14 listopada 2024

Od Cinnie - godzina

Tego poranka, jak zwykle przy śniadaniu, skrolowałam bez celu internet w poszukiwania zajęcia na ten dzień. Nagle wpadłam na coś, co od razu przykuło moją uwagę: artykuł zatytułowany „Znamy twoją godzinę przeznaczenia!”. Już po kilku pierwszych zdaniach dowiedziałam się, że wystarczy odpowiedzieć na kilka prostych pytań, by ustalić, w którym momencie dnia wydarzy się coś niezwykłego, a może nawet zmieni moje życie. Brzmiało to nieco mrocznie, ale i intrygująco.

Z nudów i zabawy obliczyłam swoją godzinę przeznaczenia, która według magicznych skryptów miała wybić dokładnie o 16:16. Nie mogłam tego traktować poważnie, więc parsknęłam śmiechem i zapomniałam o tym aż do popołudnia. W ciągu dnia udałam się na kilka godzin do biura, wybrałam się na zakupy i nawet udało mi się wcisnąć w strój sportowy i poćwiczyć pilates, ale w końcu i mi zaczęło się nudzić. 

Z braku pomysłów na zajęcie przypomniałam sobie o godzinie przeznaczenia. Zbliżała się 16:00, a ja, choć nie wierzyłam, że coś magicznego mogłoby się wydarzyć, zaczęłam się nieco stresować. „Bez paniki Cin”, mówiłam do siebie, siedząc na kanapie w salonie i wpatrując się w zegarek na telefonie, który bezlitośnie odliczał kolejne minuty. To musiał być głupi żart, no bo w końcu to był tylko internet, miejsce pełne niespodzianek i pranków, prawda?

Gdy zegar wybił 16:10, poczułam lekki niepokój. Patrzyłam na wskazówki zegara, starając się przewidzieć, co się może stać. Moje myśli zaczęły wymykać się spod kontroli. A co jeśli coś naprawdę miało się wydarzyć? Może coś faktycznie miało zmienić moje życie? Przez głowę przelatywały mi absurdalne scenariusze: że usłyszę tajemniczy dzwonek do drzwi, w skrzynce znajdę jakieś tajemnicze pismo lub dostanę wiadomość od dawno zapomnianego przyjaciela.

O godzinie 16:14 serce biło mi jak szalone. Siedziałam nieruchomo, nasłuchując każdego szelestu. Nawet cisza wydawała się podejrzana. Spojrzałam na zegar - 16:15.

- Jeszcze minuta - wyszeptałam do siebie, jakbym miała ujawnić jakąś tajemnicę.

Gdy wybiła 16:16, wstrzymałam oddech i… absolutnie nic się nie wydarzyło. Minęła sekunda, potem kolejna. Wciąż nic. Zerknęłam na telefon. Może źle obliczyłam czas? Ale zegar jasno pokazywał godzinę przeznaczenia. Wtedy nagle, dokładnie w tej samej chwili, zza drzwi usłyszałam głośny dźwięk. Serce podskoczyło mi do gardła. To był ten moment?

Pobiegłam do drzwi, wyobrażając sobie nie wiadomo co - czy będzie tam jakiś tajemniczy posłaniec? Może koperta z jakimś napisem? Albo dziwny, zagadkowy pakunek? Gdy otworzyłam drzwi, zobaczyłam tylko sąsiadkę z naprzeciwka, starszą panią Ellis, która z uśmiechem patrzyła na mnie, trzymając w ręku dużą, materiałową torbę. Zdezorientowana zapytałam:

- Eee tak? W czym mogę pomóc?

- Cinnie, kochanieńka! Widzisz, popsuła mi się pralka, a potrzebuję przeprać kilka rzeczy. Może byłabyś tak miła i pozwoliła mi skorzystać z waszej pralki? - zapytała.

Nie wiedziałam, czy mam się śmiać czy płakać. Oto moja godzina przeznaczenia - pranie sąsiadki. Przygryzłam wargę, żeby nie parsknąć śmiechem i zaprosiłam ją do środka. Poczułam wielką ulgę, ale i lekkie rozczarowanie. Próbując zamaskować zawód wskazałam jej pralkę. Starszą kobieta długo ustalała program, marudząc przy tym, że wszystkie te „nowoczesne maszyny mają za dużo przycisków” i że „kiedyś to było”.

Myślałam, że to koniec, ale nie. Pani Ellis okazała się gadatliwa i zafascynowana tematem przepisów na kiszone ogórki. Przez następne pół godziny opowiadała mi o idealnych proporcjach soli i przypraw, o tym, jak ząbek czosnku zmienia smak i dlaczego każdy ogórek trzeba specjalnie przygotować, inaczej będzie za kwaśny. Słuchałam jej, przytakując, co jakiś czas rzucając ukradkowe spojrzenia w stronę pralki, której program powoli dobiegał końca.

W końcu, gdy pralka się zatrzymała, byłam niemal wdzięczna. Pomogłam sąsiadce wyciągnąć pranie i zanieść je do jej mieszkania, a ona, szczęśliwa, wręczyła mi w podziękowaniu słoik kiszonych ogórków.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz