W dzisiejszy wieczór, po wyjątkowo długim dniu, jedyne, o czym marzyłam, to wskoczyć pod koc i zanurzyć się w ulubionym filmie. To było coś więcej niż zwykły relaks – potrzebowałam odprężenia, które przynosi tylko dobra, nieco bajkowa historia. Przerzucałam różne tytuły, aż w końcu zatrzymałam się na tym jednym. Wiedziałam, że mnie rozczuli, że będzie pełen przygód, ciepła i emocji. Niezależnie od tego, ile razy już go widziałam, każda scena wywoływała we mnie te same emocje.
Zrobiłam sobie duży kubek gorącej czekolady i opatuliłam się kocem aż po czubek nosa. Wcisnęłam „play” i już po chwili na ekranie ukazała się pierwsza scena. Świat głębin oceanów, który rozciągał się przede mną, był przepiękny i pełen barw. Uśmiechnęłam się, widząc głównych bohaterów, cieszących się swoim życiem pod wodą. Każdy detal przypominał mi, jak bardzo uwielbiam ten film i jak bardzo utożsamiam się z każdą emocją, którą przeżywają jego postacie. Kiedy jednak akcja nabrała tempa, poczułam, jak zaczyna narastać we mnie lekkie napięcie. Moment, w którym bohaterowie natrafiają na pewne zagrożenie, zawsze wywołuje we mnie mały dreszczyk. Serce zabiło mi mocniej, gdy patrzyłam, jak niebezpieczeństwo zbliża się coraz bardziej. Choć to tylko film, czułam się, jakbym stała tuż obok nich, dzieląc ten sam strach i niepewność. Niby wiedziałam, co się stanie, ale nie mogłam powstrzymać się od zasłonięcia oczu kocem. „O nie, nie idź tam!” – mruknęłam do ekranu, zaciskając dłonie w napięciu. W końcu, jak zwykle, najgorsze minęło i mogłam odetchnąć z ulgą, wracając do przyjemności płynącej z obserwowania beztroskich podwodnych przygód.
Następna scena rozbawiła mnie do łez. Uwielbiałam ten specyficzny humor bohaterów, ich zabawne dialogi i komiczne sytuacje. Zaśmiewałam się do siebie, gdy bohaterowie próbują nawiązać kontakt z zupełnie nowymi przyjaciółmi, a ich próby kończą się na zabawnych nieporozumieniach. Nie mogłam powstrzymać śmiechu, gdy jedna z postaci zaczęła gadać od rzeczy w zupełnie nieodpowiednim momencie – jej żarty zawsze rozbrajają mnie do tego stopnia, że czasem sama zastanawiam się, jak to możliwe, że tak dobrze pasują do tych sytuacji. Były chwile, kiedy ledwo powstrzymywałam się, by nie wypluć czekolady na koc – tak bardzo rozśmieszał mnie ten absurdalny humor i urocze dziwactwa bohaterów.
Ale nie wszystko było takie beztroskie. Przyszła scena, która zawsze ściska mnie za serce. To był ten moment, w którym jeden z bohaterów zmaga się z uczuciem bezsilności i rozpaczy. Z ekranu biła taka autentyczna rozpacz, że poczułam ciepłą łzę spływającą po policzku. Wciąż pytam siebie, jak to możliwe, że animowany film potrafi mnie tak wzruszyć. Po raz kolejny uświadomiłam sobie, jak wielkie więzi łączą bohaterów, i jak wspaniałe jest ich wzajemne wsparcie, nawet w najtrudniejszych chwilach. Przytuliłam się mocniej do koca, jakby to miało mi pomóc lepiej znieść te emocje. Nie byłam sama – oni również przeżywali swoją podróż, a ja byłam tuż obok nich.
W filmie nadszedł kolejny moment, który zawsze wywołuje u mnie niepokój – scena ucieczki przed ogromnym drapieżnikiem. Czułam, jak serce przyspiesza, a dłonie zaczynają mi lekko drżeć. Wiedziałam, że to tylko film, ale oglądanie ich desperackich prób ucieczki wywoływało we mnie autentyczny stres. Koc podciągnęłam wyżej, tylko jednym okiem spoglądając na ekran, gotowa w każdej chwili schować się całkiem. „Dasz radę, dasz radę!” – dopingowałam cicho, mimo że bohaterowie nie mogli mnie usłyszeć. W końcu udało się – napięcie opadło, a ja poczułam, jak wraca do mnie spokój. Pojawiła się kolejna zabawna scena, która sprawiła, że zaczęłam chichotać, zapominając o wcześniejszych emocjach. Główne postacie spotkały nietypowych znajomych, którzy w swoim ekscentrycznym stylu wprowadzili całkiem zabawną atmosferę. Ich absurdalne zachowanie i zupełnie nieadekwatne do sytuacji reakcje zawsze sprawiają, że czuję się, jakbym była częścią tej kolorowej grupy. Tym razem nawet wybuchnęłam śmiechem – widząc, jak nieporadnie próbują odnaleźć się w świecie głębin.
Zbliżała się kulminacja – moment, który zawsze przyprawia mnie o ciarki. Bohaterowie podejmują ogromne ryzyko, by osiągnąć swój cel, i chociaż znam już zakończenie, za każdym razem przeżywam tę scenę tak samo intensywnie. Czułam, jak mój oddech staje się płytki, a serce bije szybciej. Naprawdę wierzyłam, że są w niebezpieczeństwie, i choć wiedziałam, że ich misja się uda, nie mogłam przestać martwić się o ich los. Ta scena zawsze wzbudza we mnie mieszankę ekscytacji i ulgi – coś, czego nie da się opisać słowami. Wreszcie nadszedł ostatni, piękny moment. Bohaterowie wracają do siebie, do domu, a ja poczułam falę wzruszenia. Ich podróż dobiegła końca, a ja wiedziałam, że niebawem będę musiała pożegnać się z tym światem. Zostałam z ciepłym uczuciem, tak jakbym sama brała udział w tej przygodzie, a jednocześnie poczułam lekki smutek, że to już koniec. Przeżywałam każdą emocję, każdą przygodę razem z nimi, jakbym naprawdę była częścią tego podwodnego świata.
Wyciszyłam film, wciąż owinięta kocem, i po raz kolejny pomyślałam, jak to możliwe, że historia dla dzieci potrafi tak głęboko dotknąć serca dorosłego człowieka. Długo jeszcze siedziałam w ciszy, odtwarzając w głowie poszczególne sceny i uśmiechając się na wspomnienie zabawnych momentów. Czasem naprawdę niewiele trzeba, by choć na chwilę poczuć się dzieckiem – wystarczy ciepły koc, kubek gorącej czekolady i opowieść, która przenosi do zupełnie innego świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz