16 listopada 2024

Od Song Ana - Gwiazda

— Song Ning często pytał o Grom? — dopytywał Song An, nie kryjąc swojej ciekawości.
— Odkąd mu o nim powiedziałem, prawie codziennie — odparł bóg burzy. — Bardzo chciał zobaczyć naszą górę. Ja jedynie żałuję, że nigdy nie zdążyłem mu jej pokazać.


Z każdym dniem Song Ning czuł się coraz gorzej. Wyglądał, jakby całe życie powoli z niego ulatywało. Jego oczy zaszły mleczną mgiełką, policzki zapadły się, a on sam niewyobrażalnie schudł. I to wszystko w przeciągu kilku krótkich tygodni.
Wiosenne dni powoli przeradzały się w ciepłe lato. Wraz z rosnącą temperaturą narastała moja nadzieja, że i Song Ning rozpromienieje i poczuje się lepiej. Wierzyłem, że jeśli doba stanie się dłuższa, gorące słońce napełni mojego ukochanego mężczyznę lepszym samopoczuciem.
Były to jednak zupełnie złudne myśli. Stan Song Ning’a się nie poprawia. Podawałem mu najlepsze zioła, jakie tylko potrafiłem znaleźć. Wszystko to jednak było daremne. Nieważne, jak się starałem, miałem wrażenie, że życie najbliższej osoby przecieka mi przez palce.
Wiesz, były to czasy mojej młodości. Jeśli właściwie mogę to tak nazwać, ponieważ na tamtą chwilę miałem już setki lat na karku. W każdym razie dążę do tego, że nie znałem wtedy do końca wszystkich moich boskich możliwości. Wiązał się z tym brak doświadczenia i skupienie na jedynie sprawach związanych z burzową domeną. Z wiedzą, którą posiadam dzisiaj, myślę, że sprawy potoczyłyby się kompletnie inaczej. Dążę do tego, że zabrakło mi wtedy informacji na temat swoich własnych możliwości. Czasem myślę o tym, że gdybym miał więcej czasu albo spotkałbym Song Ning’a trochę później, nasza historia wyglądałaby inaczej.
Szybko mijające dni działały jednak na naszą niekorzyść. Zamiast szukać rozwiązań, skupiłem się na tym, aby spędzić z ukochanym jak najwięcej wspólnych chwil. Wykorzystać wszystkie, jakie nam zostały. Dzisiaj pewnie zachowałbym się inaczej. Nie dopuścił do tego, co wkrótce miało nadejść.
Nie zapomnę naszego ostatniego wspólnego wieczoru nad naszą rzeką. Był ciepły. Najcieplejszy w tym roku. Mimo tego Song Ning dalej siedział szczelnie okryty moim płaszczem, z którym przez ostatnie dni się nie rozstawał.
— Moja siostra mówi, że powinienem przestać wychodzić z domu — skarżył się w przerwach od męczącego go kaszlu. — Ale nie chcę. Lepiej mi tutaj, obok ciebie.
Uśmiechnąłem się do niego łagodnie.
— Może ma rację? — zapytałem, zerkając na niego. Uniosłem też dłoń i położyłem na jego czole. — Gorączka ci wróciła.
Nie kryłem swojego zmartwienia. Z dnia na dzień jego stan stawał się coraz bardziej niestabilny.
— Ale… to nasze miejsce… — bronił swojego zdania. Zaplótł dłonie na piersi i kichnął głośno. — Nie chcę stąd odchodzić…
— Każde miejsce, gdzie będziemy razem, jest nasze — zapewniłem, chwytając go za ramię i przysuwając się bliżej. Spojrzałem mu prosto w oczy. Song Ning po chwili wbił wzrok w ziemię.
— Boję się trochę reakcji ojca. Wiesz, jaki jest.
— Nie ma już nad tobą najmniejszej władzy — przypomniałem z pełnym przekonaniem w głosie. — Pomyśl też o tym, jak bardzo będziemy go razem irytować.
Mężczyzna zaśmiał się słabo. Śmiech następnie przerodził się w kaszel.
— Brzmi kusząco — wymruczał, gdy udało mu się odzyskać głos.
Nadeszła noc. Song Ning leżał oparty o moje ramię. Zerkał w niebo.
— Czy z tamtej góry widać gwiazdy?
— Najpiękniej na całym świecie — odpowiedziałem. — Można obserwować je z takiego bliska, że każda gwiazda wydaje się być na wyciągnięcie ręki.
— Bardzo chciałbym je zobaczyć…
— I na pewno kiedyś się to stanie — obiecałem. Kąciki ust Song Ning’a uniosły się słabo do uśmiechu. Oparł się o mnie wygodniej. Zmrużył oczy i zasnął.
Cieszyłem się, że jest ze mną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz