11 listopada 2023

Od Maeve – Rośliny

Srebrny dzwoneczek zadźwięczał cicho, trącony pomalowanymi na zielono drzwiami. Skulona przed zimnym, jesiennym wiatrem wróżka wślizgnęła się do środka, od razu je zamykając, choć i tak kilka kolorowych liści wdarło się do za nią do wnętrza kawiarni. 
– Dzień dobry! – Uśmiechnęła się do stojącej za ladą Ivy – młodej dziewczyny o długich blond włosach, zwykle związanych w gładki, koński ogon, co odsłaniało jej elfie uszy ozdobione licznym piercingiem, kompletnie niepasującym do łagodnych rysów twarzy i uśmiechu, od którego w policzkach robiły jej się dołeczki. Miała na sobie czarny, wełniany golf i zielony fartuch – właściwie jak zwykle o tej porze roku, przez co Maeve miała wrażenie, że dziewczyna jest tu po prostu zawsze.
– Cześć, Maeve! To, co zwykle? – zagadnęła i uśmiechnęła się, gdy wróżka skinęła głową – Masz szczęście, twój stolik na górze jest wolny – powiedziała, odwracając się do ekspresu.
Kwiaty Kawy było jednym z ulubionych miejsc wróżki, do którego chętnie wracała, zwłaszcza po ciężkim dniu. Ciepłe wnętrze przytulnej kawiarni otulało atmosferą egzotycznego ogrodu niczym ciepły koc. Maeve lubiła rośliny, w swoim domu miała kilka doniczek, którymi opiekowała się najlepiej, jak tylko mogła, jednak jej skromna kolekcja nie mogła się równać z tym, co było właśnie tutaj. Wnętrze zieleniło się od monster, zamiokulkasów i bluszczy, gdzieniegdzie przyciągała wzrok trzykrotka swoimi różowymi liśćmi, a storczyki zachwycały feerią barw. Pierzaste paprocie zwieszały długie liście z wysokich półek, a maleńkie fiołki zdobiły okrągłe, niskie stoliki, przy których stały głębokie, wygodne fotele. Zaledwie przy kilku stolikach, tych najbliżej lady, stały krzesła. Starą, drewnianą podłogę okrywał równie wiekowy dywan, tłumiący kroki. 
Wróżka przeszła przez tę dżunglę, by podejść do schodów. Chwyciła owiniętą bluszczem poręcz, by wspiąć się na antresolę z niskim sufitem, gdzie przy półokrągłych oknach tkwiły kolejne stoliki. Podeszła do tego na samym końcu, wciśniętego w róg, i z cichym westchnieniem ulgi opadła na miękki, powycierany w kilku miejscach fotel. Odetchnęła głęboko wilgotnym, przesyconym zapachem egzotycznych kwiatów roślinności i nagle, z jakiegoś powodu, poczuła się jak w domu. 
Dlatego tak bardzo lubiła tu przychodzić. Za każdym razem, gdy zapadała się w ten miękki fotel, czuła się tak, jakby właśnie znalazła się we własnym domu. Zapach kwiatów, roślin i wilgotnej ziemi, przyjemne ciepło panujące we wnętrzu i małe lampki o witrażowych kloszach, rozpraszających kolorowe światło, były jej dobrze znane, chociaż nie była pewna dlaczego. Kojarzyły się z czymś przyjemnym. Ze spokojem i bezpieczeństwem. 
Otworzyła oczy i uśmiechnęła się lekko, trącając palcem delikatne, niebieskie kwiatki niezapominajki stojących w doniczce na koronkowej serwetce na środku stołu. Rozejrzała się ciekawsko po antresoli. Robiła to zawsze, bo czasem, rzadko, ale jednak zdarzało się, że wnętrze zmieniało się nieco. Niektóre rośliny znikały, inne pojawiały się, przy czym często wróżka pierwszy raz na oczy widziała takie dziwy. Lubiła koić oczy zielenią, wpatrując się w miękki blask światła odbijający się od lśniącej powierzchni ciemnozielonych liści hoi i stojącego kawałek dalej, bardzo okazałego grubosza. 
Zamarła, gdy jej wzrok padł na niewielki wazonik z pojedynczą różą. Jej różnokolorowe, delikatnie postrzępione płatki błyszczały delikatnie. Nawet z tej odległości Maeve mogła poczuć jej zapach. Nie chodziło nawet o to, że sam kwiat był nietypowy, czy też o to, że był cięty, choć w tej kawiarni ciętych kwiatów nie było nigdy. Choć, jak mogło się wydawać, widziała go po raz pierwszy w życiu, to jednak sprawiał też wrażenie dziwnie znajomego.
– Proszę, twoja kawa i sernik – Ivy zjawiła się tak cicho, że Maeve podskoczyła wręcz na fotelu. – Wszystko w porządku? – zapytała elfka, stawiając przed wróżką karmelowe latte i spory kawałek sernika z malinowym musem. 
– Tak, tak, wszystko okej – Maeve uśmiechnęła się do niej, a później wskazała na różę – Skąd to masz? – Zapytała. Ivy obejrzała się przez ramię, aby spojrzeć na kwiat. 
– Znalazłam wczoraj na stoliku. Musiał ją zostawić jakiś klient. Piękna, jest, co nie? Muszę poszukać, co to za odmiana. Nigdy wcześniej nie widziałam takiej róży. Jeśli dałoby się je hodować w donicy, to naprawdę pięknie wyglądałaby tam, przy tym regale, nie sądzisz? – zapytała, wskazując dłonią w stronę starego mebla wypełnionego książkami chyba każdego gatunku. 
– Tak, byłoby świetnie, ale wątpię, by się udało. Potrzebują dużo światła – wypaliła Maeve bez większego zastanowienia. Spojrzała na Ivy równie zdziwiona, jak elfka na nią.
– Znasz te kwiaty? – zapytała. Zazwyczaj było na odwrót. To Maeve wypytywała ją o różne gatunki, z których sprowadzeniem Ivy musiała się nieźle natrudzić. 
– Ja… chyba gdzieś widziałam w necie. Ale nie pamiętam, jak się nazywały. – Spojrzała przepraszająco na elfkę, która zamyśliła się, znów spoglądając na różę. Wzruszyła lekko ramionami. – Jeśli sobie przypomnisz, to daj znać. Może samej uda mi się coś znaleźć na ich temat. – Uśmiechnęła się do wróżki.
– Mogę ją obejrzeć? – zapytała Maeve. Ivy skinęła głową. – Pewnie. Tylko ostrożnie. Ma naprawdę ostre kolce – przestrzegła wróżkę. – Smacznego! – Życzyła jeszcze, po czym zniknęła na schodach prowadzących do głównej sali kawiarni. 
Maeve zapomniała o kawie i serniku. Patrzyła na różę tak, jakby spodziewała się, że ta lada moment wyskoczy z wazonu i ją ugryzie. Po chwili wahania wstała i podeszła do kwiatu. Ujęła ostrożnie różę w palce i uniosła. Niemal od razu otoczył ją słodki, nieco odurzający zapach. Przymknęła oczy, zanurzając się w nim, a jej serce zabiło nieco mocniej, zupełnie tak, jakby niezwykły aromat przywołał jakieś bardzo odległe wspomnienie. 

Spacerowali razem po krętych, piaskowych alejkach ogrodów. Słońce jaśniało na bezchmurnym, błękitnym niebie. Śmiała się właśnie z jakiejś niezwykłej historii, trzymając jasnowłosego mężczyznę pod rękę. Miał na sobie granatowy mundur zdobiony srebrną nicią, a błona jego skrzydeł miała szarobłękitny odcień. Trzymała go pod rękę, gdy przechodzili drewnianym mostkiem ponad strumieniem. Otaczał ich słodki zapach wielobarwnych róż. Niezwykłej, magicznej rośliny, która, darowana ze szczerymi intencjami, nigdy nie więdła. Powoli obracała kwiat w palcach lewej dłoni. Drgnęła, gdy ostry kolec wbił się w opuszek palca, upuszczając kroplę szkarłatnej krwi.

Drgnęła gwałtownie, jakby wyrwana z transu. Zamrugała i odetchnęła, po czym szybko podniosła kwiat, który musiał wypaść jej z rąk. Odłożyła go do wazonu i wsunęła zraniony palec w usta. Zmarszczyła nieco brwi, przyglądając się podstępnej roślinie, po czym wycofała do swojego stolika. Zagłębiła się na nowo w fotelu i spojrzała za okno. Oświetloną ulicznymi światłami ulicą przemykali śpieszący się gdzieś przechodnie. Mały psiak, trzymany na smyczy przez elegancką panią, ujadał właśnie na kogoś. Myśli rozpierzchły się gdzieś, pozostawiając jedynie pulsujący bólem palec.
Maeve pokręciła głową i sięgnęła po kubek z kawą. Upiła łyk i westchnęła z błogością, gdy gorycz kawy i słodkość syropu karmelowego przegoniły wszystkie troski. Z torby wyjęła scenariusz i rozłożyła go przed sobą na stole, w dłonie chwytając talerzyk z ciastem i widelczyk. Jedząc, skupiła się na kwestiach, które musiała zapamiętać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz