Niemalże zakrztusiłam się herbatą, ale udało mi się zachować poważną minę. Przynajmniej na chwilę.
- Duch, serio? - uniosłam brew, próbując ukryć rozbawienie.
- Tak! - Lena spojrzała na mnie z oburzeniem. - Nie śmiej się, on naprawdę tu jest. Wyobraź sobie, że każdej nocy słychać stukot, jakby ktoś przechadzał się po korytarzu, a czasem czuję w powietrzu zapach perfum… taki jakby z innej epoki.
- Może to wasza kotka lubi wieczorem popsocić nieco w domu? - zażartowałam.
- Ona by mnie tak nie oszukiwała - odparła Lena z pełnym przekonaniem. - Poza tym, jest jeszcze coś… Wiesz, kim jest ten duch? Starszą panią, która tu kiedyś mieszkała. Z tego co wiem, kochała przyjęcia, śpiew i tańce. Kiedy była już sama, nadal urządzała małe imprezy, gotując potrawy i przygotowując przekąski, jakby nadal miała tłumy gości.
Ta historia zaczęła mnie coraz bardziej bawić, ale i ciekawić. Czyżby dom Leny faktycznie krył jakąś tajemnicę? Dziewczyna widząc moje zainteresowanie szybko dodała:
- Cinnie, musimy sprawdzić czy to legenda! Zróbmy coś, co ta pani kochała. Urządźmy jej małą imprezę i zobaczymy, co się stanie.
Pomysł był tak absurdalny, ale po krótkiej chwili wahania zgodziłam się. W końcu, co mogło pójść nie tak?
Wzięłyśmy się za przygotowanie salonu, by przyjąć naszego gościa z zaświatów. Lena rozstawiła stare świeczniki, posypała podłogę płatkami róż, a ja w tym czasie ustawiłam na stole tacę z babeczkami i małymi kanapeczkami. Czułam się, jakbyśmy przygotowywały się na przyjęcie, tylko że dla nikogo z tego świata. W końcu nastała północ. Usiadłyśmy na kanapie i zaczęłyśmy czekać. Cisza, która nastała, wcale nie była przerażająca - była bardziej zabawna.
- Pani duchu, jeśli pani tu jest, bardzo prosimy, niech pani da jakiś znak - powiedziała Lena, starając się przybrać poważny ton.
Przez chwilę nic się nie działo. Cisza. Już miałam rzucić kolejną uwagę, gdy nagle… kanapa lekko się poruszyła. Moja przyjaciółka popatrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Cinnie… chyba to poczułam - wyszeptała.
Ja też to poczułam, ale bardziej niż duchy, podejrzewałam, że kanapa nie była najlepiej ustawiona na nierównej podłodze. Uśmiechnęłam się i postanowiłam wczuć się w atmosferę.
- Pani duchu, jeśli chce nam pani coś przekazać, jesteśmy gotowe słuchać.
I wtedy poczułyśmy zapach, woń staroświeckich perfum uniosła się wokół nas. Obydwie zamarłyśmy, bo to już nie był żart. Zapach był wyraźny i słodkawy, coś pomiędzy jaśminem a różą.
- Cin, to ona… - szepnęła Lena, przyciskając rękę do ust. - Babcia mówiła, że ta pani zawsze pachniała różami.
- No dobrze pani duchu, skoro tu już pani jest, może zatańczy pani z nami? - spytałam odważnie.
I wtedy zaczęło się coś naprawdę niesamowitego. Lena włączyła muzykę z lat pięćdziesiątych, którą jej babcia kiedyś uwielbiała. I jak na komendę, całe nasze towarzystwo - w tym może i pani duch - zaczęło się poruszać w rytm muzyki. Lena wciągnęła mnie do tańca, a ja wciągnęłam jej kotkę, kręcąc się z nią w kółko niczym w trakcie walca czy czegoś. W pewnym momencie biegałyśmy wokół salonu, machając rękami na wszystkie strony. Przyjaciółka wirowała, śmiejąc się, a ja próbowałam uniknąć jej podskoków, by przypadkowo mnie nie trafiła.
Nagle coś stuknęło w kuchni. Spojrzałyśmy po sobie i popędziłyśmy, zastanawiając się, co tym razem nas straszy. Okazało się, że jeden talerz przesunął się na skraj blatu.
- Może pani duch ma ochotę na babeczkę? - powiedziałam żartobliwie.
Głos muzyki jakby się podgłośnił, a rytmiczne nuty ponownie wciągnęły nas do tańca.
- No dobrze, pani duchu! - krzyknęłam w stronę powietrza. - Skoro pani już tu jest, niech pani bawi się dobrze!
I tak wieczór zakończył się na śmiechu, tańcu i chaotycznym rozgardiaszu. Kiedy muzyka ucichła, obie poczułyśmy, że obecność dawnej gospodyni zniknęła. Wszystko wróciło do normy - cisza, spokój, a jedynym śladem po naszym gościu były przewrócone świeczniki i rozsypane płatki róż.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz