14 listopada 2024

Od Yangcyna – Fan

Yangcyn potrafił siedzieć na komisariacie godzinami.
Dobra, lekko przesadził, bo bardziej wolał polować, znaczy się, gonić przestępców, ale niestety nie miał do tego zbytnio okazji. Jak już go brano do spraw, to zwykle jedynie na miejsca zbrodni, żeby użył swoich cudownych rączek do pomocy przy odzyskiwaniu dowodów lub innych dupereli. Ale przynajmniej udało mu się zaprzyjaźnić z Andreą, a ponieważ Andrea przyjaźniła się też z Fienną, czasami to ona zabierała ogoniastego chłopaka do pomocy. Jego horyzonty stopniowo się poszerzały!
Ogólnie spędzał całkiem sporo czasu na komisariacie, a już na pewno więcej niż przeciętny obywatel Novendii. Lubił tam zaglądać, cieszyć innych swoją obecnością, nawet jeśli nie wszyscy się cieszyli na jego widok, ale dobra, po prostu nie doceniali! Hmpf, któregoś dnia stanie się niesamowitym detektywem i oni będą żałować, że wcześniej się z nim nie dogadali!
Mniejsza.
Tego dnia również miał w planach posiedzieć trochę na komendzie. Niestety na ten moment Fienna i zespół, do którego należała, pojechał na jakąś akcję, a on oczywiście nie dostał pozwolenia na dołączenie, bo nie zdawali jeszcze sobie sprawy, jak super mógł ogarnąć wszystkich przestępców, zwłaszcza że miał między innymi wojskowe doświadczenie. Kręcił się zatem po korytarzach, wypytując innych o Andreę, żeby jej potowarzyszyć. Wreszcie dostał informację, że znajdzie ją w jednym z pokojów przesłuchań.
I och, jak dobrze się zapowiadał ten dzień!
Wysoki, umięśniony blondyn, którego przesłuchiwała Andrea, był mega dobrze ubrany. Już trochę czasu minęło, odkąd Cynk spotkał kogoś o tak wspaniałym guście – ta koszula ze zdobieniami, te lśniące buty na obcasach, różowe okulary, och, to puszyste, różowe futro! Yangcyn kochał futra! Aż zaczął trochę żałować, że ubierając się dzisiaj, nie wybrał swojego tylko czerwoną, pikowaną kurtkę... aczkolwiek była ona jego nowym nabytkiem i chciał się pochwalić.
Krótko po nim przyszedł ktoś jeszcze. Yangcyn zmierzył go uważnie wzrokiem, uniósł jedną brew. Kojarzył – to był jeden z tych agentów specjalnych, którzy w ramach jakiegoś projektu rozpoczęli ścisłą współpracę z policjantami. Demon nie ukrywał, z początku każdego z nich trochę unikał. Detektywi to jedno, ale agenci specjalni zawsze zbyt mocno się wszystkiemu przyglądali, zwracali uwagę na zbyt wiele szczegółów. Przez to obawiał się, że będzie dla nich podejrzany w kwestii wyglądu i umiejętności. Na szczęście okazało się, że przyszli tu pracować głównie ci wyglądający, jakby myśleli tylko o emeryturze. Plus w razie czego Fienna by stanęła po jego stronie, więc się uspokoił.
Mimo to w chwili, w której mężczyzna został zaciągnięty przez Andreę do stołu, demon wyczuł od niego coś podejrzanego. Przyjrzał mu się dokładnie, zmrużył nieco oczy, machnął końcówką ogona, zarzuconego na uda (by nie dotykał brudnej podłogi).
Gdy agent zajął czwarte, ostatnie dostępne w tym pomieszczeniu krzesło, przesłuchiwany blondyn przyjrzał się całej trójce. Wtem jego usta wygięły się w dosyć charakterystycznym półuśmiechu; wargi na moment odsłoniły długi, prawdopodobnie wampirzy kieł.
— Trójka gliniarzy na mnie jednego — powiedział. — Myślicie, że tyle już na pewno wystarczy?
Andrea zamierzała coś powiedzieć, ale niespodziewanie wyprzedził ją Yangcyn:
— Słyszeliście? Trójka!
Uśmiechnął się dumnie, podparł ręką podbródek, prostując kciuk wraz z palcem wskazującym w geście podkreślenia swojej twarzy.
Ha, trójka! Też został uznany za policjanta! Serio, oni powinni od razu go tu przyjąć, a nie czekać na jakieś papiery!
Ciemnowłosy mężczyzna wyjrzał na niego zza Andrei, przyjrzał mu się dokładnie, nie ukrywając zbytnio pewnego rodzaju konfuzji. Spojrzał na widoczny na ciemnych jeansach ogon.
— Ty jesteś tym gówniarzem, co się kręci po komisariacie? — rzucił, unosząc jedną brew.
Yangcyn wymienił z nim spojrzenie, zamierzał zaczesać ręką włosy, ale przypomniał sobie, że na głowie spoczywały białe okulary przeciwsłoneczne. Zamiast tego tylko musnął palcami część grzywki.
— Jestem przyszłym policjantem!
— Czyli jeszcze nie.
Demon mimowolnie się skrzywił na te słowa.
— Dobra — zaczął spokojnie — ale jestem oficjalnym konsultantem!
— Konsultantem? — powtórzył za nim coś powątpiewająco.
— Andrea potwierdzi.
Wzrok wszystkich, włącznie z blondynem, powędrował do policjantki. Zombie popatrzyła po nich, cicho westchnęła.
— Yangcyn jest przydatny oraz zna się ze starszą sierżant Fienną Ramondą, więc ma przepustkę — powiedziała.
Obojętnym ruchem odsunęła nieco na bok akta, zaś przysunęła bliżej laptopa. Otworzyła go, odpaliła aplikację Words do pisania dokumentów.
Tak, Yangcyn naprawdę był przydatny i tego nikt nie mógł zaprzeczyć. Nawet komendant powiedział, że będzie trzymał kciuki za jego drugie podejście do egzaminu! Ha, z takim dopingiem to tym razem na pewno zda! Już się nie mógł doczekać, jak wreszcie będzie mógł sam świecić plakietką! A jako detektyw nie będzie musiał na co dzień nosić munduru. No co? Nie prezentował on najlepiej. Potrzebował poprawek. Co z drugiej strony nie znaczyło, że Yangcyn źle by w nim wyglądał. Ta twarz wszystko naprawi.
Demon wyszczerzył się w szerokim uśmiechu, podobnie jak u Dantego na wierzch również wyskoczyły wyraźne, choć nie tak długie, kły i ostrzejsze zęby przedtrzonowe. Gdy jednak natrafił wzrokiem na, oddzielonego od niego przez siedzącą w środku Andreę, agenta, pospiesznie schował ząbki za pełnymi wargami. Przyjrzał się mężczyźnie, zignorował pewne uczucie, a skupił się na samej jego osobie.
— Pan to agent specjalny, Tristan Fragarach, mam rację? — zapytał.
Słysząc te słowa, tamten uniósł brew.
— Tak — odparł. — Skąd wiesz?
— Słyszałem od innych policjantów.
Tristan milczał przez chwilę, ale w końcu spytał:
— Co słyszałeś?
— To ściśle tajne! — zabrzmiał poważnie, choć na jego twarz szybko wskoczył łobuzerski uśmiech. — Ha, zawsze chciałem to powiedzieć w dobrych okolicznościach!
Jego uszu dobiegło rozbawione parsknięcie blondyna.
To nazywasz dobrymi okolicznościami? — Skrzywił się Tristan.
— Wręcz specjalnymi! — Parsknął cichym śmiechem Yangcyn.
— Czy możemy wrócić do prawdziwego powodu całego spotkania? — wtrąciła się wtem Andrea.
Dwójka umilkła; demon przytaknął głową, zaś agent skrzyżował ręce na piersi, z westchnięciem zerknął przelotnie na papiery, które przyniósł i położył przed sobą.
Przesłuchanie zostało kontynuowane. Andrea wpierw pozwoliła sobie przepisać dane osobowe do laptopa, potem zaczęła wypytywać o szczegóły blondyna w okularach. Według pytań brał on udział w jakiejś manifestacji i pobił się z aspirant, gdy ta próbowała go ogarnąć...
Chwila, moment, pobił się z Andreą?!
Woah, co tu się wydarzyło! Nic dziwnego, że typ tu siedział, nie miał szans z policjantką! Andrea świetnie walczyła i Cynk wiedział to nie tylko z ich towarzyskiego sparingu, który sobie urządzili na policyjnym pikniku, ale też z tego, co widział, gdy raz na komisariacie jakiś koleś zaczął sprawiać problemy i kobieta momentalnie go opanowała.
Zmierzył pospiesznie wzrokiem przesłuchiwanego, popatrzył na obity kąt ust. Mimowolnie aż się skrzywił.
A potem zjechał spojrzeniem na ubiór i kompletnie olał całe przesłuchanie. Nadal nie mógł z outfitu blondyna. Uwielbiał dobór ciuchów, uwielbiał ich krój, kolory, wszystko.
Chyba został fanem.
Zastanawiało go, ile to futro kosztowało. Ten odcień różu był po prostu niesamowity, taki żywy, tak nieczęsto spotykany wśród ubrań, ach. Jeszcze te złote guziki. Ciekawe, czy była również wersja z takimi w kolorze srebra. Przez bransolety Yangcyn był skazany na noszenie platyny czy cokolwiek srebropodobnego, bo nie mógł przecież mieszać złota ze srebrem, tak się nie robiło. A szkoda, bo ponosiłby złoto. Ze srebrem tak naprawdę nie miał zbyt dobrej relacji, ponieważ czyste w takich ilościach, w jakich on czasami nosił biżuterię, osłabiało go, a już wystarczyły te głupie kajdanki, których nie mógł zdjąć.
W ogóle skąd mężczyzna wytrzasnął koszulę z takimi zdobieniami? Tak trudno było coś takiego znaleźć! Yangcyn często łaził po sklepach, a rzadko kiedy trafiał na rzeczy w tym stylu. Jak już, to były diabelsko drogie. Może blondyn miał gruby portfel? Nie, inaczej by tu nawet nie siedział. Wow, on serio się dobrze ubierał, do tego stopnia, że można było go posądzić o bycie bogaczem.
— Tristan, może byś o coś zapytał naszego przesłuchiwanego? — rzuciła do agenta Andrea, zapewne zauważając, że od pewnego czasu nie odezwał się on słowem.
Tristan coś burknął pod nosem, ale cokolwiek zamierzał powiedzieć, musiało poczekać, ponieważ niespodziewanie wepchał się w rozmowę Yangcyn.
— Ja mam istotne pytanie. Chwila, jak on się nazywa? — nieco ciszej rzucił do Andrei, zapuścił żurawia do ekranu laptopa.
— Selachinius...
— Wystarczy Dante — wtrącił się blondyn, poruszył delikatnie nogami, wciąż je trzymając na kancie stołu.
Demon uśmiechnął się szeroko, usiadł prosto. Poprawił na sobie kurtkę wraz z czarnym T-shirtem z grafiką przedstawiającą biały obrys głowy jelenia.
— Yangcyn, ale wystarczy Cynk. — Puścił oczko. — Dobra, to teraz pytanie.
Wszyscy popatrzyli na niego z wyczekiwaniem, nastała cisza.
— Gdzie ty się ubierasz?
W pomieszczeniu rozległo się głośne westchnięcie, należące do Tristana. Andrea podparła ręką czoło, również cicho westchnęła.
Jedynie Dante uśmiechnął się szeroko, spomiędzy warg błysnęły kły.
— Sam sobie szyję większość ubrań — powiedział lekko, acz z wyczuwalną dumą w głosie.
— Żartujesz!
— Yangcyn — upomniała go Andrea.
— No wiem, wiem! — jęknął. — Prowadzisz własny biznes? — rzucił znów do Dantego.
— Pracuję w zakładzie krawieckim.
Końcówka ogona momentalnie zaczęła całkiem szybko się wyginać, z każdym podniesieniem wyglądając ponad stół.
Sam szył swoje ciuchy! Toż to był geniusz! Taki to miał dobrze – wystarczyło znaleźć jakieś materiały i mógł zaprojektować, co tylko sobie wymarzył. Dowolny krój, dowolny wygląd, dowolne wszystko! Cynk dałby sobie uciąć rękę, że Dante chodził do sklepów odzieżowych częściej w poszukiwaniu inspiracji niż z zamiarem kupienia czegokolwiek. Ach, pewnie jeszcze taniej mu wychodziło za robienie własnych ubrań.
Nic nie było w stanie opisać tego, jak bardzo w tym momencie demon był zazdrosny.
— Proszę, muszę znać adres! Albo chwila, mogę... — Nachylił się znów do laptopa.
— Yangcyn, gdzie jest Fienna? — spytała spokojnie Andrea.
— Już milczę.
Plecy wreszcie spoczęły na oparciu krzesła, ogon zastygł w bezruchu. Demon spuścił nieco głowę, wydął usta w grymasie.
Dobrze wiedział, że trwało teraz przesłuchanie i powinien zachować powagę sytuacji, ale po prostu nie był w stanie siedzieć na ten temat cicho! Nie jego wina, że potrafił tak bardzo się podekscytować! To znaczy, okej, jego wina, ale... Ech.
Obiecał, że już nie będzie gadał nieistotnych w tym momencie rzeczy, ale jeszcze spojrzał na Dantego. Skinieniem głowy skupił na sobie jego uwagę, wskazał palcem swoje usta.
— Potem ci ogarnę ranę, cool? — Pokazał na dłoni gest „OK”, puścił oczko.
Usłyszawszy to, Dante uniósł brew. Popatrzył na niego sponad różowych szkiełek.
— Nosisz ze sobą maść?
— Co ty — machnął niezgrabnie ręką — na co maść, kiedy mam niezawodny sposób...!
— Yangcyn — usłyszał wtem.
Odwrócił głowę, wymienił się spojrzeniem z Andreą. Spojrzał na jej oczy, martwe, ale wiele przekazujące. W stu procentach wiedział, co mówiły. I gdyby posiadał zwierzęce uszy, dokładnie w tej chwili przyległyby do głowy.
— Już wychodzę — powiedział tonem zbitego psa.
Wstał od stołu, zasunął za sobą krzesło. Trzymając nisko, prawie przy ziemi ogon, ruszył do drzwi; położył dłoń na klamce, pociągnął do siebie. Stojąc w progu, jeszcze jeden, ostatni już raz popatrzył na Dantego.
— Będę czekał — szepnął do niego, wskazał palcem korytarz.
A potem czmychnął z pokoju przesłuchań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz