To był dzień, kiedy niemożliwe stało się rzeczywistością.
Norbert pomylił się w obliczeniach.
Vox Metallica rozsiadali się wśród kanap swego studio, zajmując swe typowe miejsca. Norbert przenosił wzrok z muzyka na muzyka, panika gościła na dnie spojrzenia.
— Wy sobie w tym momencie po prostu żartujecie — powiedział, mocniej ściskając trzymaną w dłoni teczkę.
Cisza się przedłużała, teczka wygięła się niebezpiecznie.
— Nie wierzę, po prostu nie wierzę. Nawet ty, Raam?
Perkusista prychnął, skrzyżował na piersi również drugą parę ramion, uciekł wzrokiem w przypadkową stronę.
— Mówisz, jakby to była jakaś zbrodnia, czy cokolwiek.
— Bo to jest po prostu nierealne! — Norbert odłożył teczkę, odchylił się na kanapie, wyciągnął nogi pod stolikiem. — Że żaden z was nigdy nie grał w piłkę nożną, no tego to się naprawdę nie spodziewałem.
Norbert, swoim sposobem, postanowił znów wyciągnąć swych ulubionych muzyków ze studia, wrzucić im do grafiku coś innego, niż ćwiczenie nowych kawałków, wykonać kolejny krok szeroko zakrojonego planu, mającego przynieść im jeszcze więcej sławy i popularności. Akurat miał się odbyć charytatywny mecz piłki nożnej – gwiazdy popu przeciw gwiazdom rocka – Norbert zaś ujrzał w tym doskonałą okazję do tego, by pokazać swych podopiecznych w innym świetle i sprawić, by fani nieprzerwanie interesowali się zespołem. Wiedząc, że Ignis na pewno będzie kręcił nosem na cały projekt, manager postanowił po prostu oznajmić wszystkim swą decyzję, nie spodziewał się jednak, że ów plan obróci się przeciwko niemu.
— Norbi, zastanów się — podjął Seymour. — Ja i Ignis to tak trochę, wiesz, mało biegaliśmy po podwórkach z innymi dzieciakami, i żaden z nas nie chodził do normalnej szkoły. Ja grałem w quidditcha, a Ignis grał starym na nerwach. — Ignis skrzywił się, wywrócił oczami. — Jeśli chodzi o Raama, to dla niego istnieje tylko jeden sport i jest to krykiet, reszta może się pierdolić. A Arieth? — Były czarodziej zwrócił się do basisty. — Jakiś inny sport, poza szachami? — Ten pokręcił głową. — No i właśnie.
Znów zapadła cisza, manager splótł dłonie za głową, zapatrzył się w sufit, jakby szukając jakiejś inspiracji.
— Muszę to odkręcić — Westchnął ciężko. — Nie możecie zrobić z siebie pośmiewiska na boisku.
— No i bardzo dobrze – będzie więcej czasu na to, co naprawdę ważne — podsumował Ignis.
— Z ciekawości — odezwał się nagle Arieth. — Przeciw komu mielibyśmy grać?
— Przeciw muzykom popowym.
— Tak, ale kto by to konkretnie był?
Poleciały nazwiska. Norbert nawet nie wiedział, co właśnie obudził.
Oczy Ignisa rozbłysły niebezpiecznie, Raam spiął się w sobie, Seymour wsparł łokcie na kolanach, pochylił nieco, Arieth się nastroszył i nawet Ioannis zmarszczył brwi.
— Norbi, my mamy z nimi prywatną kosę.
Manager zamarł, czując nagłą zmianę atmosfery.
— To znaczy…?
— Musimy ich dojechać — Raam uderzył pięścią w otwartą dłoń. — To jest kwestia honoru.
— Dojedziemy ich — dodał Ignis, Seymour pokiwał ochoczo głową. — Norbert. Załatwisz nam jakiegoś dobrego trenera?
— A co z nagraniami?
— Nagrania poczekają. Według twojego grafiku i tak jesteśmy z muzyką do przodu — powiedział Arieth.
— Ale żaden z was nigdy nie kopnął nawet piłki!
Ioannis splótł dłonie tym wystudiowanym gestem, zwrócił do coraz bardziej podenerwowanego managera.
— Jak chcą, to się nauczą. Przecież znasz chłopaków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz