisz? — rzucił mężczyzna.
Zabrał komórkę, nim jej ukochana zobaczyła datę.
Żona podniosła na niego wzrok.
— Czyli dzisiaj nocuje w studio? — zapytała.
— Tak. — Przytaknął. — Chodź do domu, ogrzejesz się herbatą.
— Herbatą? Oooooo! — Zaklaskała w dłonie, uśmiechając się niczym niewinne dziecko.
Mąż dokładniej otulił ją płaszczem, zaczął ją prowadzić w stronę domu. Pomagając jej wejść po schodach, spojrzał przelotnie w stronę otoczonej kwiatami gitary. Odprowadził żonę do salonu, zaparzył jej gorącej herbaty, a gdy tamta w ciszy ją popijała, wyciągnął coś z szuflady w kuchni i po cichu znów wyszedł.
Uklęknął przed gitarą, obrócił w dłoni zapalniczkę. Popatrzył na malutki znicz, zdjął wieczko, następnie zapalił świeczkę. Spojrzał na tlący się, trochę nikły płomień, upewnił się, że nie zgaśnie on od razu. Podniósł wzrok na gitarę.
— Kochanie, gdzie jesteś? — usłyszał dobiegający z domu głos żony.
— Już idę! — zawołał.
Z cichym stęknięciem podniósł się i, otrzepawszy nogawki spodni z ziemi, wrócił do środka.
Późną nocą starsze małżeństwo już było w łóżku. Żona wydawała się spać, mąż leżał na plecach, słuchając przez słuchawki muzyki. Nie korzystał z radia. Nigdy nie czuł takiej potrzeby. Pani z opieki społecznej uczyła go jakiś czas temu używać smartfona i choć o wielu funkcjach wciąż zapominał, pamiętał zawsze o jednej, a dokładniej odtwarzaczu muzyki. W sumie nie było w tym nic trudnego; nawet nie musiał pobierać żadnych utworów, ponieważ otrzymał już w tej kwestii pomoc.
Leżał nieruchomo, wsłuchując się w łagodny głos BenJohna.

Gdybym mógł wrócić do minionych lat,
Tym razem uznałbym, że nie warto,
Bo taka jest prawda.
Wspomnienia ściął czasu brutalny kat,
Lecz najważniejszych chwil nie zawarto.
Smutek się nie wyda.
Może gdybym teraz nie chwytał dnia,
To spróbowałbym sobie przypomnieć
Stare, dobre czasy.
Gdybym mógł się udać do marzenia,
Odmówiłbym, bo mam tutaj ludzi
Na mnie czekających.

Nagły krzyk rozniósł się po sypialni. Mąż czym prędzej zdjął słuchawki, podniósł się i spojrzał na żonę, która sekundę temu zerwała się do pozycji siedzącej. Objął ją czule ramieniem, przytulił do siebie.
— Kolejny zły sen? — spytał cicho.
Kobieta pokiwała głową, wtuliła się w jego pierś.
— Nie martw się — powiedział. — To tylko sen. BenJohn nie odszedł.
— Nie odszedł? — Spojrzała na niego wzrokiem pełnym nadziei.
Mąż chwilę milczał. Spoglądał na twarz ukochanej, oczy miał trochę zaszklone, czego na szczęście nie dało się dostrzec w mroku nocy.
— Nie odszedł — z pewnym trudem przyszło mu wypowiedzenie tego zdania.
Sięgnął po swoją komórkę, odpiął od ładowarki.
— Chcesz go posłuchać?
— Tak! — Żona żywiołowo przytaknęła.
Położyła się z powrotem, głowę ułożyła wygodnie na poduszce. Mężczyzna zakrył ją dokładnie kołdrą, odgarnął z jej czoła kosmyk siwych włosów, a następnie ostrożnie włożył do uszu słuchawki.
Kobieta zamknęła oczy, jej usta wykrzywiły się w uśmiechu, co pogłębiło część zmarszczek. Wzięła nieco pełniejszy wdech, teraz wyglądała na całkiem uspokojoną. Na poduszce obok położył głowę mąż, twarzą do niej. Chwilę tak leżał, po czym przybliżył się do żony. Gdy usłyszał wypływającą ze słuchawek cichą melodię, sam zamknął oczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz