05 listopada 2025

Od Bashara – Trawa

Letnia pogoda dopisywała, ciepło rozchodziło się w powietrzu, a wieczór nosił zapach kwitnącej wisterii i wiciokrzewu. Złoto ostatnich promieni zachodzącego słońca powoli chowało się wśród układających się do snu drzew, lecz życie nie zamierało, a po parkowych ścieżkach wciąż krążyli spacerowicze. Gdzieś tam brzmiała niespieszna muzyka, kelnerzy zapalali kolorowe światełka nad pełnymi stolikami, gdzie indziej grupy znajomych zaśmiewały się na parkowych ławkach, korzystając z piątkowego lenistwa.
Dante z Basharem spacerowali niespiesznie alejkami, starając się znaleźć dogodne miejsce – zielone, relatywnie puste i trawiaste, wolne od nadmiaru spojrzeń i atencji. Takie, żeby nikomu nie przyszło do głowy im przeszkadzać i żeby Dante miał dla siebie dużo miejsca, nie ryzykował, że na coś przypadkiem wpadnie. Bashar co prawda był lekarzem, w razie potrzeby mógł też być weterynarzem, nie chciał jednak sytuacji, w której jego ukochany zrobiłby sobie krzywdę, przypłacił te testy złamaniem i przymusową przerwą od swej trzeciej, skrzydlatej formy.
W końcu znaleźli – niewielka polana usytuowana kawałek od tych głównych parkowych atrakcji, w ciągu dnia pełna koców i piknikowiczów, rozbrykanych dzieci oraz zwierząt, wieczorem zaś opustoszała, gdy rodziny zbierały się do domów, by nie przegapić dobranocki. Idealne miejsce na to, by Dante spróbował sobie trochę polatać.
Bashar przygotował dla niego koc i nieco przekąsek, gdyby machanie kruchymi skrzydłami okazało się męczące, przygotował też i podstawowo wyposażoną apteczkę, choć Dante zarzekał się, że nic mu nie będzie, nie wleci w żadne krzaki i wszystko będzie dobrze. Oczywiście, że Bashar nie niósł żadnej z tych rzeczy – półwampir chętnie dźwigał cały balast, nie pozwalając nawet, by torba znalazła się zbyt blisko tych lekarskich dłoni, robiąc doskonały użytek ze swych wyrobionych, bokserskich mięśni.
Tak jak wcześniej, w sypialni, tak i teraz Bashar usiadł tuż za Dantem na kocu, otoczył go ramionami, wtulił się w silne plecy. Oddechy wyrównały się, uspokoiły, serca usłyszały swoje bicia, zjednoczyły się w tym samym rytmie. A potem te szerokie barki zniknęły, zniknęła też i wysoka sylwetka, burza złotych włosów, wszystko zastąpione drobnym i delikatnym ciałkiem, cienkimi skrzydłami i cichym popiskiwaniem. Bashar ostrożnie wysupłał nietoperza z ubrań, pogładził z czułością, uspokoił kojącym słowem, nim miękkim gestem przygarnął go do własnej piersi, pozwolił wsłuchać się w niespieszne bicie serca.
— Mój Dante — powiedział miękko, gładząc te złote loczki na karku. — Jesteś taki uroczy w tej postaci.
Odpowiedział mu cichy pomruk, zabawne popiskiwanie, gdy Dante poruszył się w jego ramionach, wtulił mocniej w pierś lekarza. Trwali tak chwilę, pozwalając drugiemu mężczyźnie przyzwyczaić się do odmiennej formy, a potem Bashar wstał, przeszedł te parę kroków dalej od rozłożonego koca.
— Jesteś gotów trochę polatać? — spytał, Dante zaś pisnął raz, twierdząco. — Dobrze. W takim razie dzisiaj polatasz, a jeśli cokolwiek by się wydarzyło, jestem tutaj.
To powiedziawszy, Bashar podtrzymał Dantego, przeniósł go na swoje dłonie.
— Wiem, że dobrze ci pójdzie — zapewnił, unosząc nietoperza i pozwalając, by zamachał kruchymi skrzydłami.
Dante poprawił się na jego dłoniach, te różowe skrzydła zamachały i nietoperz wzniósł się w powietrze, poleciał przed siebie.
Bashar był gotów w okamgnieniu. Dłonie pozostały wyciągnięte w powietrzu, mężczyzna ruszył za Dantem, śledząc jego lot. Nietoperz wzniósł się wyżej, zakreślił pewny łuk w powietrzu, Bashar zaś przystanął w końcu, porzucił tak intensywną asekurację. Zamiast tego patrzył, śledząc wzrokiem trajektorię tej jasnej plamki, gotów na to, by mimo wszystko pobiec, złapać Dantego w każdej chwili, to jednak okazało się kompletnie niepotrzebne.
Dante wykręcił kilka przypadkowych kółek nad polaną, podleciał jeszcze wyżej, a to ciche popiskiwanie, ten sygnał, że wszystko jest w porządku i Bashar nie musi się o niego martwić, wybrzmiewały w wieczornej ciszy i spokoju. Słońce zaszło do reszty, gwiazdy pojawiły się na nieboskłonie i Dante opadł w końcu z sił, skierował się ku swemu lekarzowi.
Bashar był już gotowy – dłonie wyciągnęły się w górę, a Dante opadł na nie, różowe skrzydła zaraz otuliły palce i nadgarstki. Bashar uśmiechnął się, poprawił sobie Dantego i ułożył go na własnej piersi, pozwalając drobnemu ciałku wtulić się w lekarski tors. Demon pogłaskał swego partnera, niespiesznym krokiem wrócił na koc.
—Zmęczony?
Odpowiedziało mu pojedyncze piśnięcie.
— Głodny?
Ponownie nietoperz zapiszczał.
— Mam dla ciebie obrany granat — powiedział Bashar, przysiadając. — Myślę, że to będzie dla ciebie doskonała przekąska.
Nietoperz znów zapiszczał, łebek wtulił się w lekarską pierś. Bashar zaś zaśmiał się, ucałował te miękkie uszy i wziął się za szukanie ziaren granatu w taszczonej przez Dantego torbie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz