Hebanowe drzwi od małego pomieszczenia otworzyły się, do środka zajrzała falowana czupryna BenJohna. Mężczyzna nie musiał się rozglądać, ponieważ od razu dostrzegł czekającą na niego, młodo wyglądającą kobietę. Spojrzał na nią, uśmiechnął się szeroko.
— Dzień dobry! — przywitał się ciepło.
— Dzień dobry! — zbliżonym tonem odpowiedziała mu tamta.
Popatrzyła na niego. Otworzyła szerzej oczy. Chwilę tak stała, aż w końcu zamrugała parę razy i przestąpiła z nogi na nogę.
— Przyszedł pan zrobić zdjęcie do dokumentów? — zapytała.
— Tak — przytaknął.
— Proszę usiąść. — Otwartą dłonią wskazała niewielki, czarny stołek.
Pomieszczenie było małe, bez okien, panowałby tu absolutny mrok, gdyby nie wisząca u sufitu lampa. Surowe, białe ściany, orzechowa podłoga, jeden metalowy regał z potrzebnymi w tej pracy przedmiotami. Wnętrze wydawało się trochę klaustrofobiczne, ale ponieważ drzwi mogły pozostać otwarte, łagodziły nieco ten efekt.
Fotografka podeszła do mężczyzny, zaczęła poprawiać mu białą koszulę, którą tamten musiał wcześniej założyć, bo z pewnych nieznanych nikomu przyczyn fotka w czerwieni z małymi białymi skuterami by nie przeszła. Co było złego w skuterkach? Takie fajne, białe, na nasyconym, czerwonym tle. Ach, zarząd tutaj nie miał za grosz poczucia stylu.
Kobieta zmierzyła wzrokiem jego twarz.
— Muszę przyznać, że jestem pańską fanką — przyznała trochę nieśmiało.
BenJohn podniósł na nią wzrok.
— Naprawdę? — uśmiechnął się, poruszył brwiami. — Są tutaj moje kasety?
— Tak! Musieliśmy napisać kilka wniosków, ale w końcu się zgodzili. — Rozgarnęła mu nieco grzywkę. — Ach, bo wie pan, tutaj ciężko coś przenieść z zewnątrz. Przynajmniej jeśli chodzi o kwestie formalne.
— Tak, wiem. To znaczy, słyszałem o tym — poprawił się pospiesznie. — Ciekawe, czy kiedykolwiek usprawnią ten system. Chciałbym, żeby wszyscy mogli słuchać mojej muzyki, nawet tutaj.
Kobieta pokiwała głową.
— Nie chciałby pan może zostać na pewien czas? — zaproponowała. — Mieszkańcy Centrum na pewno by się ucieszyli, niektórzy pracownicy również.
Benjamin udał, że popada w zamyślenie. Tak naprawdę już wcześniej planował tutaj trochę posiedzieć. Bardzo chciał więcej pograć, więcej się nacieszyć. Nie mógł tak po prostu iść dalej.
— To kusząca propozycja — powiedział, zaśmiał się cicho.
Chwilę później siedział gotowy na stołku. Fotografka wzięła do ręki aparat, ustawiła się i wykonała parę zdjęć. Przejrzała je, skomentowała, że na każdym wyszedł dobrze, a następnie pokazała je muzykowi. Benjamin przeglądał, ostatecznie wspólnie wybrali to trzecie.
Nie musiał długo czekać na wywołanie zdjęć. Kilka minut i już miał w ręku kopertę z kilkoma kopiami. Obejrzał je po raz kolejny, w ramach podzięki poprosił o jeszcze jedno, większe, które razem z autografem zostawił kobiecie. Pożegnawszy się z fanką, opuścił studio.
Tuż za progiem czekał na niego cały ubrany na czarno mężczyzna. Zmierzył BenJohna wzrokiem, gdy otrzymał zdjęcia, sam wyciągnął pierwsze z brzegu i się mu przyjrzał.
— Niewiele osób się uśmiecha — powiedział, patrząc na uśmiechniętą twarz na fotografii.
— A co, mam być smutny? — Benjamin wydął usta. — Panie Williamie, co? Może więcej paraboli w górę, a mniej tych w dół.
William popatrzył na niego, przez chwilę nic nie mówił.
— Odprowadziłem już wiele osób, więc wiem, jak się w głębi czujesz — oznajmił w końcu. — Sam przecież na samym początku łkałeś, że za szybko po ciebie przyszedłem.
Słysząc jego słowa, muzyk uniósł brwi.
— Ja? — spytał z udawanym niedowierzaniem. — Łkałem? Niby kiedy!
Tamten jednak tylko prychnął i mówiąc krótko, że muszą już iść, ruszył przed siebie. Zwolnił nieco, żeby piosenkarz na spokojnie go dogonił, oboje skierowali się w stronę głównego holu. Jakiś czas szli w ciszy, jedynie rozglądający się Benjamin coś tam komentował pod nosem odnośnie danych lokacji w Centrum.
— Nie martw się — odezwał się wtem William — zostaniesz zapamiętany przez wiele osób, nawet tutaj.
BenJohn odwrócił głowę, spojrzał na mężczyznę.
— Cóż, dbałem o swoją sławę — odparł żartobliwie. — O, właśnie, jak się składa wniosek o dłuższy pobyt w Zaświatach?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz