01 listopada 2023

Od Dantego – Książka [AU]

Schody zawalone były papierami, ich dywaniki chroniące przed poślizgnięciem się dawno poszarzały od kurzu, lecz jak na dom w czasie apokalipsy, wyglądał na naprawdę dobrze zachowany. Na pewno nikt w nim nie mieszkał, inaczej Dante nie dostałby się tak łatwo do środka, nie był też splądrowany, a to wróżyło znalezienie wartościowych zapasów. Na górze znajdowała się pewnie większa łazienka, może trafiłby jeszcze jakieś leki, zgarnąłby też ręczniki. Jednak błękitnego wzroku nie przyciągnęły wpierw lekko uchylone drzwi, z kryjącymi się za nimi białymi kafelkami, acz te na prawo od schodów, całkowicie otwarte i zapraszające do środka.
— Kurwa — szepnął oniemiały.
Całe trzy, obszerne pomieszczenia wypełnione od podłogi do sufitu regałami z książkami robiły niesłychane wrażenie. Ściany po prostu nie istniały, do kolejnych segmentów prywatnej biblioteczki przechodziło się pod łagodnymi łukami, wręcz służącymi za portale do innych krain słów oraz literatury. Na samym końcu dostrzegł skórzany fotel, idealny do wpadnięcia w niego i zagłębienia się w lekturze.
Łazienka mogła jeszcze poczekać.


Nie zatrzymał się nawet na chwilę po otworzeniu bramy przez strażników. Posłał im jakieś krótkie pozdrowienia, na pytania jednak jak było za murem, nie odpowiedział, udał, że nie usłyszał. Plecak ciążył mu od nadmiaru zebranych zapasów, wypełniony po brzegi puszkami i butelkami, lecz do kuchni również nie wstąpił, choć była stanowczo bliżej od lekarskiego pawilonu. Poprawił szelki, złapał nieco równiejszy oddech, skręcił w lewo przy niewielkim domku Virgila, zgraja owczarków leżących na werandzie rozszczekała się na jego widok. Ktoś do niego zawołał, ktoś próbował podbiec, widząc jednak ten twardy krok, róż okularów utkwiony w punkcie przed sobą i krwawiące rozcięcie na ramieniu, kompletnie ignorowane przez mężczyznę, wszyscy po kolei odpuszczali gonienie go, uznali, że jeśli Dante tak bardzo chciał gdzieś dotrzeć, to lepiej było mu zejść z drogi.
Biały namiot z wymalowanymi krzyżami po bokach zamajaczył pomiędzy budynkami mieszkalnymi, zachęcił do przyspieszenia, jakby lekarz miał zaraz stamtąd uciec, umknąć mu, gdy wszystkie trzymające go jeszcze na nogach siły były związane z potrzebą zobaczenia się z nim. Przystanął przed zabrudzonymi połami wejścia, ściągnął plecak, ból z rozcięcia traktując jako upierdliwą drobnostkę. Książka leżała na samym wierzchu, dokładnie otulona dodatkowym kawałkiem materiału dla pewności, że nic jej się nie stanie w drodze. Odwinął zawiniątko, pogładził okładkę, czyszcząc ją z ostatnich zabrudzeń, po czym zarzucił z powrotem plecak na barki, nie zwracając uwagi na fakt, że to, co zdążyło się zasklepić na ramieniu, znów się otworzyło.
Dante wszedł do środka, momentalnie dostając przejściowego zawrotu głowy od zapachu świeżej gazy, środków dezynfekujących i krwi znaczącej bandaże. Mężczyzna zwolnił trochę, tocząc wzrokiem po czystych łóżkach. Mniej niż połowa była zajęta, a ci, którzy leżeli, nie wyglądali wcale na tak poturbowanych, spali spokojnie, dając ciału czas na regenerację, pełne zaufanie pokładając w zdolności głównego obozowego medyka. Dante uśmiechnął się, w końcu przeniósł spojrzenie na mężczyznę siedzącego przy niewielkim stoliku pośrodku namiotu.
Lekarskie dłonie układały zawartość jednej z apteczek, doktor tworzył stosiki opatrunków, kontrolował zamknięcie opakowań z lekami, wsuwał świeże nożyczki między gazy. Charakterystyczny stukot obcasów łatwo go rozproszył.
— Opowiadałeś mi o niej. — Ledwo Bashar miał czas się odwrócić, Dante już oferował mu książkę, trzymając ją za samą górę okładki.
Rubinowe spojrzenie przeleciało szybko tytuł, na twarz wypłynęło delikatnie zdziwienie, zaraz zastąpiła je nagana, gdy lekarz zlustrował profesjonalnie mężczyznę. Dante dopiero poczuł, jak zmęczony był, jak to rozcięcie wcale nie było zadrapaniem, lecz głęboką szramą po zahaczeniu o wyszczerbiony płot, jak chciało mu się pić i jeść, a włosy lepiły się do czoła przez chaotyczną ucieczkę z miasteczka przed zarażonymi. Kącik ust ułożył się w ten zawadiacki półuśmiech. Reakcja Bashara była warta całego zachodu.
— Jesteś ranny — odpowiedział mu rzeczowo lekarz, wstając z krzesła. Zbliżył się, palce chciały unieść nieco poszarpany materiał koszuli, by zobaczyć więcej z urazu.
Dante zwinnie uciekł barkiem, odgrodził ich od siebie książką. Nie zamierzał dać się dotknąć, póki Bashar jej nie przyjął.
— Znalazłem jakąś prywatną bibliotekę — dodał, ignorując lekarskie słowa. Doktor spojrzał w szkła, błysnęła w nich determinacja. — Podaj tylko tytuł, a przyniosę więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz