TW: krew (duh), przemoc, rozmowy o torturach
Posada kustosza muzeum wcale nie była taka zła. Nikandros przeżyła najróżniejsze prace, nim trafiła na tę, która usatysfakcjonowała ją w pełni. Kuchciła w restauracjach, pisała recenzje sztuk i wystaw, pomagała rzeźnikowi, pracowała w czyimś ogrodzie, była luzakiem w stadninie. Nic, czego chciała dotknąć i spróbować, nawet z czysto ludzkiej ciekawości, nie było poza jej zasięgiem. Jednak to dopiero dzięki pracy w muzeum, zajmowaniu się ustawianiem co nowszych wystaw, decydowaniu, na czym osiądzie głodny sztuki wzrok zwiększającego, poczuła, że dotarła do swego celu.
Bycie kuratorem wystawy o narzędziach tortur trafiło jej się akurat przypadkiem. Trudno powiedzieć, skąd w ogóle wziął się pomysł na taką wystawę. W końcu to dość kontrowersyjny temat – nie każdy chciał oglądać maszyny destrukcji, zabijające człowieka w kilka sekund (lub, gdy naszła na to potrzeba, wiele godzin czy dni). Ale z drugiej strony ludzie dwoili i troili sie, by dojrzeć obrazy k tematyce wojennej, świdrowali zainteresowanym wzrokiem miecze, pistolety i zbroje. A czy wojna naprawdę była lepsza? Co czyniło ją szlachetniejszą? W końcu i miecz sam nie trafił wroga – musiał być dzierżony, celowany i pchnięty przez kogoś. Podobnie jak narzędzia tortur. Żadne z nich nie działało samoistnie. Ludzkiej zagładzie winny był nikt inny, jak tylko jego brat. Nie bez powodu nadal istnieje we współczesnym słowniku powiedzenie człowiek człowiekowi wilkiem.
Człowiek człowiekowi Bestią.
Idea wystawy została zaproponowana przez jednego ze sponsorów muzeum, tego, którego kieszenie były na tyle głębokie, że grono dyrektorskie nie musiało długo namyślać się nad decyzją. Mało było chętnych na posadę kuratora takiego tematu. Nikandros, jedna z trzech, podniosła rękę. Miała szczerze dosyć zajmowania się zatęchłym obrazami starych rodów arystokracji. Wystarczająco dużo widziała ich na ścianach Srebrnej Kety.
Nie musiała nawet nikim manipulować – dostała pozycję kuratorki tejże wystawy całkowicie bezboleśnie. Może uważali, że robią w jej stronę dobry uczynek albo że zna się na temacie lepiej, niż pozostali kandydaci ze względu na swoją historię. Na pochodzenie. Nikandros pozostawiła im tę sprawę do interpretacji.
Muzea straciły popularność w ostatnich latach. Przestały być tak licznie uczęszczane, jak kiedyś, a korytarze zaczęły zionąć pustkami w niektórych dniach. Może nie wszystkie muzea, ale Sztuki Historycznej zdecydowanie. Trudno powiedzieć, czy to przez samą tematykę, czy też przestarzałe, mało interaktywne w porównaniu z konkurencją.
Dlatego, Nikandros w pewnym sensie rozumiała drastyczną decyzję, jaką było otwarcie wszystkich wystaw bez ograniczenia wiekowego. Jak przy subtelnych obrazach skąpo ubranych kobiet i mężczyzn dzieci nie musiały się zbytnio zastanawiać nad kontekstem (przynajmniej nie tak, jak dorośli. W końcu dla dziecka ciało to ciało. I nic więcej), tak narzędzia tortur były zdecydowanie mniej wieloznaczne. Próbowała to wytłumaczyć radzie zarządzających, że jeszcze rodzice czy nauczyciele wyślą morze skarg w ich stronę, i wtedy to już w ogóle nie będzie miał kto zwiedzać muzeum, ale oni zbyli ją machnięciem ręki.
– Napiszemy, że wstęp na własną odpowiedzialność, nie odpowiadamy za skutki. Przecież i tak to nie jest instalacja rekonstrukcyjna. To tylko stare, zardzewiałe maszyny.
– Dzieci mają w sobie tę makabryczną ciekawość. Myślę, że będzie dużo chętnych do obejrzenia tej wystawy – rzucił drugi, dyrektor marketingu czy czego innego – Nie mów mi, że jako dziecko nie chciałaś dotknąć martwego ptaka leżącego przy ulicy, czy rozgniecionej myszy.
Otaksował Nikandros spojrzeniem, jej misternie ułożone włosy, jej wyprasowany w kant garnitur i skórzaną teczkę na dokumenty. Wzruszył ramionami.
– Chociaż pewnie ty tego w życiu nie doświadczyłaś.
Nikandros zacisnęła usta w wąską linię. Widziała wiele martwych stworzeń w dzieciństwie. Ale powstrzymała się przed komentarzem.
Faktycznie, z obniżoną ceną biletów i wstępem na wszystkie wystawy, muzeum stało się jakoś takie mniej opustoszałe. Przynajmniej przez kilka dni. Nikandros nie udało się wynegocjować gablot dla wszystkich zabytków, więc zmuszona była patrolować salę w godzinach najgęstszego ruchu. Większość dzieci bała się nawet podchodzić do aksamitnych lin odgradzających narzędzia, a ich rodzice, zamiast pochylać się nad tabliczkami z informacjami, sami wybąkiwali pod nosem swoje własne rozwodnione wytłumaczenia. Nikt z tłumu nie odznaczał się niczym ani wyglądem, czy znudzeniem. No, może oprócz jednej osoby.
Mężczyzna był wysoki, z nader dziecięcą twarzą, kontrastującą z przestarzałą modą jego ubrań. Jakby przywołany z transu, zwrócił wzrok na Nikandros. I nie przestał patrzeć, aż do niego podeszła. Wyprostowała ramiona i podniosła głowę w górę, przewracając pracowniczą plakietką między palcami.
– Mogę w czymś pomóc?
Mężczyzna zatrzepotał rzęsami, spojrzał na identyfikator Nikandros i uśmiechnął się lekko. W ciepłym świetle muzealnych lamp mignęły ostre kły. Lohengrin nie odwzajemniła grymasu.
– Pani jest kuratorką tej wystawy, prawda? Świetnie się składa. Mam kilka pytań.
Nikandros kiwnęła głową, wciąż kątem oka obserwując salę. Na szczęście nie była jedyną osobą z pracowników kręcącą się po wystawach. Chociaż chyba jedyną kompetentną.
– Mówiąc czysto hipotetycznie – mężczyzna (a raczej chłopak, bo gdy tak Nikandros przyjrzała się jego rysom, to nie mógł mieć więcej, niż dwadzieścia-kilka lat) zamyślił się na chwilę, jakby próbował ubrać pytanie w odpowiednie słowa – które z narzędzi najbardziej nadawało się na upuszczanie krwi?
Nikandros podniosła brew. To ciekawe. Zuchwałe dziecię. Mężczyzna założył włos za ucho i zmrużył oczy.
– Piszę esej na studia w podobnym temacie. Pomyślałem, że lepiej dowiedzieć się u źródła, niż… grzebać w internecie.
Znów zatrzepotał rzęsami, jakby próbował wywołać na Nikandros wrażenie. Albo tą swoją słodką, dziecięcą buźką jakoś ją zmanipulować. Coś było z nim ewidentnie nie tak.
– Dwie przecznice stąd jest publiczna biblioteka z szerokim działem historycznym. Na pewno znajdzie coś pan w szeregach ichniejszych zbiorów. Mogę się zapytać, jak brzmi problem eseju?
– Upuszczanie krwi. W kontekście historycznym – chłopak powtórzył uparcie.
– Upuszczanie krwi było zabiegiem leczniczym. To jest wystawa historycznych narzędzi tortur.
– No tak, ale… – młodzieniec westchnął, przewrócił oczami. Przez chwilę wydawałoby się, że poddał się całkowicie, jednak jego spojrzenie nagle stężało. Rzucił rękawicę – inaczej. Czy którekolwiek z narzędzi przedstawionych na wystawie miała jakikolwiek związek z upuszczaniem krwi? Pozbywaniem się krwi z ciała?
Nikandros rozejrzała się po sali. Nikt nie potrzebował pomocy, żadne dziecko nie wdarło się na jeden z kozłów, czy do (ironicznie postawionej przy drzwiach) żelaznej dziewicy. Nie było ucieczki przed natrętnym wampirzęciem.
– Większość narzędzi tortur opierała się na sprawianiu bólu przy utrzymaniu świadomości torturowanego. Upuszczanie zbytniej ilości krwi liczyłoby się z omdleniem. Prościej mówiąc, mijałoby się z celem.
Na twarz młodzieńca wpłynął niezadowolony grymas, jednak nie skomentował odpowiedzi. Obrócił się na pięcie i już miał odchodzić, kiedy Nikandros odchrząknęła. To zatrzymało jego ruch.
– Cokolwiek planujesz, dobrze radzę zaprzestać. Nie skończy się to dobrze.
Wiampirzątko napięło ramiona tak, że wspięły mu się aż po uszy, jednak zauważywszy, że fasada fałszywego celu opadła jak ciężka kurtyna, jego spojrzenie stało się stalowe. Podniósł głowę, jakby próbował zdominować Nikandros swoją posturą, i zza zaciśniętych zębów wysyczał;
– Zrobię, co tylko chcę. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, stara prukwo, ile ja czekałem, żeby spróbować ludzkiej krwi. Zniknij mi z oczu, jeżeli chcesz przeżyć tę noc.
Jeżeli stwierdzenie jakkolwiek ją ruszyło, nie dała tego po sobie poznać. Jedynie zmrużyła oczy, kiwnęła minimalnym ruchem głową, i odeszła od młodzieńca.
Piwnicę zalewał półmrok nocy rozświetlonej jedynie jedną lampą. O ściany obijał się szum starego winyla. Nikandros zakasała rękawy.
Zanuciła melodie prostej, kabaretowej zaśpiewki, machnęła biodrami w rytm skocznego, rozstrojonego pianina. Łańcuchy zwieszone u sufitu jęknęły, zagruchotały w kontrapunkcie, kiedy ciało zawieszone na nich zadrżało. Musiał wreszcie się obudzić.
– Chociaż nie istniała tortura stricte związana z upuszczaniem krwi, w historii przewijał się temat zmieniania toru jej ruchu, by sprawić ciału ból. Pomyśl o tym jak o odwróceniu kursu rzeki.
Długie włosy szurnęły po brukowanej podłodze, gdy próbował wyszarpać się z więzów. Nikandros obejrzała leżące na stole, przygotowane wcześniej, przyrządy. Jej dłoń wylądowała na lancecie, krótkim, z ostrzem nadal w plastikowej poszewce.
– Solmaryjska inkwizycja szczyciły się… mało honorowymi sposobami zajęcia się wrogami. Jeden z nich polegał na zawieszeniu więźnia do góry nogami, za stopy, na kilka godzin. Tak, by większość krwi miała czas spłynąć wzdłuż ciała. Chwalmy grawitację, bez niej większość metod tortur nie mogła mieć miejsca.
Jęknął, jego wzrok był rozmazany, nieogarnięty. Prawdopodobnie stracił czucie w nogach, zanim odzyskał przytomność.
– Więcej krwi w obiegu serce-mózg oznaczało, że więzień mógł dłużej utrzymać świadomość.
Nikandros odłożyła lancet, zamiast tego wzięła do ręki coś większego i ostrzejszego.
– Jednym z ulubionych sposobów pozbywania się wrogów, politycznych czy też nie, przez solmaryjską inkwizycję, zaczynał się właśnie od zawieszenia ich do góry nogami. Potem kaci zaopatrywali się w piłę, czy inny ostry i długi przedmiot, gotowy przeciąć skórę jednym ruchem. I przepoławiali takiego więźnia na pół.
Zachłysnął się powietrzem, zakrztusił śliną. Nikandros stała blisko, ale w takiej odległości, by nadal mógł widzieć jej twarz.
– W ten sposób więzień nie umierał od razu z wykrwawienia, bo większość płynów dotarła do górnej części jego ciała. Którą przepołowiono jako ostatnią.
Jęknął jeszcze raz, po raz ostatni próbując wyrwać się z więzów, ale powoli tracił siły. Nikandros wydała z siebie tsknięcie, dźwięk dezaprobaty.
– Przeciętny człowiek ma w ciele około pięciu litrów krwi. Wystarczy, że straci dwa i pół, trzy, żeby zginął. Ale ty – przykucnęła przy jego twarzy, odgarnęła przepocone kosmyki z czoła – jesteś pewnie pełen obcej krwi. Nadęty, jak komar po żywieniu się na grubej świni. Ciekawe ile ty krwi stracisz, zanim wyzioniesz ducha.
Podniosła się, przydeptując włosy obcasem na tyle, że poczuł napięcie na czaszce.
– Może to cię nauczy szacunku do starszych.
Łańcuchy znów zagrzechotały, tym razem, bo ciało upadło z gruchotem kości na ziemię. Nikandros przejechała językiem po zębach. I wyszła z piwnicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz