Składanka BenJohna leciała w tle, kiedy bliźniaki sprzątały w mieszkaniu. Suyeon, jako ta z bardziej rozgarniętych osób myła okna, Cheoryeon zaś wycierał kurze na półkach. Dziewczyna wypucowała dokładnie wszystkie szyby, zamknęła ostatnie już okno, zeszła z krzesła. Odłożyła szmatkę wraz z płynem na blat biurka, wykonała głębszy wdech z ulgą. Nie lubiła czyścić okien, ale wolała, żeby ona tym się zajmowała. Znając brata, ten jeszcze coś by sobie zrobił, a mimo jego systemu odradzania się nie wybaczyłaby sobie nigdy.
Odwróciła się, spojrzała na jasnowidza, który nie przecierał ścierką regału, a stał nieruchomo, jak gdyby zatrzymany w połowie wykonywania czynności. Suyeon zmierzyła go wzrokiem z góry na dół, podeszła bliżej, żeby zobaczyć jego twarz. Gdy dostrzegła nieskupione na niczym, dwukolorowe oczy, już wiedziała, co się działo. Wróciła do biurka, zaczęła czyścić górną część monitora komputera, co chwilę zerkając na brata.
Wreszcie Cheoryeon się poruszył. Zamrugał parę razy, rozejrzał się, po czym rzucił:
— Yooooo, co to było?
— Co widziałeś? — spytała Suyeon, wycierając dokładnie biurko.
Nagłe odloty brata nie były dla niej niczym nowym. Znali się od urodzenia, więc nawet potrafiła odróżnić, kiedy chłopak pływał w myślach, kiedy się po prostu wyłączał, a kiedy miał niezapowiedzianą wizję. Bez zgadywania wiedziała, że tym razem jasnowidzowi uruchomiła się jego moc.
Cheoryeon przejechał ścierką po półce, zgrabnie omijając książki, kilka sekund zbierał myśli.
— W sumie to nic wielkiego — zaczął — ale nie rozumiem, po co miałby do nas przychodzić lekarz.
— Lekarz? — zdziwiła się siostra. — Chodzi ci, że przyjdzie do Pokoju Jasnowidza?
— Mhm. Dziwne, co nie?
Chłopak takie miał zastrzeżenia, bo nie rozumiał, czemu ktoś taki jak lekarz miałby do niego, czyli jasnowidza przychodzić. Przecież lekarze zarabiali kupę siana, mieszkali w zaczepistych domach, jeździli zaczepistymi furami i mieli zaczepiste gadżety, w dodatku byli przez wszystkich z automatu szanowani – nie istniała dla nich chyba potrzeba chodzenia do takiego sobie Jasnowidza Moona. O co mogliby w ogóle go zapytać? Wynik operacji? Po co? Sami na niego sobie pracowali, to nie był test z poprawnymi odpowiedziami i oceną.
Zresztą, większość lekarzy była sceptycznie nastawionych do mistycyzmu; wierzyli jedynie w swoje naturalne lub magiczne zdolności. Serio, Cheoryeon im tu był do niczego potrzebny.
— Usłyszałeś, co mówił? — zapytała po krótkim namyśle Suyeon. — O co pytał?
— No i właśnie tu się zaczyna zabawa, bo chciał, żebym mu przepowiedział cokolwiek! — odparł jasnowidz. — I co jeszcze dziwniejsze, powiedział o tym, że jest lekarzem w taki dziwny sposób! „Patrz, teraz nie tylko mam potęgę, ale też jestem lekarzem!” — przekopiował przepełniony pychą ton lekarza.
Słowa te zainteresowały siostrę. Przerwała sprzątanie, odwróciła się do brata.
— O jaką potęgę mu chodziło?
— Nie wiem. — Wzruszył ramionami.
Na pytanie od Suyeon, czy coś jeszcze ciekawego zobaczył lub usłyszał, odpowiedział, że jak na niewywołaną wizję dotyczyła ona zbyt dalekiej przyszłości, żeby dużo z niej wynieść. Mógłby technicznie poszukać jej w normalnym czytaniu, ale czy mu się chciało?
No właśnie.
— A, i jeszcze ten lekarz jakoś znajomo wyglądał — zaznaczył.
— W sumie mówił do ciebie, jakby cię znał — zauważyła Suyeon.
— Fakt, ale też mam uczucie, że go już kiedyś widziałem.
Podparł ręką podbródek. Gdzieś go widział, na pewno, na sto dziesięć procent, tylko nie pamiętał, gdzie. A przypomnieć sobie jakoś na tę chwilę nie mógł. On i ta jego pamięć meduzy...
— Może z czasem sobie przypomnę.
— Myślę, że prędzej osobiście go poznamy — skomentowała nieco krytycznie siostra.
— Zostaw mnie.
Chwilę się podroczyli, a potem wrócili do sprzątania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz