W ciągu tygodnia były dwa dni, kiedy bliźniaki razem wstawały o tej samej porze. Na tę samą godzinę Cheoryeon miał pracę, a Suyeon zajęcia, więc żadne z nich nie musiało się wtedy skradać, by czasem nie obudzić drugiego... Nie, dobra, o tym nie dało się pisać. Jasnowidz jako jedyny musiał przez trzy dni budzić się szybciej od siostry, lecz gdy się kręcił po sypialni, dziewczyna z reguły wtedy już nie spała. Ale mniejsza.
Lubili razem się szykować. Razem jeść śniadanie, myć zęby, pakować się, sprawdzać, czy wszystko zabrali. Czuli się wtedy jak w czasach licealnych, kiedy również razem się zbierali i to wcześniej od reszty dzieciaków, bo chodzili do innej, położonej na drugim końcu miasta szkoły. Poranki wtedy wyglądały podobnie. Jedyna różnica była taka, że teraz mogli cieszyć się spokojem, a także nikt ich nie dręczył. Żadnych irytujących rówieśników, żadnych czepialskich zakonnic, żadnych bezużytecznych modlitw przed śniadaniem. Po prostu raj.
Suyeon z reguły potrafiła szybciej się przygotować do wyjścia od brata. Ubrana, umalowana, uczesana, z plecakiem i z założonymi butami stała w przedpokoju, podczas gdy jasnowidz jeszcze szukał... w zasadzie to nie wiadomo już, czego.
— MAM! — z dużego pokoju wydobył się triumfalny okrzyk.
Wyłonił się zza kanapy, wstał, otrzepując spodnie. Wyszedł do przedpokoju, założył na nadgarstek zegarek z pingwinkiem, pokazał go dumnie siostrze. Tamta cicho westchnęła.
— Musimy przy którymś sprzątaniu przesunąć kanapę — powiedziała.
Wierzyła, że znajdą pod nią sporo skarbów.
— Okej, cichaj — rzucił Cheoryeon, poprawiając palcami grzywkę.
Założył buty, ubrał sztruksową kurtkę. Przypominając sobie (dzięki Suyeon) o śmieciach, skoczył jeszcze do kuchni, by zagarnąć wypełniony po brzegi worek. Gdy zawiązał supeł, dwójka wreszcie mogła opuścić mieszkanie.
Zeszli na dół do Pokoju Jasnowidza, Suyeon zmieniła Kamykowi wodę oraz dała mu jedzenie. Wyszli na zewnątrz, sprawdzili, czy dobrze wszystko zamknęli, a następnie poszli tunelem za kamienicę w stronę śmietników. Tutaj był jedyny minus połączenia mieszkania z lokalem: nie mieli, tak jak inni mieszkańcy, wyjścia na zewnątrz z tyłu, więc musieli iść na około, jeśli chcieli wyrzucić śmieci lub pójść na mini parking (ta, do ich nieistniejącego auta). Aczkolwiek jakoś to ich tam nie bolało. Mała przebieżka jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Suyeon czekała z miotłą na brata, podczas gdy tamten wyrzucał śmieci. Opuścił klapę kontenera, otrzepał dłonie z niewidzialnego brudu. Odwrócił się na pięcie, zaczął wracać, gdy nagle poczuł coś w podeszwie lewego buta. Dość spore, obstawiał kamień, który utknął między rowkami. I dałby sobie spokój, ale po prostu nie potrafił.
Burknął coś niezrozumiałego pod nosem, zwolnił kroku. Podniósł stopę, spojrzał przelotnie na podeszwę. Stracił równowagę, stanął na obu nogach, po chwili znów sprawdził.
— Ej, co jest. — Cmoknął pod nosem.
— Co tam masz? — spytała siostra.
— Daj mi chwilę.
Oparł się o pobliską ścianę, ponownie podniósł stopę.
Aha, super, nie przywidziało mu się – szkło.
Szkło wbiło mu się w podeszwę. A nosił właśnie w połowie nowe glany.
Wyciągnął jeden kącik ust w bok, złapał między palce prawej dłoni ten wielkości jednego paliczka kawałek. Spróbował wyciągnąć, ale spotkał się z niespodziewanym oporem. Mmmmm, wbite głęboko, tak, jak lubił najbardziej...
Zaczął się siłować z niecodziennie silnym oponentem.
Suyeon zmierzyła go wzrokiem, widząc sytuację, podeszła bliżej, mówiąc:
— Ej, uważaj, bo się jeszcze....
Nie dokończyła, ponieważ dostrzegła gwałtowny ruch.
Cheoryeon pozbył się w końcu szkła z buta, lecz ponieważ ciągnął z niemal całej mocy, wystrzeliło ono niczym z procy i przejechało po górnej części jego kciuka. Jasnowidz podążył spojrzeniem za cieszącym się wolnością kawałkiem, lecz wtem poczuł pieczenie. Syknął, popatrzył na palec.
Choć powstała rana nie była wielka (miała nie więcej niż półtora centymetra), krew bardzo ładnie z niej wypływała, w pewnym momencie zakrywając niemal całą dolną część kciuka. Cheoryeon odruchowo zaczął zbliżać go do ust, Suyeon wybiła mu ten pomysł z głowy. Siostra zaciągnęła go z powrotem do mieszkania, gdzie zdezynfekowała i opatrzyła ranę, podczas gdy brat martwił się jedynie o to, by nie zabrudzić kurtki... bo manto za „cheemsowanie” już wcześniej zebrał.
Ha, w tak zabawny sposób zranić się szkłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz