12 listopada 2024

Od Song Ana — Pamięć

— Ale Song Ning wrócił, prawda? — W głosie Song Ana można było usłyszeć niemały żal. Nie wyobrażał sobie nawet tego, że tak bliska jego mistrzowi osoba zaginęła gdzieś bez słowa pożegnania. Zostali rozdzieleni i to wbrew własnej woli. 
— Nigdy nie powiedziałem o tym, że nie wrócił — odpowiedział Yunru Lei, delikatnie marszcząc brwi. — Za dużo myślisz, Song Anie.


Jak mnie pamięć nie myli, a jestem niemal pewien, że tak jest, był to jeden z pierwszych dni wiosny. Jeden z tych wyjątkowo ciepłych. Zgodnie z obietnicą siedziałem na pomoście i czytałem modlitwy swoich wyznawców, jednocześnie wsłuchując się w radosny śpiew kolorowych ptaków. Pogoda naprawdę wszystkim dopisywała. Dnie, takie jak tamten, mogą przynieść wyłącznie dobre wiadomości.
Wyjątkowo dużo osób dzisiaj spacerowało wzdłuż rzeki. Z narastającą w sercu nadzieją przyglądałem się każdej mijanej sylwetce. Wiele bym oddał, żeby rozpoznać wśród nich znajomą twarz osoby, za którą tak bardzo tęskniłem.
Po urokliwym poranku nadeszło ciepłe popołudnie, a już niedługo później zastąpił je chłodny wieczór. Do tej pory nie zdarzyło się nic nadzwyczajnego. Właściwie nawet nie zauważyłem upływu czasu, ponieważ całkiem pochłonęły mnie boskie obowiązki. Dopiero, gdy ogarnęła mnie nieprzenikniona ciemność, zdałem sobie sprawę, jak późno jest.
Podniosłem się z drewnianego pomostu. Wszyscy spacerowicze powrócili już do swoich ciepłych domów. Szczerze mówiąc, nawet trochę im zazdrościłem. To nie tak, że nie miałem dokąd wracać. Miałem przytulną świątynie na szczycie góry. Tam wsłuchiwałem się w głosy tysięcy wiernych, wołających moje imię. Jednak pomimo tego, czułem się tam naprawdę samotnie. Wcześniej nie zdawałem sobie z tego nawet sprawy. Ale odkąd pojawił się Song Ning zaczęło brakować mi ciepła drugiej osoby u mojego boku.
W każdym razie nadeszła noc. Przyszła pora, aby wrócić do siebie. Cóż, prawdę mówiąc, najchętniej zostałbym tutaj i siedział przez okrągłą dobę, ale nie mogłem dopuścić sytuacji, w której Song Ning mógłby zastać mnie w pomiętych ubraniach czy splątanych włosach. Nasze zjednoczenie musiało przebiec w idealnych warunkach.
Ostatni raz zerknąłem w stronę lasu i ścieżki prowadzącej do miasta. Już planowałem powrót, gdy nagle zdawało mi się, że słyszę jakiś dźwięk. Mógł to być najzwyklejszy ptak, który wyrwany ze snu, spłoszony wzbił się w powietrze. Być może lis lub jakiś inny nocny drapieżnik wyruszył na polowanie. Z jakiegoś jednak powodu, postanowiłem zostać.
Możliwe, że było to zwykłe przeczucie lub moja boska intuicja, ale zatrzymałem się nad brzegiem rzeki i patrzyłem w ciemny las. Dźwięk łamanych gałęzi i skruszonych pod nogami patyków stawał się coraz głośniejszy. Coś się zbliżało.
A chwilę później wydarzył się najpiękniejszy moment mojego życia. No, a przynajmniej jeden z nich.
Nim jakkolwiek zdążyłem zareagować z krzaków wybiegł mężczyzna. Oddychał głośno, z trudem łapał powietrze. Nie zatrzymywał się jednak. Z każdą sekundą zbliżał się do mnie, a ja stałem naprzeciwko niego, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. 
Song Ning bez słowa rzucił mi się na siłę i ścisnął mocno. Moje dłonie zadrżały, gdy wplotłem je w blond włosy rybaka. Obydwaj osunęliśmy się na ziemię i nie potrafiliśmy wyrwać się ze swojego uścisku. Dopiero po dłuższej chwili, którą spędziliśmy w całkowitym milczeniu, Song Ning odsunął się ode mnie i spojrzał mi prosto w oczy.
Wyglądał trochę inaczej. Schudł, a jego włosy zostały ścięte i teraz sięgały mu do żuchwy. Twarz miał wyjątkowo bladą, choć jego policzki w tym momencie spowił czerwony rumieniec. Mimo tego, wszędzie rozpoznałbym te lśniące, lawendowe oczy. Lśniły tak pięknie jak je zapamiętałem. Był to cały Song Ning. Mój Song Ning. 
— Naprawdę czekałeś — powiedział cicho. Po jego głosie słyszałem, że ledwo powstrzymywał łzy. — Pamiętałeś o mnie. 
— Przecież obiecałem — przypomniałem mu, delikatnie się uśmiechając.
Wtedy nieoczekiwanie Song Ning uniósł dłonie i ułożył mi je po bokach twarzy. Chwilę później przybliżył się, zamknął oczy i ku mojemu zaskoczeniu — złożył na moich ustach pocałunek. Całe moje ciało ogarnęła fala ciepła. Odwzajemniłem czułość, mocniej przyciągając Song Ning’a do siebie. Nie chciałem wypuścić go z uścisku już nigdy. 
Wszystko to trwało kilka sekund, choć ja pragnąłem, aby chwila ta była wieczna. Kochałem go i miałem nadzieję, że więcej mnie już nie zostawi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz