Dwór Cierni był do tej pory zaledwie straszną opowieścią, która trzymała ją z dala od granicy lasu. Historie o mrocznej krainie pozbawionej łaski słońca, dom i piekło tych, którzy odwrócili się od daru ofiarowanego przez boginię, znajdując cel swojego życia w cierpieniu, destrukcji i gniewie. Cała kraina, ukryta głęboko przed wzrokiem innych, była jak odbicie w krzywym zwierciadle miejsca, którego dobrze znała – jej własnego domu. Było piękne, na swój własny sposób, a jednocześnie tchnęło niczym więcej, jak tylko zimnem i pustką, stopniowo wkradającymi się pod skórę, przenikającym aż do szpiku kości.
Pokój, w którym była, nie był zamknięty na klucz. Nie musiał być. Wystarczył jeden rozkaz księcia, by nie mogła opuścić jego progów, póki on jej na to nie pozwoli. Pozbawione blasku słońca dni zlewały się w jedno. Jak długo już tu tkwiła? Tydzień, miesiąc? Rok? Gdyby nie głosy, nie donośny śmiech, który czasem słyszała gdzieś daleko wewnątrz pałacu, uznałaby, że jest zupełnie sama. Jedyna żywa istota w mieście potępionych przez bogów zjaw. Nie czekała jednak, aż drzwi pokoju się otworzą. Wolała zostać zapomnianą niż te chwile, gdy przychodził on, by pod płaszczykiem troski i opieki znów ją ranił i upokarzał.
Ogień na kominku trzaskał wysoko, puszczając w komin dym i jasne iskry. Nie dawał jednak ciepła na tyle, by rozgrzać umęczone serce wróżki. Zimny, czarny kamień parapetu nie ocieplał się pod wpływem dotyku, gdy opierała się o niego, wyglądając za okno w poszukiwaniu jakiejkolwiek iskierki nadziei. Żaden promień słońca jednak nie docierał przez gęsto splecione, łyse gałęzie olbrzymich drzew. Nie widać było gwiazd ani księżyca. Śpiew ptaków nie przypominał radosnego trelu, a cichy płacz udręczonej duszy. Każdego kolejnego dnia czuła, jak to miejsce ją pochłania. Karmi się jej duszą, pozbawiając ją szczęścia i marzeń.
Te były jedynie wspomnieniem, a książę nie zabronił jej wspominać, więc na tym właśnie spędzała dłużące się dnie. W nieskończoność rozpamiętywała te momenty, w których była naprawdę szczęśliwa. Ten, podczas którego nauczyciel po raz pierwszy pochwalił jej obraz. Gdy udało jej się uchwycić piękno barwnych gór Aelrindel, gdy ścigała się z Callonem po zamkowych korytarzach, aby sprawdzić, które z nich ma podkraść ciastka z kuchni spod czujnego oka przerażającej Gertrudy. Zwykle padało na nią, chociaż i w tych kradzieżach okazywała się beznadziejna i niejednokrotnie przyjaciel musiał ratować jej skórę przed gniewem kucharki. Tytuł tytułem, ale jednak migdałowe, jeszcze ciepłe ciastka były dumą i świętością kucharki. Potem pewnie mało kto mógłby się chwalić, że złoił skórę królowej, która panuje nad całym Słonecznym Dworem.
Kąciki jej ust uniosły się nieśmiało na to wspomnienie. Przymknęła oczy, kurczowo trzymając się wizji uśmiechniętej twarzy Callona, tych psotnych iskierek w jego oczach, policzków oświetlonych ciepłym blaskiem ognia płonącego na kominku. Zamiast słodkawo-mdlącego zapachu fioletowych lilii ustawionych w wazonie, poczuła słodki aromat migdałów i wanilii z parujących wypieków. Opuszki palców rozgrzały się nieznacznie, zupełnie tak, jakby gorący deser parzył jej palce, gdy skryci w ogrodach zajadali się nimi. Śmiała się wtedy głośno, gdy Callon udawał gniew strasznej Gertrudy, wymachującej w ich kierunku wałkiem.
Wizja ta kompletnie się jednak rozmyła, ustępując miejsca innej. Wesoła, przystojna twarz wróża zmieniła się w bladą, przedśmiertną maskę. Czerwień krwi odcinała się wyraźnie na tle jego jasnej koszuli, przepływała przez szczupłe palce. W jego niebieskich oczach nie było rozbawienia, a jedynie ból i poczucie zdrady. Drgnęła, otwierając gwałtownie oczy. Dziki ptak, skryty gdzieś wśród drzew, zakwilił żałośnie. Mogłaby przysiąc, że dźwięk ten ułożył się w ostatnie słowa, które usłyszała od narzeczonego. Auroro, dlaczego?
Westchnęła cicho, próbując stłumić szloch zaciskający jej gardło. To wspomnienie zawsze powracało, niechciane i natrętne, zupełnie jakby samo to miejsce kazało jej to rozpamiętywać w nieskończoność. A może to nie ono, tylko jej własne sumienie? Delikatna iskierka nadziei wciąż tliła się w jej sercu. Wciąż miała nadzieję, że Callon został odnaleziony na czas, że przeżył, nawet jeśli miałby ją nienawidzić do końca życia. Tak wiele miała szczęścia, że pycha księcia Dworu Cierni zaślepiła go, sprawiając, że jego rozkaz był nieprecyzyjny. Dzięki temu mogła zranić Callona, ale nie trafić w miejsca, które zadałaby natychmiastową i nieuniknioną śmierć. Tylko tyle mogła dla niego zrobić. A jednak nie mogła mieć pewności, że jej wysiłki, by obrócić rozkaz na swoją korzyść, cokolwiek zmieniły. Myśl, że jej przyjaciel umierał w samotności, zdradzony przez kogoś, w kim pokładał tak dużą ufność, rozdzierała jej serce na strzępy.
Otarła szybko łzy z bladych policzków, gdy drzwi komnaty otworzyły się. Obejrzała się przez ramię, choć wyraźnie czuła, kto ją odwiedził. Przez całe życie nienawiść była jej obca. Teraz jednak wkradała się podstępnie, wypełniając żyły ogniem, spinając mięśnie i zaciskając dłonie, które dotąd jeszcze nigdy intencjonalnie nie skrzywdziły. Jego pragnęła skrzywdzić. Pławiła się w tym uczuciu i jednocześnie przerażało ją ono.
Czerwone oczy przemknęły po sylwetce wróżki, utkwiły w jej twarzy, którą usiłowała skryć w cieniu. Mężczyzna podszedł bliżej, chwycił jej podbródek i zmusił, by na niego spojrzała. Wyraźnie czuła jego zadowolenie, którego źródło bardzo dobrze znała. I ona czuła się podobnie, gdy obcowała ze sztuką, gdy piękno rzeźb, obrazów i witraży wprawiało ją w zachwyt, którego nie dało się w żaden sposób opisać słowami. W tej chwili i ona była czymś podobnym dla niego. Kruchym ideałem zamkniętym w umykającej chwili.
– Jesteś piękna, gdy twoje oczy błyszczą od łez. – Przechylił lekko głowę, wciąż przeszywając ją spojrzeniem. – Cierpienie istoty tak kruchej i jasnej jest perfekcyjnym dziełem sztuki. Jeszcze trochę, a uczyni mnie niezrównanym artystą. Będziesz moim najpiękniejszym obrazem – Usiadł obok niej, nie zważając na to, że wróżka odsunęła się od niego najdalej, jak tylko mogła. Uśmiechnął się jedynie. Był pewny swojego – nie mogła przed nim umknąć. Maeve dobrze czuła ten chłodny spokój, tę pewność, że w końcu ją złamie. Sprawi, że stanie się pusta, a później wypełni tę pustkę gniewem i okrucieństwem.
– Nie – powiedziała twardo, prostując się. – Znajdę sposób, by się od ciebie uwolnić. – Przekonanie w jej głosie sprawiło, że wróż wybuchł donośnym śmiechem. Drgnęła, gdy gwałtownie sięgnął w jej stronę i chwycił zimnymi palcami za twarz. Długie, ostro zakończone paznokcie boleśnie wbijały się w delikatną skórę policzków.
– Wiem, że wciąż tli się w tobie ta żałosna iskierka nadziei – powiedział cicho, tym razem nie pozwalając jej umknąć. – Ale i ona w końcu zgaśnie. Jesteś zdrajczynią, Auroro. Zamordowałaś swojego księcia. Pozwoliłaś mu wykrwawić się jak prosiakowi i patrzyłaś, jak żałośnie walczy o życie, jak nie może zrozumieć, dlaczego jego słodka, niewinna Aurora zrobiła mu coś takiego. – Uśmiechnął się drapieżnie. Zimny dreszcz strachu przebiegł jej po plecach. Skrzydła przywarły do nich ciasno i również drgnęły. – Wkrótce pozostanie ci tylko to wspomnienie. Zapomnisz o wszystkim, co szczęśliwe i w końcu zdasz sobie sprawę, że jestem wszystkim, co masz. – Niemal z czułością odgarnął kosmyk włosów z jej czoła i w końcu puścił. Gwałtownie nabrała powietrza, jakby dotąd zanurzyła była w ciemnej, lodowatej toni morza. Wróż poprawił rękawy czarnego munduru.
– Przebierz się. Czeka na nas uczta – powiedział, podchodząc do drzwi. Maeve podniosła głowę, patrząc w stronę sukni wiszącej na drzwiach szafy. Choć buntowała się ze wszystkich sił, zmuszając ciało, by zostało w miejscu, to jednak wstało, zmuszone rozkazem i niepodległe jej własnej woli. Zdjęła miękki, chłodny materiał z wieszaka, starając się nie myśleć o wpatrujących w nią czerwonych oczach księcia Dworu Cierni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz