Na górze wcale nie było ciszej, przynajmniej dziś. Choć na tej wysokości szum samochodów i irytujący odgłos klaksonów był stłumiony, tak zimny wiatr huczał w uszach, szarpał za włosy i wdzierał się pod skórzaną kurtkę, zdecydowanie namawiając Charlotte, by skróciła swój pobyt na dachu wieżowca. A jednak mimo wszystko nie spieszyło jej się. Z tej wysokości na ciemnym niebie można było zobaczyć kilka gwiazd, nie stłumionych elektrycznymi światłami miasta, gdyby tak wściekle nie wiało, można by było usłyszeć nawet własne myśli. No i musiała trochę odpocząć, zanim ruszy w drogę powrotną. Oddychała głęboko, wpatrując się w jaśniejące wstęgi samochodów pod swoimi stopami, które z tej wysokości wyglądały jak zabawki. Ludzie zaś jak maleńkie mrówki. Uśmiechnęła się do siebie, cofnęła i odchyliła, kładąc na drobnych kamyczkach przykrywających dach. Wsunęła dłonie pod głowę.
– Nie wejdziesz.
– Ta, ja nie wejdę…
Znacznie wyższy od niej chłopiec ułożył dłonie na biodrach i patrzył na nią z wyraźną irytacją. Zdmuchnął grzywkę z oczu, po czym znów spojrzał w stronę starej, murowanej szopy, w której woźny z sierocińca trzymał wszystkie swoje graty. Podobnie jak sam budynek sierocińca, czasy świetności miał już za sobą. Jedna z szybek w dzielonym na cztery okienku zastąpiona była dyktą, a po jednej ze ścian wspinała się winorośl. Skośny dach wyglądał na stromy, a po ostatnich deszczach śliski.
– Daj spokój. Nie ma opcji, żebyś wygrał z Charlie we wspinaczce. Nikt jeszcze nie wygrał – rzuciła jedna z dziewczynek stojąca w tłumie gapiów. Skrzyżowała drobne, chude ramiona na piersi i pokręciła głową. – Jeszcze nikt z nią nie wygrał.
– Z tym chudzielcem!? – prychnął chłopiec, trącając arachnesę w ramię. Ta skrzywiła się lekko, tracąc równowagę i zataczając w tył. Chłopiec uśmiechnął się z pogardą.
– No dobra – powiedziała Charlie. Splotła palce i wyciągnęła dłonie, aż stawy zatrzeszczały jeden po drugim. – ale jeśli wygram, to oddajesz mi swój deser.
– A jeśli ja wygram, to oddajesz mi i obiad, i deser – chłopiec wyszczerzył się. Charlie zaledwie wzruszyła ramionami.
– Niech ci będzie.
Jej przeciwnik, nie czekając na nic, ruszył w stronę szopy, by od razu szukać palcami każdej szczeliny i wypukłości w ścianach. Towarzyszył temu dziki wrzask zebranych wokół dzieciaków, podskakujących i skandujących imiona, których brzmienie zlewało się w jeden niezrozumiały krzyk. Charlie dopadła do ściany kilka sekund później, zrzucając po drodze podarte trampki. Po prostu przycisnęła palce do chropowatej powierzchni i ruszyła na górę, zostawiając daleko za sobą głośne sapanie chłopaka.
– Oszustka! – Wydarł się, sfrustrowany i wściekły. Gdy dotarła na szczyt dachu, obróciła się w jego stronę. Powoli docierał do dachu. Zza krawędzi widziała jego purpurową z wściekłości i wysiłku twarz.
– Frajer! – roześmiała się. Przecież go wszyscy ostrzegali. Tak to jest z tymi nowymi…
– Ej! – W ostatniej chwili uchyliła się przed nadlatującym w jej kierunku kawałkiem drewna – uważaj! Spa… – Nie zdążyła dokończyć. Twarz nagle zniknęła jej za krawędzią, a krzyk dzieciaków zagłuszył przerażony wrzask.
Zsunęła się z dachu, raniąc o gont stopy. W ostatniej chwili wychyliła się, łapiąc dzieciaka za rękę, rozpaczliwie próbującego znaleźć podparcie dla nóg. Jęknęła, gdy mięśnie i stawy zaprotestowały i sapnęła, gdy wielkie, przerażone oczy znów uniosły się w jej kierunku.
– Wszystkie desery do końca tygodnia. Inaczej cię puszczę – oznajmiła, zmieniając grymas bólu na szelmowski uśmiech.
– No tak. Mogłem się spodziewać, że właśnie tutaj cię znajdę – Ariel westchnął, opierając się o otwarte drzwi. Spojrzał na Charlie, krzyżując ramiona na piersi. – Chodź. Mamy sprawę do załatwienia.
Charlie wyprostowała się i otrzepała z pyłu i drobniejszych kamyków, które osiadły na jej ubraniu.
– Tak, tak, pamiętam. – Podeszła znów do krawędzi. Ariel uniósł brwi.
– Nie możesz normalnie, po schodach? – zapytał z wyraźną naganą w głosie.
– Po schodach jest nudno. Widzimy się na dole – Uśmiechnęła się do niego szelmowsko. Przekładając nogi przez krawędź. Chwilę później zniknęła za nią.
– Zabije się kiedyś – mruknął elf, zamykając za sobą drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz