Dom zbudowany wokół pnia drzewa, gdzieś na uboczu głośnej i rozświetlonej stolicy był czymś, co Maeve mogłaby śmiało określić spełnionym marzeniem. Nie powstałby, gdyby nie pomoc przybranych rodziców, a zwłaszcza ojca, któremu udało się przekonać Elaine, że przecież Maeve jest już dorosła i na pewno sobie poradzi. Gdyby nie ich pomoc finansowa, przytulne mieszkanko wciąż pozostawałoby w sferze tych nieco bardziej dziwnych marzeń. Chociaż nie było duże, to jednak wymagało kilku bardziej zaawansowanych technologicznie i magicznie rozwiązań, jeśli chciała mieć też bieżącą, ciepłą wodę i prąd, a to jednak trochę kosztowało.
Ale w końcu było. Miała swoją bezpieczną przystań, w której naprawdę czuła się jak w domu, która była jej dumą i schronieniem. Choć, jak się okazało, nie mogło chronić jej przed wszystkim.
Znaczną część dnia, korzystając z wolnego, spędziła w pracowni, malując kolejny obraz. Wiele z nich, oparte o ściany, mogło nieco oszałamiać kolorami i wzorami. Część z nich jednak była odwrócona do ściany, jakby to mogło jej pomóc w zapomnieniu o tym, co się na nich kryło. Ta ciemna sylwetka i czerwone oczy wywołujące zimny dreszcz na plecach, nawet jeśli były stworzone za pomocą pędzla i farby. Ktoś mógłby powiedzieć, że to strasznie głupie, że je zatrzymywała, skoro się boi. Po co je w ogóle malowała? Trudno byłoby jej znaleźć odpowiedź na to pytanie. Malowała, bo to w jakiś sposób pomagało jej oswoić się z tym wewnętrznym lękiem. Przelać swój strach na płótno i tym samym pozbyć się go z głowy przynajmniej na krótką chwilę. To był kiepski lek. Jednak taki lepszy niż żaden, a póki co nic nie wskazywało, aby miała znaleźć rozwiązanie swojego problemu.
Tym razem jednak farba na jej palcach nie ograniczała się do szarości, czerni i odcieni czerwieni. Długo zmywała ją z rąk, gdy po zakończeniu pracy poszła pod prysznic, starając się pozbyć zieleni i oranżu spod paznokci i wokół skórek. Później upewniła się, że żadna plama nie została jej na twarzy, choć o tym przekona się dopiero, gdy spojrzy w końcu w lustro. Po wszystkim założyła miękką piżamę w ulubionym kolorze i z kubkiem gorącej herbaty usiadła przed telewizorem, zakopując się pod kocem, by oddać się przyjemnej chwili nic-nie-robienia. Skakała przez chwilę po kanałach, studząc dmuchaniem gorący, aromatyczny napój. Na jednym kanale właśnie kończył się jakiś teleturniej, na innym wielki potwór gonił elfkę, na jeszcze innym wampir, sepleniąc nieco, wyznawał miłość swojej ukochanej. Wróżka westchnęła cicho i w końcu odpaliła Netfilmsa, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że zanim zdecyduje się na jakiś film, zdąży już wypić całą herbatę.
Z całą pewnością zdążyła zobaczyć czołówkę filmu i kilka pierwszych scen. Jak wiele, tego nie była pewna. Pusty kubek stał już na stoliku, a ona, zwinięta w kłębek pod kocem, zapadła w sen, któremu nie przeszkodziło ani niebieskie światło telewizora, ani dobiegające z niego dźwięki spokojnej ścieżki dźwiękowej filmu obyczajowego, który sobie puściła.
Obudził ją jej własny krzyk. Poderwała się gwałtownie, wciąż zaplątana w koc, gwałtownie łapiąc oddech. Czuła, jak drżą jej dłonie, a na gardle wciąż czuła nieznośny ucisk niewidzialnej ręki.
Drżącą dłonią odgarnęła kosmyk włosów ze spoconego czoła. Odetchnęła głęboko. Nie pamiętała, co jej się śniło, dlaczego więc była aż tak przerażona? Drgnęła gwałtownie, gdy gdzieś kątem oka wyłapała mignięcie czerwieni. W pokoju było całkowicie ciemno.
Zerwała się z miejsca, zaklęła głośno, gdy palcem przywaliła w nogę od stolika i dopadła do miejsca, w którym z całą pewnością stała lampka. Pstryknęła włącznikiem, jednak… nic się nie zmieniło. Nie było prądu.
– Szlag… – jęknęła, na granicy paniki. Zmusiła się, by zostać w miejscu i odetchnąć kilka razy.
Wysiadł prąd. To nic takiego, zdarzało się, a ona świrowała z powodu jakiegoś nieszczęsnego koszmaru. Na boga, przecież nie miała już pięciu lat i powinna ogarniać, że sny nie mają zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością, a wariować z powodu koszmaru, którego nawet nie pamiętała…
Roześmiała się nerwowo, niedowierzając własnemu tchórzostwu. Dobra. Na stoliku zostawiła swoją komórkę. Powinna nią oświetlić sobie drogę do sypialni, pójść spać i rano sprawdzić, czy prąd już jest, a jeśli nie będzie, to zadzwonić gdzie trzeba i dowiedzieć się, co się stało…
I wtedy gdzieś na zewnątrz coś trzasnęło, a jej serce podjechało do gardła.
Dopadła do stolika, po omacku szukając telefonu i o mały włos znów nie uderzając się w palec. Włączyła latarkę, jednak nie po to, by oświetlić sobie drogę do sypialni. Rozejrzała się po pokoju, jakby spodziewając się, że zagrożenie czyha na nią w ciemnościach. Do okna nie miała odwagi podejść.
Niewiele myśląc, przejrzała listę kontaktów. Do Saph nie było sensu dzwonić, pewnie i tak nie odbierze. Maeve zagryzła wargę, gdy podświetlił jej się numer Dantego. Czy nie urwie jej głowy za dzwonienie po nocy? Zegarek wskazywał parę minut po drugiej.
Bądź dorosła, skarcił ją cichy, złośliwy głosik w głowie, ale go nie posłuchała. Czuła, że jeśli nie usłyszy zaraz głosu drugiej żywej istoty, to po prostu zwariuje. Bez chwili namysłu nacisnęła zieloną słuchawkę. Znów poszła na kanapę i owinęła się kocem, gdy pod skórę wdarł się chłód.
– Przepraszam, że dzwonię o tej porze… – zaczęła, słysząc zaspany głos syrena po drugiej stronie. – Ja… bo wiesz… – zaczęła się jąkać, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Jak miała mu wyjaśnić, że budzi go w środku nocy, bo miała zły sen?
– Maeve? Co się dzieje? – Głos Dantego w jednej chwili zrobił się bardziej przytomny i zaniepokojony.
– Przepraszam, Dante, ja po prostu… – znów się zacięła. Roześmiała się nerwowo – Miałam straszny koszmar i musiałam z kimś pogadać.
– Daj mi chwilę, zaraz będę – rzucił tylko.
– Ale… – zaczęła. Jeszcze tego brakowało, by zawracał sobie głowę przyjeżdżaniem do niej.
– Nie bój nic, tak? Zaraz przyjadę i wpierdolę tym koszmarom. – Maeve nie mogła nie roześmiać się cicho na te słowa. Jeśli już komuś naprawdę musiała zawracać głowę z tak idiotycznego powodu, to nie mogła wybrać lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz