17 listopada 2024

Od George'a - Pluszak

TW: myśli samobójcze, ale tak tylko trochę
Nadeszła jesień. Na drzewach kołysały się kolorowe liście, które opuszczały gałęzie z każdym podmuchem wiatru. Wędrując po chodnikach Stellaire, przydeptywane były jedynie w godzinach szczytu. Wraz ze skróceniem dnia wiele osób decydowało się na przesiadywanie w domach. Nie tylko natura powoli zasypiała, ale też i ludzie. Mimo to umysł George'a był nieskażony odpoczynkiem. Przerzucając się z boku na bok, nie mógł wyrzucić ze świadomości daty, którą podpowiadał mu ekran telefonu. Siedemnasty listopada oznaczał jego urodziny.
Społeczeństwo próbowało wmówić mu, że miał to być jego najszczęśliwszy dzień w roku, w którym powinien czuć się otoczony troską przez znajomych czy rodzinę. Jednocześnie jego środowisko starało się, by nie pomyślał nigdy, że na cokolwiek podobnego zasługuje. W urodziny samotność wyjątkowo go dobijała, a blizny wręcz błagały o ponowne krzywdy.
Łzy bezdźwięcznie spadały na kruche, jasne włosy chłopaka, które przepuszczały część kropli na poduszkę. Wbrew woli i jego staraniom, był rok bliżej pełnoletniości. Brak znajomości, specjalnych zdolności czy nawet dostatecznych ocen zapowiadał mu trudną przyszłość. Chociaż było już źle, całym sercem wierzył, że nie czeka go w życiu nic dobrego. Mimo to zdradziecki organ dalej bił, a George zastanawiał się dlaczego. Jego lewa dłoń spoczęła na prawym nadgarstku. Poczuł nieśmiały puls, który przypominał mu o każdym momencie prób ucinania go. Pamiętał chwile, w których wydawało mu się, że nie będzie już dla niego powrotu do świata żywych, a mimo to za każdym razem przebudzał się, a jego dzień kończył się zdzieraniem upartej czerwieni z miejsca zbrodni. Nieważne jak bardzo się starał, właśnie rozpoczynała się pierwsza dobra jego życia jako szesnastolatek. Przetarł zapłakane oczy. Miał na swoją śmierć tyle samo nadziei co na szczęśliwsze życie.
W pokoju obok zapaliło się światło. Chłopak domyślał się, że było to jednoznaczne z faktem, że urodzinowej nocy nie udało mu się wcale zasnąć. Po chwili słyszał już swoją matkę, przygotowującą się, by wyruszyć w drogę do pracy. On sam powinien rozpocząć własną poranną rutynę, zwłaszcza zważając na to, ile nieobecności zdążył już sobie wyrobić w czasie krótkiego roku szkolnego. Mimo to przewrócił się na drugi bok tak, by zwrócony być do wejścia do pokoju plecami. Okazało się to być odpowiednim wyborem, bo niedługo po tym drzwi zaskrzypiały cicho, a w progu stanęła jego matka. Z ulgą stwierdził, że nie będzie musiała widzieć jego zmęczonej twarzy.
— George — wyszeptała, tonem tak delikatnym, że wcześniejsze myśli łamały chłopakowi serce — śpisz?
Nie mógł odpowiedzieć. Przynajmniej nie bez ujawniania swojego stanu. Zacisnął więc oczy i starał się udawać, że był wolny od bezsenności. Kobieta wkradła się ostrożnie wgłąb mrocznego pokoju. Czuł, jak stoi przy łóżku, jakby nie była do końca zdecydowana co do swojego postępowania. W końcu usłyszał, jak na pobliskiej szafce postawiła tajemniczy przedmiot. Zaintrygowany zmarszczył brwi. Zachowanie było dla niej niecharakterystyczne, zwłaszcza w jego urodziny. Po krótkiej chwili drzwi do pomieszczenia zamknęły się, a jakiś czas potem zauważył dźwięk zamykania drzwi wejściowych mieszkania. Domyślił się, że oznaczało to, że jego matka wyszła już do pracy. Dopiero wtedy czuł się wystarczająco bezpiecznie, by zwrócić swój wzrok na przedmioty zostawione w jego pokoju przez kobietę. 
Na powierzchni znajdującej się najbliżej łóżka zauważył nieznajomy mu kształt. Z samego konturu nie był w stanie odgadnąć tożsamości prezentu. Gdy go dotknął, był zaskakująco puchaty. Podniósł się, by sięgnąć do sznurka, za który pociągnął. Do pomieszczenia wpadła odrobina porannego światła.
Z trudnością odszyfrował, że na szafce znajdował się pluszak. Uniósł brwi w zaskoczeniu. Przerzucił nogi na podłogę, by usiąść na skraju łóżka. Wyciągnął rękę po nowego pluszowego przyjaciela i postawił go na swoich kolanach. Wpatrując się w jego oczka, próbował odnaleźć logikę w zachowaniu matki. Nieważne jak długo szukał innych motywów, puchaty, brązowy misiek musiał być prezentem urodzinowym. 
Nie wypuszczając misia z rąk, cofnął się w kąt łóżka, gdzie oparł się o poduszkę. Znów ciepłe łzy spłynęły na wciąż wilgotne, chłodne policzki. Nieznane uczucie było przytłaczające, zwłaszcza gdy przycisnął pluszaka do klatki piersiowej. Wkrótce wyczerpanemu płaczem chłopakowi udało się zasnąć, ale mimo snu trzymał maskotkę blisko siebie. Tuż przy jego sercu znajdował się dowód na to, że jest ktoś, kto twierdzi, że George zasługuje na troskę.
przepraszam za wszystkie szkody jakie mu kiedykolwiek wyrządziłem fr

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz